„Drewniaki” Marii Siedmiograj to zbiorek opowiadań napisanych gwarą i ukazujących wieś z czasów PRL-u oraz smutki starych ludzi. Wiekowi bohaterowie tracą władzę w nogach, są głodzeni i wykorzystywani przez niewdzięczne dzieci, tęsknią za domem rodzinnym i zmarłym małżonkiem. Widać, że autorka rozumie staruszków i żałuje ich. I pamięta dawną wieś – tę bez telewizorów, łazienek i samochodów.
Ciekawa rzecz, że niemal wszystkie synowe są nikczemne i skąpe, zaś ich teściowe – potulne, oddane dzieciom. Starają się nie dostrzegać egoizmu młodych i łagodzić konflikty. Chętnie pomagają innym: małżeństwo z „Drewniaków” wzięło na wychowanie maltretowaną przez rodziców Antośkę. Jedynie bohater „Jego syna” postępuje egoistycznie – wyrzeka się na przykład jednego z dzieci.
Poniżej kilka słów o najciekawszych z opowiadań:
„Różaniec Pelagii”. Stara Pelagia dostaje tak mało jedzenia, że nieraz nie może zasnąć z głodu, i wciąż jest przez synową zmuszana do pracy ponad siły. W dniu, kiedy toczy się akcja, wyjątkowo została sama w domu. Przeczuwa, że przyjdzie do niej gość. Kim on będzie?
„Inne niebo”. Mieszkający u syna w mieście Jędrzej nie czuje się szczęśliwy. Tęskni za przyrodą, mlekiem prosto od krowy, rozmowami z sąsiadami. W końcu, zdesperowany, postanawia pieszo iść do domu, gdzie się wychował i gdzie obecnie gospodaruje syn i zachłanna synowa.
„Usychająca jabłoń”. Sąsiadki przestrzegały Jakubową przed opuszczeniem rodzinnej wsi, a mąż, zanim umarł, zaklinał: „Nie sprzedawaj ani domu, ani sadu. (...) Póki ten dom stać będzie, póty nawet w najgorszym czasie będziesz się czuła mocna i bezpieczna”[1]. Staruszka jednak zapomniała, że starych drzew nie powinno się przesadzać, i uległa namowom syna...
„Babcia Jadamowa”. Piękną dziewczynę zmuszono do poślubienia majętnego, lecz okrutnego wdowca. Przez jego lekkomyślność została kaleką. Przez kilkadziesiąt lat musiała się z nim się męczyć, a kiedy umarł, jej życie jeszcze bardziej się pogorszyło. Bo oto synowa nabrała odwagi i zaczęła się nad nią znęcać. Obolała, nieszczęśliwa staruszka coraz częściej wspomina dzieciństwo.
„Matczyny chleb”. To opowiadanie ma zaskakujące, poruszające zakończenie. Staruszka co tydzień piecze chleb i zawozi do miasta ukochanemu Franusiowi. Zawsze go wyróżniała, inwestowała w niego kosztem córek, które czują teraz do niej żal i domagają się podziału majątku.
„Zajunc”. Bohater od tygodnia nie wstaje z powodu bólu nóg. Cierpienie znosi ze spokojem, docenia, że dzieci dały mu wygodne łóżko i pierzynę. Nie podoba mu się tylko, że wezwały lekarza, i nie pozwala sobie robić zastrzyków, bo „chce przed Panem Bogiem stanąć cały, a nie podziurawiony”[2]. Leżąc, wraca wspomnieniami do dzieciństwa, kiedy mieszkał w jednej izbie z krową i kurami.
„Powrót”. Andrzej mieszka w mieście wraz z żoną, która nie pozwala mu odwiedzać rodzinnego domu. Pewnego razu otrzymał list z informacją, że ojciec źle się czuje. Historia Andrzeja, kochającego wieś, rodziców i umiejącego się sprzeciwić złej żonie, to chyba najładniejsze opowiadanie z tego zbiorku.
Moja ocena: 4/6.
---
[1] Maria Siedmiograj, „Drewniaki”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1980, str. 71.
[2] Tamże, str. 143.
Ta książka chyba by mnie emocjonalnie wymleła... Nie dałabym rady jej przeczytać...
OdpowiedzUsuńBardzo wielu bohaterów tej książki ma trudną starość. Czytałam te opowiadania jedno po drugim i po skończeniu czułam się bardzo przygnębiona...
UsuńAgnieszko, a co to za gwara?
OdpowiedzUsuńPodobnie jak ja, lubisz stare, zapomniane książki.
Dodaję "Drewniaki" do biblionetkowego schowka.
Swoją drogą ostatnio przez przypadek trafiłem na inną zapomnianą pisarkę:
OdpowiedzUsuńhttp://www.echogorzowa.pl/news/16/mija-dzien/2014-07-07/irena-dowgielewicz-wielka-pisarka-i-gorzowianka-byla-8042.html
Zamówiłem sobie zbiorek jej opowiadań za grosze i być może jeszcze w tym miesiącu zawrę z nią znajomość.
