Druga przeczytana przeze mnie ukraińska powieść, czyli „Kroniki ewakuacji” Margarity Wodeckiej, okazała się o wiele mniej ciekawa niż „Córeczka” Tamary Dudy, bo ani bohaterowie nie fascynują, ani wydarzenia nie są opisane dogłębnie, ani styl autorki nie zachwyca. Ci bohaterowie to Margosza – narratorka książki – oraz jej rodzina i przyjaciele. Wszyscy są dobrze sytuowani, zaradni, ich problem nie polega na tym, skąd wziąć pieniądze, tylko jak ich nie stracić, skoro z domów mogą zostać skradzione, a banki też nie budzą zaufania. Dopóki krewni Margoszy mieszkali w ZSRR, nie mieli właściwie powodów do narzekań, i dopiero kiedy ich miasto stało się częścią nowo powstałej Ukrainy, poczuli niepokój. A gdy „w związku ze zbrojnym konfliktem na wschodzie państwa”[1] zaczęło im grozić powołanie do udziału w ATO, zrozumieli, że najwyższa pora opuścić tonący okręt. Ktoś przeniósł się do Turcji. Ktoś do Izraela. Ktoś przyjął obywatelstwo rosyjskie. Narratorka uważa, że każdy mądry mieszkaniec Ukrainy siedzi na walizkach i wcześniej czy później stamtąd ucieknie. „Ze swoją mentalnością, aspiracjami i poczuciem godności osobistej za bardzo odbiegamy od panujących tam wyobrażeń o idealnym obywatelu”[2] – podsumowuje.
Owa narratorka, mająca wiele wspólnego z samą Margaritą Wodecką, najpierw opisuje dzieje swojej rodziny, zaczynając od lat siedemdziesiątych, potem przechodzi do współczesności i kończy powieść opisem wybuchu pandemii w roku 2020. Postacią, której poświęca szczególnie dużo miejsca, jest jej wujek Lońka, wojskowy posiadający mieszkanie w Moskwie. Ów wujek był sierotą i zapewne trafiłby do jakiegoś sierocińca, gdyby krewni narratorki go nie przygarnęli. Nie są to więc w żadnym wypadku ludzie źli, ale jacyś tacy bezbarwni, ugodowi, denerwująco zaradni. Zawsze wiedzą, jak uratować pieniądze czy uniknąć niechcianego powołania do wojska, umieją posługiwać się łapówkami i wykorzystywać znajomości. Nie wykazują najmniejszej miłości do miejsca swego urodzenia, nie zastanawiają się nad sprawami politycznymi ani swoją tożsamością narodową (a to akurat byłoby ciekawe, bo z pochodzenia są Żydami), nie zadają niewygodnych pytań. Kiedy na przykład Lońka zostaje wysłany do Afganistanu, bezrefleksyjnie stwierdzają, że przecież musi „bronić ojczyzny tam, gdzie go poślą”[3].
Niestety w książce niewiele jest szczegółów dotyczących historii Ukrainy. Narratorka rozwodzi się na przykład o decyzji Gorbaczowa, który w roku 1991 unieważnił część banknotów, a nie pisze nic o tym, jak przyjęła rozpad Związku Radzieckiego, wybuch zamieszek w Donbasie czy chociażby katastrofę w Czarnobylu, a były to przecież wydarzenia budzące mnóstwo emocji, bardzo dla Ukraińców ważne. Wspomina, że na wschodzie państwa doszło do „konfliktu zbrojnego”, ale ani słowem nie wyjaśnia, na czym ów konflikt polegał, więc ktoś, kto sięgnie po tę książkę, by dowiedzieć się czegoś o historii Ukrainy, będzie raczej rozczarowany. Na swoich rodaków Margosza patrzy bardzo krytycznie, według niej są to ludzie zawistni, zdemoralizowani; ta zła opinia pogłębia się w lutym 2020 roku, kiedy to Ukraińcy nie chcą wpuścić na swoje terytorium samolotu z ludźmi ewakuowanymi z Chin i kiedy padają „wygłaszane serio propozycje wywiezienia pasażerów z Wuhan do znanej całemu światu strefy największej katastrofy technologicznej w historii ludzkości”[4]. Wstyd i strach mieszkać w kraju, w którym panuje takie zdziczenie, takie „bezhołowie”. Ucieczka to jedyne mądre rozwiązanie – uważa Margarita Wodecka.
