Hjalmar Söderberg. Kiedy ostatnio go czytałam? Kilka tygodni temu. Ale już się stęskniłam i wczorajszy wieczór spędziłam z kolejną jego pozycją, „Opowiastkami”. Ta malutka, zaledwie stustronicowa książeczka mieści w sobie zaskakująco wiele treści. Znajduje się w niej dwadzieścia najróżniejszych opowiadań. Jedne są żartobliwe, drugie melancholijne. Niektóre realistyczne, inne groteskowe. Tłem jest Sztokholm z końca dziewiętnastego wieku, ale też głęboka prowincja i Paryż. A do bohaterów należą zakochani młodzi ludzie, obłudni księża, znudzony inteligent rzucający z okna szachownicą, okrutna macocha... i mogłabym jeszcze długo wymieniać.
Największe wrażenie wywarło na mnie „Futro”. Znajduje się w nim coś, co dzisiaj nazwalibyśmy zwrotem akcji. Został on bardzo starannie przygotowany, toteż nie wypada mi nic pisać o treści, by nie zepsuć Wam lektury. W każdym razie pod względem dramatycznym opowiadanie jest mistrzowskie. Zauroczyła mnie również „Filiżanka herbaty”. Söderberg pokazał w niej pisarza, który wciąż odrywa się od pracy z błahych powodów: chce mu się zagrać w szachy, wstąpić do kawiarni... A czas płynie, z przedpołudnia nie wiadomo kiedy robi się wieczór. Zaczynam rozumieć, dlaczego niektórzy autorzy zdołali ukończyć tak niewiele książek.
„Kominiarzowej” lepiej nie czytać przed snem. To ponura, niemal upiorna opowieść o dwojgu zakochanych dzieciach i o nikczemnej macosze, która bez litości chciałaby zniszczyć czyjeś szczęście. Ze smutkiem czytałam również „Zabijanie”. Autor wspomina w nim zwierzęta, które uśmiercił specjalnie lub przypadkowo. A w „Nauczycielu historii” i „Trefnisiu” pokazał, że okrucieństwo dzieci nie ma granic, nic ich tak nie bawi jak dręczenie kogoś, kogo uznają za ofiarę.
W niektórych utworach opisał koszmarne sny, zaś w „Prawdziwej historii” nadał cechy ludzkie słupowi i parkanowi, które myślą, mówią, czują. Tytuł brzmi bardzo ironicznie, bo ta akurat opowiastka nie jest realistyczna. Söderberg zresztą często posługiwał się ironią, na przykład w „Mżawce” nazwał Boga dobrym, podczas gdy z następnego zdania wynika, że wcale go za dobrego nie uważał.
Trudno uwierzyć, że „Opowiastki” wyszły spod pióra pisarza niespełna trzydziestoletniego. Wydają mi się bardzo dopracowane, dojrzałe, nie zauważyłam w nich ani śladu sentymentalizmu, naiwności, przerostu formy nad treścią. Söderberg udowodnił, że od młodości dysponował doskonałym warsztatem i że potrafił zrobić coś z niczego. Coś zobaczył, coś usłyszał, coś mu się przypomniało – i z tego wysnuł ciekawe historyjki, mające wyrazisty temat, zapadające czytelnikowi w pamięć na lata. Uważam je za jeden z cudów literatury. I oczywiście polecam.
---
Hjalmar Söderberg, „Opowiastki” („Historietter”), przeł. Paweł Pollak, Fundacja Szwedzka, Wrocław, 2003.
Największe wrażenie wywarło na mnie „Futro”. Znajduje się w nim coś, co dzisiaj nazwalibyśmy zwrotem akcji. Został on bardzo starannie przygotowany, toteż nie wypada mi nic pisać o treści, by nie zepsuć Wam lektury. W każdym razie pod względem dramatycznym opowiadanie jest mistrzowskie. Zauroczyła mnie również „Filiżanka herbaty”. Söderberg pokazał w niej pisarza, który wciąż odrywa się od pracy z błahych powodów: chce mu się zagrać w szachy, wstąpić do kawiarni... A czas płynie, z przedpołudnia nie wiadomo kiedy robi się wieczór. Zaczynam rozumieć, dlaczego niektórzy autorzy zdołali ukończyć tak niewiele książek.
