25.10.2022

„Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek” Kateryna Babkina

Książka „Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek” Kateryny Babkiny składa się z opowiadań mających tych samych bohaterów – Miszę, Lilę, Ninę, Łesię i Dimę. Poznali się oni pierwszego września 1991 roku, kiedy to rozpoczęli naukę w szkole podstawowej, a ich kraj – Ukraina – zaledwie kilka dni wcześniej pojawił się na mapach Europy. W kolejnych opowiadaniach autorka ukazuje sytuacje rodzinne i różne epizody z życia tych postaci, a niekiedy cofa się w odległą przeszłość sięgającą nawet czasów drugiej wojny światowej, by przybliżyć na przykład młodość dziadka Łesi. Dzięki temu zabiegowi główni bohaterowie są mocno osadzeni w swoich rodzinach, wiemy, co ich ukształtowało, dlaczego ich rodzice czy dziadkowie zachowują się tak, a nie inaczej. Zabieg ten pozwala też zobaczyć tę samą postać z kilku perspektyw. Kiedy jest pierwszoplanowa, patrzymy na nią „od środka”, w innym rozdziale – oczami kogoś z jej rodziny. Przykładowo raz widzimy, jak podle dziadek Łesi traktuje swoją żonę i córkę, innym razem poznajemy źródło tej nienawiści.

Sytuacje rodzinne głównych bohaterów są bardzo różne. I tak Misza jest w połowie Żydem, wychowanym przez nadopiekuńczą mamę, która wcześnie umarła, ale zdążyła jeszcze zabezpieczyć go materialnie: chłopak odziedziczył tyle nieruchomości, że nie musi pracować. Z kolei Lila to Żydówka pełnej krwi. Za czasów Hitlera jej babcia straciła wszystkich bliskich, a sama przetrwała tylko dzięki temu, że „ktoś ją ukrył, ktoś karmił, a ktoś przekazał jakimś ludziom”[1]. Po wojnie została wywieziona na wschód i nazwana Rewolucją; dopiero po upadku ZSRR udało jej się zmienić znienawidzone imię na Rywkę. Teraz ta staruszka planuje wyjazd do  Izraela. Chce zabrać wnuczkę. Tylko czy Lilka się zgodzi, czy nie będzie wolała zostać tam, gdzie się urodziła? 

Nina swojego ojca widziała zaledwie raz, wychowywały ją mama i babcia. Łesia dla odmiany dorastała w dużej rodzinie, otoczona miłością szalonego dziadka, który zabierał ją na złodziejskie wyprawy do cudzych sadów i który, nawiasem mówiąc, bardzo przypomina dziadka Nastki ze „Szczęśliwych nagich ludzi” – obaj są tak samo apodyktyczni, nie liczą się z rodziną, kochają tylko wnuczkę i dorabiają wykładami na temat naukowego komunizmu. Jeszcze bardziej nienormalna była sytuacja Dimy, wychowywanego w kulcie dla przodka, który rzekomo zginął na froncie. „Z wojny powracają tchórze i wyrodki, bohaterowie tam umierają”[2] – twierdziła babcia, bardzo dumna z tego, że jej syn nie wrócił. Jedynie mama Dimy wątpiła w to bohaterstwo. Oto jej rozsądne słowa:  

„Na wojnie nikt nie jest bohaterem. Na wojnie jest strasznie i dziko. I każdy albo jest zaślepiony jakąś ideą, rzadziej szlachetną, a częściej obcą i zbyt ogólną, żeby była warta takiego doświadczenia, albo po prostu jest jak małe przerażone zwierzątko, sam przeciw całemu światu, przy czym się zdaje, że jeśli przeżył – to jakby już zwyciężył ”[3].

Tak więc sytuacje rodzinne bohaterów są bardzo różne. Niemal wszyscy mają przodków obarczonych tragiczną przeszłością (na przykład dziadek Miszy stracił bliskich w Babim Jarze), ale niekoniecznie przejmują ich przekonania. Dima nie tylko nie podziela zamiłowania swojej babci do kultywowania bohaterów wojennych (i katowania całej rodziny tym kultem), ale bardzo się boi, że jeśli umrze, babcia i z niego zrobi obiekt czci. Kiedy więc zostaje powołany do wojska i wysłany na wschód Ukrainy, nie przesyła do domu zdjęć ani niczego innego, co dałoby się włożyć w ramki i ustawić na ołtarzyku.

