Ruth oraz jej siostra Lucille są dziećmi samobójczyni. Gdy były jeszcze malutkie, matka przywiozła je do swojego rodzinnego miasteczka Fingeborne, zostawiła na werandzie domu babci, po czym utopiła się w jeziorze. Nikt nie wie, dlaczego to zrobiła. Sierotki nie miały szczęścia do opiekunek. Babcia wkrótce zmarła, a podstarzałe kuzynki nie chciały zajmować się dziećmi. Ostatnią nadzieją dziewczynek stała się ciocia Sylvie, która do tej pory prowadziła życie bezdomnej. Sylvie zgodziła się zostać w miasteczku, ale szybko wyszło na jaw, że nie umie pozbyć się nawyków nabytych podczas wielu lat włóczęgi – sypia w butach i ubraniu, nie pozwala zapalać światła, ucina sobie drzemki na ławce w parku.
Marilynne Robinson znam już z „Gileada” – powieści o starym pastorze, który wspomina swoje życie. „Dom nad jeziorem smutku” zauroczył mnie o wiele bardziej, pewnie dlatego, że głównym tematem jest dorastanie sierotek, których problemy wydają mi się bliższe niż problemy pastora. Autorka bardzo delikatnie odmalowała uczucia dziewczynek – bolesną samotność, żal, gdy odkryły, że opiekująca się nimi ciocia jest osobą niezrównoważoną psychicznie i nieodpowiedzialną, lęk, by nie odjechała którymś z pociągów...
Narratorką jest dorosła Ruth, która z perspektywy czasu wspomina swoje nietypowe dzieciństwo, ale sama przyznaje, że nie wszystko pamięta dobrze: Trudno jest kogoś opisać, gdyż wspomnienia są ze swej natury fragmentaryczne, odosobnione i przypadkowe jak wieczorne mignięcia oświetlonych wagonów*. Głównymi postaciami jej wspomnień są Lucille i Sylvie, o chłopcach i koleżankach w ogóle nie pisze. Często przedstawia swoje wyobrażenia, które traktuje z równą powagą jak rzeczywiste wydarzenia.
Piękna. Nastrojowa. Melancholijna. Smutna. Tak w największym skrócie opisałabym tę książkę. Zauroczyły mnie delikatne, niejednoznaczne portrety sióstr i ich cioci, piękny, kunsztowny język, powtarzające się motywy pociągów i jeziora. W powieści znajdują się niesamowite opisy, których chyba nigdy nie zapomnę – nocleg na łódce, niebezpieczne wędrowanie torami zawieszonymi nad jeziorem, samotne wagary nad wodą. Zakończenie – droga życiowa, jaką wybrała Ruth, trochę szokuje.
Moja ocena: 6/6.
---
* Marilynne Robinson, „Dom nad jeziorem smutku” („Housekeeping”), przeł. Wojciech Fladziński, Wydawnictwo M, 2014, str. 55.
Zachęcająca recenzja, przyznam, że nabrałam chęci na tę książkę :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest po prostu piękna. Całkowicie trafiła w mój gust. Podoba mi się taki język, takie postacie, taki klimat :)
UsuńBardzo ciekawy pomysł na książkę. Rzadko mam okazję czytać o dzieciach, które zostały sierotami w wyniku samobójstwa jednego z rodziców. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńOjca nie miały, a matka nawet nie upewniła się, że babcia się nimi zajmie... Bardzo smutna sytuacja. Samobójstwo matki kładło się cieniem na późniejsze życie dziewczynek.
UsuńKsiążka ciekawa i napisana pięknym językiem :)
Och, bardzo lubię takie smutne, melancholijne historie. Będę mieć tę książkę na uwadze!
OdpowiedzUsuńKsiążka ciekawa, szkoda tylko, że Marylinne Robinson tak niewiele książek napisała :)
UsuńJa od jakiegoś czasu preferuję książki smutne, humorystyczne często mnie nudzą i szybko o nich zapominam.
Książka jest przepiękna i serdecznie ją wszystkim polecam. Mnie naprawdę wzruszyła i spowodowała masę refleksji na temat funkcjonowania jednostki w społeczeństwie.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna, właśnie :) We mnie jeszcze spowodowała refleksję, że bardzo ważne jest, kto wychowuje dzieci. Zakończeniem byłam bardzo zaskoczona.
UsuńKolejny interesujący tytuł, który prezentujesz na swoim blogu. Bardzo podoba mi się sama tematyka - dorastanie sierotek, na których ciąży piętno matki-samobójczyni. Ogromnie ciekawi mnie także, jaką drogę życiową wybrała narratorka.
OdpowiedzUsuńNiełatwo żyć ze świadomością, że matka popełniła samobójstwo. Gdyby jeszcze te dziewczynki miały ojca albo dobrych opiekunów... W tej rodzinie było mnóstwo osób niezrównoważonych psychicznie.
UsuńKsiążka zasługuje na uwagę, myślę, że zainteresowałaby Cię :)
Odebrałam w taki sam sposób tę książkę. Szczerze mówiąc była ona dla mnie wielkim zaskoczeniem i niespodzianką. W przeciwieństwie do Ciebie - sięgając po ten tytuł - usłyszałam o autorce po raz pierwszy.
OdpowiedzUsuńA ja bardzo żałuję, że już przeczytałam wszystkie książki Marilynne Robinson wydane w Polsce. Do "Domu nad jeziorem smutku" będę często wracać :)
UsuńOcena książki mówi sama za siebie. Nie znam jeszcze twórczości tej pisarki, chętnie poznam:)
OdpowiedzUsuńNa Marilynne Robinson warto zwrócić uwagę :)
UsuńTa książka wywarła na mnie wielkie wrażenie. Nie znam innej podobnej.
