26.01.2017

Islandczycy i Prince Polo


Ostatnio przeczytałam dwie książki z akcją na Islandii: „Duszpasterstwo koło Lodowca” i „Kopciuszka, który zjadł wilka”. W obu zauważyłam fragmenty mówiące o wielkiej miłości Islandczyków do produkowanych w Polsce wafelków Prince Polo. Halldór Laxness, noblista, pisze o nich tak:
„Pewna wielka nowość: zagraniczne wafelki oblewane czekoladą, usunęła w cień torty wojenne: był to ten sam gatunek wafelków Prince Polo, produkowanych w Polsce specjalnie dla Islandczyków. (...) Zasadniczo jest to niemała pochwała moralności naszego narodu, jeśli się tylko zważy, że kiedy stał się bogaty i nie mógł już zliczyć swoich pieniędzy, to nie brał przykładu z bogatych nacji, spożywających na co dzień różnorakie pieczyste i pasztety, w niedzielę zaś pieprznie przyrządzone pawie, zapijane winem z korzeniami, lecz właśnie wafelkami Prince Polo postanowił powetować sobie wielowiekowe spożywanie «czarnego fiuta» i mięsa z wielorybów”[1].
Laxness bardzo często wspomina nie tylko o wafelkach, ale też o wojennych tortach i rozmaitych ciasteczkach. Bohater książki przybył na kilka dni w okolice Lodowca Snæfellsjökull. I jak go ugościli tamtejsi mieszkańcy? Natrętnie, wręcz agresywnie częstowali tymi „przysmakami”, nie dając mu tego, o czym rozpaczliwie marzył – zwykłego, taniego posiłku...

A to fragment z powieści kryminalnej napisanej przez Polkę mieszkającą na Islandii:
„Sigga i Palli jedli prince-polo, usmarowani jak nieboskie stworzenia. Zjedzenie tego batonika po zmianie jego opakowania i zawartości nie było już taką przyjemnością jak dawniej. Zmiana wywołała prawdziwą burzę w Islandii, gdzie prince-polo było świętością narodową. Powszechnie uważano, że batonikowi odebrano duszę”[2].
Ciekawe, czy jeszcze inni islandzcy autorzy wspominają o tych wafelkach. 

---
[1] Halldór Laxness, „Duszpasterstwo koło Lodowca”, przeł. Karol Sawicki, Wydawnictwo Poznańskie, 1978, str. 82.
[2] Katarzyna Bzowska-Gudmundsson, „Kopciuszek, który zjadł wilka”, Prószyński i S-ka, 1998, str. 85-86.

23 komentarze:

  1. Rewelacja, że to wyszperałaś i zamieściłaś :) Musze zdobyć książki. Wafelki uwielbiam, choć moje biodra niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie jadłam Prince Polo od czasów dzieciństwa... Jutro sobie kupię ze dwa, bo już nie pamiętam, jak smakują. Książki są ciekawe. Da się wyczuć, że autorzy kochali Islandię. :)

      Usuń
    2. Wafelki są pycha. Jedne z lepszych, o ile nie najlepsze :)

      Usuń
  2. Nie wiedziałem o tym kulcie polskich wafelków na Islandii. Zatem jest coś co może komuś kojarzyć się z Polską? A kolejne rządy wydają miliony na reklamę i promocję:)

    "Powszechnie uważano, że batonikowi odebrano duszę" - piękne :) Odtąd zawsze, kiedy będę zajadał Prince Polo będę miał przed oczami Islandię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też poczułam się zdziwiona. Skoro Laxness tak napisał, widocznie to prawda. W książce trzykrotnie wspomniał o tych batonikach, nazwał je jedynym luksusem gastronomicznym, na jaki pozwalają sobie Islandczycy. :)

      Usuń
    2. Opływamy w takie luksusy i nic o tym nie wiemy. Na uwagę zasługuje także fakt, że obie książki dzieli okres mniej więcej 20 lat od ich wydania w Polsce, co tylko potwierdza niezmienność i moc Prince Polo i jego kultu w Islandii :)

      Usuń
    3. Otóż to, narzekamy i nie wiemy, jakie mamy skarby. :) Ciekawe, jak jest teraz, czy nadal lubią ten wafelek.

