„Szalone noce! Ostatnie chwile wielkich mistrzów” to zbiorek pięciu starannie dobranych opowiadań, w których Joyce Carol Oates przedstawia swoje wyobrażenia dotyczące ostatnich miesięcy życia pięciorga sławnych autorów. Od razu napiszę, że nie idealizuje owych mistrzów, wprost przeciwnie, wszystkich oprócz Emily Dickinson, czyli jedynej kobiety w tym towarzystwie, ukazuje w dość brzydkim świetle, tak że podczas czytania trudno nie czuć do nich odrazy. Każdy z męskich bohaterów ma w sobie coś wstrętnego, jest nieszczery, ma takie pragnienia erotyczne, które nie zostałyby zaakceptowane przez społeczeństwo; aż trzech z nich w tym ostatnim okresie życia dręczy bądź zabija psa lub kota, a jeden wspomina rozkosz, jaką czuł, słysząc przedśmiertne krzyki i piski upolowanych przez siebie zwierząt.
Najbardziej poruszył mnie tekst zatytułowany „Dziadunio Clemens & Cherubinek, 1906”, ukazujący ostatnie miesiące życia Marka Twaina. Autor ma już siedemdziesiąt lat. Mieszka z niezamężną córką Clarą, która czuwa nad tym, by nie wplątał się w jakiś skandal. Tymczasem on nie słucha przestróg i otacza się wianuszkiem ślicznych dziewczynek w wieku od lat jedenastu do piętnastu (starsze go nie interesują), pisuje do nich dwuznaczne liściki, a nawet urządza potajemne spotkania. Nie jest powiedziane wprost, że ma ciągotki pedofilskie, Oates jedynie bardzo sprytnie to sugeruje, ale jeśli nawet Twain nie dąży do kontaktu cielesnego, to i tak bardzo krzywdzi te „cherubinki”, z racji wieku naiwne, skłonne do egzaltacji, podatne na urazy psychiczne, a ich zaniepokojone bądź zrozpaczone matki traktuje jak szantażystki.
Kolejny wstrząsający tekst nosi tytuł „EDickinsonRepliLuxe”. Bezdzietni małżonkowie, tak pruderyjni, że nawet nie potrafią wymówić słów kocham, gej, poezja, dochodzą do wniosku, że się starzeją i nie spotka ich już nic ekscytującego. W akcie desperacji postanawiają skorzystać z nowinki technologicznej, czyli kupić replikę Emily Dickinson. Wkrótce poetka – czy raczej robot łudząco podobny do poetki – przybywa do ich domu. Oates rewelacyjnie ukazuje tu podniecenie i dezorientację właścicieli, którzy tracą pewność, czy mają do czynienia z lalką, czy nie, ale nie umieją zapomnieć, że ją kupili, mogą więc wymagać, żądać, nie liczyć się z jej uczuciami, o ile ona w ogóle ma jakieś uczucia.
Bohaterem „Mistrza w Szpitalu Świętego Bartłomieja, 1914-1916” jest Henry James, stary już, schorowany, słaby. Odkąd wybuchła wojna, stracił zdolność pisania i zadręcza się myślą, że nie robi niczego dobrego dla ludzkości. Wprawdzie wspiera finansowo uchodźców i Czerwony Krzyż, ale czy to nie za mało? Zgłasza się więc do szpitala jako wolontariusz. Przyzwyczajony do wykwintnych salonów, doznaje szoku, stykając się z ohydnymi widokami i zapachami, ma wrażenie, że zstąpił do piekła. Ale nie rezygnuje, bo nieoczekiwanie zaczyna czuć coś dziwnego do tych młodych, nieszczęsnych żołnierzy bez rąk czy nóg.
W opowiadaniu „Pośmiertny Poe, czyli Latarnia Morska” Oates stara się wyjaśnić, jak to się stało, że słynny twórca horrorów przed śmiercią postradał zmysły i błąkał się obszarpany, bełkoczący bez ładu i składu. Okazuje się, że przebywał... na bezludnej wyspie. Dr Bertram Shaw anulował jego olbrzymie długi i zatrudnił jako latarnika. Kiedy Poe znalazł się na tej wyspie, odkrył, że jego dobroczyńca przeprowadzał eksperymenty na zwierzętach, trzymając je w całkowitej izolacji i doprowadzając do przedwczesnej śmierci. Czyżby teraz chciał zbadać wpływ samotności na istotę ludzką? Poe jednak nie czuje się zaniepokojony, ma pewność, że ani nie umrze, ani nie zdziwaczeje. Będzie obserwował bezkres oceanu, spisywał swoje obserwacje, czytał Platona i Paskala. Odzyska spokój. Tylko czy się nie myli? Czy naprawdę zna siebie i zdoła oprzeć się destrukcyjnej sile samotności? Opowiadanie ma formę zapisków bohatera, z początku składnych, z czasem coraz bardziej chaotycznych i bełkotliwych.
