Ostatnio przeczytałam dwie książki z akcją na Islandii: „Duszpasterstwo koło Lodowca” i „Kopciuszka, który zjadł wilka”. W obu zauważyłam fragmenty mówiące o wielkiej miłości Islandczyków do produkowanych w Polsce wafelków Prince Polo. Halldór Laxness, noblista, pisze o nich tak:
„Pewna wielka nowość: zagraniczne wafelki oblewane czekoladą, usunęła w cień torty wojenne: był to ten sam gatunek wafelków Prince Polo, produkowanych w Polsce specjalnie dla Islandczyków. (...) Zasadniczo jest to niemała pochwała moralności naszego narodu, jeśli się tylko zważy, że kiedy stał się bogaty i nie mógł już zliczyć swoich pieniędzy, to nie brał przykładu z bogatych nacji, spożywających na co dzień różnorakie pieczyste i pasztety, w niedzielę zaś pieprznie przyrządzone pawie, zapijane winem z korzeniami, lecz właśnie wafelkami Prince Polo postanowił powetować sobie wielowiekowe spożywanie «czarnego fiuta» i mięsa z wielorybów”[1].
Laxness bardzo często wspomina nie tylko o wafelkach, ale też o wojennych tortach i rozmaitych ciasteczkach. Bohater książki przybył na kilka dni w okolice Lodowca Snæfellsjökull. I jak go ugościli tamtejsi mieszkańcy? Natrętnie, wręcz agresywnie częstowali tymi „przysmakami”, nie dając mu tego, o czym rozpaczliwie marzył – zwykłego, taniego posiłku...
A to fragment z powieści kryminalnej napisanej przez Polkę mieszkającą na Islandii:
A to fragment z powieści kryminalnej napisanej przez Polkę mieszkającą na Islandii:
„Sigga i Palli jedli prince-polo, usmarowani jak nieboskie stworzenia. Zjedzenie tego batonika po zmianie jego opakowania i zawartości nie było już taką przyjemnością jak dawniej. Zmiana wywołała prawdziwą burzę w Islandii, gdzie prince-polo było świętością narodową. Powszechnie uważano, że batonikowi odebrano duszę”[2].
Ciekawe, czy jeszcze inni islandzcy autorzy wspominają o tych wafelkach.
---
[1] Halldór Laxness, „Duszpasterstwo koło Lodowca”, przeł. Karol Sawicki, Wydawnictwo Poznańskie, 1978, str. 82.
[2] Katarzyna Bzowska-Gudmundsson, „Kopciuszek, który zjadł wilka”, Prószyński i S-ka, 1998, str. 85-86.
Rewelacja, że to wyszperałaś i zamieściłaś :) Musze zdobyć książki. Wafelki uwielbiam, choć moje biodra niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńA ja nie jadłam Prince Polo od czasów dzieciństwa... Jutro sobie kupię ze dwa, bo już nie pamiętam, jak smakują. Książki są ciekawe. Da się wyczuć, że autorzy kochali Islandię. :)
UsuńWafelki są pycha. Jedne z lepszych, o ile nie najlepsze :)
UsuńNie wiedziałem o tym kulcie polskich wafelków na Islandii. Zatem jest coś co może komuś kojarzyć się z Polską? A kolejne rządy wydają miliony na reklamę i promocję:)
OdpowiedzUsuń"Powszechnie uważano, że batonikowi odebrano duszę" - piękne :) Odtąd zawsze, kiedy będę zajadał Prince Polo będę miał przed oczami Islandię.
Też poczułam się zdziwiona. Skoro Laxness tak napisał, widocznie to prawda. W książce trzykrotnie wspomniał o tych batonikach, nazwał je jedynym luksusem gastronomicznym, na jaki pozwalają sobie Islandczycy. :)
UsuńOpływamy w takie luksusy i nic o tym nie wiemy. Na uwagę zasługuje także fakt, że obie książki dzieli okres mniej więcej 20 lat od ich wydania w Polsce, co tylko potwierdza niezmienność i moc Prince Polo i jego kultu w Islandii :)
UsuńOtóż to, narzekamy i nie wiemy, jakie mamy skarby. :) Ciekawe, jak jest teraz, czy nadal lubią ten wafelek.