Trochę szkoda, że polski wydawca nie zdecydował się na ładniejszą okładkę i na dosłowne przetłumaczenie tytułu, bo „Wyjazd z kraju 404” („Покидая страну 404”) brzmiałby lepiej i bardziej nawiązywałby do tematyki ukraińskiej niż „Kroniki ewakuacji”.
Moja ocena: 3/6.
---
[1] Margarita Wodecka, „Kroniki ewakuacji”, przeł. Jacek Cezary Kamiński, Glowbook, 2021, s. 50.
[2] Tamże, s. 126.
[3] Tamże, s. 18.
[4] Tamże, s. 108.
Czyżby autorka była tak rozczarowana swoim narodem, że nie widzi w nim nic pozytywnego? W sumie każdy naród ma swoje i wstydliwe chwile i chwile bohaterskie, a na jego społeczność składają się zarówno ludzie bezmyślni i potulni, jak i ci, którzy chcą coś zmienić. A może to taka prowokacja literacka. Ostatnimi laty sama często narzekałam na swoich rodaków, którzy dopuścili złudzeni judaszowymi srebrnikami do władzy tych, których dopuścili, ale nie uogólniałabym swoich sądów, bo to bardzo krzywdzące byłoby dla tej połowy społeczeństwa, która zachowała się inaczej. Zupełnie nie znam literatury ukraińskiej. Jeśli sięgnę, to raczej do Córeczki, którą polecasz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z tym, co napisałaś o narodach. :) „Córeczkę” czytało mi się o wiele lepiej, bo wzbudzała emocje i można z niej było dowiedzieć się wielu rzeczy o Ukrainie, a „Kroniki ewakuacji” są jakieś takie nijakie, bohaterowie mało wyraziści, mnóstwo wydarzeń jest opisanych po łebkach, a autorka nie podaje nawet nazwy miasta, w którym mieszkała opisywana rodzina... Ja znam na razie tylko te dwie powieści ukraińskie, ale w planach mam więcej.
UsuńUwielbiam tę płytką samozwańczą elytę obrażoną na demokrację i rodaków :D
UsuńOby autorce powiodło się w innym kraju, skoro ze swoją „mentalnością, aspiracjami i poczuciem godności osobistej” nie pasuje do Ukrainy. :)
UsuńRaczej nie sięgnę po ten tytuł :)
OdpowiedzUsuńMnie nie zachwycił. Na pierwsze czy drugie spotkanie z literaturą ukraińską raczej bym go nie polecała. :)
UsuńSpasuję tym razem, ale recenzja ciekawa.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :) A książka taka sobie, autorka nie wnika w szczegóły opisywanych historii i z tego powodu miałam uczucie niedosytu.
UsuńTo nie do końca moja tematyka, ale nawet jeśli by była, to i tak chyba bym sobie podarowała. Słaba ocena. :)
OdpowiedzUsuńNa pewno są ciekawsze ukraińskie powieści. :)
Usuń>Na swoich rodaków Margosza patrzy bardzo krytycznie<
OdpowiedzUsuńPytanie: kim są jej rodacy? Żydzi, Rosjanie, Ukraińcy? Bo z tego co piszesz, to mam wrażenie, że bohaterka (tak jak i sama autorka) jest jakąś sierotą po Związku Sowieckim - narodowym Sowietem i mentalnym Homo sovieticus, a jej "ukraińskie pochodzenie" odnosi się tylko i wyłącznie do geografii.
Zadałeś bardzo dobre pytanie! Przyjęłam, że jej rodacy to Ukraińcy, ale to wcale nie jest oczywiste. Narratorka wymiguje się od odpowiedzi na to pytanie i nie wiadomo, ani skąd pochodzi jej rodzina, ani kim ona się czuje. Jest tylko wspomniane, że jej dziadkowie znali jidysz i uczyli tego języka sierotę, którym się zaopiekowali, więc z tego wywnioskowałam, że byli Żydami. I właśnie fakt, że narratorka jest taka tajemnicza, że nie raczy napisać, kim się czuje, mocno wpłynął na moją niską ocenę tej książki.