Kateryna Babkina ukazuje swoich bohaterów w różnych sytuacjach – jeden zostaje zmuszony do małżeństwa z córką wroga ludu i tym samym traci szansę na spełnienie marzenia o karierze w radzieckiej armii, drugi podczas powrotu z wojny popełnia samobójstwo, trzeci ma przygodę homoseksualną, kolejny wysłuchuje historii o małym Gerszomie uwięzionym przez małżeństwo śmieciarzy... W tym ostatnim przypadku autorka rewelacyjnie oddała sposób myślenia dziecka, które nie rozumie, co się wokół niego dzieje, i nie umie jeszcze odróżnić podłości od poświęcenia. 

Te obrazki z codziennego życia bohaterów i historie ich przodków składają się na piękną, poruszającą i bardzo treściwą książkę, której jedyną wadą jest to, że niekiedy trudno odkryć powiązania między postaciami (czy Masza z „Nie wrócimy”, córka Lidii z „Drogi wśród kołchozowych pól” i jąkająca się babcia Niny to jedna i ta sama osoba?). Autorka niczego nie mówi wprost, pisze dla czytelnika, który nie lubi wykładania kawy na ławę, ewentualnie gotów jest tę samą książkę czytać dwa razy. A ponieważ Babkina posługuje się dojrzałym i błyskotliwym stylem, a do tego ciekawie ukazuje życie mieszkańców Ukrainy, zarówno tych wychowanych w duchu radzieckim, jak i dorastających w niepodległym kraju, powtórne czytanie nie będzie męczarnią, tylko literacką ucztą. Można też oczywiście nie bawić się w wyszukiwanie powiązań i każde opowiadanie potraktować jako oddzielną całość.

---
[1] Kateryna Babkina, „Nikt tak nie tańczył, jak mój dziadek”, przeł. Bohdan Zadura,   Warsztaty Kultury w Lublinie, 2020, s. 91.
[2] Tamże, s. 80.
[3] Tamże, s. 81-82.

20 komentarzy:

  1. Myślę, że dla mnie też ta książka będzie poruszająca. Ciekawa jestem tego codziennego życia bohaterów. Dopisuję ten tytuł do mojej listy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej książce bardzo dobrze ukazane jest życie mieszkańców Ukrainy, życie z czasów, kiedy jeszcze mało kto zdawał sobie sprawę, czym skończą się zaczepki Putina. Zachęcam do przeczytania, to bardzo dobra lektura. :)

      Usuń
  2. Książka wydaje się być dosyć oryginalna. Przynajmniej ja jeszcze z tak zawiłą powieścią się nie spotkałam i bardzo chętnie to zmienię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są opowiadania, ale mają tych samych bohaterów, można je więc też czytać jak powieść. :) Kateryna Babkina jest dobrą autorką, bardzo ją lubię.

      Usuń
  3. Słyszałam mieszane opinie o tym tomie opowiadań, więc odłożyłam go na później, ale widzę, że muszę po niego sięgnąć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się ta książka bardzo podobała i „Szczęśliwi nadzy ludzie” też, za to „Sonia” stawiła mi opór, „Soni” nie polecam na pierwszy kontakt z autorką. :)

      Usuń
  4. Nie przepadam za opowiadaniami, ale te wydają się spójne, a różnorodność bohaterów zachęca ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są spójne, a bohaterowie bardzo różni. :) Z trzech książek Babkiny, które przeczytałam, najbardziej polecam właśnie tę.

      Usuń
  5. Lubię ciekawe opowiadania, więc może i te kiedyś przeczytam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One naprawdę są bardzo ciekawe, więc zachęcam do przeczytania. :)

      Usuń
  6. Chyba chciałabym przeczytać tę książkę, chociaż strasznie dawno nie sięgałam po nic związanego z wojną/odczuciami ludzi/traumami etc. No, "Wojen makowych" w to nie wliczam ;)

    Mam lekki ścisk tyłka z powodu tego przecinka w tytule. Chętnie zeskrobałabym go z okładki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, z tym przecinkiem wydawnictwo dało plamę. Kto wie, ile osób na jego widok zrezygnowało z czytania książki, bo błąd w tytule jednak zniechęca. Przykre to, że wydawnictwo tak niefrasobliwie podeszło do książki autorki, która zasługuje na to, by ją czytać i chwalić.

