Szkoda, że nawet miłośnicy literatury z dreszczykiem nie czytają „Lusi” Zdzisława Domolewskiego – bo z braku ocen na Biblionetce i LC wnoszę, że nie czytają. A jest to nie tylko arcyciekawa historia o spotkaniu człowieka ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, ale też mądra powieść psychologiczna o cierpieniu dzieci, których matka zniknęła bez śladu, i wspaniała podróż do czasów schyłku PRL-u. Autor umiejętnie wprowadza elementy typowe dla powieści grozy – jest tu i zamaskowane podziemne przejście, i zrujnowany dom, w którym słychać dziwne odgłosy, i trójkątny pokój przesiąknięty trupim odorem. Akcja toczy się niespiesznie, ale klimat niepokoju wciąż narasta.
Główny bohater nosi imię Jan, ma synka Daniela, córkę Monikę i piękną żonę Wandę. Nagle ta żona znika. Poszukiwania nie dają odpowiedzi na pytanie, co się z nią stało. Opuszczony mąż próbuje sprzedać dom, sądząc, że w nowym otoczeniu dzieci odżyją, bo tutaj, w miejscu, które na każdym kroku przypomina im matkę, wpadają w coraz większy smutek i dziczeją. Poza tym czuje się jak w akwarium: domostwo otaczają wysokie kamienice, z okna naprzeciwko obserwuje go stary ubek, a ze strychu – podejrzana kobieta. Na domiar złego nastoletnia Monika zauważa w piwnicy coś dziwnego. Czy naprawdę ktoś ukrywa się za cegłami, czy też może ta dziewczynka, wchodząca w okres dojrzewania, przyciąga do siebie duchy? Jan wyczuwa coraz większe zagrożenie. Jednak nikt nie chce kupić rudery w podupadłej dzielnicy. Braccy są skazani na przebywanie w tym okropnym, klaustrofobicznym miejscu.
Autor lubi i umie pisać o erotyce. Jedna z ciekawszych scen przedstawia zbliżenie Jana z tajemniczą sąsiadką, do którego dochodzi na strychu pomiędzy płachtami mokrych prześcieradeł. Mężczyzna, żyjący od kilku lat samotnie, z zachwytem rzuca się na kobietę okazującą chęć na seks i nie zastanawia się, kim ona jest ani skąd tyle wie o jego rodzinie.
Tłem wydarzeń jest umierający PRL. Jan obserwuje demonstracje uliczne, stoi w olbrzymiej kolejce po masło czy dżem, bierze udział w konkursie na pomnik bojowników o socjalistyczną władzę. Nie lubi komunizmu, ale straciwszy nie ze swojej winy pracę w szkole, nie ma pieniędzy na kupienie jedzenia. Rzeźbi więc pomnik, jednak nie wiadomo dlaczego jednej z figur nadaje twarz swojego syna. Można sobie wyobrazić, jaki wstyd czuje chłopiec, kiedy odkrywa prawdę.
Czy rodzina Brackich naprawdę zetknęła się z duchami? Kto podrzucał Janowi obsceniczne rysunki? A kto odwiedzał Monikę podczas jej wakacji u wujostwa? Co pan Kwietniak ukrywał w szafie i skąd napływał obrzydliwy zapach? Dlaczego piękna Klara, której stopę zmiażdżyły koła limuzyny, nie okazywała bólu i spacerowała jakby nigdy nic? Kim była tytułowa Lusia? Co spotkało żonę Jana? Pytania można by mnożyć. Niestety, autor nie na każde udziela odpowiedzi i jest to jedyny, niewielki zresztą, mankament powieści. Możliwe też, że to ja nie skojarzyłam wszystkich faktów. Tak czy siak, „Lusię” warto przeczytać. Domolewski pisze tak barwnie i smakowicie, że obcowanie z jego prozą to ogromna przyjemność.
---
Zdzisław Domolewski, „Lusia”, Zysk i S-ka, 1998.
Przyznaję, że w ogóle nie słyszałem o tej powieści, a z tego co piszesz, to lektura jest naprawdę ciekawa. Bardzo atrakcyjnie jawią się wspomniane aspekty psychologiczne. Ciekawią mnie też te wątki erotyczne - dobrze pisać o miłości cielesnej to nie lada sztuka.
OdpowiedzUsuńOwszem, ciekawa. :) To zgrabne połączenie powieści grozy z psychologiczną. Rzecz dosyć oryginalna, z dobrze oddanymi realiami PRL-u i aurą tajemnicy.
UsuńŚwietna recenzja - serio, tak jak nie lubię i nie czytam powieści grozy, tak Twoją opinię przeczytałam ze szczerym zainteresowaniem, zwłaszcza nad tym psychologicznym tłem oraz PRL jako taki, zawsze ciekawy. ;) Rzeczywiście nigdy wcześniej o tej książce nie słyszałam, ale możliwe też, że to dlatego, że po prostu powieści grozy nie są w kręgu moich zainteresowań.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że „Lusia” Cię zaciekawiła. :) Warto przeczytać, nawet jeśli nie lubi się powieści grozy. Ja też nie jestem ich szczególną miłośniczką, jedyne tego typu książki, które mnie oczarowały, to „Nawiedzony” S. Jackson, „W kleszczach lęku” H. Jamesa i właśnie „Lusia”.
UsuńPrzeczytałem. Bardzo mi się podobała. Zdzisław Domolewski ma swój niepowtarzalny, zakręcony styl pisania, który mną zawładnął, gdy przeczytałem jego "Chmurkę pod stołem". W "Lusi" wszystko tak tajemnicze, nierealne, za mgłą... Czyta się świetnie,jednym tchem:)
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno. Jest to książka z rodzaju tych, o których się nie zapomina...
UsuńTak, Domolewski to pisarz z własnym, niepowtarzalnym stylem. Szkoda, że fani powieści z dreszczykiem tak rzadko sięgają po tę książkę... Poszukam "Chmurki pod stołem". :)
UsuńHmm...Prowadzę Antykwariat Grochowski i serdecznie zapraszam do nas :) http://agrochowski.pl/advanced_search_result.php?keywords=domolewski&search_in_description=1&x=4&y=12
UsuńA dziękuję, na pewno zajrzę. Zresztą wiele razy zaglądałam na stronę internetową tego antykwariatu. :)
Usuń