31.07.2012

„Rynek w Smyrnie” Jacek Dehnel

„Rynek w Smyrnie” to zbiór sześciu opowiadań napisanych przez Jacka Dehnela jeszcze przed „Lalą”. Młodzieńcze płody naszego obiecującego pisarza nie zachwyciły mnie, zmuszałam się do ich czytania i zmarnowałam czas.

Narratorką „Olafa Farbiarczyka” jest pracownica burdelu, do którego pewnego razu przybył chudziutki, młodziutki, uduchowiony ksiądz, „migdalik cukrowany”[1]. W zamian za dach nad głową, strawę oraz spokojne miejsce do modlitw zobowiązał się pokryć ściany kwiatkami, aniołkami i papugami. Został przyjęty, więc pracowicie malował freski i czerwienił się jak buraczek na widok roznegliżowanych pań. Narratorka czuła się bardzo podekscytowana jego obecnością, pragnęła go do siebie przytulać. Dehnelowi dobrze udało się wczuć w duszę kobiety (a to trudne zadanie dla pisarza-mężczyzny) i pokazać kobiecy erotyzm. Raziło mnie jednak dziwne, zbyt wyszukane słownictwo, jakim posługiwała się ta niewykształcona prostytutka. Powiedziała ona na przykład o księdzu, że to „pacykarz, za którym beczą koźlęta moich piersi”[2]. Koźlęta piersi???

W opowiadaniu „Rynek w Smyrnie” widzimy rodzinę podróżującą po Włoszech – pucułowatego dorobkiewicza, jego żonę „z pierścionkami skrzącymi się na tłustych łapkach”[3], syna o imieniu Piotr oraz córkę Konstancję – uduchowione, piękne dziewczę odziane w strój nie z tej epoki. Konstancja ogląda różne dzieła sztuki i nie może się zdecydować, co ją pociąga: malarstwo czy też literatura, a może coś zupełnie innego? Dziewczyna nie wie, że wokół niej krąży... Śmierć. „W końcu śmierć, jak każdy duch wyższy, jest zarazem kobietą i mężczyzną, dzieckiem i obojnakiem, mogła więc patrzeć na Konstancję z wielu stron...”[4].

Narratorem „Patrząc na Stromboli” jest młody Polak, potomek ziemian, którym odebrano dwór. Odbywa on wrześniową podróż po Włoszech w towarzystwie pięknej Lizy. W nieco monotonny sposób zapisuje, co widział i co zjadł. Jadł więc bergamoty, bułki, pomidory, marmoladę, ser oraz opuncje, przy tym miał pecha, bo kolce owocu wbiły się w jego wargi.

„Filc” zaczyna się od opisu pogrzebu ciotki narratora, potem następują wspomnienia związane z różnymi wiekowymi kuzynkami. Opowiadanie tematyką i klimatem przypomina „Lalę”. Byłoby ładne i ciekawe, gdyby nie język, jakim posłużył się Dehnel. Wiele zdań należałoby wykreślić lub poprawić, na przykład takie: „Czy ciotki, opływające w obfitość swoich narracji, żyjące w ciągłym przepychu słów, mogłyby się wykazać takim skąpstwem i odmówić sobie przepychu wszelkiego rodzaju naddatków, fałdek, przebarwień?”[5]. W zdaniu tym niepotrzebnie powtarza się wyraz „przepych”.

„Płyną przez życie jak rozlewne rzeki, rozgałęziają się w koryta dygresji i delty skojarzeń, spływają pradolinami utartych historii i torują sobie przełomy dopiero co obmyślonych kwestii”[6] – to inne zdanie z „Filcu”.

Dehnel lubi posługiwać się terminami z dziedziny muzyki: „I tak dalej, wliczając w to tryle i arpeggia pytań pomocniczych oraz ligatury nawiązań do innych opowieści”[7], „na klawikordzie dźwięcznych ciotek odgrywałem najwymyślniejsze utwory, z miną wirtuoza naciskając klawisze pytań”[8].

Żadne z opowiadań mnie nie zachwyciło. Cenię lekkość stylu i oryginalność, tymczasem Dehnel posłużył się zdaniami pozbawionymi wdzięku, ciężkimi, zbyt rozbudowanymi, często niezrozumiałymi, pokazał też, że nie zna umiaru w używaniu metafor. Widać, że nie wypracował jeszcze własnego stylu. Jego młodzieńczy utwór zdecydowanie nie zasługuje na pochwały. Tylko... dlaczego w ogóle go wydano? Dla pieniędzy?

3/6.

---
[1] Dehnel Jacek, „Rynek w Smyrnie”, WAB, 2007, str. 118.
[2] Tamże, str. 114.
[3] Tamże, str. 64.
[4] Tamże, str. 71.
[5] Tamże, str. 187.
[6] Tamże, str. 184.
[7] Tamże, str. 185.
[8] Tamże, str. 185.