Nie słyszałam o Irenie Dowgielewicz... Poczekam na Twoją recenzję i zobaczę. Byłoby fajnie, gdybyś wydobył z zapomnienia wartościową autorkę. :)
UsuńCo to za gwara? O, widzisz, nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Dla mnie to po prostu wiejska mowa, gwara, a z jakiego regionu – nie mam pojęcia. Przepisałabym fragment, ale ksiażka została już zwrócona. Choć nie jest arcydziełem, przeczytać ją warto. Odniosłam wrażenie, że autorka bardzo dobrze pokazała sposób myślenia i odczuwania starych ludzi. To wzruszające, że tyle opowiadań poświęciła osobom, którymi w naszych czasach mało kto się interesuje...
UsuńPS
Przeczytałam „Ulicę Świętego Wawrzyńca” Siesickiej. Jeszcze się zastanawiam nad oceną, ale raczej nie będzie wyższa niż 3/6.
Widzę, że sięgnęłaś po ostatnią jej książkę - ocena mnie nie dziwi, podobno ta pozycja nie jest zbyt dobra.
UsuńJak to dobrze, że "Zapach rumianku" zrehabilituje Siesicką!:)
Ta książka sprawia wrażenie napisanej przez początkującą autorkę... Jestem zdumiona nierównym poziomem powieści Siesickiej. Może te najlepsze pisała wtedy, kiedy miała natchnienie, a pozostałe wymęczyła? :)
UsuńMyślę sobie, że pewnym usprawiedliwieniem może być fakt, że Siesicka, gdy pisała tę książkę, miała już ponad 80 lat. Biorąc to pod uwagę, wiele można wybaczyć.
OdpowiedzUsuńSiesicka najlepiej odnajdywała się w PRL-u. Potem poszła w nieco innym pisarskim kierunku, bardzo ciekawie jest to przedstawione w tym artykule:
https://www.tygodnikprzeglad.pl/od-zapalki-do-kobiety-samodzielnej/
PS. A ja wczoraj przeczytałem ponownie "Dwa księżyce" Kuncewiczowej. Znów z zachwytem. Jeśli byłabyś ciekawa, recenzja jest już w biblionetkowej poczekalni:)
Tak, to może być wytłumaczenie. Umysły osiemdziesięciolatek nie pracują zbyt sprawnie. „Ulica Świętego Wawrzyńca” jest straszna. To już nie chodzi o to, że nudna, ale autorka popełniła mnóstwo błędów warsztatowych. Żenada. To powieść tylko dla zatwardziałych fanów Siesickiej.
UsuńBiblionetka ma chyba awarię, bo nie udało mi się wejść. Zajrzę potem. A na razie przeczytam ten artykuł. :)
Ok,będę wiedział, żeby po to nie sięgać:) Jest tyle innych książek!
UsuńMoże jednak nie zrażaj się moją opinią. Nie jestem wyrocznią, mogę się mylić co do wartości książki. Najlepiej sam sprawdź. :) W sumie chciałabym przeczytać Twoją recenzję, bo nie piszesz tylko o akcji, ale zwracasz uwagę na warsztat autora. Niewielu recenzentów to robi, a ja lubię czytać wnikliwe i krytyczne recenzje (takie jak o książce Turzynieckiej).
UsuńTo teraz już na pewno zainteresuję się „Zapachem rumianku”...
Agnieszko, a dzisiaj piszę, bo czytam właśnie "Lepszy obiad" Dowgielewiczowej. Przeczytałem już większość opowiadań i z każdym jestem bardziej zachwycony. Dawno nie czytałem tak dobrych tekstów - językowo, psychologicznie, fabularnie perfekcyjnych. Dawno mi się nie zdarzyło wzdychać z zachwytu przy każdym akapicie. Nie mam powodu przypuszczać, że te ostatnie 3 opowiadania, które mi zostały odbiegną poziomem od innych.
OdpowiedzUsuńFabularnie nie ma tu fajerwerków. Sceny ze zwykłego życia. O chorobach, o starości, o trudnych relacjach między najbliższymi. Językowo - cóż, mam wrażenie, że ona szlifowała każde zdanie do perfekcji. Małe perełki.
Tak bardzo warto. Nie wiem, jak z innymi jej książkami, ale ta jest wspaniała.
Kiedyś lubiłam autorów opisujących dramatyczne wydarzenia (gwałty, samobójstwa, zabójstwa, wypadki), od kilku lat cenię tych, którzy potrafią ciekawie pisać o zwyczajnym życiu. Na język zawsze zwracam uwagę, więc Dowgielewiczowa (jakie trudne do zapamiętania nazwisko!) raczej będzie mi się podobać. Fajnie, że odkryłeś zapomnianą, świetną książkę. Oby znalazła ona wielu czytelników. :)
Usuń