2.03.2017

„Drewniaki” Maria Siedmiograj



„Drewniaki” Marii Siedmiograj to zbiorek opowiadań napisanych gwarą i ukazujących wieś z czasów PRL-u oraz smutki starych ludzi. Wiekowi bohaterowie tracą władzę w nogach, są głodzeni i wykorzystywani przez niewdzięczne dzieci, tęsknią za domem rodzinnym i zmarłym małżonkiem. Widać, że autorka rozumie staruszków i żałuje ich. I pamięta dawną wieś – tę bez telewizorów, łazienek i samochodów.

Ciekawa rzecz, że niemal wszystkie synowe są nikczemne i skąpe, zaś ich teściowe – potulne, oddane dzieciom. Starają się nie dostrzegać egoizmu młodych i łagodzić konflikty. Chętnie pomagają innym: małżeństwo z  „Drewniaków” wzięło na wychowanie maltretowaną przez rodziców Antośkę. Jedynie bohater „Jego syna” postępuje egoistycznie – wyrzeka się na przykład jednego z dzieci.

Poniżej kilka słów o najciekawszych z opowiadań:

Różaniec Pelagii. Stara Pelagia dostaje tak mało jedzenia, że nieraz nie może zasnąć z głodu, i wciąż jest przez synową zmuszana do pracy ponad siły. W dniu, kiedy toczy się akcja, wyjątkowo została sama w domu. Przeczuwa, że przyjdzie do niej gość. Kim on będzie?

Inne niebo. Mieszkający u syna w mieście Jędrzej nie czuje się szczęśliwy. Tęskni za przyrodą, mlekiem prosto od krowy, rozmowami z sąsiadami. W końcu, zdesperowany, postanawia pieszo iść do domu, gdzie się wychował i gdzie obecnie gospodaruje syn i zachłanna synowa. 

Usychająca jabłoń. Sąsiadki przestrzegały Jakubową przed opuszczeniem rodzinnej wsi, a mąż, zanim umarł, zaklinał: „Nie sprzedawaj ani domu, ani sadu. (...) Póki ten dom stać będzie, póty nawet w najgorszym czasie będziesz się czuła mocna i bezpieczna”[1]. Staruszka jednak zapomniała, że starych drzew nie powinno się przesadzać, i uległa namowom syna...

Babcia Jadamowa. Piękną dziewczynę zmuszono do poślubienia majętnego, lecz okrutnego wdowca. Przez jego lekkomyślność została kaleką. Przez kilkadziesiąt lat musiała się z nim się męczyć, a kiedy umarł, jej życie jeszcze bardziej się pogorszyło. Bo oto synowa nabrała odwagi i zaczęła się nad nią znęcać. Obolała, nieszczęśliwa staruszka coraz częściej wspomina dzieciństwo.

Matczyny chleb. To opowiadanie ma zaskakujące, poruszające zakończenie. Staruszka co tydzień piecze chleb i zawozi do miasta ukochanemu Franusiowi. Zawsze go wyróżniała, inwestowała w niego kosztem córek, które czują teraz do niej żal i domagają się podziału majątku. 

Zajunc. Bohater od tygodnia nie wstaje z powodu bólu nóg. Cierpienie znosi ze spokojem, docenia, że dzieci dały mu wygodne łóżko i pierzynę. Nie podoba mu się tylko, że wezwały lekarza, i nie pozwala sobie robić zastrzyków, bo „chce przed Panem Bogiem stanąć cały, a nie podziurawiony”[2]. Leżąc, wraca wspomnieniami do dzieciństwa, kiedy mieszkał w jednej izbie z krową i kurami. 

Powrót. Andrzej mieszka w mieście wraz z żoną, która nie pozwala mu odwiedzać rodzinnego domu. Pewnego razu otrzymał list z informacją, że ojciec źle się czuje. Historia Andrzeja, kochającego wieś, rodziców i umiejącego się sprzeciwić złej żonie, to chyba najładniejsze opowiadanie z tego zbiorku. 

Moja ocena: 4/6.

---
[1] Maria Siedmiograj, „Drewniaki”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1980, str. 71.
[2] Tamże, str. 143.

14 komentarzy:

  1. Ta książka chyba by mnie emocjonalnie wymleła... Nie dałabym rady jej przeczytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo wielu bohaterów tej książki ma trudną starość. Czytałam te opowiadania jedno po drugim i po skończeniu czułam się bardzo przygnębiona...