„Kominiarzowej” lepiej nie czytać przed snem. To ponura, niemal upiorna opowieść o dwojgu zakochanych dzieciach i o nikczemnej macosze, która bez litości chciałaby zniszczyć czyjeś szczęście. Ze smutkiem czytałam również „Zabijanie”. Autor wspomina w nim zwierzęta, które uśmiercił specjalnie lub przypadkowo. A w „Nauczycielu historii” i „Trefnisiu” pokazał, że okrucieństwo dzieci nie ma granic, nic ich tak nie bawi jak dręczenie kogoś, kogo uznają za ofiarę.
W niektórych utworach opisał koszmarne sny, zaś w „Prawdziwej historii” nadał cechy ludzkie słupowi i parkanowi, które myślą, mówią, czują. Tytuł brzmi bardzo ironicznie, bo ta akurat opowiastka nie jest realistyczna. Söderberg zresztą często posługiwał się ironią, na przykład w „Mżawce” nazwał Boga dobrym, podczas gdy z następnego zdania wynika, że wcale go za dobrego nie uważał.
Trudno uwierzyć, że „Opowiastki” wyszły spod pióra pisarza niespełna trzydziestoletniego. Wydają mi się bardzo dopracowane, dojrzałe, nie zauważyłam w nich ani śladu sentymentalizmu, naiwności, przerostu formy nad treścią. Söderberg udowodnił, że od młodości dysponował doskonałym warsztatem i że potrafił zrobić coś z niczego. Coś zobaczył, coś usłyszał, coś mu się przypomniało – i z tego wysnuł ciekawe historyjki, mające wyrazisty temat, zapadające czytelnikowi w pamięć na lata. Uważam je za jeden z cudów literatury. I oczywiście polecam.
---
Hjalmar Söderberg, „Opowiastki” („Historietter”), przeł. Paweł Pollak, Fundacja Szwedzka, Wrocław, 2003.
Cud literatury. Otóż to.
OdpowiedzUsuńWitam na moim blogu tłumacza, dzięki któremu możemy czytać te piękne opowiastki :-)
UsuńCuda, inaczej nie można nazwać tych historyjek. Sięgając po nie, nie spodziewałam się czytelniczej uczty, bo to i krótkie formy, i wczesna twórczość Söderberga. A jednak uczta była, i to jaka! A Panu która opowiastka najbardziej się podoba? I czy te miniaturki łatwiej się tłumaczyło niż powieści?
Zdecydowanie trudniej. Söderberg w ogóle jest bardzo trudny w tłumaczeniu na polski, bo jego prosty język wypada po polsku prymitywnie i trzeba się napracować, żeby oddać jego piękno, a jednocześnie nie odejść od oryginału. Ale przy tych miniaturach poprzeczka jest ustawiona tak wysoko, że wyraziłem kiedyś pogląd, że dobre przełożenie jednej z nich to zdany egzamin na tłumacza literatury szwedzkiej. Ja pracowałem nad nimi tyle czasu, co nad przekładem blisko ośmiokrotnie obszerniejszego „Zamachowca” Marklund, i uważam za swoje największe translatorskie osiągnięcie.
UsuńNajbardziej cenię sobie „Rysunek tuszem”, a zaraz potem „Bezpańskiego psa”. Ale „Futro” chyba rzeczywiście robi największe wrażenie, bo jest we wszystkich możliwych antologiach i nawet jeśli ktoś w Szwecji „Opowiastek” nie czytał, to „Futro” z pewnością zna. „Futro” zresztą było na polski już pięć razy tłumaczone (mój przekład jest szósty). Przed wojną Konstanty Bukowski zawarł je w zbiorze „Perły oraz inne nowele”, a w latach 70. i 80. cztery różne wersje ukazały się w czasopismach.
Tak myślałam, że trudniej. „Rysunek tuszem” też mi się podobał, tyle że pisali o nim wszyscy recenzenci (co za jednomyślność!), wolałam więc wspomnieć o innych opowiastkach. „Bezpański pies” jest świetny! Co ja mogłabym napisać o bezpańskim psie? Wyje i tyle. Nic więcej nie przyszłoby mi do głowy. A Söderberg napisał dużo i ciekawie. Co do „Futra”, wywiera ono bardzo silne wrażenie podczas pierwszego czytania. W pewnym momencie, kiedy zrozumiałam, że... poczułam niemal wstrząs. „Futro” jest efektowne, zainteresuje nawet mniej wprawnego czytelnika, podczas gdy w innych historyjkach trudniej dostrzec piękno.
