29.09.2020

„Wtedy w Loszoncu” Peter Balko


Narratorem „Wtedy w Loszoncu” Petera Balko jest mężczyzna o przezwisku Lewiatan, spisujący historię rodzinnego miasta, a także wspomnienia z dzieciństwa. Był chłopcem otyłym, nieśmiałym i nieporadnym. Z takim wyglądem i charakterem nie uniknąłby samotności i prześladowań, gdyby nie wziął go pod swoje skrzydła Kapia – chuligan, który lubił nękać obcych ludzi, „codziennie zabijał co najmniej jedno zwierzę”[1] i wygrywał wszystkie bójki, zapewne dzięki temu, że atakował tylko słabszych. W jego towarzystwie Lewiatan buszował po zakamarkach Loszonca, a w wolnym czasie zapełniał zeszyty próbkami literackimi, bo chciał zostać pisarzem. 

W niektórych rozdziałach wspomnienia narratora schodzą na dalszy plan, a bohaterem staje się miasteczko i jego najsławniejsi mieszkańcy, tacy jak Kogucia Wdowa czy mężczyzna ważący ponad osiemset kilo, jeżdżący w łóżku na kółkach. Lewiatan wchodzi w rolę kronikarza, tyle że kronikarza nietypowego, bo pomiędzy wydarzenia realistyczne wplatającego zasłyszane bujdy i swoje fantazje. Opisany przez niego Loszonc to „ziemski raj dla poszukiwaczy nowych podniet i nowych łajdactw”[2], leżący nie tylko przy granicy Słowacji z Węgrami, ale także na granicy świata realnego i magicznego. To miejsce, w którym z fontann tryska sok chmielowy, wiatr porywa grubą zakonnicę i niesie aż do Zakopanego, z ust umierającego alkoholika wylatują pióra, a siedzące obok koguty nie pozwalają, by podszedł do niego lekarz.  

Skąd w narratorze taka potrzeba zmyślania? Niewątpliwie z silnej potrzeby ubarwiania rzeczywistości, poza tym on jeszcze w dzieciństwie nabrał przekonania, że pisarz musi korzystać z wyobraźni, bo goła prawda nikogo nie zainteresuje. Do niektórych konfabulacji Lewiatan się przyznaje, do innych nie. Opisuje na przykład własną śmierć, po czym stwierdza „no dobrze, przesadzam”. Na końcu książki zamieszcza list, w którym widnieje takie oto wyznanie: „Kocham Cię nad życie. Proszę, nie zapomnij o tym. Bo jeśli nie ma miłości, nie ma świata”[3]. Twierdzi, że otrzymał ten list od dziewięcioletniego Kapii, ale nie trzeba wielkiej przenikliwości, by zgadnąć, że jest to dzieło człowieka dorosłego, tęskniącego za utraconym dzieciństwem. W naszej rzeczywistości chłopcy w tym wieku nie piszą kolegom, że ich kochają, bo jak ognia boją się posądzenia o homoseksualizm.

Peter Balko ze swadą posługuje się językiem, używa wielu przenośni i porównań, nie unika dosadnych słów. Narrację prowadzi na wesoło, nie rozwodząc się nad smutnymi sprawami i mnożąc te, które mogłyby rozśmieszyć czytelnika. Z tym że ma dość specyficzne poczucie humoru i niektóre jego żarty mogą wywołać niesmak albo nawet niechęć do bohaterów. Mnie na przykład w ogóle nie rozbawił opis tak zwanej brzytwy brojlera, kiedy zaś przeczytałam, że Kapia „wtykał kundlom do tyłków zimne ognie”[4], a Lewiatan, wręczając mu świnkę morską, powiedział: „Możesz ją zadusić albo wykłuć jej oczy”[5], znielubiłam tych gówniarzy. 

W powieści znajduje się wzmianka o naszych rodakach. Otóż dyrektorka szkoły zorganizowała bal kostiumowy. „Kto wyglądem nie pasował do przyjętej przez nią wizji imprezy, od razu musiał przebrać się za Polaka”[6]. Przebranie polegało na tym, że trzeba było natrzeć policzki węglem i włożyć porwane buty – bo tak według mieszkańców Loszonca wyglądali Polacy.

Na początku powieści Lewiatan wyznaje: „Brzydzę się sobą. Godzinami leżę pod kołdrą, trzęsę się, płaczę. Tak jest codziennie, każdego przeklętego dnia. Otworzyłem drzwi, które powinny zostać zamknięte, i wypuściłem przez nie coś złego. Coś, co zmieniło Loszonc, Ciebie, mnie. Nas”[7]. Co więc zrobił? Dlaczego z Kapią może kontaktować się tylko listownie? Po odpowiedź zapraszam do książki. 

---
[1] Peter Balko, „Wtedy w Loszoncu” („Vtedy v Lošonci”), przeł. Miłosz Waligórski, Biblioteka Słów, 2019, s. 22.
[2] Tamże, s. 119.
[3] Tamże, s. 194.
[4] Tamże, s. 98.
[5] Tamże, s. 140.
[6] Tamże, s. 172.
[7] Tamże, s. 10.

8 komentarzy:

  1. Przeczytałabym wyłącznie ze względu, by poznać odpowiedzieć na zadane pytanie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpowiedzi na te pytania padają dopiero pod koniec książki. :) A przeczytać ją warto.

      Usuń
  2. Brzmi interesująco - rozumiem, że gatunkowo to okolice realizmu magicznego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że można tak to określić, bo u Petera Balko są elementy fantastyki i groteski, jest też dużo nawiązań do legend i miejscowego folkloru. :)

      Usuń
  3. Powtórzę za Pawłem - brzmi ciekawie, nawet bardzo ciekawie ;) Mnie bardzo intryguje skąd przezwisko "Lewiatan", bo przyznaję, że czytając końcówkę Twojej recenzji bardziej pasowałaby mi ksywka "Jonasz" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, książka jest ciekawa. Jeśli chodzi o przezwisko narratora, nadał mu je Kapia, który znalazł zdjęcie Lewiatana w czasopiśmie należącym do swojego ojca. Narrator wolałby mieć przydomek Kapitan Dabač, ale było już zajęte. :)

      Usuń
  4. Przypomniały mi się czasy liceum i mroki niezrozumienia "Sanatorium pod klepsydrą". Nie wiem, czy chciałabym to przeczytać, przynajmniej nie teraz. Chyba potrzebuję czegoś prostszego, klarowniejszego, dosłownego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tej książce trzeba trochę pomyśleć. :) Przyznaję, że nie zawsze byłam pewna, kiedy narrator fantazjuje, a kiedy pisze prawdę.

      Usuń