„Jesień i zima z Wańkowiczem” to wyzwanie blogowe założone przez Anek7. Nie znałam twórczości Wańkowicza, jedyna jego książka, którą czytałam, to „Karafka La Fontaine'a”. Ale czytałam ją w wieku kilkunastu lat i niewiele pamiętam. Nastawiłam się więc na dobre wrażenia i sięgnęłam po pierwszy z brzegu utwór pisarza, czyli po tom wspomnień pt. „Tędy i owędy”.
Źle wybrałam. Książka zupełnie mi się nie spodobała. Jej autor również.
Źle wybrałam. Książka zupełnie mi się nie spodobała. Jej autor również.
W książce tej Wańkowicz pokazał się jako bardzo zaradny Polak, który wszystko potrafi: zdaje maturę bez nauki, bez nauki dostaje się na studia, podczas pobytu w więzieniu (za bójkę) zabiera współwięźniom najlepsze kąski z ich paczek, wymiguje się od wojska... Udaje mu się nabierać nauczycieli, lekarzy, współwięźniów, pracodawców. Niektóre jego czyny, takie jak plagiatowanie artykułów do Kuriera Porannego z amerykańskich czasopism, są po prostu nieuczciwe. Okoliczność, że Kurier mało mu płacił, nie jest według mnie żadnym usprawiedliwieniem.
Gawędziarz tonem chwalipięty opisuje różnorakie swoje wyczyny i dowcipy, ale to, co uważał za dobry żart, często jest po prostu małostkowym dokuczaniem. Za przykład niech posłuży długotrwałe telefoniczne nękanie kobiety o nazwisku Łabędź. Pan Melcio z wielką zaciekłością wydzwaniał do niej i pytał: „Czy pani zniosła już jajko?”. W „zabawę” wciągnął nawet swojego wuja.
Kiedy pracował jako nauczyciel, do zeszytów uczennic wpisywał dziwne i głupie uwagi: „W kajecie przy zdaniu «Arabowie nic nie robili, tylko jeździli na wielbłądach i bili kobiety» widniał czerwonym atramentem mój dopisek: «To przyjemne zajęcie»”[1]. Czy to śmieszne? Czy ktoś chciałby, by taki nauczyciel uczył jego dzieci?
Wańkowicz tonem chwalipięty przypomina, że to on stworzył słowa „chciejstwo” i „kundlizm” i to on ukrywał się pod pseudonimem Adolf Czybygdyby. W jego zachowaniu widać wielką troskę o to, by żaden okruch twórczości nie zaginął, toteż „Tędy i owędy” zostało wzbogacone mnóstwem autocytatów.
„Szpital i więzienie - to najmilsze miejsca, jakie w życiu pamiętam. (...) Są szachy, jest książka i polegiwanie. I nikt niczego nie wymaga”[2] - napisał Wańkowicz. Trochę mnie dziwi, że ktoś może uważać więzienie za miłe miejsce. Ale cóż...
Już po przeczytaniu kilkunastu kartek tych wspomnień Wańkowicz zaczął działać mi na nerwy, bo nie lubię samochwałów, cwaniaczków, megalomanów i ludzi pozbawionych empatii. Podobały mi się tylko końcowe rozdziały książki, ale ich nie pisał Wańkowicz, tylko inni członkowie rodziny. W tych rozdziałach uroczo pokazane są psoty malutkich dziewczynek, Ani i Ewy.
Już po przeczytaniu kilkunastu kartek tych wspomnień Wańkowicz zaczął działać mi na nerwy, bo nie lubię samochwałów, cwaniaczków, megalomanów i ludzi pozbawionych empatii. Podobały mi się tylko końcowe rozdziały książki, ale ich nie pisał Wańkowicz, tylko inni członkowie rodziny. W tych rozdziałach uroczo pokazane są psoty malutkich dziewczynek, Ani i Ewy.
---
[1] Melchior Wańkowicz, „Tędy i owędy”, Pax, 1974, str. 30
[2] Tamże, str. 200.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu jednej książki nie mogę stwierdzić, czy Wańkowicz "wielkim pisarzem był" - staram się rozważnie formułować swoje sądy (oczywiście nie zawsze mi się to udaje, ale się staram). Mogę tylko powiedzieć, że "Tędy i owędy" wielką literaturą nie jest :)
UsuńNie mogę też wypowiedzieć się na temat tego, czy Wańkowicz był czerwonym Zagłobą, bo w tej ksiażce on raczej nie wypowiadał się na tematy polityczne, miałam nawet wrażenie, że specjalnie robi uniki. Tak czy siak, mam zamiar sięgnąć po jeszcze coś z jego twórczości. Dużo tych książek napisał, półki biblioteczne aż się uginają pod ciężarem jego książek, nie wiadomo, co wybrać.
Rozdęte ego rzeczywiście denerwuje odbiorcę :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWitamy w klubie! a już zacząłem się martwić, że cos ze mną jest nie tak, że się nie poznałem na pisarstwie Wańkowicza ;-)
OdpowiedzUsuńMoże inne książki okażą się lepsze :)
UsuńJak na mój gust za dużo jest u Wańkowicza słowotwórstwa językowego, zdarzają się też błędy. W pierwszej części "Karafki" na str. 514 widzę takie oto kulawe zdanie: "Dlaczego więc to, co wolno jest Prusowi, nie wolno jest Mniszkównie?"
