Ci, którzy zaglądają na mojego bloga, być może się zdziwią: jak to, ona i Danielle Steel? Tak, tym razem sięgnęłam po Steel, ale nie dlatego, że nagle rozsmakowałam się w jej twórczości, tylko ze względu na poruszony temat. Nie wiedziałam wcześniej – a założę się, że i Wy nie wiecie - co bogata autorka bestsellerów robi w niektóre wieczory i dokąd potajemnie jeździ furgonetką, która należała do jej nieżyjącego już syna Nicka. Do tej furgonetki pakuje kupione za własne pieniądze śpiwory, kurtki, dresy, bieliznę, buty, płachty brezentowe, przybory kosmetyczne, latarki, żywność. I teraz już łatwo się domyślić, że wiezie te rzeczy dla bezdomnych, których w San Francisco jest wyjątkowo dużo. Jednorazowo obdarowuje do trzystu osób i z żalem, że nie może pomóc wszystkim, wraca do swojego domu.
Bezdomnych zaczęła wspierać po samobójczej śmierci syna Nicka. Najpierw były miesiące koszmarnego bólu, kiedy brakowało jej sił nawet na włożenie ubrania. Ale miała inne dzieci, musiała jakoś żyć. „Głos z góry” nakazał jej pomagać biednym, poza tym przyszło jej do głowy, że obcując z innymi nieszczęśnikami, zapomni choć na trochę o swoim cierpieniu. Przedtem nie tylko nie interesowała się bezdomnymi, ale nawet się nimi brzydziła. Kiedy Nick, chłopiec bardzo wrażliwy na krzywdę innych, zatrzymywał się przy nich, odciągała go, bo brud, bo brzydki zapach, bo zarazki... Kiedy Nick zmarł, całkowicie się zmieniła. Brała jego furgonetkę, ładowała torby z rzeczami i jechała do miejsc, w których koczowali bezdomni. Robiąc to, miała wrażenie, że w ten sposób zbliża się do zmarłego syna.
A teraz kilka nudnych faktów. San Francisco zupełnie sobie nie radzi z problemem bezdomności. Co jakiś czas władze miasta urządzają jakieś akcje, polegające głównie na tym, że kloszardom rozdaje się bilety autobusowe do innych miast. Inna, wyjątkowo okrutna metoda to niszczenie śmieciarkami kartonowych budek i tobołków z rzeczami. Pomysłodawcy tej akcji twierdzą, że jeżeli bezdomni stracą swój dobytek, wyprowadzą się gdzieś. Ale tak się nie dzieje, oni nadal na ulicy zostają, tyle że w jeszcze gorszej nędzy. Nie mają dokąd pójść, do pracy nikt ich nie przyjmie, poza tym większość bezdomnych to chorzy psychicznie, tak niezaradni i oderwani od rzeczywistości, że nie potrafią dotrzeć nawet do darmowych stołówek czy noclegowni. Nie są w stanie stać w długich kolejkach i wypełniać dokumentów, a z noclegowni i tak zostaną wyrzuceni, bo nie spełniają warunku, by „nie zachowywać się dziwacznie”.
Książkę warto przeczytać, żeby poznać inną twarz bestsellerowej autorki i dowiedzieć się, jak żyją ci najbiedniejsi z biednych. Ale nie trzeba nastawiać się na głębokie analizy problemu bezdomności, bo Steel ma czułe serce, ale nie jest zdolna do wnikliwości. Te wspomnienia napisała tak samo powierzchownie i chaotycznie jak swoje powieści, często powtarzając te same informacje. Tłumaczenia Roberta P. Lipskiego też nie mogę pochwalić, bo jest niechlujne i łatwo w nim znaleźć językowe kwiatki. Oto dwa przykłady: „choć nosi czyste, sportowe obuwie, buty bardzo szybko się brudzą” (str. 100), „wielu bezdomnych, którzy na pozór funkcjonują normalnie, wcale tacy nie są” (str. 89).
Moja ocena: 3/6.
---
Danielle Steel, „Życie na ulicy. Jedenaście lat pomocy dla bezdomnych” („A Gift of Hope”), przeł. Robert P. Lipski, G+J, 2012.
Kiedyś dzieci kwiaty, a teraz narkomani i bezdomni, smutny obraz dzisiejszego San Francisco. To miasto chyba ma najwyższy odsetek bezdomnych w całych Stanach, a Golden Gate utożsamiane jest już powszechnie z samobójcami. Interesuje mnie ten temat, ale raczej nie poruszany przez taką pisarkę jak Danielle Steel.
OdpowiedzUsuńTak, Steel też napisała, że w żadnym mieście w Stanach nie mieszka tylu bezdomnych, co w San Francisco (najmniej ich jest w Filadelfii). Ponadto ci bezdomni nie mają niemal żadnych rzeczy. Wielokrotnie widziała, jak siedzą na deszczu bez żadnej kurtki, nieprzykryci niczym, przemoknięci na wskroś. Trzydziestoletnie bezdomne wyglądają na lat pięćdziesiąt i przeważnie nie mają już zębów, zresztą bezdomnych kobiet jest o wiele mniej niż mężczyzn. Nie wytrzymują złych warunków, szybko umierają.
UsuńW sumie można tę książkę przeczytać, nie jest taka zła, po prostu mam wrażenie, że inna osoba, nawet niekoniecznie pisarka, napisałaby więcej i wnikliwiej. W końcu zajmując się bezdomnymi przez 11 lat Steel powinna mieć więcej obserwacji.
