Tak to pamiętam to wspomnienia z lat okupacji. W chwili wybuchu wojny Jadwiga Załuska miała 27 lat, męża i dwóch synków. Jesień i zimę 1939/40 spędziła w Najnach na Wileńszczyźnie, gdzie jej rodzina miała dworek. Ponieważ zajmowanie się dziećmi nudziło ją, przyjechała do Warszawy, wstąpiła do AK i wzięła udział w Powstaniu Warszawskim.
Była wielką entuzjastką powstania. Podziwiała osoby, które nie przejmowały się utratą dobytku, zburzeniem swojego domu i odniesionymi ranami. Przez cały czas żywiła przekonanie, że inne narody przyjdą Polakom z pomocą: Ktoś wreszcie musi nas wesprzeć, zanim Warszawa nie zamieni się w olbrzymie cmentarzysko (s. 143). Potępiała tych, którzy bali się lub nie chcieli walczyć: To straszne - większość mieszkańców siedzi bezczynnie w piwnicach, jak w katakumbach i czeka... są załamani i wściekli. Często złorzeczą powstańcom, że wszystko co się dzieje to z ich winy (s. 141).
Ku jej wstydowi ani mąż, ani krewni męża nie dołączyli do powstańców. Mąż zajmował się robieniem interesów i gromadzeniem dóbr z domów opuszczonych przez cywilną ludność, a jego rodzice i rodzeństwo kryli się w piwnicy. Oczywiście Załuska próbowała wpłynąć na ich postawę, lecz oni woleli siedzieć na swoich betach i trząść się ze strachu. Uciekłam od nich jak najszybciej (s. 130).
Opisowi powstania poświęciła wiele stron książki. Niestety, są to tylko opisy, brakuje głębszych refleksji na temat celowości kontynuowania powstania, decyzji dowództwa itd. Autorka rzadko zastanawiała się nad czymś, była kobietą prostą, a przy tym silną jak wół i odporną na zmęczenie, głód i choroby. Udało jej się przetrwać nawet zatrucie arszenikiem, który znajdował się w wypitym przez nią alkoholu.
Nie dostrzegała, że jej zachowanie czasami jest nieetyczne. W przerwach między opatrywaniem rannych chętnie biegała po opuszczonych mieszkaniach i szukała ubrań, żywności, garnków. W jednym z ładniejszych mieszkań urządziła ucztę dla członków AK:
Myszkując po piwnicach znalazłyśmy pięciokilogramową puszkę z szynką i kosz konfitur. W wybranym mieszkaniu nakryłyśmy ogromny stół najpiękniejszym obrusem, haftowanym w fiołki, dałyśmy najpiękniejsze talerze i kieliszki (s. 154).
Do najciekawszych wątków należy opis niezwykle mroźniej zimy na Wileńszczyźnie. Śniegu napadało tak dużo, że dom zasypany był aż po dach i nie można było otworzyć drzwi. Olbrzymie zaspy pokrywała niebezpieczna lodowa skorupa, która załamywała się pod ciężarem zwierzęcia lub człowieka. Niektóre konie umiały zanurzyć się w zaspie aż po łeb i po jakimś czasie wychodziły spod śniegu, zostawiając za sobą tunel, który służył ludziom jako droga. O koniu, który robił takie tunele, mówiło się, że „umie pływać”.
Swoje wspomnienia z lat okupacji Załuska zaczęła notować dopiero wtedy, kiedy się zestarzała. Opisywała tylko to, co zapamiętała, stąd też niektóre fragmenty jej życia przedstawione zostały w sposób bardzo skrótowy, inne z kolei szczegółowo i z wielkimi emocjami. Przez kilka miesięcy przebywała w jakimś obozie pomiędzy Wilnem a Warszawą, ale nie podała nazwy tego obozu. W jej książce nie ma ani jednego zdania o sytuacji Żydów. I choć autorka czasami mnie irytowała, Tak to pamiętam przeczytałam z ciekawością.
Moja ocena: 4/6.