Generalnie nie czytam takich książek, ale Twoja recenzja i ta ocena bardzo mnie zachęciły :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://artemis-shelf.blogspot.com/
Bardzo mi się podobała i będę do niej wracać :)
UsuńPozdrawiam również!
Bardzo, bardzo pokochałam tę książkę... I gorąco ją wszystkim polecam ;)
OdpowiedzUsuńNiektóre fragmenty przeczytałam kilka razy, tak mnie zauroczyły :)
UsuńAle historia jest smutna, żal mi było zarówno Ruth, jak i Lucille.
Mnie czegoś brakowało w tej książce, może to dlatego, że czytałam ją w pośpiechu, obawiam się, że mogłam coś pominąć.
OdpowiedzUsuńMało w niej akcji, a do czytania w pośpiechu się nie nadaje :)
UsuńWysoko oceniłaś.
OdpowiedzUsuńMoże uda i się przeczytać.Mam sporo książek tego wydawnictwa.
Też mam sporo, ale "Dom nad jeziorem smutku" podobał mi się najbardziej ze wszystkich. A na drugim miejscu postawiłabym "Ostatnią górę. Żyjąc z AIDS" :)
UsuńBardzo mnie poruszyły te historie.
"Ostatnią górę" czytałam chwilę temu i chyba też ją mam.
Usuń"Ostatnia góra" jest bardzo wzruszająca. Bohatera było mi tym bardziej żal, że nie przyczynił się do swojej choroby - wirusa wstrzyknięto mu podczas transfuzji...
UsuńDo tych dwóch książek będę często wracać. I oczywiście nikomu za żadną cenę ich nie oddam :)
Aaaaaa, wiedziałam, że książka ci się spodoba. Napisana w tak genialny sposób, takim niebywałym stylem. Istne cacuszko.
OdpowiedzUsuńKiedyś o niej też pisałam - http://basiapelc.blogspot.com/2014/03/dom-nad-jeziorem-smutku-marilynne.html
Spodobała mi się - brak mi słów, by wyrazić, jak bardzo. O takich książkach jak ta mówię, że są "w moim typie" :-)
UsuńTak wysoka ocena mówi sama za siebie, może czytam nieuważnie, ale wydaje mi się, że nie trafia się u Ciebie często. Ja sama kiedyś hojniej szafowałam szóstą.
OdpowiedzUsuńTak, najwyższe oceny wystawiam nieczęsto. Zarezerwowane są one dla książek najpiękniejszych, solidnie napisanych i takich, do których będę wracać :)
UsuńKsiążka czeka na mojej półce. Mam nadzieję, że wywrze na mnie tak duże wrażenie jak na Tobie...
OdpowiedzUsuńCieszyłabym się, gdyby Ci się spodobała :)
UsuńNa mnie też ta książka zrobiła ogromne wrażenie. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mamy podobne wrażenia :)
UsuńPowiem szczerze, że myślałam, ze pojedziesz po tej książce. Ten tytuł jest tak oczywisty i banalny, ze nie zwiastuje nic dobrego. Poszukałam jeszcze troche informacji o autorce i faktycznie ta Marilynne to nie byle kto. Na pewno zwrócę uwagę w bibliotece, bo wręcz jestem złakniona takiej literatury.
OdpowiedzUsuńBlannche, bardzo trafna uwaga! Zgadzam się z Tobą - tytuł jest dosyć banalny. Ale treść - nie, tzn. moim zdaniem nie. Jestem przekonana, że Marilynne Robinson doskonale opanowała rzemiosło pisarskie i ma wiele do powiedzenia. Za "Gileada" otrzymała nagrodę Pulitzera. Mnie akurat "Gilead" znużył, bo za wiele było w nim refleksji teologicznych. "Dom..." jest książką w moim guście. Zawsze lubiłam powieści o bohaterach zachowujących się nietypowo, osamotnionych, szukających bratniej duszy.
UsuńJestem bardzo ciekawa, jakie wrażenie zrobiłby na Tobie "Dom nad jeziorem smutku" :)
Okładka jest piękna. Fabuła...no cóż, smutna. To nie jest książka na zły humor. Ale chyba warto ją docenić.
OdpowiedzUsuńTa książka nie należy do poprawiających humor... Zgadzam się z Tobą, że okładka jest piękna. Gustowna, delikatna :)
UsuńTo jest książka, którą wypatrzyłam już u Oli, ale ciągle nie udało mi się na nią trafić. A teraz, kiedy i Ciebie zauroczyła, jestem przekonana, że powinnam się przyłożyć do poszukiwań.
OdpowiedzUsuńA nie ukrywam, że gdyby nie Wasze teksty, nie pomyślałabym, że to az tak dobra książka. Trochę zmylił mnie tytuł, który kojarzył mi się z jakimiś czytadłami.
W moim przekonaniu książka jest znakomita - zasługuje na nagrody i na odzew u czytelników. Szkoda tylko, że wydano ją u nas po raz pierwszy dopiero teraz, a przecież to powieść z roku 1980.
UsuńPolski tytuł istotnie kojarzy się z czytadłami, jest trochę banalny :)
Zdecydowanie zachęciłaś mnie do sięgnięcia powyższej powieści. Niestety również nie jestem z Krakowa , pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSięgnij, sięgnij :) Mam nadzieję, że Ci się spodoba.
Usuń