Do tytułowego Żmijowiska, czyli gospodarstwa agroturystycznego prowadzonego przez Joannę i Krzysztofa, przyjeżdżają znajomi ze studiów, każdy oczywiście z osobami towarzyszącymi. Spędzają przyjemnie czas, aż dochodzi do wydarzenia, które zmienia sielskie wakacje w koszmar: oto Ada, piętnastoletnia córka Kamili i Arka, znika bez śladu. Poszukiwania nie przynoszą efektów, dziewczyna przepadła jak kamień w wodę. Kiedy po upływie roku Arek wraca do Żmijowiska, właścicielka nie cieszy się na jego widok i nie traktuje go jak zbolałego ojca, któremu trzeba współczuć i pomagać w szukaniu córki, tylko jak natręta mogącego odstraszyć letników. Niechciany gość zatrzymuje się w domku wynajętym przez ciemnoskórą modelkę Adaomę, jedyną osobę nastawioną do niego życzliwie. Pikanterii tej sytuacji dodaje fakt, że Adaoma była tu przed rokiem jako dziewczyna Roberta, a Robert od lat kocha się w żonie Arka.
Wojciech Chmielarz na przemian opisuje teraźniejszość i wydarzenia wcześniejsze, a na końcu zamieszcza rozwiązanie zagadki. To rozwiązanie jest przekonujące, nieprzekombinowane i liczę je autorowi na plus. Wprawdzie już znacznie wcześniej odgadłam, kto stoi za zniknięciem Ady, ale mi to nie przeszkadzało. Druga zaleta książki to wiarygodne przedstawienie uczuć matki, która po utracie dziecka nie potrafi funkcjonować: dwukrotnie próbuje popełnić samobójstwo, przestaje dbać o mieszkanie i o małego synka, coraz mocniej nienawidzi męża. Przez ten rok wciąż ma wrażenie, że Arek nie wspiera jej, wprost przeciwnie, wpędza ją w poczucie winy i nie przykłada się do poszukiwań Ady tak, jak powinien.
Pomimo że Chmielarz pisze sprawnie i rzeczowo, powieść nie przypadła mi do gustu. Dlaczego? Głównie dlatego, że autor nadużywa wulgaryzmów. Mocno nadużywa. Od różnych k...rw i sp... aż się mi roiło przed oczami. I gdyby to tylko kilku bohaterów posługiwało się niewybrednym językiem! Ale nie, każda jedna postać ze „Żmijowiska” w ten sposób się wypowiada. Nawet sprzedawczyni w sklepie mówi do klienta: „Dla mnie jest pan zwykłym chujem”[1]; nawet trzecioosobowy narrator używa wulgaryzmów.
Poza tym w powieści znajduje się wiele scen wywołujących niesmak. Jest tu opis uszkodzonej toalety, z której wylewają się nieczystości, jest opis dorosłego Roberta fantazjującego podczas oddawania moczu o nastoletniej Adzie, jest idiotyczny wątek z Merry, są obleśne opisy seksu nastolatków. Po przeczytaniu książki Chmielarza nie można się zastanawiać, którą postać najbardziej się polubiło, bo wszystkie są ohydne; nawet dzieci budzą jedynie wstręt. Mała Gosia to skarżypyta, synek Kamili – maruder, Merry – wcielenie zła, a Damian zrobi wszystko, by się jej przypodobać. Krzysztof często znęca się nad synem, bije go po głowie, chciwa Joanna nie dba o wygodę gości: rodzinie Arka przeznacza domek z niedziałającą spłuczką. Kamila bezlitośnie poniża niekochanego męża, a on też ma różne grzeszki na sumieniu.
Zastanawia mnie jedna rzecz. W którejś ze scen prokurator prosi bohatera, by zechciał rozpoznać zwłoki zakopane rok temu. „Przepraszam, że w takich warunkach. Zgodnie ze sztuką powinno się to odbyć inaczej, ale to nadzwyczajna sytuacja. Zawiadomiliśmy pana tak szybko, jak tylko się dało. Jeśli wolałby pan zrobić to w szpitalu...”[2] – mówi. Czy naprawdę zwłoki gnijące przez kilkanaście miesięcy w ziemi, i to nie w trumnie, lecz wprost w piachu, nadają się do rozpoznania? I dlaczego prokurator mówi o szpitalu? Kogoś, kto od roku jest trupem, przewozi się chyba do zakładu medycyny sądowej, a nie do szpitala?...
Próbka stylu Chmielarza |
Scena erotyczna w wykonaniu Chmielarza |
Moja ocena: 3/6.
---
[1] Wojciech Chmielarz, „Żmijowisko”, Marginesy, 2018, s. 77.
[2] Tamże, s. 464.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz