„Salamandra” to prawdziwa historia o życiu dziewczyny poruszającej się na wózku inwalidzkim. Elżbieta mogłaby chodzić, gdyby lekarze nie popełnili w jej przypadku wielu błędów medycznych. Miała trzy latka, kiedy zaczęła nieznacznie kuleć. Spostrzegawcza matka zaprowadziła ją do lekarza, który jednak zlekceważył problem. Po kilku latach jedna noga dziewczynki była o wiele słabsza i chudsza od drugiej. Na domiar złego w wieku dziesięciu lat Elżbieta spadła ze schodów i straciła przytomność. Zadzwoniono po karetkę, jednak lekarz z pogotowia nie chciał nawet obejrzeć dziewczynki, diagnozę wydał na odległość: „Niech dziecko leży spokojnie, a na pewno wszystko pomału przejdzie”[1]. I dziecko leżało przez kilka tygodni, bez końca czując ogromny ból i słabość. Potem już nie stanęło na nogi...
„Nieraz się zastanawiałam, czy gdyby wobec lekarzy stosowany był kodeks Hammurabiego – oko za oko, ząb za ząb – mniej byłoby źle i niedbale leczonych chorych”[2] – napisała Łubińska i nie można nie przyznać jej racji.
Książka jest nie tylko opisem zmagań z cierpieniami ciała, ale także wstrząsającym dokumentem chorowania na depresję. Autorka pokazuje, jak mocno choroba ciała wpływa na psychikę. Elżbieta nie umiała poradzić sobie z nudą, samotnością, kompleksami, szyderstwami dzieci i z bezdusznością dorosłych, którzy często traktowali ją jak przedmiot pozbawiony uczuć. Tęskniła do ludzi i zarazem coraz bardziej ich się bała. Zdając sobie sprawę ze swego stanu, prosiła matkę o zapisanie jej do psychiatry, matka jednak wstydziła się skontaktować z tą jedyną osobą, która mogłaby pomóc, i wezwała księdza.
Znaczące, że Łubińska, doświadczająca tak wiele bólu fizycznego, wyznała: „Cierpienie fizyczne jest niczym, drobnostką w stosunku do cierpienia duchowego”[3].
Autorka „Salamandry” starannie i ze szczerością opisała wszystko to, co było w jej życiu ważne: szukanie przyjaciół, ciężkie warunki mieszkaniowe, pobyty w szpitalach i na turnusach rehabilitacyjnych. Dorastała w czasach głębokiego PRL-u, w jej opisach pojawiają się więc sanatoria pozbawione wózków inwalidzkich (niechodzące dzieci wożono po prostu na krzesłach), mieszkania bez łazienek. Natomiast opis zachowania lekarza, który nie przyjął potrzebującej pomocy dziesięciolatki do szpitala, brzmi niepokojąco znajomo.
Książka Elżbiety Anny Łubińskiej jest godna polecenia, wartościowa i bardzo wzruszająca. Wzbudza wiele uczuć: gniew na bezduszny personel medyczny i na niesprawiedliwy los, ogromne współczucie dla chorej dziewczyny. Niektóre sceny – na przykład odma głowy robiona bez znieczulenia czy pierwsze godziny po operacji nóg – zostały napisane tak obrazowo i wstrząsająco, że bardzo działają na wyobraźnię czytelnika, ci wrażliwsi mogą nawet się popłakać.
---
[1] Elżbieta Anna Łubińska, „Salamandra”, Wydawnictwo Literackie, 1986, str. 24.
[2] Tamże, str. 185.
[3] Tamże, str. 259.
Wiem z opowiadań znajomych, że takie rzeczy naprawdę się zdarzają...
OdpowiedzUsuńZdarzają się, a historia opisana w książce bardzo, bardzo porusza. Ciekawa jestem, co teraz dzieje się z autorką tej książki, ale nie mogę znaleźć żadnych informacji.
UsuńTrafiłaś na bardzo mocną lekturę. Wydaje się niezwykle interesująca - człowiek niepełnosprawny w społeczności dotkniętej znieczulicą. Utwór sprawia wrażenie mocno przygnębiające - to zaskakujące jak nieludzki i okrutny potrafi być człowiek.
OdpowiedzUsuńTak, jest to książka przygnębiająca - o cierpieniu, upokorzeniach i ogromnej samotności. Autorka książki pogodziłaby się z niepełnosprawnością ciała, gdyby miała przyjaciół. Ale większość czasu musiała spędzać samotnie w domu.
UsuńDużo w tej książce wzmianek o złym podejściu lekarzy do pacjentów.
Czytanie o bezdusznej służbie zdrowia jest dla mnie chyba bardziej traumatyczne niż czytanie literatury łagrowej. Nie wiem dlaczego, może z powodu dość nieprzyjemnych doświadczeń rodzinnych. I chyba jeszcze wciąż nie jestem na taką lekturę gotowa.
OdpowiedzUsuńHistorie łagrowe wydarzyły się dawno, a dramaty chorych dzieją się na naszych oczach. Kilka dni temu słyszałam o śmierci dziecka; zmarło w domu, bo nie przyjęto go do szpitala :(
UsuńW przypadku opisanej w książce historii dziwi mnie, że rodzice po tym wypadku w szkole nie próbowali ponownie wzywać lekarzy. Ta dziewczynka najwyraźniej coś sobie złamała. Przez miesiąc nie mogła wstać i czuła wielki ból. Jak można patrzeć na tak cierpiące dziecko i czekać nie wiadomo na co...
Boję się, że czytając ją po prostu się poryczę;/ Nie cierpię uczucia bezsilności, zwłaszcza kiedy dotyczy dziecka;/ Ale na pewno warto czytac takie książki, chociażby żeby doceniac to co mamy.
OdpowiedzUsuńTrudno się nie popłakać... Okropne jest to, co spotkało autorkę książki.
UsuńDzięki takim książkom można też "wejść w skórę" osoby niepełnosprawnej, zrozumieć jej problemy i zastanowić się, czy gdzieś w pobliżu nie mieszka ktoś podobnie samotny.