Poznawanie życia nizin społecznych za pośrednictwem Steel wygląda chyba trochę tak, jak poznawanie życia w oblężonym przez Niemców Leningradzie za pośrednictwem Simons :-)
OdpowiedzUsuńW punkt :D
UsuńAle ci, którzy umieją dobrze pisać, nie interesują się bezdomnymi i nie są w stanie dać na pomoc bezdomnym tyle pieniędzy, co Danielle Steel. Ja tam jestem pod wielkim wrażeniem jej działalności. Przez 11 lat od jesieni do wiosny dawała bezdomnym paczki składające się z mnóstwa rzeczy. Ileż musiała na to wydać!
UsuńMarlow - genialna konkluzja :D Jestem zachwycona ;)
UsuńO, ale zaskoczenie, masz rację :) Po pierwsze Steel u Koczowniczki, po drugie nieznane mi oblicze Steel. Ale jedna rzecz mnie nie zaskoczyła -- to że Steel nie za dobrze to napisała ;)
OdpowiedzUsuńEkrudo, mnie też Steel ogromnie zaskoczyła. Mało kto zdobyłby się na takie czyny, co ona. Na pomoc bezdomnym wydawała mnóstwo pieniędzy, poza tym rozdając te paczki ryzykowała życiem, bo bezdomni w San Francisco często są agresywni i mają broń palną, noże. Podchodzenie do ich obozowisk jest niebezpieczne.
UsuńPS. Niedawno rozmawiałyśmy u Ciebie o tłumaczach. Postanowiłam, że będę chwalić tłumaczy, lecz niestety, pracy R.P. Lipskiego pochwalić nie mogę, bo rzuciły mi się w oczy niechlujstwa językowe :)
Zwróciłam uwagę na ten fragment i pomyślałam, że niefortunnie się Lipski teraz trafił :) Mam nadzieję, że obie będziemy miały mnóstwo okazji, żeby chwalić piękne tłumaczenia!
UsuńBardzo niefortunnie, bo Lipski ma najwyraźniej problemy z prawidłową polszczyzną. A taką miałam chęć, by chwalić tłumaczy... Wczoraj zaczęłam czytać "Nielsa Lyhne" w przekładzie Marii Dąbrowskiej, więc myślę, że tym razem nie będę narzekać :)
UsuńO! Nie wiedziałam o tym.
OdpowiedzUsuńJakiś plusik dla niej :-)
Plusik, i to ogromny :-) Danielle Steel ma dobre serce. Podziwiam jej zachowanie. Ale jej powieści nie umiem polubić.
UsuńRzeczywiście Daniele Steel u Ciebie- to niespodzianka. Jak widać zawsze można się czegoś nowego dowiedzieć. Rozdawanie biletów na autobus jako środek na pozbycie się problemu- brzmi jak jakiś okrutny żart.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, okrutny żart. I też przerzucanie odpowiedzialności za bezdomnych na innych. W Nowym Jorku, w którym także jest bardzo dużo bezdomnych, też się praktykuje rozdawanie im biletów na autobusy dalekobieżne. To tańsze, niż ich karmić, zapewnić dach nad głową...
UsuńNie czytałam książek Steel, ale myślę, że bardziej niż ich walory artystyczne liczy się - przynajmniej w wypadku "Życia na ulicy" - zrobienie czegoś (bardzo konkretnego) dla sprawy. W końcu ile poważnych, naukowych opracowań na temat bezdomności ma szansę trafić pod strzechy? A książki Steel - trafiają, a wraz z nimi - fakty i godne naśladowania pomysły. Jestem pełna podziwu dla autorki :-)
OdpowiedzUsuńSteel nie umie pisać wartościowych powieści, ale jest dobrym człowiekiem. Pomaga bezdomnym, apeluje, by i inni ludzie przyłączyli się do pomocy. Ja też bardzo ją podziwiam za dobre serce, hojność i odwagę, bo narażała nie tylko życie, ale też swoim zachowaniem irytowała wielu notabli :)
UsuńA przy okazji - przypomniało mi się, że poruszający wątek o bezdomności można znaleźć w pięknym "Złotym pelikanie" Chwina.
Czytam właśnie "Aktora" Soldatiego i w książce pojawia się refleksja, że większość z nas ma jednak tendencje do szufladkowania innych i postrzegania ich przez pryzmat własnych wyobrażeń i stereotypów :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o lumpenproletariat, to bardzo ciekawy obraz nakreślił Kaiko Takeshi w swojej powieści "Japońska opera za trzy grosze" (tyle, że akcja rozgrywa się w powojennej Japonii). Żadna inna książka o bardziej współczesnej tematyce dotyczącej biedy nie przychodzi mi do głowy.
Zgadzam się z tym, co napisałeś w pierwszym akapicie. Niektórzy nawet nie próbują walczyć z tą skłonnością, inni starają się i po jakimś czasie zmieniają zdanie o danej grupie ludzi. Danielle Steel zmieniła swoje podejście do bezdomnych po śmierci syna. Przypomniała sobie, że jej syn zawsze bardzo interesował się bezdomnymi, dawał im jedzenie itd. Kiedy wróciła ze swojego pierwszego spotkania z bezdomnymi, była zdruzgotana, płakała, i oczywiście już nie myślała o nich jako o nic niewartych brudasach.
UsuńO biedzie trochę czytałam, na przykład w "Eli, Eli" Tochmana. "Japońską operę..." od dawna mam w planach, jak zresztą wiele innych książek, o których pisałeś :-)