UsuńInnych wersji „Futra” czytać bym nie chciała :)
Język Söderberga trudno opisać. Jest prosty, a zarazem kunsztowny i bardzo melodyjny. W „Niebłahych igraszkach” powtarzają się pewne zdania. Słaby tłumacz na pewno by tych powtórzeń nie dostrzegł i tłumacząc, zagubił całą oryginalność Söderberga.
Ale mi Pani kadzi :-) Zapoznanie się z „Futrem” w innych przekładach mogłoby być ciekawym doświadczeniem, bo w sumie mało które utwory są przekładane drugi raz, a tu nie dość, że aż sześć tłumaczeń (o ile jakiegoś nie przeoczyłem, ale wydaje mi się, że nie), to jeszcze duży rozrzut czasowy, tłumaczenie Bukowskiego jest z 1921 roku.
UsuńNo dobrze, już więcej nie będę chwalić, bo pewnie Pan nie lubi pochwał.
UsuńTak wprost jest to rzeczywiście trochę krępujące.
UsuńPrzepraszam, już nie będę.
UsuńAleż bez przesady, nie jest to powód do przeprosin, że mnie pochwały krępują.
Usuń:-) Zanim się kogoś pochwali, należałoby się upewnić, czy ta osoba lubi pochwały. Ja na przykład ich nie lubię. Jedną przełknę, ale przy drugiej zastanawiam się, czego chwalący tak naprawdę chce. Potrafię żyć w zgodzie z osobą, która mnie krytykuje, a uciekać od tej, która mówi miłe rzeczy. Wzięło się to stąd, że nikt mnie nigdy nie chwalił, kiedy byłam mała. Takie coś w człowieku zostaje.
UsuńWracając do Söderberga: trochę żałuję, że nie czytałam jego książek według kolejności ich powstawania, gdyż w „Niebłahych igraszkach” jest kilka nawiązań do „Młodości Martina Bircka” i też do „Zabłąkań”. Märta Brehm (ta, w której kochał się Tomas) była przecież koleżanką Dagmar i rozmawiała z Arvidem. Jedno zdanie w „Igraszkach” mówiło o przyszłości Tomasa. Dziwnie mi się teraz czyta „Zabłąkania”, bo wiem, co będzie z tą parą.
Takie wspomnienie z dzieciństwa brzmi trochę przykro :-( To ja Panią pochwalę :-) jest Pani niesamowita, że zapamiętała taki szczegół z „Igraszek”.
UsuńUdam, że tego nie widzę :) Zapamiętałam, bo Märta Brehm zaciekawiła mnie, żałowałam, że pojawiła się tylko epizodycznie. Zwróciłam też uwagę na Henrika Risslera, który kolegował się z Martinem Birckiem, a potem stał się znajomym Arvida. Pewnie takich postaci wędrujących z książki do książki jest u Söderberga więcej :)
UsuńTak, w opowiadaniach też się przewijają. Dla przeciwników Söderberga był to dowód na brak wyobraźni, bo czemu daje ciągle te same postaci, zamiast wymyślać nowe.
UsuńU Zoli i Balzaka też pojawiały się te same postaci. Czytelnikom to się podobało. Söderbergowi zarzucano z tego powodu brak wyobraźni. Jakie głupie, skrajnie niesprawiedliwe zarzuty! Przecież on wyobraźnię miał tak wielką, że przerastał swoich współczesnych. Kiedy czyta się jego książki, wyraźnie to widać.
UsuńJego życie było chyba pełne goryczy. Samobójcza śmierć syna. Czepialstwo krytyków. Związek z kobietą, która była pierwowzorem Lydii. Ależ nie cierpiałam tej Lydii...
