W roku 1897 trzej panowie – Salomon Andrée, Knut Frænkel i Nils Strindberg – postanowili dolecieć balonem na biegun północny, spuścić pływak z informacją „Byliśmy pierwsi!”, po czym, bez lądowania, wrócić do cywilizacji. Przekonani o genialności swojego pomysłu, nie wykonali nawet lotu próbnego ani nie zdobyli wiedzy o sposobach przetrwania w warunkach polarnych. Balon wystartował, a nasi podróżnicy... szybko stracili nad nim kontrolę. Znaleźli się na dryfującym lodzie, a po wielu dniach niesamowicie trudnej wędrówki dotarli na Wyspę Białą – najbardziej niedostępną z wysp Morza Lodowatego. Teoretycznie powinni tam przezimować, bo mieli wystarczające zapasy żywności i ciepłych ubrań, jednak po kilku dniach wszyscy trzej zmarli. Dlaczego? Na to pytanie do dziś nikt nie zna odpowiedzi.
Bea Uusma, autorka „Ekspedycji”, przez niemal połowę życia rozmyślała o tych podróżnikach. Badała wszelkie pamiątki po nich, popłynęła nawet na Wyspę Białą, by zobaczyć ich obozowisko. Jako osoba z wykształceniem medycznym mogła dokładnie przeanalizować możliwe przyczyny zgonu. Bo dlaczego umarli? Zatruli się jadem kiełbasianym? Zaatakował ich niedźwiedź? Zamarzli? Popełnili samobójstwo? Na okładce książki widnieje tekst: „Od prawie stu lat badacze Arktyki, dziennikarze i lekarze próbują zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło (...). Zagadkę rozwiązała Bea Uusma”[1], tymczasem Uusma nie rozwiązała żadnej zagadki. Owszem, przedstawiła pewną hipotezę, jednak wyraźnie zaznaczyła: „Nigdy nie da się dotrzeć do jednej odpowiedzi. Im więcej wiem o wyprawie Andréego, tym jestem mniej pewna, co tak naprawdę się wydarzyło”[2]. Nie poznamy prawdy, bowiem nie ma skąd wziąć próbek do nowoczesnych badań – szczątki członków ekspedycji zostały skremowane, a ich ubrania wielokrotnie uprane.
Do treści książki nie mam żadnych zastrzeżeń, do wyglądu – tak. Pomiędzy licznymi czarno-białymi fotografiami przedstawiającymi uczestników ekspedycji, ich szkielety, balon itd. znajdują się kartki... kolorowe. Pomarańczowe z czarną czcionką, czarne z pomarańczową czcionką. To jeszcze nic, jakoś poradziłam sobie z ich przeczytaniem. Kiedy jednak natrafiałam na białe strony w czerwone ukośne linie, przez moje oczy i głowę przebiegał gwałtowny ból. Na domiar złego nie umiałam znaleźć żadnego uzasadnienia dla tej pskrokacizny. Przecież autorka opowiada o rzeczach biało-szarych: lodowcach, krach, morzu, a adresatami nie są przedszkolaki, tylko ludzie dorośli.
Podsumowując, mogę powiedzieć, że Bea Uusma w ciekawy sposób uporządkowała wiedzę o ekspedycji, przeanalizowała dane z dziennika Andréego i możliwe przyczyny śmierci. Da się wyczuć, że książkę pisała osoba zafascynowana podróżnikami, a zarazem rozsądna i skromna. Autorka nie próbuje wysunąć się na pierwszy plan, głównymi bohaterami przez cały czas pozostają Andrée, Frænkel i Strindberg.
---
[1] Bea Uusma „Ekspedycja: Historia mojej miłości” („Expeditionen: Min kärlekshistoria”), przeł. Justyna Czechowska, Marginesy, 2017, tekst z okładki.
[2] Tamże, s. 288.
Ciekawa pozycja, moze tez po nia siegne, bo lubie takie historie o prawdziwych ludziach , no szkoda, ze zagadka na zawsze pozostanie nierozwiazana:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać. :) A zagadka byłaby rozwiązana, gdyby zachowała się choć jedna kość któregoś z podróżników. Niestety, ich szczątki poddano kremacji...
UsuńWłaśnie czytam - jestem zachwycony. Jakoś na myśl przychodzą mi Pierścienie Saturna Sebalda. A kości, cóż może jeszcze się znajdą....
UsuńMoże jeszcze się znajdą i dowiemy się, co spotkało tych panów... A ja teraz czytam "Ocean Lodowaty" Sundmana. Sundman też wspomina o ekspedycji Andréego. Był nawet na Wyspie Białej i widział ich ostatnie obozowisko. :)
UsuńNie kusi mnie ta książka jakoś bardzo, ale może kiedyś dam jej szansę. ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie nie będę Cię namawiać do czytania. :)
UsuńMnie ta książka intryguje, ale nie miałam jej kiedy przeczytać.
