27.10.2025

„Emigranci” Vilhelm Moberg

Szwecja, lata pięćdziesiąte dziewiętnastego wieku. Młodziutki Karl Oskar zaciąga pożyczkę, odkupuje od rodziców gospodarstwo i żeni się z Krystyną. Lecz choć robi wszystko, co możliwe, nie potrafi wyżywić szybko powiększającej się rodziny. Zamiast spłacać długi, brnie w kolejne. Traci krowę, owce. Na jego ziemi nic nie chce rosnąć, i nic dziwnego, bo jest to piach pokryty kamieniami. „Jak gdyby w tym właśnie miejscu kamienie spadały z nieba przez wszystkie sześć dni stworzenia świata” (s. 20). Na domiar złego ciągle dochodzi do klęsk żywiołowych. Młody gospodarz uświadamia sobie, że marnuje najlepsze lata życia na wyniszczającą, daremną harówkę i niczego nie osiągnie, a na starość będzie ciężarem dla dzieci. A przecież i on, i żona są silni, pracowici, zaradni i gdyby tylko dostali szansę, gdyby mieli lepsze miejsce do życia, mogliby wiele zdziałać.

Robert, młodszy brat Karla, wbrew swojej woli zostaje parobkiem. Nie daje sobie rady, mocno tęskni za wolnością, brakuje mu sił fizycznych i wytrwałości. Któregoś razu, w upał, przez wiele godzin nie dostaje wody. Wymęczony, postanawia odpocząć. Kara za lenistwo jest niesamowicie okrutna...

O innym parobku, Arvidzie, stara gospodyni rozpuszcza plotkę, że zamknął się w oborze sam na sam z białą jałówką. Jałówka zostaje zabita (bo mogłaby urodzić cielę z ludzką głową), a młody mężczyzna pada ofiarą ogromnej nienawiści. Czuje się zrozpaczony, zaszczuty. Dziewczyny uciekają na jego widok, ktoś nazywa go „bykiem”. Starucha nie ma zamiaru przyznać się do kłamstw. „Skurczona, zgięta, zdawało się, że nie ma sił, żeby muchę skrzywdzić, a zniszczyła życie Arvidowi” (s. 60).

Urlika jako dziecko traci rodziców i zostaje sprzedana na licytacji. Kiedy ma czternaście lat, przybrany ojciec ją gwałci. Dziewczyna bardzo płacze, szybko jednak dochodzi do wniosku, że mogłaby wystawić swoje ciało na sprzedaż. Nocami do jej chatki wciąż zakradają się mężczyźni z okolicy, w dzień wszyscy okazują jej pogardę. Urlika ani myśli chodzić że spuszczoną głową, a tym, ją obrażają, odpowiada wiązanką obelg; nie waha się zwyzywać nawet proboszcza czy kościelnego. Przekonana jest zresztą, że wszyscy mężczyźni ją pożądają, a kobiety czują zazdrość. „Nie mogły mi darować, że miałam więcej mężczyzn niż one” (s. 264). Jako osoba trzeźwo myśląca zdaje sobie sprawę, że choć jest ładna, wesoła i energiczna, nikt w Szwecji nie ożeni się ani z nią, ani z jej nieślubną córka Elin. A Urlika bardzo kocha swoją jedynaczkę i chciałaby dla niej lepszej przyszłości. 

Daniel to człowiek spokojny, pobożny. Któregoś dnia odkrywa, że nie jest sobą, tylko… Jezusem Chrystusem. Od tej pory ku strapieniu żony rozdaje wszystko, co ma, i przygarnia mnóstwo różnych włóczęgów, odprawia też nielegalne nabożeństwa. Szybko zostaje skazany na karę więzienia. Opuszczony przez niemal wszystkich swoich zwolenników, uznany lidera sekty i za wariata, postanawia wziąć przykład z Mojżesza i  poprowadzić swoją gromadkę do Ziemi Obiecanej.

Jonas Petter mieszka z kłótliwą żoną, która krzyczy często i tak głośno, że przechodnie na gościńcu przystają, a konie się płoszą. Mężczyzna ma dosyć takiego podłego życia. Choć jest już stary, wciąż wierzy, że gdzieś tam w świecie czeka na niego spokój i kobieta, która da mu trochę czułości. 