No to jest nas dwoje :-) Ale nie było tak źle. Maria von Platen (czyli pierwowzór Lydii) dała mu w kość, ale go nie zniszczyła. Podniósł się po tym romansie, związał z Emilie Voss i wszystko wskazuje na to, że stworzyli udane, kochające się małżeństwo. Samobójstwo Mikaela w sumie nie było bardzo wielkim zaskoczeniem, trochę chyba łatwiej znieść nieszczęście, którego (choćby podświadomie) się spodziewamy, niż kiedy spada na nas jak grom z jasnego nieba. Pisarzem był uznanym, znał swoją wartość, do krytyki miał raczej stoickie podejście, dostrzegał, że to czepialstwo wynikało z faktu, że jego krytycy tkwili mentalnie w epoce religijnego i obyczajowego ciemnogrodu i drażniło ich to, co pisał.
UsuńSamobójstwo Mikaela nie było zaskoczeniem? Właśnie nie jestem pewna, czy łatwiej poradzić z samobójczą śmiercią bliskiej osoby, jeśli wiedziało się wcześniej, że ta osoba myśli o samobójstwie. Rodzic oprócz typowych uczuć, jakie związane są z żałobą, może mieć ogromne wyrzuty sumienia. Może myśleć: moje dziecko dawało do zrozumienia, że znajduje się w skrajnej rozpaczy, a ja nie pomogłem mu. Mogłem coś zrobić, a nie zrobiłem. Może więc nie łatwiej, tylko trudniej?...
UsuńTrudno ocenić. W każdym razie listy Söderberga po tej tragedii są wyważone, najwyraźniej nie odczuł też potrzeby, by rozprawić się z nią w literackiej formie, bo do pisania beletrystyki nie wrócił.
UsuńNo tak, trudno ocenić, jak to odebrał. Każdy reaguje inaczej. I nie wszyscy opowiadają o swoich uczuciach.
UsuńWie Pan co... a ciekawe, czy Maria von Platen przeczytała „Niebłahe igraszki” i rozpoznała się w Lydii :)
Przeczytała, rozpoznała się i miała duże pretensje do Söderberga o tę powieść. Tłumaczył się jej, że pisarz nie wybiera sobie tematu, że temat do niego przychodzi, a on po prostu musi o tym napisać. Pani najpewniej to wie, ale dodam dla innych, że Söderberg bardzo starannie ukrył przed światem, o kim pisze, ustalili to badacze dopiero pół wieku później i to dzięki jej papierom, a nie jego.
UsuńŻadnej skruchy, tylko pretensje? Zakochać się w takiej osobie jak Maria/Lydia to coś strasznego. Dobrze, że miał dużo siły psychicznej i się z tego podniósł... A tak, wiem o ukryciu tożsamości pierwowzoru Lydii. Söderberg nie ujawnił, o kim pisał, ale jedna z blogerek uznała, że zachował się jak gwiazda tabloidów. A to ostatnia rzecz, o jaką można by go oskarżyć.
UsuńSkruchy? Żartuje Pani. Żeby wyrazić skruchę, trzeba mieć sumienie. Takie osoby jak Maria von Platen czy, skoro rozmawiamy pod recenzją, „Opowiastek”, kominiarzowa są go pozbawione. Chyba że te osoby dosięgnie prawo, jak napisał Söderberg, wtedy ewentualnie sumienie się w nich budzi. Ale prawo nie karze za psychiczne zniszczenie człowieka. Nawet lekka agresja fizyczna jest karalna, psychiczna nie. To jest zresztą problem, który podniosłem w „Kanalii”.
UsuńSöderberg mnie fascynuje właśnie też ze względu na swoją osobowość. Często jest tak, że wybitny talent literacki idzie w parze z paskudnym charakterem, a Söderberg był kimś, kogo nazywamy porządnym człowiekiem, starał się postępować w życiu przyzwoicie.
Nie tyle żartuję, co nie pojmuję, jak można tak podle traktować dobrego, kochającego człowieka. Łatwiej jest mi zrozumieć zachowanie mordercy niż kogoś takiego jak Lydia. Dla mordercy często można znaleźć okoliczności łagodzące, a jak usprawiedliwić Marię von Platen, Lydię czy tę ohydną postać z Pana książki? Nie da się. Ja i tak dość długo patrzyłam na Lydię łagodnie. Myślałam, że jej zachowanie wynika z winy Arvida, bo kobieta może czuć się urażona i lekceważona, kiedy mężczyzna twierdzi, że ją kocha, a jednak nie proponuje małżeństwa. Potem jednak (kiedy Arvid pojechał do chorego ojca) dotarło do mnie, że bez względu na to, co Arvid by zrobił, ona zachowywałaby się tak samo.
