14.11.2020

„Sprawa Münstera” Håkan Nesser

 


„Ostatni dzień życia Waldemara Leverkuhna wprost nie mógł rozpocząć się lepiej”[1] – tak zaczyna się „Sprawa Münstera”, szósta część cyklu o policjantach z Maardam. Jedni mogą uznać, że Håkan Nesser już w pierwszym zdaniu spojleruje, inni – że umiejętnie wprowadza nastrój niepokoju, bo przecież jeśli wiadomo, że postać wkrótce zginie, jej działania śledzi się z wielką uwagą. No i pan Leverkuhn, na pozór spokojny, niewadzący nikomu emeryt, rzeczywiście umiera; zostaje w swoim mieszkaniu zadźgany nożem. Kto go zabił – żona? Narkoman, który wkradł się do tej starej, pełnej dziwnych zakamarków kamienicy? A może jeden z trzech kolegów staruszka? Panowie ci niedawno wspólnie oddali los do punktu totolotka i wygrali. Gdyby umarł jeden ze współwłaścicieli, pozostałym przypadłyby większe sumy pieniędzy. Może więc to jest motyw?

Jeśli wierzyć pani Leverkuhn, z mieszkania nic nie zginęło. Nie znaleziono żadnych odcisków palców poza tymi należącymi do małżonków, żaden z sąsiadów nie widział niczego podejrzanego. Przesłuchania dzieci zabitego też nic nie wnoszą. Te dzieci niemal w ogóle nie odwiedzały rodziców, są apatyczne, mrukliwe, trudno wyciągnąć z nich jakiekolwiek informacje. Żadne nie założyło rodziny. Mauritz mieszka sam, Ruth jest otyłą, zaniedbaną lesbijką, a najstarsza córka stale przebywa w zakładzie dla osób chorych psychicznie. „Nie wiemy dużo, ale jednak zawsze coś”[2] – podsumowuje optymistycznie Münster, który teraz, po odejściu Van Veeterena na emeryturę, prowadzi sprawę.

Münster nie należy do policjantów zbyt bystrych, wciąż go rozpraszają a to problemy domowe, a to pociąg erotyczny do pięknej koleżanki Ewy Moreno. Potrzebuje dużo czasu, by wdrożyć się w śledztwo. Z drugiej strony kiedy już się wdroży, to nawet w czasie przeznaczonym na życie prywatne rozmyśla nad zagadką kryminalną. „Cholera, jakby to było dobrze, gdybym miał głowę zwykłego gliniarza, którą dałoby się włączyć i wyłączyć zgodnie z godzinami pracy”[3] –  wzdycha. W pewnym momencie nabiera chęci, zresztą nie tylko on, by wtajemniczyć w sprawę Van Veeterena. A ten, owszem, pojawia się w powieści, ale na krótko i odgrywa mniejszą rolę niż chociażby ordynarna, władcza żona dozorcy kamienicy, w której dokonano morderstwa. 

Wykreowani przez Nessera stróże porządku nie są prymitywni, wprost przeciwnie, dużo czytają, snują ciekawe refleksje. „Dopiero kiedy zapalimy światło w ciemności, przekonamy się, jak jest nieprzenikniona”[4], stwierdza Münster, a Van Veeteren dochodzi do wniosku, że „Mózg pracuje najlepiej, kiedy się go zostawi w spokoju. Załaduj go pytaniami i informacjami, które masz, a potem myśl o czymś zupełnie innym. Jeśli w ogóle istnieje odpowiedź, to prędzej czy później sama wyskoczy”[5]. Reinhart zaś zauważa powiązania między sobą a żółwiem: „Gliniarz to ślepy żółw, który szuka ścieżki na pustyni”[6].

W trakcie pracy bohaterowie odwiedzają wiele miejsc. Jednym z ciekawszych jest barka należąca do kolegi ofiary. Można by pomyśleć, że w takich warunkach – świeże powietrze, piękne widoki – staruszkowi wspaniale się mieszka, jednak tak naprawdę grozi mu niebezpieczeństwo: łajba zanurza się za głęboko, a kładka prowadząca na ląd jest zbyt wąska i chwiejna. 

„Sprawa Münstera” nie należy do najlepszych części cyklu, na pewno nie dorównuje „Komisarzowi i ciszy” czy „Sprawie G.”, ale najgorszą też nie można jej nazwać. Od pozostałych różni się tym, że nie zawiera rozdziałów pisanych z punktu widzenia mordercy (z wyjątkiem tego na końcu), bardzo długo więc nie wiadomo, jakimi motywami ten się kieruje, co myśli, w jaki sposób popełnia zbrodnię i wreszcie czy zabił tylko emeryta, czy może także te postacie, które uchodzą za zaginione.

---
[1] Håkan Nesser, „Sprawa Münstera”, przeł. Małgorzata Ptaszyńska-Sadowska, Czarna Owca, 2014, s. 8.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 184.
[4] Tamże, s. 168.
[5] Tamże, s. 84.
[6] Tamże, s. 245.

2 komentarze:

  1. Ciekawe, że autor długo nie oddaje głosu mordercy, a pod sam koniec jednak się na to decyduje. Nietypowy zabieg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na ten cykl, jest to zabieg nietypowy, bo na przykład w kolejnej części, czyli w „Karambolu”, niemal od początku mamy wgląd w myśli mordercy. :)

      Usuń