Najmniej podobał mi się tekst „Papa w Ketchum, 1961”, bo autorka nie miała dobrego pomysłu na treść i konstrukcję. Wciąż napomyka, że Hemingway chciał się zastrzelić, a gdyby żona próbowała mu przeszkodzić, zastrzeliłby i ją, że postrzegał kobiety wyłącznie jako obiekty seksualne, sugeruje też, że był ukrywającym się gejem. Miał na przykład przyjaciela, którego publicznie oczernił, podczas gdy w głębi duszy „pragnął go dotknąć i w nabożnym skupieniu objąć palcami jego penisa”*.
Wspomniani pisarze przedstawieni zostali w taki sposób, że budzą wstręt. Nawet jeśli robią coś na pozór dobrego (Henry James), to za ich działaniem kryją się niskie pobudki. Dużo jest w tej książce dewiacji, pojawia się też częsty u Oates wątek wykorzystania seksualnego. Aż w dwóch opowiadaniach znajdują się motywy fantastyczne. W jednym występuje dziwne zwierzę, mające jedno tylko oko, mogące się wysuwać, w drugim – technika jest tak zaawansowana, że ludzie mogą kupować sobie sztucznych przyjaciół, będących replikami sławnych postaci, przy tym te repliki są tak łudząco podobne do oryginałów i zachowują się tak „po ludzku”, że można stracić pewność, czy ma się do czynienia z robotem, czy też z pierwowzorem, który ożył w jakiś cudowny sposób. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że sztuczny towarzysz czuje wstyd, samotność, ból? Oates potrafi ukazywać bardzo skomplikowane, mroczne uczucia, takie jak właśnie stosunek właścicieli do kupionego przyjaciela czy też niskie pobudki kierujące wolontariuszem. Świetnie jest też pokazana przebiegłość, z jaką pedofil zbliża się do upatrzonej ofiary – odgaduje jej słabe punkty, udaje troskliwego mentora, oczarowuje jej matkę, choć czuje odrazę do podstarzałych, grubych kobiet.
Wyjąwszy „Papę w Ketchum” wszystkie opowiadania trzymają wysoki poziom i są przekonujące, jednak aby je sprawiedliwie ocenić, musiałabym wiedzieć, ile prawdy jest w wypisywanych przez autorkę rewelacjach. Czy Twain naprawdę uganiał się za małymi dziewczynkami? Czy Henry James czuł podniecenie seksualne na widok okaleczonych żołnierzy? I czy naprawdę zwabił do siebie kota, po czym trzasnął go pałką po łebku tak mocno, że zwierzę padło martwe? Jeśli w biografiach tytułowych mistrzów nie ma nic, co wskazywałoby na takie wydarzenia, jeśli Oates to sobie wymyśliła, to dopuściła się nadużycia. Skoro, autorze, chcesz fantazjować, ukazywać perwersje, to stwórz fikcyjne postacie i odczep się od tych, które żyły naprawdę.
Ech, Oates to jedno z tych nazwisk, po które obiecują sobie sięgnąć, ale jakoś tego zamierzenia nie potrafię zrealizować. Zawsze ktoś inny wpycha się w kolejkę. Choć na podstawie Twojej recenzji stwierdzam, że znajomość z pisarką rozpocznę raczej od innej pozycji ;)
OdpowiedzUsuńOates jest poważną kandydatką do Nagrody Nobla, więc choćby z tego powodu warto ją czytać. :)
UsuńNiektóre jej książki są bardzo poruszające, jak choćby wydana u nas kilka miesięcy temu „Księga amerykańskich męczenników” – powieść o tym, jak we współczesnej Ameryce prześladowani są lekarze wykonujący aborcje. Już na samym początku jeden z takich lekarzy zostaje zamordowany przez fundamentalistę religijnego – i potem autorka bardzo wnikliwie pisze zarówno o rodzinie owego lekarza, jak i zbrodniarza. Przyznam, że wstrząsnęła mną ta książka i dziwię się, że jest o niej tak cicho. Ale może ludzie mają już dość tematu aborcji i dyskusji, czy kobieta ma prawo decydować o swoim ciele, czy nie.