UsuńTrochę szkoda, że Pan nie pisze powieści psychologicznych, tylko kryminalne. Tak, takie osoby jak te, o których rozmawiamy, z dobrym, łagodnym człowiekiem zupełnie się nie liczą, a prawo karze tylko za fizyczne dręczenie. Zbrodnia zabójstwa psychicznego pozostaje bezkarna. Zmieni się to dopiero za pięćset lat – tak wyczytałam w „Kanalii” :)
Brzmi bardzo ciekawie i z chęcią bym przeczytała, mimo że nie lubię krótkiej formy. Szkoda, że książek tego autora nie ma w mojej bibliotece.
OdpowiedzUsuńNo tak, ciężko znaleźć książki tego autora w bibliotece. W mojej są tylko „Niebłahe igraszki”. Kryminałów ze Skandynawii jest od groma, a skandynawskie niekryminały można policzyć na palcach jednej ręki. Niestety.
UsuńA jednak kłamałam, wstyd. Jest dostępna "Doktor Glas" oraz "Zabłąkania". Któregoś dnia pewnie się skuszę na czytanie. Masz rację, że skandynawskie niekryminały są jak małe kryształki wśród tylu innych książek, tak trudno je znaleźć. Ale z kryminałami jest też jeden problem, przynajmniej dla mnie, prawie wszystkie wydawane są w formie serii. I bardzo często w fili bibliotecznej, do której najchętniej chadzam, często brakuje któregoś tomu - jest to kłopotliwe.
UsuńTych dwóch jeszcze nie czytałam. Ale nim skończy się wiosna, na pewno będę je znała :) Niekompletność serii to rzeczywiście problem dla czytelnika.
UsuńHa, ta pozycja to potwierdzenie tezy, że popularność prozy danego pisarza zagranicznego w bardzo dużym stopniu zależy od tłumacza i jakości wykonywanej przez niego pracy :) W Polsce niewiele jest książek Hjalmara Söderberga, których przekładem nie zajmowałby się Paweł Pollak.
OdpowiedzUsuńW innym przekładzie są „Krowy duszpasterza” (opowiadanie w antologii „Losy ludzkie”) i powieść „Doktor Glas”. I szkoda, że przekładała inna osoba, bo z Söderbergiem kojarzy mi się właśnie Paweł Pollak. Jest nie tylko tłumaczem, ale i miłośnikiem twórczości tego pisarza, to widać :)
UsuńJak napisałam wcześniej, naprawdę nie rozumiem, dlaczego Söderberga nie wydawało kiedyś Wydawnictwo Poznańskie.
To może uporządkujmy. W formie książkowej ukazało się po polsku sześć utworów Hjalmara Söderberga: „Opowiastki”, „Doktor Glas”, „Młodość Martina Bircka”, „Jezus Barabasz”, „Niebłahe igraszki” i „Zabłąkania”. Z tego „Doktor Glas” w przekładzie Ewy Gruszczyńskiej, reszta w moim. Poza tym opowiadania Söderberga ukazywały się w prasie i antologiach (wcześniej, a więc w przekładzie innych tłumaczy). Do tego istnieje cała masa przekładów w rękopisie, bo niemal każdy, kto wpadnie na pomysł, że będzie tłumaczył literaturę szwedzką, próbuje zmierzyć się z Söderbergiem. Na szczęście większość tych przekładów w rękopisie pozostanie.
UsuńCo do popularności, to niestety, ale liczy się wielkość wydawnictwa. Wydawnictwo Santorski (obecnie Czarna Owca) wydało „Doktora Glasa”, a ja niemal w tym samym czasie (samodzielnie) „Opowiastki”. Rozmowa z hurtownią wyglądała następująco:
– Wezmą ode mnie państwo tę książkę?
– Co to za autor?
– Szwedzki.
– Ale jakiś nieznany. Niech pan przyjdzie, jak pan będzie miał Mankella albo Axelsson.