      Sięgnij po książkę, jest bardzo dobra. Ostrzegam tylko, że tytułowy dziadek to odrażająca postać. :)

      Usuń
  7. Opowiadania są fajną formą, gdy nie ma się czasu. Po książkę z chęcią w przyszłości sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgnij, naprawdę warto, pamiętaj tylko, że te akurat opowiadania trzeba czytać po kolei, bo autorka nieprzypadkowo ułożyła je w takim, a nie innym porządku. :)

      Usuń
  8. Tak pięknie napisałaś o tej książce, że naprawdę nabrałam chęci na jej lekturę! Obiecałam sobie do końca roku przerwę od książek związanych z Ukrainą, tak dla zdrowia, bo po wielu latach pustki, w tym roku były trzy. Ale myślę, że w nowym roku będzie to mój must read, zwłaszcza, że bardzo lubię opowiadania. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam te opowiadania, są piękne i ciekawe. :) Ja na razie przeczytałam pięć książek ukraińskich i po pierwsze jestem przyjemnie zaskoczona, bo to bardzo dobre książki (jedynie „Kroniki ewakuacji” Wodeckiej nie przypadły mi do gustu), po drugie żałuję, że nie sięgałam po nie wcześniej, że dopiero w lutym tego roku otworzyły mi się oczy na tragedię Ukrainy i zainteresowałam się tym krajem.

      Usuń
  9. W bliższej lub dalszej przyszłości zrobię sobie jeszcze jedną rundkę po literaturze ukraińskiej i postaram się wtedy sięgnąć po ten zbiorek. Co ciekawe, z tego wydawnictwa (Warsztaty Kultury w Lublinie), udało mi się nabyć książkę Wasyla Słapczuka „Ten sam kurz drogi”, ale to już zdecydowanie grubsza lektura, bo liczy sobie ponad 400 stron.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie o wiele grubsza. Bardzo Cię zachęcam do poznania twórczości Babkiny, szczególnie opowiadań, bo powieść już nie rzuciła mnie na kolana. Jest dobra, ale... Trochę tych „ale” mam. Po powieść najlepiej sięgać, kiedy już się zna i lubi autorkę. A u mnie w najbliższych planach „Dom dla Doma” i „Internat” – nie ukrywam, że do sięgnięcia po te książki zachęciły mnie Twoje recenzje. :)

      Usuń
    2. O, to z ciekawością wyczekuję Twoich wrażeń. Obie powieści wywarły nam nie spore wrażenie, choć, co do "Domu dla Doma" to w sekcji komentarzy pojawiły się wątpliwości, czy aby na pewno idea napisania książki z perspektywy psa jest do obronienia ;) Jeśli zaś chodzi o "Internat", to mała ciekawostka - wg mnie dzieło jest na tyle uniwersalne, że spokojnie można czytać je bez znajomości kontekstu historycznego, jakim jest odbyta w 2015 roku bitwa o Debalcewe, choć znajomość realiów, czyni lekturę jeszcze bardziej interesującą.

      P.S. A krótkie formy Babkiny będę mieć na uwadze.

      Usuń
    3. Haha, ja też należę do osób, które mają wątpliwości, czy książka z takim narratorem może być ciekawa. Ale nie skreślam jej z góry, bo niektórzy autorzy potrafią zdziałać cuda i nawet przy takich dziwactwach jak pies narrator stworzyć coś niesamowicie dobrego. :) Swoją drogą w najnowszej powieści naszej noblistki, „Empuzjonie”, też pojawia się dziwny narrator. Nie zdradzę Ci, kim on jest, bo to dość zaskakujące.

      Tak że Babkina koniecznie. Opowiadania są i lepsze niż powieść, i bardziej ukraińskie, bo akcja powieści tylko na początku toczy się w Ukrainie, potem przenosi się do Polski, do Berlina i jeszcze dalej.

      Usuń