27 komentarzy:

  1. Widzę, że czytamy podobnych autorów i często mamy podobne opinie. Tym razem jednak nam się opinie "rozjechały". Mnie się opowiadania podobały, choć generalnie opowiadania nie są tym co lubię najbardziej w literaturze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to bywa... Też nie przepadam za opowiadaniami, bo trudno się je czyta i chyba też trudno pisze. Ze wszystkich opowiadań, jakie przeczytałam do tej pory, najbardziej cenię te napisane przez Iwaszkiewicza. A z opowiadań Dehnela najbardziej przypadła mi do gustu "Tońcia Zarębska" z "Balzakianów".
      Pozdrawiam :-)

      Usuń
    2. No widzisz, a mnie Balzakiana z wszystkiego napisanego przez Dehnela podobała się najmniej. A opowiadań Iwaszkiewicza nie znam. Poluję natomiast na jego opowiadania z podróży po Włoszech. A teraz się przyznam, że pisząc komentarz u ciebie byłam przekonana, że kiszę go u książkozaura :), ach starość nie radość. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. "Tońcia Zarębska" mi się podobała, choć mam do niej kilka zastrzeżeń, ale "Mięso wędliny" oraz "Miłość korepetytora" już nie. Bohater "Miłości korepetytora" to straszny cudak: małe mieszkanko w bloku chce upodobnić do pałacu, wyburza ściany, wstawia dwuskrzydłowe pałacowe drzwi...
      Pod koniec sierpnia, kiedy wreszcie będę miała dostęp do swojego komputera, napiszę kilka słów o tym, co mi się podobało w "Balzakianach", a co nie.
      Pozdrawiam również :)

      Usuń
  2. A ja z przekory szukać zaczęłam darmowych fragmentów, bo próbowałam kiedyś czytać "Lalę", ale zrezygnowałam, mimo peanów na cześć tej lektury. Fragment znalazłam,hmm, też mnie nie porwał. Może kiedyś dojrzeję do takich lektur.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dehnel jest wybitnym polskim pisarzem. Dobrym na miarę uuropejską a nawet światową. nie tylko paszport polityki, ale nike też i nagroda nobela. Tylko ze niektórzy tego nie rozumieją i wychwalają Eco Wiśniewskiego albo Colelho.
    I co z tego ze w jednym zdaniu dwa razy slowo przepych?Zdanie i tak jest piekne i porywające jak trumna z elektrycznym oswietleniem;.(

    OdpowiedzUsuń
  4. Steinbecka niezbyt ceniono, nie pomogła nagroda Nobla, więc nagrody to żaden argument. A że Dehnel ma zarówno zwolenników, jak i przeciwników to dobrze. Gorsza byłaby czytelnicza obojętność.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niezależnie od Pani ogólnego sądu (do którego nic nie mam) - prosiłbym jednak o minimum kompetencji recenzenckich. Cytat, który Pani wykpiwa to (co NAPRAWDĘ łatwo zgooglować, jeśli ktoś go nie zna sam z siebie) ukryty cytat biblijny, z "Pieśni nad Pieśniami" (PnP 7,4-5: "Piersi twe jak dwoje koźląt, bliźniąt gazeli. / Szyja twa jak wieża ze słoniowej kości").

    Powtórzenie, które Pani przywołuje, to tzw. powtórzenie retoryczne (repetitio), figura znana w różnych formach już od starożytności (w tym wypadku - powtórzenie w środku dwóch członów podrzędnych - to mesodiplosis).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wykpiwam cytatu biblijnego, proszę tak nie pisać, cytat sam w sobie jest piękny. I włożony w usta Olafa brzmiałby pięknie. Nie rozumiem jednak, dlaczego narratorka - osoba niewykształcona i niezbyt pobożna - miałaby znać Pieśń nad Pieśniami. Przez cały czas posługuje się ona prymitywnym, niewyszukanym słownictwem, piersi nazywa "cyckami" - i nagle mówi: "beczą koźlęta moich piersi". Mnie to razi.

      Nie, nie wiedziałam, że powtórzenie w jednym zdaniu tych samych słów nazywa się mesodiplois. Zapamiętam sobie i dziękuję za informację. Nadal jednak nie podoba mi się to zdanie, mam wrażenie, że lepiej brzmiałoby bez powtórzeń. Podejrzewam zresztą, być może niesłusznie, że Pan nie zastosował świadomie tej figury, tylko po prostu nie zauważył powtórzenia. Zdarza się to nawet najlepszym pisarzom, prawda? Iwaszkiewicz, którego bardzo lubię, ciągle powtarzał wyrazy.

      "Prosiłbym jednak o minimum kompetencji recenzenckich" - niestety, nie jestem recenzentką, ale zwyczajną miłośniczką książek :-)

      Usuń
    2. No, to niech Pani teraz pokombinuje, skąd kochanka Olafa może znać te frazy i kto je jej przekazał?