– Mankell i Axelsson też byli na początku nieznani.
– Ale teraz są.
– Sprzedajecie przecież „Doktora Glasa” tego samego autora wydanego przez wydawnictwo Santorski.
– To co innego.
Santorski wydał jeszcze „Młodość Martina Bircka” i zrezygnował (Söderberg sprzedawał im się słabo, ale cała ta seria skandynawska też). Wydawałem więc samodzielnie, ale z powodów przedstawionych wyżej nie byłem w stanie trafić do szerszego kręgu czytelników. Trochę głośniej było o „Zabłąkaniach”, opublikowanych przez wydawnictwo Kojro. Bożena Kojro, właścicielka, też jest tłumaczem (literatury fińskiej), ale ma lepszą głowę do interesów niż ja.
Bardzo interesująca anegdota, która ukazuje nędzę współczesnej "kultury" w naszym kraju (mizerne wyniki dotyczące poziomu czytelnictwa w Polsce nikogo w tym momencie nie powinny dziwić).
UsuńJa ze swojej strony mogę dodać, że rozmawiałem parę miesięcy temu z jedną z tłumaczek japońskich, której mimo wielkiego uznania i popularności, nie udało się doprowadzić do wydania zaproponowanego przez nią przekładu. Chodziło o książkę autorstwa Jun'ichirō Tanizakiego, uważanego w Japonii za klasyka i jednego z czołowych twórców współczesnej literatury japońskiej. Niestety, ale obecnie w Polsce czynnik ekonomiczny odgrywa kluczową rolę przy publikowaniu danych dzieł - aby wydać książkę trzeba udowodnić, że ma to przesłanki biznesowe. Brr...!
@Ambrose
UsuńNiedawno usłyszałam o tłumaczce Alinie Pawłowskiej-Zampino, która aż przez 15 lat szukała wydawcy dla książki „Nasze dni wczorajsze” Natalii Ginzburg. A Ginzburg to uznana włoska pisarka... Brak słów.
@Paweł Pollak
UsuńNapisał Pan o formach książkowych, antologiach, prasie i rękopisach, a przecież jedno opowiadanie zostało też opublikowane na Pana blogu, tytuł tego opowiadania to „Pocałunek” czy jakoś tak. Czytałam je jeszcze jesienią. Bardzo ładne. A przed chwilą przeczytałam sobie „Krowy duszpasterza” (w przekładzie I. Wyszomirskiej). Świetne, bardzo pomysłowe opowiadanie! Pastor znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia :-)
A racja, „Pocałunek” przeoczyłem. Inna sprawa, że publikacja na blogu raczej nie zostanie odnotowana w bibliografiach przekładów literatury skandynawskiej. Tak gwoli pełnej informacji to dwie z opowiastek, „Rysunek tuszem” i „Cień”, opublikowałem wcześniej we wrocławskim czasopiśmie polonistycznym. Ale był to mocno niedojrzały przekład, więc chwała Bogu, że czasopismo miało mały zasięg i że żaden wydawca nie chciał ich wtedy ode mnie wziąć. Söderberg nie jest dla początkujących tłumaczy.
UsuńCzyli wydano u nas wszystkie (chyba) powieści Söderberga, zaś krótkich form niewiele. Cóż, opowiadań czytelnicy nie lubią.
UsuńRacja, powieści wszystkie, choć do mnie jakby nie do końca to dociera, bo mam w tyle głowy, że przede mną jeszcze tłumaczenie „Doktora Glasa” (gdyż mimo istniejącego przekładu chciałem opublikować swój). Miałem zresztą takie plany, żeby przełożyć wszystko, co Söderberg napisał plus jego biografię, ale, jak to bywa, życie je zweryfikowało. Zobaczymy. W każdym razie następne w kolejce są opowiadania ze zbioru „Mrok zapada na drodze” (z niego pochodzi „Pocałunek”) i dramat „Gertruda”.
UsuńBardzo bym chciała przeczytać „Doktora Glasa” właśnie w Pana tłumaczeniu. I wszystkie inne książki tego pisarza i o tym pisarzu – oby tylko udało się Panu znaleźć wydawcę! Dziwnie to wygląda, że jedną z książek Söderberga tłumaczył ktoś inny. Od Söderberga jest właśnie Pan. Poza tym Söderberg był stylistą, potrzebny jest więc tłumacz stylista, umiejący podobierać odpowiednie słowa i sprawić, by tekst był melodyjny, piękny językowo (to nie pochwała, tylko stwierdzenie faktu).