      Usuń
  3. Czytałam tę książkę Laxnessa 12 lat temu i zachwyciłam się. Jak wiesz, to książka z Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich i w ten sposób na nią trafiłam. Dużo osób jej nie czyta, a oceny w BiblioNETce rozstrzelone; od szóstek do dwójek.
    A Prince Polo kupuję często :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam Twoją recenzję. To właśnie ona zachęciła mnie do sięgnięcia po „Duszpasterstwo”. :) Skandynawską serię uwielbiam, ale ta akurat powieść nieco mnie odstraszała tytułem. Wyobrażałam sobie, że to nudna relacja o krzewieniu chrześcijaństwa. Tymczasem nic z tych rzeczy. Powieść jest zajmująca, dowcipna, bardzo dobrze się ją czyta.

      Usuń
  4. Mam nadzieje, że napiszesz szerszej o tej książce "Duszpasterstwo koło Lodowca", ale jeśli nie to też sobie jakoś poradzę :) Swoją drogą to musi być ciekawe natknąć się ni stąd ni zowąd na PP w samym środku Islandii; ja za nimi nie przepadam więc tym bardziej dziwi mnie to, co też oni widzą w tych wafelkach znad Olzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiem... Na Bilionetce jest bardzo zachęcająca recenzja Bogny. :)
      No właśnie, co oni w nich widzą? Prince Polo to dobry wafelek, ale przecież nie lepszy niż dziesiątki innych...

      Usuń
  5. Wszyscy Islandczycy jak jeden mąż kochają PP, kartonami woziłam im te wafelki :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli ci autorzy napisali prawdę. A uwielbienie Islandczyków do Prince Polo nie jest jednoroczną modą, tylko trwa od kilkudziesięciu lat. :)

      Usuń
    2. No pewnie, dla większości to wspaniałe wspomnienie z dzieciństwa.

      Usuń
  6. No proszę, nie wiedziałam, że Prince dotarł do krainy lodu i ognia ;-) Słyszałam, że jest popularny na Litwie i w Czechach. Ponoć aktorka Shirley Maclaine, spróbowawszy PP podczas pobytu w Polsce, zabrała ze sobą kilka kartonów (!) - dla wnuków i dla siebie. Tak jej zasmakował!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że to niezwykłe? I utrwalił to noblista! Bardzo miło jest w książce zagranicznego autora znaleźć polskie akcenty. :)

      Usuń
  7. To prawda, to stare opakowanie było genialne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stare było lepsze. A batoników jest teraz tyle, że nie wiadomo, który wybrać.:)

      Usuń
  8. Uwielbienie dla batonika musi być faktycznie duże - dzisiaj trafiłam w sieci na dwujęzyczny zbiór opowiadań pt. "Zanim Islandczycy pokochali prince polo".;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, czy te opowiadania są dobre. :) Tak, uwielbienie dla batonika musi być wielkie. A ja z przyjemnością obserwuję, że w ostatnich latach Polacy coraz częściej i chętniej kupują produkt pochodzący z Islandii, czyli skyr. Sama bardzo go polubiłam i przy każdych zakupach wkładam do wózka kilka kubeczków. Skyr jest pyszny, a przy tym ma mniej kalorii niż tradycyjny jogurt, za to więcej białka.

      Usuń
    2. No proszę, a ja wciąż jeszcze tego nie próbowałam. Widzę na półce przy każdych zakupach, bo nabiał b. lubię, ale jeszcze nigdy skyru nie próbowałam. Sama sobie się dziwię.;)

      Usuń
    3. W takim razie mocno zachęcam do spróbowania. Są i naturalne, i z dodatkiem owoców, i gęste, i pitne – jest w czym wybierać. Zawsze mam w lodówce przynajmniej jeden kubeczek. Skyr to jeden z moich najulubieńszych posiłków. Kiedy zjem go na kolację, to już nic innego mi się nie chce. A jeśli zjem np. drożdżówkę, to nadal czuję się głodna. :)

      Usuń