      Nie, powtórzenie nazywa się repetitio, mesodiplosis to jego podgatunek. Jak mogłem tego "nie zauważyć", skoro cała konstrukcja zdania jest retoryczna i pokazuje odbicie narracji w ciele? Przepych I (słów) jest odbiciem przepychu II (przebarwień i fałdek). Nie jestem szczególnie zadowolony z opowiadań, które pisałem jako nastolatek, ale proszę nie zmyślać, że to jakieś przeoczenie, skoro konstrukcja zdania czarno na białym pokazuje, że świadoma figura.

      Jest Pani recenzentką, bo pisze Pani rozliczne recenzje; to, że Pani za to nie płaci jakaś redakcja, jest sprawą drugorzędną. :)

      Usuń
    3. W takim razie bardzo Pana przepraszam za nierozpoznanie, że powtórzenie słowa "przepych" było świadomie zastosowaną figurą. Ale nadal uważam, że temu zdaniu brakuje lekkości i wdzięku.

      Bardzo nie lubię szastania słowem "recenzent". Recenzent to według mnie osoba, która:
      - przeczytała bardzo dużo książek,
      - zna mnóstwo ważnych pisarzy,
      - potrafi wskazać, pod czyim wpływem znajduje się dany pisarz,
      - potrafi rozpoznawać cytaty biblijne (nawet jeśli jest ateistą) i różne dziwne figury stylistyczne (nawet te używane w starożytności),
      - nie robi nigdy błędów ortograficznych, interpunkcyjnych ani żadnych innych.
      Nie spełniam tych warunków, więc recenzentką nie jestem.

      "skąd kochanka Olafa może znać te frazy i kto je jej przekazał?"
      Ksiądz? Tylko że w opowiadaniu nie ma mowy o tym, by narratorka towarzyszyła księdzu przy modlitwach. Odniosłam wrażenie, że ona bardziej interesowała się jego ciałem niż życiem duchowym :)

      Usuń
    4. Hm, ja bym powiedział, że Pani pisze nie o recenzencie, a o krytyku literackim.

      A rozpoznawanie cytatów (biblijnych, nawet jeśli się jest ateistą, ale i innych) i środków stylistycznych to jakaś podstawa wykształcenia literackiego. "Pieśń nad Pieśniami" i powtórzenie jako figura to program szkolny.

      A czy podany cytat biblijny pochodzi z modlitwy? Czy może z miłosnej pieśni, która trafiła do Biblii?

      Usuń
    5. Z miłosnej pieśni, ma Pan rację.
      A przy okazji zapraszam na początek września na opinię o Balzakianach.

      Usuń
  6. A u mnie "Lala" Dehnela czeka właśnie w kolejce, a tu takie co najmniej żółte światło ... zaryzykuję ale mam nadzieję, że nie będę żałował zmarnowanego czasu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Lala" jest na pewno lepsza od "Rynku w Smyrnie". Zresztą sam autor (czyli Tajny Detektyw) przyznał, że nie jest zadowolony z opowiadań, które napisał jako nastolatek.
      A ja zamierzam jeszcze sięgnąć po "Saturna" i mam nadzieję, że się nie zawiodę :-)

      Usuń
  7. Ja byłam zachwycona "Lalą", więc gdy później wydano opowiadania, od razu je kupiłam i przeczytałam. Nie oceniam ich aż tak negatywnie, jak Ty, choć rzeczywiście nie porwały mnie tak, jak tego oczekiwałam. Zbiór w moim odczuciu był nierówny - były fragmenty bardzo fajne, ale były i opowiadania, które nie przypadły mi do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także byłam Lalą oczarowana, podobnie, jak wielkie wrażenie zrobił na mnie Saturn. Natomiast zdziwił mnie komentarz autora, zdziwił in minus :(

      Usuń
  8. Widzę, że słabo wypadły te opowiadania. Ale i tak kiedyś je przeczytam, z czystej ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie znam jeszcze twórczości pana Dehnela, choć bardzo jestem jej ciekawa. Nie lubię opowiadań samych w sobie, a te mnie jakoś nie zachęcają, ale myślę, że dam im za jakiś czas szansę. Bardzo jestem ciekawa języka i stylu jakimi autor się tu posługuje. Cytaty mnie zaintrygowały na swój sposób. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nati, jeśli nie znasz jeszcze twórczości pana Dehnela, to może lepiej nie zaczynaj od "Rynku w Smyrnie". Lepiej chyba sięgnąć po "Lalę" :-)

      Usuń
  10. Czyli jesteśmy recenzentkami:) Chociaż tyle z dyskusji wynika. Tak na marginesie "Lala" mi się bardzo podobała, juwenilia - po Twojej recenzji - chyba nie; raczej nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam te opowiadanie i też się rozczarowałam. To zdecydowanie nie jest poziom "Lali" czy "Balzakiany". Przez moment myślałam, że ta moja opinia jest wynikiem tego, że opowiadań nie lubię, ale nie - one po prostu są słabe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie przepadam za opowiadaniami. A najlepsze opowiadania według mnie pisał Iwaszkiewicz i Hłasko (mówię o polskich autorach).

      Usuń