UsuńDziękuję, dla tłumacza to miłe, że czytelnik domaga się książek danego w autora w jego tłumaczeniu. Ale powiedzmy sobie szczerze, że na wydawcę dla Söderberga nie ma szans, i to miałem na myśli, mówiąc o zweryfikowaniu planów przez życie, a na wydawanie samodzielne nie mam już ani ochoty, ani pieniędzy.
UsuńZ „Doktorem Glasem” było tak, że kilka osób miało w przekładzie tę książkę (ja nie), Ewa Gruszczyńska miała szczęście, że w odpowiednim czasie złożyła propozycję odpowiedniemu wydawnictwu. Ja specjalistą od Söderberga stałem się dopiero później, ale trudno też, żebym miał na niego monopol. Tłumaczy, kto chce, a wydaje ten, kto znajdzie wydawcę.
Nie ma Pan złudzeń co do wydawania skandynawskiej klasyki. No cóż, jest to dla mnie przykra wiadomość, bo czuję się zauroczona Söderbergiem. Pierwszą jego książkę przeczytałam jeszcze w lipcu i do tej pory mi ta fascynacja nie przeszła. Myślałam, że fajnie będzie wyszukiwać te powtarzające się postacie, a tu nic z tego... Na razie ludzie chcą ze Szwecji tylko kryminałów. Może za kilka lat coś się zmieni.
UsuńObiektywnie rzecz biorąc, Söderberg jest bardzo mocno reprezentowany w polszczyźnie (oczywiście to nie zasługa wydawnictw, tylko moja). Są wszystkie najważniejsze utwory poza „Gertrudą”. A nie licząc autorów kryminałów dorobek żadnego szwedzkiego pisarza (innych języków chyba też to dotyczy) nie został w całości przełożony na polski, nawet takich tuzów jak Selma Lagerlöf czy August Strindberg. Przeciwnie, na ogół są to dwie, trzy książki, sześcioma chyba niewielu może się pochwalić.
UsuńSześcioma może się pochwalić Per Olov Enquist. Wydano też większość książek Pära Lagerkvista. I chyba wszystkie Axelsson. Ale Axelsson jest w Polsce bardzo popularna, wydawca wie, że jej książki się sprzedadzą.
UsuńA Pan czytuje szwedzką literaturę obyczajową czy raczej kryminały?
Jedno i drugie. Lubię i kryminały, i obyczajowe.
UsuńAxelsson rzeczywiście wyłamuje się z tego modelu. Enquist jest dobrze reprezentowany, ale jeśli spojrzeć, jaka to część jego twórczości (samych prozatorskich utworów szwedzka Wikipedia podaje „w wyborze” ponad 20), wygląda to już gorzej. Lagerkvist bardzo mało napisał, więc było łatwiej. No i „Barabasz” jest w przekładzie z francuskiego.
O, nie wiedziałam, że Enquist aż tyle napisał. Söderberg z sześcioma książkami rzeczywiście ładnie prezentuje się w Polsce. Tyle że chciałoby się więcej, wszystko! I biografię. Pan nie tylko starał się go wydać, ale i w niecodzienny sposób zwrócić na niego uwagę czytelników. Mam tu na myśli zamieszczony w pewnej książce :-) uroczy fragment o Jeziorze Taunickim.
UsuńRobię, co mogę :-) ale chyba niewiele mogę, bo oddźwięk jest raczej rozczarowujący :-(
UsuńMoże Polaków zniechęca informacja, że S. krytykował chrześcijaństwo?
