Akcja „Topieli” Jakuba Ćwieka rozgrywa się w lipcu ’97, kiedy to Polskę nawiedziła powódź tysiąclecia. Pierwszym zalanym miastem były Głuchołazy – i w nich właśnie spędzają wakacje główni bohaterowie powieści, nastoletni Kacper, Grzesiek, Józek i Darek. Kacper cieszy się z wizyty dawno niewidzianego dziadka i nie rozumie, dlaczego uczucia mamy są zgoła odmienne. Antypatyczny, obrażalski i agresywny Grzesiek pod bojową postawą ukrywa ból spowodowany odejściem matki i niepełnosprawnością taty. A Józek przyjeżdża odwiedzić swojego kuzyna Darka, który akurat przeżywa pierwszą miłość.
W powieści zostało utrwalone wszystko to, co było charakterystyczne dla lata roku 1997 – nieustannie padający deszcz, wzbierające rzeki, próby budowania wałów, brnięcie przez zalane miasto, śmieci płynące ulicami, podtopione domy, popowodziowe sprzątanie, wszechobecny odór zgnilizny, wrogość wobec Czechów. Autor nie idealizuje tamtych czasów, pokazuje nieżyczliwość, zaciekłą walkę o dary, wyrzucanie zniszczonych rzeczy wprost na ulicę, lekceważenie klęski żywiołowej. Tę ostatnią cechę wykazują szczególnie dzieci. Tam, gdzie dorośli widzą tragedię, one dostrzegają przygodę. Dla Darka, Józka, Kacpra i Grześka najważniejsze jest, że dochodzi do niecodziennych wydarzeń, że potem będzie co wspominać i o czym opowiadać. „Na tym polega magia tego lata i niech się dzieje, co chce”[1] – mówi któryś z nich. Na początku czują nawet rozczarowanie, że cała ta powódź nie wygląda bardziej widowiskowo, a i potem niezbyt dociera do nich powaga sytuacji – a może po prostu ich osobiste problemy są tak poważne, że spychają klęskę żywiołową w cień.
Tych osobistych problemów autor nawymyślał całkiem sporo. Chłopcy martwią się o swoje rodziny, stykają z przemocą i z różnymi zagrożeniami, natrafiają też coś niezwykłego, co odbiera im spokój. Już na samym początku „Topieli” pada informacja, że pod koniec lipca znaleziono zwłoki nastolatka, które wyglądają jak „nadęty, niemal bezkształtny balon, pozbawiony oczu, ze skórą odłażącą jak ze sparzonego pomidora”[2]. Podczas czytania trudno nie stawiać sobie pytania, kto okaże się pechowcem i z jakiego powodu umrze. Za pomocą motywu śmierci jednego z głównych bohaterów oraz postaci Czecha posiadającego broń palną autor usiłuje wprowadzić nastrój grozy i tajemnicy, uważając najwidoczniej, że powieść czysto obyczajowa nie zainteresuje czytelnika, że potrzebuje on urozmaicenia, mocnych wrażeń.
Rozdziały pokazujące wydarzenia z punktu widzenia chłopców przeplatane są tak zwanymi „luźnymi kartkami”, do których Ćwiek wepchnął wszystko to, co nie pasowało do pozostałych. Język jest całkiem zgrabny, niekiedy dosadny (trzecioosobowy narrator nazywa tylną część ciała dupą, a staruszków wyglądających przez okna – dziadami i babami). Warto zwrócić uwagę, jak wiarygodnie została odmalowana postać chorego psychicznie Mietka, żyjącego w niesamowitym brudzie i nieumiejącego odróżnić halucynacji od rzeczywistości. Zakończenie zaskakuje, a zarazem wydaje się bardzo logiczne. W sumie „Topiel” jest powieścią o wiele ciekawszą, sensowniejszą i bardziej dopracowaną niż „Rana” czy „Żmijowisko” Wojciecha Chmielarza, którego Ćwiek tak wychwala w posłowiu. Dobrze się tę książkę czyta, nic w niej nie zgrzyta, jedynie scen agresji mogłoby być nieco mniej.
---
[1] Jakub Ćwiek, „Topiel”, Marginesy, 2020, s. 170.
[2] Tamże, s. 123.
Mam ją już na swojej półce, więc myślę, że po nią niebawem sięgnę.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Ja miałam tę książkę z biblioteki. A więc poznawanie przeżyć Darka, Józka, Kacpra i Grześka jeszcze przed Tobą. :)
UsuńCiekawa jestem tej książki, a jednocześnie nie mogę się do niej przekonać. Super, że autor tak dokładnie odmalował tę powódź sprzed lat. Trochę pamiętam tamte nastroje, choć sama byłam wtedy małą dziewczynką. Ciekawią mnie też te rozdziały opowiadające o problemach bohaterów. A jednak dosadność i to mieszanie perspektyw narracyjnych trochę studzą mój zapał. Nie wiem też, co sądzić w kontekście Chmielarza...
OdpowiedzUsuńOwszem, narrator (trzecioosobowy) niekiedy wyraża się dosadnie. Nie spodobało mi się, że siedzących w oknach staruszków nazwał dziadami i babami – tak samo zresztą byłam zła na Jacka Dehnela, kiedy w jednej ze swoich książek nazwał emerytowane panie prukwami. Ja po prostu nie lubię, kiedy osobę otyłą nazywa się tłustą świnią, homoseksualistę ciotą, staruszka dziadem itd. Przy tym u Ćwieka tej dosadności nie ma aż tak wiele, więc nie zniechęcaj się do książki. :)
UsuńCo do perspektyw narracyjnych, nie nazwałabym ich mieszaniem. Ot, w jednym rozdziale autor ukazuje świat z punktu widzenia Józka, w drugim Grześka, w kolejnym – tajemniczego mężczyzny. Wszystko to jest ładnie uporządkowane i logiczne. Bardzo wielu pisarzy wykorzystuje taką technikę.
No ale tylna część ciała nazywa się dupa, co poradzić ;) Chyba przeczytam tę książkę, bo ciekawi mnie autor (choć jego Loki ani mnie ziębi ani grzeje). No i chmielarzowa "Wyrwa" bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuńZgoda, tak się nazywa, choć istnieją grzeczniejsze określenia na tę część ciała. :) „Wyrwy” nie czytałam i nie spieszno mi do niej, bo po przeczytaniu „Rany” mocno się do Chmielarza zniechęciłam.
UsuńHa, lata 90-te to w sumie lata mojego dzieciństwa i przyznaję, że ogromnie ciekawym doświadczeniem jest czytanie książek, których akcja rozgrywa się w tym właśnie okresie. W tym roku raczyłem się całkiem udanym "Kultem" Orbitowskiego (część wydarzeń osadzono właśnie w latach 90-tych). Na "Topiel" chyba też się skuszę.
OdpowiedzUsuńBardzo Cię do tego zachęcam. :) W „Topieli” znajdziesz wiele szczegółów obyczajowych dotyczących pamiętnej powodzi. Ja akurat mieszkałam daleko od zalanych rejonów, ale codziennie słuchałam najnowszych wiadomości i bardzo mi było żal poszkodowanych ludzi.
UsuńJesli chodzi o Ćwieka, to uwielbiam jego fantasy. Nie miałam jeszcze okazji czytać go w czymś z tego świata. :) Niemniej, zdecydowanie zamierzam i to już wkrótce. :)
OdpowiedzUsuńA ja po raz pierwszy sięgnęłam po książkę Ćwieka. Do tej pory kojarzyłam go tylko jako autora listu otwartego do Remigiusza Mroza. :)
Usuń