Wymyślone przez niego słowa to m.in. chciejstwo, kundlizm, poznawadło, przyklejadło, przyszywadło, brekekeks, dzikoludztwo, myszowisko, niedotrup, szczyp, wstrętus, niedonosek, odrastałki, międzyepoka, przedziwactwo, dzierżawczyna, przypowiaduszka, podfruwaja, leniuszydlo, żywnąć, podziwnąć, płaknął sobie, pitewny, obdraponogi, najcichutszy, pokolońskować, zagłupić, uwyraziścić, wyewolucjonizować, nadzielić, siądźka.
Siądźka to tyłek - jakby ktoś nie wiedział :)
Zastanawiam się, dlaczego polski pisarz próbował wprowadzić do polskiej mowy rusycyzmy, takie jak na przykład "nadzielić"? Inni przecież walczyli o to, by rusycyzmów było jak najmniej. Wańkowicz używał też mnóstwa słów pochodzenia obcego, takich jak introdukcja, limit, mediować, promenować, abundacja, itp.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNiektóre z jego pomysłów słowotwórczych się przyjęły - brekekeks znalazłem w tłumaczeniu ... "Calineczki" Andersena :-)
UsuńA jednak wielu pisarzy starało się dbać o czystość mowy polskiej!
Usuń"Karafkę" czytam w ten sposób: wybieram co lepsze fragmenty, a inne (te z autocytatami) pomijam :)
Marlow, a ja tak głupio zapytam... co to znaczy brekekeks? Bo naprawdę nie wiem :(
UsuńTo chyba nic nie znaczyło :-) o ile mnie pamięć nie myli tego wyrażenia używała ropucha, która chciała ożenić swojego syna z Calineczką :-)
UsuńO, miałam o to samo skojarzenie - Brekekeks znałam jako żabie odgłosy z "Calineczki" ;-)
UsuńWidzę, że sporna okazuje się twórczość Wańkowicza. Sama też dopiero co zaczęłam ją poznawać. Mam za sobą "Szkice spod Monte Cassino"- wrażenia pozytywne, ale to chyba też inaczej z reportażem, a inaczej z innymi tekstami, bardziej luźnymi jak wspomnienia - tu się autor może pokazać ( jak się okazuje, niezbyt korzystnie w ocenie póżniejszych czytelników)
Słowo wymyślone przez Wańkowicza znajduje zastosowanie jako żabi odgłos - a to ciekawe :)
UsuńAgnesto, istotnie, w reportażu na pewno mniej jest o postaci autora, a więcej o faktach i dzięki temu reportaż może być mniej irytujący w czytaniu.
Słowo to użyte jeszcze przez Sapkowskiego w "Pani Jeziora". Jeden z bohaterów przekręca w ten sposób nazwisko (Breckenriggs) wybranki serca drugiego.
UsuńO, dziękuję za informację :)
UsuńDzięki za link:)
OdpowiedzUsuńNigdzie nie jest powiedziane, że każda książka musi się podobać - to Twoje zdanie i ja go szanuję.
Akurat czytam "Tędy i owędy", nie wszystko może mi się podoba ale oceniam chyba mniej surowo niż Ty.
Mam nadzieję, że może trafisz na jakąś inną książkę Wańkowicza, która bardziej przypadnie Ci do gustu.
Kocham książki, ale lubię nad nimi trochę pomarudzić, taka już jestem :)
UsuńW tej książce najładniejsze sceny znajdują się na końcu. Tam jest na przykład o tym, jak małe dziewczynki zbierały jajka do koszyka, jak uczyły się polskich piosenek, jak Ewunia wybierała się do przedszkola... Ładne, urocze historyjki :)
Miałaś wspaniały pomysł z tym wyzwaniem. Wankowicza trzeba pooznać dokładniej, bo to taki pisarz, o którym każdy słyszał, a mało kto potrafi powiedzieć coś konkretnego.
Czytałam kiedyś dawno temu "Na tropach Smętka" i przyznaję, że oprócz mętnego wspomnienia wycieczki kajakowej z córką, niewiele z tej książki pamiętam. Ale jakoś Twoja ocena mi wystarczy jeśli chodzi o "Tędy i owędy" i może w ramach poznawania twórczości Wańkowicza sięgnę po coś innego :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy moją oceną warto się sugerować, wielu osobom książka się podoba :)
UsuńTo może przyłączysz się do wyzwania? Główna strona wyzwania znajduje się na blogu "Lektury wiejskiej nauczycielki".