Wszyscy ci ludzie (i kilkoro innych) nie widzą już dla siebie miejsca w ojczyźnie. Nie zrobili nikomu nic złego, a mimo to padli ofiarami plotek, przemocy, samotności albo niewyobrażalnej nędzy. Szamoczą się niczym muchy w pajęczynie, nie mając szans na ratunek. Nie w tamtych czasach, nie w tamtym miejscu. Ale ponieważ, z wyjątkiem Krystyny, są odważni i przedsiębiorczy, decydują się zrobić coś, czego nikt jeszcze z ich gminy nie zrobił, a mianowicie poszukać szczęścia w Ameryce. I choć nie mają pewności, że tamtejszy rząd naprawdę oddaje ziemię do osadnictwa, choć nie wiedzą, czy przetrwają długą podróż, choć wszyscy wokół ich straszą bądź potępiają, nadzieja na polepszenie losu zwycięża nad strachem.

Pierwsza połowa „Emigrantów” to opis okoliczności, które doprowadziły bohaterów do podjęcia decyzji o wyjeździe, druga to opis podróży statkiem, podróży koszmarnej, traumatycznej, takiej, na którą można zdecydować się tylko raz w życiu. Zapobiegliwy kapitan bierze ze sobą skrzynię szwedzkiej ziemi do posypywania zwłok, wiedząc, że się przyda. I rzeczywiście, nie wszyscy z grupki skupionej wokół Karla Oskara docierają do Nowego Jorku... 

Autor dokładnie opisuje, jak bohaterowie męczą się w ojczyźnie, szukają ratunku, przygotowują do wyjazdu. Każda postać robi to inaczej. Krystyna na przykład niemal umiera ze strachu, zresztą gdyby nie doszło do pewnej tragedii, w ogóle nie opuściłaby domu. Daniel i Robert nie doświadczają takich zmartwień i lęków jak pozostali. Ten pierwszy wierzy, że Bóg będzie nad nimi czuwał, drugi uważa, że za oceanem czekają na nich same wspaniałości. Co zaskakujące, ten na pozór ciężko myślący Robert uczy się angielskiego najszybciej ze wszystkich i zdobywa najwięcej wiadomości o Ameryce. Można nawet powiedzieć, że kiedy ciałem przebywa jeszcze w Szwecji, myślami i marzeniami zadomowił się już w swoim nowym kraju.  

Autor nie unika tematów intymnych. Dowiemy się na przykład, że Urlika lubi seks i gości u siebie żonatych mężczyzn nie tylko dla zarobku, ale też z litości. Żal jej tych, których żony są brzydkie, zniszczone albo zgorzkniałe. Ona sama wygląda świeżo, ponętnie i z dumą myśli: „Wielu tych, co w domu musieli przeżuwać stare, wyschłe siano, u mnie najadło się do syta soczystej koniczyny” (s. 264). Krystyna lubi upojne noce, ale za nic by się do tego nie przyznała. Ciekawa jest jej rozmowa z mężem, który niezbyt entuzjastycznie reaguje na wiadomość o kolejnej ciąży, tak jakby nie do końca kojarzył, z jakiej przyczyny rodzina wciąż się powiększa. 

Można by długo pisać o tej powieści, gdyż jest przepiękna, bogata w szczegóły, pełna znakomicie nakreślonych postaci, ma doskonale zarysowane tło historyczne i obyczajowe, zawiera wiele niezapomnianych scen. Na mnie największe wrażenie wywarł opis pobicia Roberta, opis klaustrofobii doświadczanej przez Roberta zamkniętego podczas sztormu pod pokładem, a także opis małej Anny wykradającej kaszę; ten ostatni wątek wręcz rozdziera serce. Wbiła mi się też w pamięć kłótnia Krystyny z Urliką o wszy, kiedy to Krystyna dostaje od „wszetecznicy” nauczkę. I dobrze, bo jej nienawiść i poczucie wyższości były już zbyt wielkie. Poza tym podróżni postanowili, że zaczną życie z czystą kartą, nie będą wypominać sobie dawnych grzeszków, i tylko żona Karla nie umiała się do tej zasady dostosować. 

Drugi tom tej sagi, „Imigrantów”, czytałam wieki temu, a trzeciego i czwartego najpewniej nie poznam już nigdy, gdyż nie zostały przetłumaczone na polski. Szkoda, bo Moberg jak nikt inny umiał pokazać pogoń za marzeniami, ludzką rozpacz, niezgodę na podłe warunki do życia. 

---
Vilhelm Moberg, „Emigranci”, przeł. Maria Olszańska, Wydawnictwo Poznańskie, 1982 

2 komentarze:

  1. Nie znam tej serii, ale jeżeli nie będzie kolejnych części po polsku, to nie ma sensu po nią sięgać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda z części jest tak napisana, że można ją czytać bez znajomości pozostałych. Ja zaczęłam od drugiej (bo do pierwszej nie miałam wtedy dostępu) i jakoś się nie pogubiłam w bohaterach. :) Może jeszcze kiedyś wydadzą część drugą i trzecią, ale czarno to widzę...

      Usuń