10.03.2024

„Mistrzowie opowieści. Skandynawskie lato”

Jako miłośniczka literatury skandynawskiej nie mogłam nie sięgnąć po  antologię „Mistrzowie opowieści. Skandynawskie lato”, której motywem przewodnim jest właśnie lato spędzane w Szwecji, Norwegii czy na Islandii. Znajduje się w niej dwadzieścia kilka krótkich utworów wybranych przez Justynę Czechowską; po tytuły, nazwiska autorów oraz tłumaczy odsyłam na stronę wydawnictwa, gdyż wypisanie ich zajęłoby zbyt dużo miejsca. 

Niestety książka mnie nie zachwyciła. Z kilku powodów. Po pierwsze większość opowiadań jest albo nudna, albo niesamowicie infantylna. Redaktorka zbiorku najwidoczniej nie zastanowiła się, do jakiego czytelnika kieruje książkę, i powybierała teksty na chybił trafił. Obok wulgarnej historyjki o mężczyźnie podpalającym działkę czy o dziewczynie prowokowanej przez lesbijkę znajdują się tu bajeczki o rodzince ślimaków, o pszczole wdowie, o Rasmusie i włóczędze. W materiałach promocyjnych owa różnorodność prezentowana jest jako zaleta, bo niby każdy może tu znaleźć coś dla siebie. Tylko gdzie tu logika? Jeśli skuszę się na książkę, to chcę ją przeczytać od deski do deski, a nie poprzestać na kilku opowiadaniach i szukać chętnych na pozostałe. Jak coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo. Tej antologii nie da się przeczytać w całości i przyznaję, że nie dobrnęłam do końca bajeczki o mniszku z uśmiechem wpatrującym się w słońce, bo po prostu nie dałam rady. 

Zresztą nawet wśród tekstów przeznaczonych dla dorosłych znajduje się dużo słabych, wywołujących jedynie znużenie albo zażenowanie. „Tego lata odwiedzała cmentarze”, „Dziecko, które kochało drogi”, „Konie w nocy” i „Lato” są, cóż tu ukrywać, niesamowicie nudne, a „XVI”, którego narrator bez końca przeklina i narzeka, może spodobać się jedynie mocno zaburzonej osobie. Podobnie odrzucające są „Biały zając” i „Jak syreny”. W pierwszym z tych opowiadań wiecznie marudzący bohater podpala szopę, w której przebywa tytułowe zwierzę, w drugim zaś dziewczyna rozważa, czy byłaby w stanie przespać się ze znajomą lesbijką, czy jednak nie. I tak przez całe opowiadanie. Kolejny nieudany tekst nosi tytuł „Lato. Nanoopowieść” i składa się z zaledwie ośmiu słów. Powstał specjalnie na potrzeby antologii, ktoś więc musiał go zamówić, zaakceptować. Tylko po co? Nie szkoda pieniędzy na honorarium dla autora i dla tłumacza tych kilkuwyrazowych wypocin?

Innego rodzaju koszmarkiem jest „Pocałunek” Hjalmara Söderberga. Koszmarkiem nie z winy autora, tylko tłumaczki, gdyż został przełożony tak nieudolnie, że można by to uznać za ponury żart. Pisarza słynącego z pięknego stylu zaprezentowano w tej antologii jako niechluja językowego, który już w pierwszym zdaniu popełnia błąd gramatyczny. Dalej też nie jest lepiej, całość zaś wygląda jak wprawka. Tu można przeczytać recenzję napisaną przez osobę, która perfekcyjnie zna szwedzki i porównała tłumaczenie z oryginałem. 

Kolejna wada „Skandynawskiego lata” to niestaranne notki o autorach. By nie przynudzać, napiszę tylko, że powieść Laxnessa nosi tytuł „Duszpasterstwo koło Lodowca”, a nie, jak twierdzą twórcy książki, „Chrześcijaństwo koło lodowca”. Owszem, duszpasterstwo i chrześcijaństwo to podobne słowa, jednak redaktor nie ma prawa ich mylić. 

Koniec końców tylko pięć tekstów – „Letnie marzenie”, „Filar”, „Szczeliny powietrza”, „Babie lato” i „BeSafe” – uznałam za ciekawe. Narratorką tego pierwszego jest kobieta, której w dzieciństwie nie dane było wyjechać na kolonie. Po upływie kilkudziesięciu lat nadal ją to boli. W żadnym z opowiadań wieś nie została odmalowana tak kusząco, tak czarownie jak właśnie w tym, będącym jedynie opisem wyobrażeń nieszczęśliwego dziecka. W „Filarze” obserwujemy mężczyznę, który z uporem uczy syna pływać. Ojciec ten uchodzi za niezłomnego, za opokę rodziny, tymczasem wydarza się coś, co zbija go z nóg. „Szczeliny powietrza” to obrazek z życia dwóch przyjaciółek, lekarki i pisarki. Od młodości celebrowały lato, nocując na bezludnej wyspie, i na starość ani myślą zrezygnować z tego zwyczaju. Zawsze był to dla nich spokojny, piękny czas, jednak teraz piknik przebiega inaczej niż zwykle. Pojawia się intruz, zostają ujawnione mroczne tajemnice z przeszłości. W „Babim lecie” autorka z niezwykłą subtelnością ukazuje narodziny nieporozumienia oraz ból starszego mężczyzny, który uwierzył, że pokochała go młoda dziewczyna. A w „BeSafe” widzimy rodzinę z małym dzieckiem. Mąż wybiera się do pracy – i tyle, przed rozpoczęciem lektury lepiej nic więcej nie wiedzieć, bo tylko w tym wypadku poczujemy się tak, jakbyśmy dostali młotem w głowę. Autor po mistrzowsku buduje napięcie i przeraża czytelnika.