---
Jadwiga Załuska, Tak to pamiętam. Wspomnienia pielęgniarki z lat okupacji, KAW, 1987.
Lubuję się w literaturze wojennej a zarazem preferuję pamiętniki - więc coś czuję, że to lektura w sam raz dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńWobec tego polecam. Ja też ostatnio zagustowałam w pamiętnikach z okresu wojny. Dużo ich napisano.
UsuńCiekawe wspomnienia. Nawet fragmentaryczne warto czytać. Chociaż przecież obraz przeżyć się zaciera wraz postępującym czasem. Wiem jednak z autopsji, że dzisiaj te intensywniejsze przeżycia sama potrafiłabym opisać z dużą dokładnością.
OdpowiedzUsuńA dlaczego napisałaś, że w książce nie ma ani jednego słowa o Żydach? Cz to tylko takie stwierdzenie.
Natanno, o Żydach to tylko tak sobie napisałam, aby wiedzieć w przyszłości, jakie tematy poruszyła Autorka. Moja pamięć niestety jest bardzo zawodna. Tak sobie myślę, że mieszkając w okresie wojennym w Warszawie i dużo podróżując Jadwiga Załuska musiała wiedzieć o zagładzie Żydów, a jednak nie odniosła się do tego tematu. Zresztą książka jest krótka, nie zmieściłyby się w niej wszystkie wspomnienia.
UsuńJest w niej też dużo o pracy pielęgniarki, o pacjentach. Autorka podawała pacjentom narkozę, a obok waliły się domy, huczały bomby... Musiała być osobą o mocnych nerwach.
Teraz rozumiem.
UsuńMoże to i lepiej, gdyż książka w końcu to jej osobiste wspomnienia.
Zgadzam się z Tobą. Ona opisała to, co najmocniej utrwaliło się w jej wspomnieniach.
UsuńKolejna, arcyciekawa lektura. Powstanie Warszawskie od lat budzi wielkie kontrowersje - jak widać, nawet w trakcie jego trwania istniały różne poglądy co do jego zasadności.
OdpowiedzUsuńCzytałaś może "Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" M. Białoszewskiego? W mojej opinii poeta znakomicie zaprezentował nieco inne oblicze tego zrywu - dokładnie opisał jak wyglądało życie tych, którzy nie brali czynnego udziału w walkach. Trochę inna relacja, która bardziej koncentruje się na próbach zachowania normalności nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach.
P.S. Etyka i moralność w czasie wojny to chyba temat na porządny esej. Wydaje mi się, że myszkowanie w cudzych mieszkaniach (czy właściciele jeszcze żyją? czy właściciele nie kolaborowali z okupantem?) to akurat jedno z najmniejszych przewinień (uch, w tym momencie przypominają mi się "Kolumbowie" Bratnego i scena z gwałtem przy użyciu butelki).
Ze wspomnień pani Jadwigi Załuskiej wynika, że wielu warszawiaków złorzeczyło powstańcom, obwiniając ich o głód, o niepotrzebne śmierci, o utratę domów.
UsuńNie jestem pewna, że myszkowanie po cudzych domach to małe przewinienie. Żal mi tych ludzi, którzy uciekli z miejsca toczących się walk albo byli zabrani do obozów, a po powrocie stwierdzali, że dom został ogołocony. Jak ci ludzie mieli żyć bez ubrań, bez potrzebnych rzeczy?... Usprawiedliwiłabym jeszcze tych, którzy wzięli coś absolutnie koniecznego do życia, na przykład buciki dla dziecka, ale przecież większość szabrowników brała rzeczy po to by się wzbogacić lub by zrekompensować sobie utracone mienie.
Jest w książce taka scena, kiedy pani Załuska wraz z mężem i jakimś Niemcem, z którym jej mąż się przyjaźnił, nocują w jakimś mieszkaniu, po czym ona zabiera kołdrę, poduszki, rondle, a Niemiec... kanarka w klatce. Nie uważała, że branie rzeczy z cudzych piwnic i mieszkań to kradzież. Używała słowa "organizować", stwierdziła też: "Nie miałam skrupułów przywłaszczając sobie, to było już niczyje".