UsuńTak, widzę, że robi Pan, co może, pisze na przykład o nim na swoim blogu. I kiedy przegląda się Pana blog, jedna rzecz rzuca się w oczy: pod recenzjami grafomańskich płodów mnóstwo osób zwraca Panu uwagę, że trzeba zająć się czymś pożyteczniejszym. Ale kiedy pojawia się wpis o Söderbergu, żaden z moralistów nie przybywa z pochwałą. To jest chyba odrobinę denerwujące :)
Żeby zamieścić pochwałę, musieliby wpis o Söderbergu przeczytać, a z analizy statystyk wynika, że w ogóle tego nie robią. Nie sądzę, żeby polskich czytelników odstręczał stosunek Söderberga do chrześcijaństwa, myślę, że to jest raczej reakcja na zasadzie: szwedzki pisarz? XIX wiek? ble, pewnie nudy. I takiemu uprzedzonemu nie da się przecież wytłumaczyć, że te książki jakby zostały napisane wczoraj.
UsuńTak, to pewnie o to chodzi. Przy tym polski czytelnik chętnie sięga po dawnych pisarzy z Anglii, Francji i Rosji. Austen, Brontë, Dickens, Zola, Hugo, Dostojewski, Tołstoj – ci są znani i lubiani.
UsuńWłaśnie, gdyby czytelnicy sięgnęli po „Niebłahe igraszki”, nie domyśliliby się, że powstały one aż 104 lata temu. To książkowa staruszka, ale jakże żwawa i świeża! A po „Młodości Martina Bircka” można poznać, że została napisana dawno temu. „Młodość” utrzymana jest w nieco staroświeckim klimacie, pojawiają się w niej słowa rzadko już dziś używane: „sczeznę”, „wszelako”, „albowiem”. Mnie taki język bardzo się podobał.
Söderberg nie uznawał tematów tabu. Doskonale wiemy o wszystkim, co działo się pomiędzy bohaterami.
Lubię takie perełki i klimaty. Cóż mam powiedzieć. Już zamówione;)
OdpowiedzUsuńW takim razie czekam na Twoją recenzję. Porównamy wrażenia :)
UsuńWidać, że nie brakuje tu różnych emocji, a każde opowiadanie ma w sobie jakąś magię słowa. Przeczytam z dużą przyjemnością. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńSöderberg bardzo ładnie pisał o emocjach. Na przykład w „Zapłacie za grzech” wspaniale pokazał uczucie żalu. Pozdrawiam również :)
UsuńTo jest chyba zresztą jedna z przyczyn ciągłej popularności Söderberga w Szwecji. Świat się od jego czasów diametralnie zmienił, ale ludzkie uczucia nie, a on tak wspaniale je opisuje.
UsuńWłaśnie, świat się zmienił, ludzie inaczej się zachowują, ale czują tak samo jak ci sprzed stu i więcej lat. I Söderberg wspaniale te uczucia przedstawiał. Umiał opisać męczarnie człowieka nieszczęśliwie zakochanego, gorycz spowodowaną tym, że życie mija na niczym, tęsknotę za miłością – przy tym tę tęsknotę pokazał też z punktu widzenia kobiety, co dla pisarza mężczyzny na pewno było trudne. Potrafił nawet odtworzyć nastrój człowieka myślącego o samobójstwie.
UsuńPan też umiał opisać takie uczucia.
UsuńDziękuję za informacje o Söderbergu. Wszystkie zapamiętam :)
Nie pozostaje mi nic innego jak jej poszukać. Uwielbiam opowiadania i ich przerost formy nad treścią. To dopiero musi być mistrzostwo, że w tak mało objętościowej publikacji dostrzegłaś tyle perełek. Podoba mi się ten realizm i drastyczność. Muszę ją upolować.
OdpowiedzUsuńU Söderberga nie ma przerostu formy nad treścią. Słów mało, a treści i prawd życiowych bardzo dużo. Przy tym przy powtórnym czytaniu te opowiadania nie nudzą, dostrzega się nowe rzeczy :)
UsuńŹle się wyraziłam (pomyliłam się) z tą treścią i formą, miało być na odwrót ;-) Chociaż w ogóle nie powinno się tak mówić :-)
UsuńBardzo się cieszę, że to coś tak wspaniałego.
Wspaniałe :) Wczoraj przeczytałam sobie raz jeszcze opowiadanie „Trefniś”. Ależ ono jest prawdziwe i poruszające! Autor pokazuje w nim pewnego prześladowanego chłopca i robi taką uwagę, że dzieci i motłoch zawsze będą wyśmiewać kogoś, kto choć trochę odróżnia się od otoczenia.
Usuń