UsuńJa tam wychodzę z założenia, że jak już ktoś decyduje się pisać książkę autobiograficzną (a „Kroniki ewakuacji” są w dużej mierze autobiograficzne), to trzeba być bardziej szczerym i otwartym niż ta autorka. Ona nawet swojego zdjęcia nie pokazuje, „ze względu na sytuację polityczną na Ukrainie unika prezentacji swojego wizerunku” – tak jest napisane na okładce.
Z jednej strony na podstawie Twojej recenzji nie odczuwam zbytniej potrzeby, by sięgnąć po tę książkę, z drugiej zaś bardzo ciekawi mnie wątek ukraiński, a w szczególnie motyw związany z tą tożsamością. Po 1991 wielu Rosjan czy Sowietów mieszkających w Ukrainie, miało niemały problem z określeniem swojej narodowości, a że było ich całkiem sporo (chyba koło 20%), to stworzyło to bardzo podatny grunt dla wszelakiej maści resentymentów i lęków, na których bardzo sprytnie zagrano w 2014 roku.
OdpowiedzUsuńTyle że motywu związanego z tożsamością niemal w książce nie ma, narratorka w ogóle nie próbuje przekazać czytelnikowi, za kogo się uważa i jak na przykład przyjęła uzyskanie przez Ukrainę niepodległości – i bardzo mnie to drażniło, bo jednak sytuacja na Ukrainie wymaga, by jasno określić swoją tożsamość i swoje poglądy polityczne. :) Można się domyślić, że nie darzy sympatią nowo powstałego państwa, zresztą już nazwanie go „krajem 404” mówi samo za siebie. 404 to kod błędu, może więc autorka uważa, że budowa tego państwa była błędem i nie powinno ono przetrwać?
UsuńW sumie chętnie przeczytałabym Twoją recenzję.
Ale to milczenie na temat własnej tożsamości też jest przecież znaczące :) Z tego, co czytałem to to jest właśnie domena tzw. Sowietów - czyli takie poczucie zagubienia po upadku ZSRR, brak pewności, co do swojej ojczyzny, pochodzenia, itd. Dla przykładu niemało mieszkańców Donbasu, na pytanie kim są, odpowiada, że są po prostu tutejsi - nie czują się ani Ukraińcami, ani Rosjanami ;)
UsuńA to co piszesz, tzn. ten "kraj 404", brak sympatii dla młodego ukraińskiego państwa w połączeniu ze skromną ilością informacji na temat personaliów autorki jeszcze bardziej podsyca moją ciekawość. Kto wie, może za pseudonimem ukrywa się jakaś prorosyjska opcja, mają ukazać, że Ukraina to w istocie sztuczny twór, a prawdziwych Ukraińców w ogóle nie ma :)
Jeśli chodzi o autorkę, ona nie tylko ukrywa swoją twarz, ale nawet nazwisko zmieniła, by utrudnić identyfikację. Zastanawiałam się, po co te tajemnice, i wyszło mi, że może napisawszy tyle złych rzeczy o Ukrainie, boi się zemsty ze strony patriotów ukraińskich. Ci patrioci też nie zawsze zachowują się jak łagodne baranki. A może chodzi o interesy, którymi zajmowała się, zanim wyjechała za granicę? Bardzo tajemnicza jest ta autorka...
UsuńCiekawią Cię „Kroniki ewakuacji”, czyli moja recenzja zamiast zniechęcić, zachęciła Cię do czytania. :) W takim razie czekam na wrażenia z lektury, naprawdę z chęcią je poznam. Mnie po przeczytaniu dwóch ostatnich zdań tej książki aż zmroziło. Ciekawa jestem, jak je odbierzesz.
Nie czytałam jeszcze żadnej ukraińskiej książki. W sumie to chętnie sięgnę po literaturę tego kraju, chociaż może nie konkretnie po tę książkę. Recenzja bardzo ciekawa, ale z książki chciałabym się czegoś więcej dowiedzieć o historii Ukrainy i jej mieszkańcach.
OdpowiedzUsuńJa czytałam na razie tylko dwie i myślę, że na pierwsze spotkanie „Kroniki ewakuacji” niezbyt się nadają, o wiele lepiej sprawdzi się „Córeczka” – barwna powieść z dużą dawką wiedzy o Ukrainie i z sympatyczną, ciekawą bohaterką. :)
Usuń