Oczywiście w porównaniu z gwałtem czy innym znęcaniem fizycznym to mniejsze przewinienie, ale jednak...
Dziękuję za polecenie książki Białoszewskiego!
Ja przychylam się do zdania Ambrose - małe to było przewinienie. W gruncie rzeczy taka uczta urządzona wśród zgiełku powstania mogła wiele znaczyć dla podniesienia morale... a rzeczy w opuszczonych mieszkaniach faktycznie już były niczyje. I tak to potem uległo zniszczeniu, spaleniu... nie czas żałować róż, gdy płoną lasy.
UsuńMoim zdaniem szabrowanie nie jest małym przewinieniem i nie zgodzę się z twierdzeniem, że mieszkania i rzeczy były "niczyje". One należały do ludzi, którzy po jakimś czasie wracali - oni albo ich krewni. Kiedy wrócili, okazywało się, że mieszkania są ogołocone ze wszystkiego, zniszczone i niestety, nie zawsze z winy Niemców. Szabrownikami często okazywali się Polacy.
UsuńTe branie cudzych rzeczy i brak wstydu z tego powodu to dowód na rozluźnienie norm moralnych autorki.
Bardzo lubię czytać wszelkie dzienniki i wspomnienia. ,,Tak to pamiętam" to, z tego co piszesz, bardzo niedopracowany tekst, ale i tak chciałabym się z nim zapoznać.
OdpowiedzUsuńMoże nie tyle niedopracowany, ile napisany potocznym stylem. Autorka nie była pisarką, po pióro sięgnęła tylko dlatego, by przekazać ludziom swoje przeżycia wojenne. Nie można tej książki porównywać z doskonałymi wspomnieniami Zofii Posmysz czy też innych autorów mających talent literacki.
UsuńJa uważam, że wszystkie pamiętniki wojenne zasługują na przeczytanie, o ile ich autor pisał szczerze. A Irena Załuska raczej była szczera.
Jako że literatura wojenna zawsze ma u mnie szanse, z pewnością prędzej czy później się zapoznam ;)
OdpowiedzUsuńA jest tej literatury sporo... Wspomnienia pani Załuskiej dobrze się czyta.
UsuńOstatnio dodajesz recenzje wielu książek, które niewzykle zapadają mi w pamięć. I niemal wszystkie mam ochotę przeczytać.
OdpowiedzUsuńWobec tego zachęcam do przeczytania :)
UsuńTo z pewnością bardzo ciekawa książka
OdpowiedzUsuńostatnio pulubiłaś "historyczość", zapraszam na mój blog zatem
Jest ciekawa! A do Ciebie zaglądam od dawna :)
UsuńPodobają mi się Twoje lektury.
Mimo, iż tematyka jest zdecydowanie moja, to jednak chyba tym razem się poddam. Nie wiem, jakoś zniechęca mnie zdanie o znudzeniu dziećmi.
OdpowiedzUsuńBo autorka tej książki nie miała charakteru kury domowej. Nudziło ją zajmowanie się dziećmi - mycie ich, wysłuchiwanie ich paplaniny, ale je kochała i gotowa była na wielkie poświęcenia, by zarobić na ich utrzymanie. Dzieci zostawiała pod dobrą opieką babci, cioć i opłaconych opiekunek.
UsuńNo cóż, jestem rozdarta. Tak to przedstawiłaś, że i ja się zirytowałam :) Na razie chyba odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńRadziłabym, byś nie zniechęcała się do książki, bo jest to ważny dokument z lat okupacji. Autorka nie przedstawiła siebie jako kryształowej osoby - i chwała jej za to :)
UsuńCzasami boję się tu do Ciebie zaglądać, bo wygrzebujesz ciekawe historie, które nie zawsze mam skąd zdobyć. ;)
OdpowiedzUsuńTa historia jest naprawdę ciekawa, więc warto jej poszukać :)
Usuń