W Polsce Colette znana jest przede wszystkim jako autorka serii powieści o niesfornej Klaudynie. Książka, o której tu piszę, należy do dzieł autobiograficznych i podzielona jest na dwie części o tytułach: Moje lata terminowania oraz Niebieska latarnia. Druga część, w moim odczuciu słabsza, to już ostatni utwór Colette, napisany przez nią wtedy, gdy chorowała na zapalenie stawu biodrowego i nie mogła się poruszać, natomiast pierwsza część to wspomnienia z lat młodości.
Mając 20 lat, Colette poznała starszego od siebie literata i wyjechała z nim do Paryża. Decyzja ta nie sprawiła jej radości – mąż, pan Willy, okazał się człowiekiem skąpym, nieczułym, a wielkie miasto ją przerażało:
Nie wystawiałam nosa z nory, przede wszystkim żeby nie poznawać Paryża, a po dziesięciu miesiącach małżeństwa miałam już doskonałe powody, by się go lękać. Sufit tuż nad głową, książka, słodycze zamiast mięsa, lampa naftowa zamiast słońca [1].
Straciła apetyt, tęskniła za wsią, za matką. Uciekłaby, gdyby nie fakt, że nie miała dokąd uciec i nie chciała martwić matki:
Dawałam jej w prezencie kłamstwo: udawałam, że jestem szczęśliwa. Opierałam się straszliwej pokusie, żeby wrócić do niej, wrócić pokaleczona, nikomu nie znana, bez pieniędzy i zaciążyć nad schyłkiem jej życia [2].
Jej mąż miał wielkie ambicje literackie, jednak brakowało mu natchnienia i wytrwałości. Wpadł więc na pomysł, żeby pod własnym nazwiskiem wydawać utwory nieznanych pisarzy. To on namówił Colette do napisania Klaudyn, on też podawał się za ich autora. Mówiąc wprost – ukradł, przywłaszczył sobie jej wczesną twórczość.
Colette w roku 1890 . |
Miał zwyczaj wzywać mnie, bym słuchała pochwał, których mu nie szczędzono, kładł mi na głowie swoją miękką dłoń i oznajmiał:
– Muszę państwu powiedzieć, że ta mała oddała mi nieocenione usługi! Ależ tak, tak, nieocenione! Opowiedziała mi o swojej szkole powszechnej rzeczy zachwycające! [3].
Wyobrażam sobie, jak okropnie musiała się wtedy czuć Colette. Klaudynę w szkole kiedyś czytałam i nie domyślałam się, że napisała ją osoba przygnębiona, nieszczęśliwa.
Niebieską latarnię polecam osobom zainteresowanym życiem prywatnym Colette, szczególnie jej pierwszym małżeństwem (mężów miała aż trzech!), i uprzedzam jednocześnie, że francuska pisarka nie opowiedziała o sobie wszystkiego, niektóre ważne wydarzenia ze swojego życia pominęła milczeniem.
4/6.
---
[1] Colette, Niebieska latarnia (Le fanal bleu), tł. Krystyna Dolatowska, PIW, 1984, str. 29.
[2] Tamże, str. 68.
[3] Tamże, str. 61.
Ech, te nieszczęśliwe małżeństwa! Moje było szczęśliwe aż do samego końca (czyli rozwodu)!
OdpowiedzUsuń:)))
:D
UsuńColette miała trzech mężów, jak na czasy, w których żyła, to niezły wynik :)
Gdzie mi tam do niej :)
UsuńNie znam tej autorki i jakoś mnie nie interesuje jej życie, no cóż...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSerial o życiu Colette jest, z Marie Trintignant, która właśnie w czasie kręcenia ostatnich scen na Litwie, została brutalnie pobita przez swojego partnera i zmarła krótko potem. Na Colette trzeba uważać, zwłaszcza na jej opowieści o pierwszym małżeństwie. Willy nie był święty, ale ona również nie była niewiniątkiem, oj nie była. Polecam książkę "Colette - największy skandal belle epoque" - Herberta Lottmana
UsuńAlicjo! :-) A ja oprócz "Niebieskiej latarni" czytałam trzy powieści Colette, dwie części o Klaudynie (trzeciej już mi się nie chciało) oraz "Narodziny dnia". "Narodziny dnia" - takie sobie, trudno powiedzieć, o czym ta książka jest. Życie Colette istotnie było ciekawe, pełne skandali, romansów nie tylko z mężczyznami, ale i z kobietami.
UsuńMarto, bardzo ciekawe rzeczy piszesz :-) Z "niebieskiej latarni" wynika, że Henry Gauthier-Villars, czyli pan Willy, był człowiekiem bardzo złym, a ona jego ofiarą. W sumie nie do końca zrozumiałam, dlaczego Colette tak długo z nim wytrzymała. Była piękną, odważną kobietą, mogła przecież odejść...
"Niebieska latarnia" nie do końca spełniła moje oczekiwania, o wielu rzeczach autorka napisała niejasno, o innych zmilczała. Chciałam się dowiedzieć, co Colette sądziła na temat faszyzmu, ale niewiele się dowiedziałam. Rozejrzę się za książką Herberta Lottmana, bo bardzo lubię biografie. Dziękuję za polecankę :-)
Nie znam autorki i tym razem nie będę upychać książki butem w schowku. Choć raz. ;)
OdpowiedzUsuńZa to wypożyczyłam sobie "Refren kolczastego drutu", który kiedyś recenzowałaś. :)
Moim zdaniem "Refren kolczastego drutu" jest ciekawszy od "Niebieskiej latarni", choćby dlatego, że Kowalczyk opisując swoje życie starał się być szczery, a Colette wiele spraw pominęła milczeniem :-)
UsuńGdzieś o niej słyszałam, ale nie wiem w jakim kontekście. Ciekawa pozycja.
OdpowiedzUsuńCiekawa, choć mogłaby być ciekawsza. Ze zdumieniem przeczytałam, że Colette nie uważała "Klaudyny w szkole" za zbyt dobrą książkę. W "Niebieskiej latarni" znajduje się też ciekawy wstęp napisany przez Krystynę Dolatowską :-)
Usuń