UsuńCzytałam tę książkę Laxnessa 12 lat temu i zachwyciłam się. Jak wiesz, to książka z Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich i w ten sposób na nią trafiłam. Dużo osób jej nie czyta, a oceny w BiblioNETce rozstrzelone; od szóstek do dwójek.
OdpowiedzUsuńA Prince Polo kupuję często :-))
Widziałam Twoją recenzję. To właśnie ona zachęciła mnie do sięgnięcia po „Duszpasterstwo”. :) Skandynawską serię uwielbiam, ale ta akurat powieść nieco mnie odstraszała tytułem. Wyobrażałam sobie, że to nudna relacja o krzewieniu chrześcijaństwa. Tymczasem nic z tych rzeczy. Powieść jest zajmująca, dowcipna, bardzo dobrze się ją czyta.
UsuńMam nadzieje, że napiszesz szerszej o tej książce "Duszpasterstwo koło Lodowca", ale jeśli nie to też sobie jakoś poradzę :) Swoją drogą to musi być ciekawe natknąć się ni stąd ni zowąd na PP w samym środku Islandii; ja za nimi nie przepadam więc tym bardziej dziwi mnie to, co też oni widzą w tych wafelkach znad Olzy.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiem... Na Bilionetce jest bardzo zachęcająca recenzja Bogny. :)
UsuńNo właśnie, co oni w nich widzą? Prince Polo to dobry wafelek, ale przecież nie lepszy niż dziesiątki innych...
Wszyscy Islandczycy jak jeden mąż kochają PP, kartonami woziłam im te wafelki :P
OdpowiedzUsuńCzyli ci autorzy napisali prawdę. A uwielbienie Islandczyków do Prince Polo nie jest jednoroczną modą, tylko trwa od kilkudziesięciu lat. :)
UsuńNo pewnie, dla większości to wspaniałe wspomnienie z dzieciństwa.
UsuńZgadzam się. :)
UsuńNo proszę, nie wiedziałam, że Prince dotarł do krainy lodu i ognia ;-) Słyszałam, że jest popularny na Litwie i w Czechach. Ponoć aktorka Shirley Maclaine, spróbowawszy PP podczas pobytu w Polsce, zabrała ze sobą kilka kartonów (!) - dla wnuków i dla siebie. Tak jej zasmakował!
OdpowiedzUsuńPrawda, że to niezwykłe? I utrwalił to noblista! Bardzo miło jest w książce zagranicznego autora znaleźć polskie akcenty. :)
UsuńTo prawda, to stare opakowanie było genialne.
OdpowiedzUsuńStare było lepsze. A batoników jest teraz tyle, że nie wiadomo, który wybrać.:)
UsuńUwielbienie dla batonika musi być faktycznie duże - dzisiaj trafiłam w sieci na dwujęzyczny zbiór opowiadań pt. "Zanim Islandczycy pokochali prince polo".;)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy te opowiadania są dobre. :) Tak, uwielbienie dla batonika musi być wielkie. A ja z przyjemnością obserwuję, że w ostatnich latach Polacy coraz częściej i chętniej kupują produkt pochodzący z Islandii, czyli skyr. Sama bardzo go polubiłam i przy każdych zakupach wkładam do wózka kilka kubeczków. Skyr jest pyszny, a przy tym ma mniej kalorii niż tradycyjny jogurt, za to więcej białka.
UsuńNo proszę, a ja wciąż jeszcze tego nie próbowałam. Widzę na półce przy każdych zakupach, bo nabiał b. lubię, ale jeszcze nigdy skyru nie próbowałam. Sama sobie się dziwię.;)
UsuńW takim razie mocno zachęcam do spróbowania. Są i naturalne, i z dodatkiem owoców, i gęste, i pitne – jest w czym wybierać. Zawsze mam w lodówce przynajmniej jeden kubeczek. Skyr to jeden z moich najulubieńszych posiłków. Kiedy zjem go na kolację, to już nic innego mi się nie chce. A jeśli zjem np. drożdżówkę, to nadal czuję się głodna. :)
Usuń