29.07.2020

„Sztormowe ptaki” Einar Kárason


W „Sztormowych ptakach” islandzki pisarz Einar Kárason opowiada o tonięciu pewnego statku i walce załogi o przetrwanie. Statek ten, ochrzczony jako Mewa, napędzany dislem, ważący siedemset ton i uważany za stalową fortecę, dociera na wybrzeże Nowej Fundlandii. Kiedy ładownie zostają napełnione rybami i marynarze planują wracać do macierzystego portu, nadchodzi sztorm. Oblodzony trawler mocno przechyla się na bok. Jeśli całkiem się przewróci, trzydziestu dwóch rybaków stanowiących załogę zginie. Kto żyw, walczy z żywiołem i usiłuje skuwać bryły lodu, co jest bardzo niebezpieczne, bo pokład wciąż zalewają fale wielkości gór. Nie ma się czego przytrzymać, a wpadnięcie do wody przy tej temperaturze oznacza niemal natychmiastową śmierć.

Powieść na formę wspomnień spisanych po latach przez Lárusa, który w chwili podjęcia pracy na Mewie miał dziewiętnaście lat i dopiero po raz trzeci wypływał jako majtek, a po raz pierwszy tak daleko. Odprowadzali go rodzice – ojciec będący zapalonym wilkiem morskim i pełna złych przeczuć mama. Wśród bohaterów znajduje się też małomówny, pracowity kapitan, uczynny telegrafista oraz bosman – „prawdziwy twardziel, silny i niczego się nielękający”. Ten twardziel nie umie wejść na pokład o własnych siłach, trzeba go wnosić, bo jest pijany jak bela. Przed rozpoczęciem rejsu chce popełnić samobójstwo, a kiedy realnie grozi mu śmierć, zaczyna walczyć o życie. A że dysponuje niezwykłą siłą fizyczną, dla uratowania statku i kolegów dokonuje prawdziwych wyczynów. 

Kárason dokładnie opisuje emocje ludzi wystawionych na wielkie niebezpieczeństwo, nakreśla też ówczesną (luty 1959 roku) sytuację na łowiskach. Można się dowiedzieć, że „wokół Islandii panował straszny ścisk, wszędzie krążyły brytyjskie i niemieckie trawlery. Trwała wojna dorszowa”. W tej sytuacji islandzkie łajby zaczęły wypływać dalej, na wody Północy. Ciekawym wątkiem jest czytelnictwo wśród załogi. Okazuje się, że telegrafista prowadzi jakby filię biblioteczną, w dwóch skrzyniach trzyma około osiemdziesiąt tomów, które rybacy z chęcią wypożyczają i które co jakiś czas wymienia w Reykjaviku na inne. 

Powieść została napisana oszczędnym, plastycznym językiem, z wielką dbałością o szczegóły. Można odnieść wrażenie, że autor był na statku podczas feralnego rejsu i na własnej skórze doświadczył okrucieństwa żywiołów, tymczasem jest to połączenie fikcji z reportażem. Podczas czytania trudno nie wstrzymywać oddechu i nie bać się o życie bohaterów. Ileż rybacy muszą się nieraz namęczyć, nim zobaczą krążące nad łowiskami mewy, czyli tytułowe sztormowe ptaki! Ich obecność oznacza, że pogoda się poprawia, że można odetchnąć z ulgą. „Kiedy się zbliżają, człowiek jest wśród przyjaciół” – pisze autor tej ciekawej, trzymającej w napięciu książki. 

Moja ocena: 5/6.

---
Einar Kárason, „Sztormowe ptaki” (oryg. „Stormfuglar”), przeł. Jacek Godek, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2019 

28 komentarzy:

  1. Nie słyszałam wcześniej o książce, a chyba powinnam. Uwielbiam powieści napisane plastycznym i oszczędnym językiem - jest ich zdecydowanie mało, dlatego po każdą tak chętnie sięgam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Język jest tak plastyczny, że wszystko, o czym autor pisze, można sobie dokładnie wyobrazić. :)

      Usuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, a wygląda na ciekawą. Jeszcze nie czytałam o książce z tonącym statkiem. Również jej forma mnie ciekawi.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
  3. Raz gdzieś już czytałam o tej książce. Waham się trochę, czy po nią sięgnąć, bo z jednej strony wydaje mi się ciekawa, a z drugiej ja nie przepadam za powieściami marynistycznymi, więc trochę się boję, czy się nie znudzę. Kusi mnie ten plastyczny język i sugestywność opisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może czytałaś o tej książce na blogu Czytanki Anki? Mnie ta powieść bardzo się podobała, prawdopodobnie zaliczę ją do dziesiątki najlepszych przeczytanych w 2020 roku. :)

      Usuń
  4. Celna uwaga, rzezczywiście można odnieść wrażenie, że autor był na statku i przeżycia rybaków zna z własnego doświadczenia.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W necie znalazłam informację, że pochodzi z rodziny rybaków i przez jakiś czas pracował na morzu. :) I ciekawostka: „Sztormowe ptaki” powstały w ciągu miesiąca. Autor napisał tę powieść niezwykle szybko, ale latami o niej myślał.