OdpowiedzUsuńTak, ta książka jest intrygująca. Czyta się ją bardzo szybko, bo choć liczy ponad trzysta stron, na wielu z nich są tylko zdjęcia i tabelki. Są też strony zawierające jedno tylko zdanie. :)
UsuńMogłam się zdecydować recenzencko. Wydaje mi się, że o tej sytuacji wspominał Amundsen w swojej książce. A może to nie był Amundsen? Jakiś polarnik sprzed stu lat.
UsuńNie wiem, o którego polarnika chodzi. :) Bea Uusma wspomina, że ekspedycja Andréego jest w Szwecji najczęściej opisywaną wyprawą polarną. Wydano o niej około pięćdziesiąt książek.
UsuńJest jeszcze dziennik Andree, wydany też w Polsce dość dawno. Musiałam zlokalizować sobie te strony, o których piszesz, bo mi one w ogóle nie przeszkadzały, co więcej nawet nie zwróciłam na nie uwagi. Może Bea nie rozwiązała zagadki do końca, ale przynajmniej wykluczyła kilka innych, w tym tą do teraz obowiązującą; trakcie czytania "niezależnie" doszłam do podobnych wniosków jak ona.
OdpowiedzUsuńA apropos formatów wydania, to ja teraz czytam książkę wydaną w latach 70. czcionką chyba 10, masakra, w dodatku czytam nie polsku, co jeszcze pogarsza sprawę, bo albo mi się zdaje, że nic nie widzę albo, że nic nie rozumiem :)
*wykluczyła kilka innych TEORII (...) - chodziło mi
UsuńO, to mamy inaczej. Mnie akurat małe literki w ogóle nie przeszkadzają, za to nie znoszę jaskrawych kolorów i jasnych czcionek na ciemnym tle, ponieważ bolą mnie od tego oczy.
UsuńTak, wykluczyła kilka teorii, na przykład tę, że zmarli z powodu zatrucia włosieniami. O tej ekspedycji opowiada też „Podróż napowietrzna pana inżyniera Andrée” Pera Olofa Sundmana. Nie czytałam jej, ale znam Sundmana z innej książki i mogę powiedzieć, że to bardzo dobry autor. Ciekawa jestem, co miał do powiedzenia na temat podróżników. :)
Znam tę książkę, ale niestety u mnie w ogóle nie jest dostępna. To swoją drogą fikcja literacka. Najbardziej dramatyczną wyprawą w historii była wyprawa Scotta z 1912 r., można o niej poczytać w relacji Cherry-Gerrarda, albo w dziennikach Scotta (do czego zresztą gorąco namawiam).
UsuńPoszukam książek, o których wspominasz. Wyprawa Andréego podziałała na moją wyobraźnię, jeszcze długo po skończeniu „Ekspedycji” zastanawiałam się, jak podróżnicy musieli się czuć, kiedy zrozumieli, że nie tylko nie zdobędą sławy, ale najprawdopodobniej stracą życie...
UsuńLubię takie historie, może sięgnę w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńWarto. :) Było mi bardzo szkoda członków tej ekspedycji.
UsuńHa, za takie teksty z okładki można "podziękować" geniuszom reklamy, starających się podnieść sprzedaż danego tytułu. Szkoda, że takie durne praktyki są powszechnie praktykowane.
OdpowiedzUsuńA sama historia dość ciekawa. Może niedoszli zdobywcy nie przygotowali się należycie do wyprawy z uwagi na pośpiech - pewnie cały czas mieli świadomość faktu, że ktoś może ich ubiec.
Historia jest fascynująca... Ale i bardzo smutna. Z książki Uusmy wynika, że do wyprawy przygotowywali się dość długo. Przez kilka lat zastanawiali się nad konstrukcją balonu, bardzo długo też czekali na zmianę kierunku wiatru. Chcieli wystartować już w roku 1896, ale nie udało się to z powodu nieodpowiednich warunków atmosferycznych. Mieli czas na wzbogacenie wiedzy o sztuce przetrwania. Ich błąd polegał na tym, że zbyt mocno wierzyli w sukces.
UsuńNie mam ochoty na tego typu historię, mam wrażenie, że mam przesyt, jakkolwiek to zabrzmi, ekspedycjami z nieszczęśliwym zakończeniem. W ogóle pierwsze słyszę o tej wyprawie opisanej w książce. Wydaje mi się, że oprócz niepasującej mi tematyki, to mogłabym się wkurzyć na to, że brak jednoznacznej odpowiedzi na to, co ich zabiło. Wiem, że takie są fakty, tym niemniej jestem taką osobą, którą irytuje, gdy jakieś zdarzenie ma nieznaną przyczynę, a jeszcze gorzej gdy nieznany jest skutek. Więc nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńWyprawa zakończyła się niepowodzeniem, więc mało kto o niej słyszał. Na ogół wiemy tylko o tych udanych. :) Tak, to frustrujące, że nie znamy powodu ich śmierci. Podczas czytania wciąż zadawałam sobie pytanie, co tam się wydarzyło...
Usuń