Nie przeczytam, bo wolałabym nie zmieniać swoich wyobrażeń dotyczących danych osób ;)
OdpowiedzUsuńA po przeczytaniu „Szalonych nocy” można te wyobrażenia zmienić... Sama przyłapałam się na tym, że zaczynam czuć wstręt do autora „Przygód Tomka Sawyera”. Ale nie mam pojęcia, na ile rewelacje wypisywane przez Oates są prawdą.
UsuńAż sprawdziłam i okazuje się, że historie są wymysłem Oates: https://www.npr.org/2008/04/27/89979929/oates-details-writers-last-days-in-wild-nights
OdpowiedzUsuńCzytałaś może "Pisane życia" Mariasa? Też "zabawia" się życiorysami kilku sławnych literatów m.in. Rimbauda, Blixen.
O, dziękuję! W przypadku opowiadania o Dickinson już podczas czytania wiadomo, że to wymysły, ale już w przypadku Jamesa i Twaina bez znajomości ich biografii nie da się tego stwierdzić. A do obu autorów nabrałam odrazy. Bo to nie jest tak, że Oates przypisuje im jakieś niewinne śmiesznostki; oni zachowują się dość podle. Nie będę pisać szczegółowo, co który zrobił, najlepiej samemu to przeczytać. :)
UsuńTak patrzę, że ja i tak dość spokojnie podeszłam do tej książki. Na LC widzę opinię, której autor nie pozostawia na Oates suchej nitki: „W ogóle, opis ostatnich dni kogokolwiek jest kontrowersyjny, a już stwarzanie fikcji literackiej na ten temat, która z czasem będzie mylona z faktami, to nieprzyzwoitość i robienie z czytelnika wała. Nazwiskami nieszczęsnych bohaterów jej fikcji (Poe, Dickinson, Twain, James i Hemingway) zwabia się czytelników, ale uczciwe to nie jest. Stanowczo odradzam, bo po co mieszać własne skromne wiadomości z niedorzeczną fikcją”.
A nie, książki Mariasa jeszcze nie czytałam. Zapiszę sobie tytuł.
Cóż, Oates lubi mroczne klimaty. Myślę, że kiedyś sięgnę po tę książkę.
UsuńTo prawda. I właśnie za te mroczne klimaty lubię Oates. Oraz za dobry warsztat. Warto sięgnąć po „Szalone noce”, ostrzegam tylko, że polskie wydanie jest pełne literówek i innych usterek. Bellona to niechlujne wydawnictwo.
UsuńNie wiem, czy uda mi się ubrać w odpowiednie słowa to, co chcę przekazać. Przy czytaniu Twojej recenzji miałam rozterki na temat "co poeta miał na myśli". W jakim celu powstał ten zbiór? Co autorka chciała wywołać u czytelników? Po co to napisała? Nie twierdzę, że powinny powstawać tylko pożyteczne, przydatne czy sensowne dzieła. Po prostu zaczęłam się tak zastanawiać przy czytaniu.
OdpowiedzUsuńUdało Ci się. :) Sama też się zastanawiałam, w jakim celu powstały te opowiadania, i nie przyszło mi do głowy żadne rozsądne wyjaśnienie. Myślę, że po prostu dała upust swoim fantazjom. A że ma skłonność do wyobrażania sobie mrocznych rzeczy – bo często pisze o gwałtach, przemocy fizycznej i psychicznej, perwersjach – powstały takie, a nie inne historie. W ogóle to bardzo lubię inne książki tej autorki, bo ona pisze bardzo sugestywnie, tworzy bardzo skomplikowane portrety ludzkie, jak nikt potrafi ukazywać ludzkie cierpienie. „Szalone noce” są dość... dziwne, by nie użyć mocniejszego słowa, i nie nadają się na pierwszy kontakt z Oates.
UsuńJak do tej pory nie słyszałam o tej książce, ale czytając Twoją notkę poczułam się nią zainteresowana - tym bardziej, że lubię tego typu publikacje.
OdpowiedzUsuńTo chyba jej mniej znana książka. :) Oates sporo ich napisała, ja – choć lubię tę autorkę – przeczytałam do tej pory tylko siedem: „Nadobną dziewicę”, „Bestie”, „Gwałt”, „Czarną topiel”, „Waleta pik”, „Księgę amerykańskich męczenników” i właśnie „Szalone noce”. I będę kontynuować znajomość z tą autorką, a jeśli kiedyś dostanie Nobla, to tylko się ucieszę.
Usuń