Skąd w narratorze taka potrzeba zmyślania? Niewątpliwie z silnej potrzeby ubarwiania rzeczywistości, poza tym on jeszcze w dzieciństwie nabrał przekonania, że pisarz musi korzystać z wyobraźni, bo goła prawda nikogo nie zainteresuje. Do niektórych konfabulacji Lewiatan się przyznaje, do innych nie. Opisuje na przykład własną śmierć, po czym stwierdza „no dobrze, przesadzam”. Na końcu książki zamieszcza list, w którym widnieje takie oto wyznanie: „Kocham Cię nad życie. Proszę, nie zapomnij o tym. Bo jeśli nie ma miłości, nie ma świata”[3]. Twierdzi, że otrzymał ten list od dziewięcioletniego Kapii, ale nie trzeba wielkiej przenikliwości, by zgadnąć, że jest to dzieło człowieka dorosłego, tęskniącego za utraconym dzieciństwem. W naszej rzeczywistości chłopcy w tym wieku nie piszą kolegom, że ich kochają, bo jak ognia boją się posądzenia o homoseksualizm.
Peter Balko ze swadą posługuje się językiem, używa wielu przenośni i porównań, nie unika dosadnych słów. Narrację prowadzi na wesoło, nie rozwodząc się nad smutnymi sprawami i mnożąc te, które mogłyby rozśmieszyć czytelnika. Z tym że ma dość specyficzne poczucie humoru i niektóre jego żarty mogą wywołać niesmak albo nawet niechęć do bohaterów. Mnie na przykład w ogóle nie rozbawił opis tak zwanej brzytwy brojlera, kiedy zaś przeczytałam, że Kapia „wtykał kundlom do tyłków zimne ognie”[4], a Lewiatan, wręczając mu świnkę morską, powiedział: „Możesz ją zadusić albo wykłuć jej oczy”[5], znielubiłam tych gówniarzy.
W powieści znajduje się wzmianka o naszych rodakach. Otóż dyrektorka szkoły zorganizowała bal kostiumowy. „Kto wyglądem nie pasował do przyjętej przez nią wizji imprezy, od razu musiał przebrać się za Polaka”[6]. Przebranie polegało na tym, że trzeba było natrzeć policzki węglem i włożyć porwane buty – bo tak według mieszkańców Loszonca wyglądali Polacy.
Na początku powieści Lewiatan wyznaje: „Brzydzę się sobą. Godzinami leżę pod kołdrą, trzęsę się, płaczę. Tak jest codziennie, każdego przeklętego dnia. Otworzyłem drzwi, które powinny zostać zamknięte, i wypuściłem przez nie coś złego. Coś, co zmieniło Loszonc, Ciebie, mnie. Nas”[7]. Co więc zrobił? Dlaczego z Kapią może kontaktować się tylko listownie? Po odpowiedź zapraszam do książki.
Przeczytałabym wyłącznie ze względu, by poznać odpowiedzieć na zadane pytanie. :)
OdpowiedzUsuńOdpowiedzi na te pytania padają dopiero pod koniec książki. :) A przeczytać ją warto.
UsuńBrzmi interesująco - rozumiem, że gatunkowo to okolice realizmu magicznego?
OdpowiedzUsuńMyślę, że można tak to określić, bo u Petera Balko są elementy fantastyki i groteski, jest też dużo nawiązań do legend i miejscowego folkloru. :)
UsuńPowtórzę za Pawłem - brzmi ciekawie, nawet bardzo ciekawie ;) Mnie bardzo intryguje skąd przezwisko "Lewiatan", bo przyznaję, że czytając końcówkę Twojej recenzji bardziej pasowałaby mi ksywka "Jonasz" ;)
OdpowiedzUsuńOwszem, książka jest ciekawa. Jeśli chodzi o przezwisko narratora, nadał mu je Kapia, który znalazł zdjęcie Lewiatana w czasopiśmie należącym do swojego ojca. Narrator wolałby mieć przydomek Kapitan Dabač, ale było już zajęte. :)
UsuńPrzypomniały mi się czasy liceum i mroki niezrozumienia "Sanatorium pod klepsydrą". Nie wiem, czy chciałabym to przeczytać, przynajmniej nie teraz. Chyba potrzebuję czegoś prostszego, klarowniejszego, dosłownego :)
OdpowiedzUsuńPrzy tej książce trzeba trochę pomyśleć. :) Przyznaję, że nie zawsze byłam pewna, kiedy narrator fantazjuje, a kiedy pisze prawdę.
Usuń