      Usuń
  5. Wreszcie ktoś coś fajnego napisał o tej książce!:)
    Swoją drogą bardzo cenię Einara, co lubi wędrować w przeszłość: bliższą, dalszą... Ja go kocham za "Wyspę diabła"... Cudowną komedię nakręcił według tego Fridrik Thor Fridriksson... Zdaje się, że ta rodzinna saga, owa "Wyspa", została niedawno wznowiona. Polecam. To był chyba jeden z pierwszych przekładów Jacka Godka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam o istnieniu tej „Wyspy diabła”. To chyba książka zupełnie inna od „Sztormowych ptaków”, które są ponure. Chętnie po nią sięgnę, dzięki za polecenie. :)

      Usuń
    2. Zupełnie inna. Einar potrafi być ponury, ale też i bardzo zabawny... Typowo po islandzku. Choć i tam tragizm ma swoje miejsce, jak to w życiu:)

      Usuń
    3. W takim razie na pewno będę kontynuowała znajomość z Kárasonem. :) A w najbliższych planach mam „Poparzone dziecko” Dagermana. Kiedyś czytałam jego „Wyspę skazańców” i była to lektura piękna, ale bardzo ponura, wręcz straszna.

      Usuń
    4. "Poparzonego dziecka" nie czytałem. Ale "Wyspę skazańców" i owszem... Niezwykła książka i rzeczywiście wręcz straszna. Podobno Stig pisał ją na Kymmendo, ukochanej wyspie Strindberga, w tym samym domku, gdzie Strindberg stworzył "Mistrza Olofa"... Widać, jakaś magia miejsca... Dagerman to ciekawy pisarz: poeta, dramaturg, reportażysta(ogromne wrażenie zrobiła na mnie jego "Niemiecka jesień"...) Umiał ze zrozumieniem odnosić się do wielu trudnych rzeczy, w tym i do tchórzostwa, co w jego pokoleniu było dość odważne. Pamiętam też, że lata temu czytałem jego "Kłopoty z weselem". Książka to bardzo kontrastująca z resztą jego dorobku, pełna liryzmu, ciepła, w której opisał swój rodzinny Uppland. Muszę do niej wrócić... Niezły talent, ale starczyło go ledwie na cztery intensywne lata. Szkoda, że dopadła go niemoc twórcza. Nie potrafił sobie z tym poradzić i w końcu, uporządkowawszy wszystkie swoje sprawy, pewnego listopadowego dnia zamknął się w garażu, uruchomił silnik samochodu...

      Usuń
    5. Bardzo krótko żył... „Poparzone dziecko” opatrzone jest przedmową napisaną przez P.O. Enquista, z której wynika, że Dagerman napisał tę książkę zaledwie w sześć tygodni, więc rzeczywiście pracował w bardzo szybkim tempie, i że kilka dni przed popełnieniem samobójstwa tak napisał w liście: „Moje życie w pewnym sensie stanęło w martwym punkcie i nie wiem, jak mam się z tego wydostać. Nic już nie potrafię, pisać, śmiać się, mówić, czytać. Czuję się, jakbym był poza tą grą. (...) Nie wiem, dlaczego żyję. Nie widzę końca nagromadzonych głupich dni”.

      Usuń
  6. Kompletnie nie kojarzę tej książki, za to z tym właśnie kojarzę Twój blog - mogę tu poznać coś niekomercyjnego i (chyba) mało znanego.

    Piszesz o plastycznym języku. Od razu przeskanowałam tekst, żeby znaleźć informację o tłumaczu i patrzę: Godek. Mam z tym panem mentalną kosę za skiepszczenie "Trzeciego znaku" Yrsy i którejś części Indridasona. No chyba że faktycznie tak daremny, kiepski i infantylny był język oryginału, nie mogę tego nijak sprawdzić. Jeśli tak, to pokajam się i odszczekam. Gdzieś w sieci ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka ukazała się z zeszłym roku, jest więc dosyć nowa. :) Co do tłumaczeń Jacka Godka, pamiętam, że w „Miasteczku w Islandii” nadużywał słowa „który”, co mnie raziło. Do „Sztormowych ptaków” nie mam zastrzeżeń. Ciekawa rzecz, że wszystkie książki przełożone z islandzkiego, które czytałam bądź przeglądałam, przełożył – oprócz tych bardzo starych – właśnie Godek. Ten pan chyba bardzo dużo tłumaczy.

      Usuń
  7. Ja znajomość "Serii z żurawiem" rozpocząłem od japońskich akcentów ("Dziewczyna z konbini" oraz "Kot, który spadł z nieba"), ale będę chciał sięgnąć także po inne, niejapońskie, tytuły. Wyprawa na mroźne wody Atlantyku wydaje się ciekawą przygodą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z tej serii na razie przeczytałam tylko tę jedną powieść. Na wyprawę trawlerem Mewa warto się wybrać. Dobrze jest „Sztormowe ptaki” podczas upałów, bo od opisów mrozu i brył lodu robi się chłodniej. Dla mnie najlepsze książki na lato to nie czytadła, tylko takie, których akcja dzieje się zimą. :)

      Usuń
    2. W takim razie koniecznie sięgnij po "Krainę śniegu" Yasunariego Kawabaty. Ochłoda gwarantowana ;)

      Usuń
  8. Coś obiło mi się o uszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto sięgnąć po „Sztormowe ptaki”, Ervisho. To krótka książka (nawet żałowałam, że nie jest dłuższa), czyta się ją bardzo szybko.

      Usuń
  9. Zapowiada się ciekawie. Pozdrawiam. ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Tematyka wprawdzie nie do końca mnie intryguje, ale doceniam książki, które są tak plastycznie napisane, że faktycznie ma się poczucie bycia częścią danej historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tematykę morską nie każdy lubi. Autor używa takich słów jak forkasztel, trały, reling, włok, okrężnice. :)

      Usuń
  11. Dzięki za polecenie. Nigdzie wcześniej nie mignęła mi ta książka, a raczej bym zapamiętała, bo okładka ma coś w sobie. Będę miała ten tytuł na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie okładki książek wydanych w serii z żurawiem mają coś w sobie. :) „Sztormowe ptaki” tak mi się spodobały, że będę kontynuować znajomość z tą serią.

      Usuń