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa podobnie jak Alicja, na razie poobserwuję. Ogółem te akcje mi się podobają, ale ja mam przekorę z lat szkolnych - nie umiem czytać "zadanej" listy lektur ;) A co do Twojej oceny - nie wiem czemu ale jej ufam :)
UsuńNo dobra, wiem czemu :D
UsuńAkcja hagiograficzna? Nie, na pewno nie, skąd taki pomysł. Chodzi o to, by poznać twórczość pisarza i przybliżyć czytelnikom. Takie akcje były organizowane już wcześniej, np. Marzec z Marią i też nie wszyscy uczestnicy zachwycali się książkami Kuncewiczowej. I zauważ, że wyzwanie polega na analizowaniu książek pisarza, a nie jego zachowania :)
UsuńPS. A skąd wiesz, że nie zachwycisz się jakąś książką Wańkowicza, skoro wszystkich nie czytałaś?
Wańkowicza czytałam w zamierzchłej przeszłości, więc się nie wypowiem, ale wierzę Ci na słowo, że "Tędy i owędy" nie są wielką literaturą :)
UsuńJeśli chodzi o wyzwania to ze mną jest tak jak z Kasią, nie mogę się zmusić, ale wiem, że wielu osobom pomagają one w wyborze ciekawych lektur. :)
A ja w czasach szkolnych nie lubiłam czytać zadanej listy lektur, a teraz lubię, bo wiem, że w każdej chwili mogę zrezygnować, mogę też ponarzekać na książkę, jeśli mi się nie spodoba. A w czasach szkolnych nie było to możliwe, panie od polskiego stawiały złe oceny tym, którzy marudzili i pisali nie to, co trzeba...
UsuńNo i między innymi dlatego blogosfera jest świetnym wynalazkiem :) Pozwala odkrywać perełki, ale niczego nie narzuca :)
UsuńKaye, niektórzy pisarze mają na blogach mnóstwo recenzji, np. "literacka gwiazda" Agnieszka L-Ł., inni mają niewiele lub w ogóle. Warto to zmienić i trochę przybliżyć czytelnikom tych mniej znanych. Wańkowicz recenzji miał niewiele.
UsuńJa mogłam sobie pozwolić na nieczytanie zadanych lektur, bo dawno miałam je przeczytane ;)Sienkiewicza dostałam na Gwiazdkę w szóstej klasie szkoły podstawowej - zaliczyłam wtedy pierwsze nieprzespane noce z powodu książki :) A jak czegoś nie przeczytałam (bo np. nie mogłam zmóc "Nocy i dni") to wystarczyło krótkie streszczenie od koleżanek z klasy :)
UsuńAle przyznaję, że jest w tym trochę racji, że warto propagować mniej popularnych (przynajmniej aktualnie) pisarzy. Zgłosić się może nie zgłoszę, ale po Wańkowicza sięgnę :)
Sienkiewicz w szóstej klasie? Podziwiam :) Ja długo nie dałam rady przeczytać Sienkiewicza, był dla mnie za trudny. Za to od razu pokochałam "Noce i dni", "Lalkę" oraz "Granicę". I te trzy książki do dziś bardzo lubię, czytałam je już kilka razy.
UsuńCha cha cha! Póki co, jesteś łagodnie potraktowana przez miłośników Wańkowicza;)
OdpowiedzUsuńPrzyłączam się do obserwatorów wyzwania.
Książka ma prawo mi się nie podobać i żaden kulturalny człowiek nie będzie przecież miał o to pretensji :)
UsuńMasz rację, przynajmniej w moim wypadku, coś tam słyszałam, ale nic nie czytałam. Do wyzwania się nie przyłączę, bo w kilku uczestniczę, a uważam, że skoro się zgłaszam to wypadałoby z jedną książkę na miesiąc w ramach wyzwania przeczytać, a czasu wciąż braknie. Ale moze siegne po cos za jakiś czas. A w kwestii lektur- chyba byłam jakaś dziwna, bo uwielbiałam czytać lektury i miałam je z reguły przeczytane kilka miesięcy wcześniej :)
OdpowiedzUsuńTeż uczestniczę w kilku wyzwaniach, niektóre niestety zaniedbuję. Brałabym udział we wszystkich, gdybym miała więcej czasu :)
UsuńZ jednej strony nie lubię takich zapatrzonych w siebie cwaniaczków, z drugiej ta książka ma w sobie coś, co zachęca mnie do sięgnięcia po nią. Może nie od razu, ale kiedyś na pewno.
OdpowiedzUsuńTa książka w porównaniu z "Karafką" nie jest gruba, ma tylko 345 stron, więc czyta się dosyć szybko :)
UsuńDo Wańkowicza zabieram się i zabieram i zastanawiam się, czy przez lekturę tej recenzji, moje zbieranie się nie wydłuży się jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuńRównież nie jestem fanem narcyzów i miłośników osoby własnej. Postaram się jednak nie wydawać osądu o osobie pana Melchiora, dopóki nie zapoznam się z którąś z jego książek.
Polecam jakąś inną książkę Wańkowicza :) Ja sobie akurat podczytuję tom pierwszy "Karafki". To książka nierówna. Są w niej fragmenty bardzo ciekawe, np. o warsztacie pisarskim, o zwyczajach pisarzy, ale są też, niestety, nudne. Zdarzają się powtórzenia z innych książek. W "Tędy i owędy" znajdował się dowcip o mężu, który nie może doliczyć się swoich nóg; ten sam dowcip znalazłam i w "Karafce"!
Usuń