      Usuń
  2. Agnieszko, a co to za gwara?
    Podobnie jak ja, lubisz stare, zapomniane książki.
    Dodaję "Drewniaki" do biblionetkowego schowka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Swoją drogą ostatnio przez przypadek trafiłem na inną zapomnianą pisarkę:

    http://www.echogorzowa.pl/news/16/mija-dzien/2014-07-07/irena-dowgielewicz-wielka-pisarka-i-gorzowianka-byla-8042.html

    Zamówiłem sobie zbiorek jej opowiadań za grosze i być może jeszcze w tym miesiącu zawrę z nią znajomość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam o Irenie Dowgielewicz... Poczekam na Twoją recenzję i zobaczę. Byłoby fajnie, gdybyś wydobył z zapomnienia wartościową autorkę. :)

      Usuń
    2. Co to za gwara? O, widzisz, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie to po prostu wiejska mowa, gwara, a z jakiego regionu – nie mam pojęcia. Przepisałabym fragment, ale ksiażka została już zwrócona. Choć nie jest arcydziełem, przeczytać ją warto. Odniosłam wrażenie, że autorka bardzo dobrze pokazała sposób myślenia i odczuwania starych ludzi. To wzruszające, że tyle opowiadań poświęciła osobom, którymi w naszych czasach mało kto się interesuje...

      PS
      Przeczytałam „Ulicę Świętego Wawrzyńca” Siesickiej. Jeszcze się zastanawiam nad oceną, ale raczej nie będzie wyższa niż 3/6.

      Usuń
    3. Widzę, że sięgnęłaś po ostatnią jej książkę - ocena mnie nie dziwi, podobno ta pozycja nie jest zbyt dobra.

      Jak to dobrze, że "Zapach rumianku" zrehabilituje Siesicką!:)

      Usuń
    4. Ta książka sprawia wrażenie napisanej przez początkującą autorkę... Jestem zdumiona nierównym poziomem powieści Siesickiej. Może te najlepsze pisała wtedy, kiedy miała natchnienie, a pozostałe wymęczyła? :)

      Usuń
  4. Myślę sobie, że pewnym usprawiedliwieniem może być fakt, że Siesicka, gdy pisała tę książkę, miała już ponad 80 lat. Biorąc to pod uwagę, wiele można wybaczyć.

    Siesicka najlepiej odnajdywała się w PRL-u. Potem poszła w nieco innym pisarskim kierunku, bardzo ciekawie jest to przedstawione w tym artykule:

    https://www.tygodnikprzeglad.pl/od-zapalki-do-kobiety-samodzielnej/

    PS. A ja wczoraj przeczytałem ponownie "Dwa księżyce" Kuncewiczowej. Znów z zachwytem. Jeśli byłabyś ciekawa, recenzja jest już w biblionetkowej poczekalni:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to może być wytłumaczenie. Umysły osiemdziesięciolatek nie pracują zbyt sprawnie. „Ulica Świętego Wawrzyńca” jest straszna. To już nie chodzi o to, że nudna, ale autorka popełniła mnóstwo błędów warsztatowych. Żenada. To powieść tylko dla zatwardziałych fanów Siesickiej.

      Biblionetka ma chyba awarię, bo nie udało mi się wejść. Zajrzę potem. A na razie przeczytam ten artykuł. :)

      Usuń
    2. Ok,będę wiedział, żeby po to nie sięgać:) Jest tyle innych książek!

      Usuń
    3. Może jednak nie zrażaj się moją opinią. Nie jestem wyrocznią, mogę się mylić co do wartości książki. Najlepiej sam sprawdź. :) W sumie chciałabym przeczytać Twoją recenzję, bo nie piszesz tylko o akcji, ale zwracasz uwagę na warsztat autora. Niewielu recenzentów to robi, a ja lubię czytać wnikliwe i krytyczne recenzje (takie jak o książce Turzynieckiej).

      To teraz już na pewno zainteresuję się „Zapachem rumianku”...

      Usuń
  5. Agnieszko, a dzisiaj piszę, bo czytam właśnie "Lepszy obiad" Dowgielewiczowej. Przeczytałem już większość opowiadań i z każdym jestem bardziej zachwycony. Dawno nie czytałem tak dobrych tekstów - językowo, psychologicznie, fabularnie perfekcyjnych. Dawno mi się nie zdarzyło wzdychać z zachwytu przy każdym akapicie. Nie mam powodu przypuszczać, że te ostatnie 3 opowiadania, które mi zostały odbiegną poziomem od innych.

    Fabularnie nie ma tu fajerwerków. Sceny ze zwykłego życia. O chorobach, o starości, o trudnych relacjach między najbliższymi. Językowo - cóż, mam wrażenie, że ona szlifowała każde zdanie do perfekcji. Małe perełki.

    Tak bardzo warto. Nie wiem, jak z innymi jej książkami, ale ta jest wspaniała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś lubiłam autorów opisujących dramatyczne wydarzenia (gwałty, samobójstwa, zabójstwa, wypadki), od kilku lat cenię tych, którzy potrafią ciekawie pisać o zwyczajnym życiu. Na język zawsze zwracam uwagę, więc Dowgielewiczowa (jakie trudne do zapamiętania nazwisko!) raczej będzie mi się podobać. Fajnie, że odkryłeś zapomnianą, świetną książkę. Oby znalazła ona wielu czytelników. :)

      Usuń