Pięć dobrych opowiadań to jednak za mało, by zrównoważyć wady antologii  i uznać ją za wartościową. Podsumowując – nie polecam. 

---
„Mistrzowie opowieści. Skandynawskie lato”, antologia pod redakcją Justyny Czechowskiej, Wielka Litera, 2022

16 komentarzy:

  1. Szkoda, że się zawiodłaś, a skoro odradzasz to nie przeczytam, choć miałam książkę na czytelniczym celowniku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro miałaś na celowniku, to czytaj, na pewno ileś tam opowiadań Ci się spodoba. :)

      Usuń
  2. Nie przepadam za opowiadaniami, ale muszę przyznać, że koncepcja połączenia lata i krajów Skandynawskich wydała mi się ciekawa i dość nieintuicyjna ;) Szkoda, że zbiór to niestety chaos ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat bardzo lubię opowiadania, bo nie zawsze chce mi się i mam czas sięgać po powieść. :) Tak, chaos, bajeczki obok opowiadań bardzo ponurych, wulgarnych lub ckliwych, kto da radę je wszystkie przeczytać? Odsłuchałam wywiad, w którym owa różnorodność przedstawiana była jako wielka zaleta, ale tak naprawdę jest to wada.

      Usuń
  3. Skandynawia i lato jakoś nie idą mi w parze. W moim wyobrażeniu to kraina zimna . Ale ja sie nie znam, bo nie byłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też kojarzy się bardziej z zimą niż latem. :) Powstała też podobna antologia o tytule „Skandynawska zima”. Właśnie ją czytam i muszę przyznać, że wybór opowiadań jest lepszy, bo wszystkie (chyba) są kierowane do dorosłego czytelnika.

      Usuń
  4. Może to opowiadanko z siedmioma słowami ma inne zalety? Tak pytam pro forma bo już uczeń podstawówki wie iż opowiadanie powinno mieć fabułę, zaś różnorodność jest zaletą tylko z nazwy bo nie bez powodu twórcy książek, imprez określają docelowego odbiorcę. Nie określenie docelowego odbiorcy to błąd krytyczny, takoż samo i dopuszczanie przekładów z błędem w pierwszym zdaniu, kto w ogóle wybrał taką tłumaczkę i czym się kierował? Podziękuję za taką antologię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie z siedmioma, tylko z ośmioma. :) Nie ma żadnych zalet. Wysłuchałam fragmentów wywiadu (fragmentów, bo nie lubię słuchać gadania, wolę teksty pisane), w którym redaktorka i pani rozmawiająca aż wychodzą ze skóry, by przedstawić wady jako zalety. Pani rozmawiająca twierdzi, że aż się popłakała, czytając owo kilkuwyrazowe cudactwo, że niby to takie piękne i wzruszające. Co do owej różnorodności, skoro to taka wielka zaleta, to dlaczego zrezygnowano z niej w kolejnej antologii? Bo w „Skandynawskiej zimie” nie ma ani jednego tekstu dla dzieci.

      Usuń
  5. Kiedy sięgam po jakiś zbiór opowiadań to spodziewam się, że nie wszystkie mi się spodobają, ale liczę na to, że jednak większość będzie warta uwagi. I że za zbiorem idzie jakaś myśl przewodnia, że nie bez powodu zostały one wydane w jednej książce. Tutaj mam wrażenie, że nic ze sobą nie zagrało. A szkoda, bo tytuł mógłby sugerować, że będzie to zbiór taki naprawdę mocno wyselekcjonowanych i świetnych opowiadań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze dodam, że w tym opowiadaniu o rodzinie ślimaków nic nie wskazuje na to, że akcja toczy się w Skandynawii, więc naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego zostało włączone do antologii. I dlaczego znajduje się w dziale Pocałunek – bo teksty zostały pogrupowane w działy zatytułowane Miasto, Droga, Letnisko, Pocałunek – skoro żadnego pocałunku w nim nie ma. Cóż, nie jest to książka dla wymagającego czytelnika. Jest tu kilka świetnych opowiadań, ale tylko kilka.

      Usuń
    2. Szkoda, tym bardziej gdy trzeba się doszukiwać znaczeń czy uzasadnienia dlaczego w ogóle dane opowiadanie znalazło się w antologii czy konkretnej grupie opowiadań.

      Usuń
    3. Szkoda... Myślę, że pani redaktor nie chciało się marnować czasu na wyszukiwanie opowiadań, które byłyby jednocześnie ciekawe, dobrze przetłumaczone i pasowały do antologii, wzięła więc te, które jej jako pierwsze wpadły w ręce.

      Usuń
  6. Bardzo mnie zasmuciłaś, bo ebook czeka na mnie w kolejce. A to, co napisał na LC p. Pollak, prawie mnie dobiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety książka została przygotowana bardzo niestarannie. Dokończę „Skandynawską zimę” i po kolejne antologie wydane przez Wielką Literę sięgać już nie będę.

      Usuń