W zbiorku zatytułowanym „Świerzb” znajduje się czternaście opowiadań napisanych przez Fríðę Ísberg i pokazujących życie współczesnych mieszkanek Islandii. Jakie są te kobiety? Najróżniejsze. Młode i stare, odważne i zakompleksione, przedsiębiorcze i apatyczne, samotne lub nie. Autorka przedstawia je w momencie, kiedy czują się rozdrażnione, coś układa się nie po ich myśli, dręczą je lęki lub przykre wspomnienia.
Kiepski nastrój tych pań wynika z rozmaitych sytuacji. I tak czekająca w kolejce do kasy narratorka „Świerku” zauważa niewidzianą od lat koleżankę ze szkoły. Wydawałoby się, że nic prostszego jak podejść i się przywitać, jednak ona tego nie potrafi, woli przeglądać profil tej znajomej i wspominać okres dzieciństwa, kiedy to najpierw się zaprzyjaźniły, a potem znielubiły. Bohaterka „Do domu” wraca nocą z imprezy i choć wie, że Reykjavik jest bezpiecznym miastem, nie może zapanować nad przerażeniem. Kobieta z „Lalki” odkrywszy, że jej partner potajemnie ogląda erotyki, też zaczyna to robić, czując przy tym podniecenie, a zarazem frustrację. Starsza pani z „Żyrandola” pozwoliła dorosłemu synowi i jego dziewczynie mieszkać u siebie (a dom ma ładny, z widokiem na morze), co okazało się błędem, bo młodzi są roszczeniowi, egoistyczni, w dodatku dziewczyna zarzuca matkę partnera intymnymi szczegółami i skarży się, że ich syn „nie kontentował jej dalej po tym, jak już... skończył. Ze śmiechem opowiedziała nam, jak po wszystkim leżała niczym kłoda”[1]. Jedna z bohaterek w trakcie konfirmacji odbywającej się pierwszego kwietnia nie potrafi skupić uwagi na nabożeństwie, tylko przez cały czas oczekuje, że dojdzie do jakiegoś oszustwa, inna chce się pochwalić sukcesem syna, ale nie ma komu, jeszcze innej, uzależnionej od mediów społecznościowych, wyładował się smartfon.
W książce królują kobiety, mężczyźni pojawiają się raczej w tle i tylko dwa z czternastu tekstów ukazują świat z ich perspektywy. „Właśnie” to historia Siggiego, który zaczyna wspominać swojego kolegę z młodości, dziwnego, lubiącego wygładzać pseudogłębokie tyrady i nieumiejącego uszanować nawet czyjejś żałoby. Z kolei „Dręczyć albo pawia męczyć” to opowiadanie o mężczyźnie próbującym zdusić odrazę do swojej ukochanej. Dziewczyna jest piękna, lecz co z tego, skoro w jego obecności wyciska ropę z pryszczy, a potrzeby fizjologiczne załatwia w kabinie prysznicowej? I nie jest to jedyna postać z tego zbiorku, która nie zauważa, że swoją przesadną otwartością wprawia innych w zakłopotanie. Fríða Ísberg nie stawia kobiet na piedestale, wprost przeciwnie, uwypukla ich wady, często ukazuje je w taki sposób, że budzą konsternację, a nawet wstręt.
Bohaterki wielu opowiadań, na przykład „Palców”, „Lalki”, „Profilu”, cierpią na dermatillomanię. Swędzenie spowodowane jest jakimś tłumionym problemem, dyskomfortem. Jedna z kobiet otrzymuje od pewnej staruszki następującą poradę: „Drapanie to rozwiązanie na krótką metę. Zostaw ten świąd, dopóki sam nie przestanie cię męczyć”[2]. Ponieważ słowa te znajdują się na samym końcu książki, wyglądają na podsumowanie.
Aby urozmaicić narrację, autorka często każe bohaterom mówić slangiem albo prostacko. Niestety nie zawsze wypada to przekonująco. Opowiadanie „Siedem”, z nieprawidłowo zastosowaną interpunkcją mającą odzwierciedlać ubóstwo umysłowe pochodzącej ze wsi narratorki, jest według mnie przekombinowane i bardzo źle się je czyta. Niepotrzebnie też w książce z akcją osadzoną we współczesności pojawiają się tak przestarzałe słowa jak „mało możebne”, „niewiasta”, „jęłem”. Kiedy jedna z bohaterek liczy osoby stojące na przystanku, tłumacz Jacek Godek określa to w ten sposób: „Sesselia policzyła pogłowie. Było ich sześcioro”[3]. A przecież słowa pogłowie można używać wyłącznie w stosunku do zwierząt. Do tego dochodzą tak „piękne” zdania jak „Stałam z ręką na karku, rozdziawionymi gałami i nastroszonymi uszami”[4] czy „Szkoła odziana była tynkiem”[5].
Ani nie rzucił mnie ten zbiorek na kolana, ani nie zniechęcił do poznawania dalszej twórczości Fríðy Ísberg. „Żyrandol” i „Świerk” uznaję za opowiadania bardzo dobre, „Siedem” oraz „Niektóre kobiety” za słabe i wręcz bełkotliwe, z kolei „Dręczyć albo pawia męczyć” wzbudziło we mnie obrzydzenie. Dużo jest u tej autorki wulgarności, dosadności, humoru, przerysowań, dużo fizjologii i dużo szczegółów obyczajowych. Najcenniejsze wydało mi się to, że opowiadania dobrze pokazują charaktery oraz bolączki współczesnych Islandek, problemy mieszkaniowe, uzależnienie od smartfonów i serwisów społecznościowych, ekshibicjonizm, egoizm, roszczeniowość, ale też niepewność, zagubienie, samotność.
Moja ocena: 4/6.
---[1] Fríða Ísberg, „Świerzb”, przeł. Jacek Godek, Biuro Literackie, 2023, s. 8.
[2] Tamże, s. 122.
[3] Tamże, s. 72.
[4] Tamże, s. 117.
[5] Tamże, s. 85.
Na pewno znajdą się zainteresowani tego typu lekturą.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś chce się dowiedzieć, z jakimi problemami zmagają się współczesne Islandki, nie będzie żałował, jeśli sięgnie po tę lekturę. :)
UsuńNic nie wiem o literaturze Islandzkiej, więc chętnie zanotuję tytuł!
OdpowiedzUsuńJa czytałam zaledwie kilka książek islandzkich, ale też nie wydaje się ich u nas zbyt wiele. :)
UsuńRaczej nie dla mnie. Zmieniłabym zdanie gdyby Cię powaliło na kolana ;)
OdpowiedzUsuńDwa opowiadania okazały się słabe, dwa bardzo dobre, pozostałe takie sobie. Tak więc nie żałuję, że sięgnęłam po ten zbiorek. :)
UsuńAż chciałoby się rzec: "Jacek Godek!" z tą samą intonacją (i mimiką), z którą niektórzy wymawiają "Łymyn!" ;) Mam alergię na tłumaczenie tego pana.
OdpowiedzUsuńJa zniechęciłam się do niego po przeczytaniu „Kobiet z klasą” Steinunn Sigurðardóttir. :)
UsuńPisałem to już u Anki (z Czytanki Anki), ale muszę się powtórzyć - grafika jest bardzo dobra, co jest znamienne dla książek wydawanych przez Biuro Literackie. Trochę szkoda, że nie wszystkie teksty przypadły Ci do gustu.
OdpowiedzUsuńTo prawda, okładka przyciąga wzrok. Dwa teksty okazały się słabe, więc nie miały szans, by przypaść mi do gustu, ale ponieważ w zbiorku było więcej opowiadań dobrych niż słabych, nie żałuję, że po niego sięgnęłam. Przynajmniej dowiedziałam się, jakie są współczesne Islandki. :)
UsuńDo dzisiaj dobrze wspominam tę książkę, mimo wulgaryzmów. Może dlatego, że zaskoczyła mnie swoją uniwersalnością. A wulgarna niestety stała się nasza rzeczywistość, mam wrażenie, że tylko w domu mogę od niej się odciąć.
UsuńO tak, jest uniwersalna, nie tylko w Islandii kobiety zmagają się z takimi problemami jak te opisane w książce. :) Jeśli chodzi o wulgaryzmy, też się zgadzam. Podczas ostatniej wizyty w bibliotece zauważyłam wśród nowości powieść norweskiej autorki Linn Strømsborg o tytule składającym się z trzech wulgaryzmów na k. Zastanawiałam się nad wypożyczeniem, ale w końcu zrezygnowałam.
UsuńLicha książka. Jak życie.
OdpowiedzUsuńCzytałam Twoją recenzję. :) Cóż, Fríða Ísberg to nie Laxness, do poziomu mistrza trochę jej brakuje...
UsuńAle fajna okładka. Podoba mi się 🙂
UsuńA okładka akurat jest ładniejsza niż w polskich wydaniach Laxnessa. :) Mnie też się podoba.
Usuń"przecież słowa pogłowie można używać wyłącznie w stosunku do zwierząt".
OdpowiedzUsuńNie, jest drugie znaczenie: pogłowie - dużo ludzi, tłum. Z tym że w tym znaczeniu, już w słowniku Doroszewskiego (lata 50. i 60. XX w.) było uznawane za "dawne".
Dzięki za informację, nie wiedziałam, że słowa pogłowie kiedyś używało się do określania liczby ludzi. Gdyby fabuła rozgrywała się w jakichś dawniejszych czasach, to słowo by nie raziło. Ale tu mamy dwudziesty pierwszy wiek. Poza tym nawet nie chodzi o tłum, tylko o sześcioro ludzi: „Sesselia policzyła pogłowie. Było ich sześcioro”. :)
UsuńNie przepadam za opowiadaniami i nie powiem, abym poczuła się przekonana do wszystkich z tego zbioru, ale z Twojego opisu niektóre wydają się warte uwagi :)
OdpowiedzUsuńSzczególnie „Żyrandol” i „Świerk” są warte uwagi. Natomiast podczas czytania „Dręczyć albo pawia męczyć” zrobiło mi się niedobrze. :) W „Żyrandolu” autorka bardzo ciekawie ukazuje konflikt pokoleń oraz postawę roszczeniową, jaką przejawia wielu młodych ludzi.
Usuń