Nawet ktoś, kto wierzy we wszystko, co zapisano w Ewangeliach, nie może uważać się za znawcę życia Jezusa i apostołów, gdyż w księgach sporządzonych przez Mateusza, Marka, Łukasza czy Jana występują białe plamy. Te niejasności i przemilczane sprawy od wieków fascynują pisarzy, którzy często wykorzystują swoją ponadprzeciętną wyobraźnię, empatię, a także umiejętność malowania słowami, by stworzyć spójną wizję tamtych wydarzeń i przekazać ją innym. Do takich autorów należy Per Gunnar Evander, bardzo zainteresowany postacią kojarzącą się z niesamowitą podłością oraz zdradą, czyli Judaszem. To właśnie ten najbardziej kontrowersyjny z apostołów jest głównym bohaterem krótkiej powieści zatytułowanej „Zaciśnięte pięści Judasza Iskarioty”. To z jego punktu widzenia zostają ukazane wydarzenia poprzedzające śmierć Jezusa, poznajemy jego (i tylko jego) myśli i emocje – i jeśli uwierzymy szwedzkiemu pisarzowi, w trakcie czytania będziemy coraz bardziej zmieszani, a może nawet zawstydzeni. Bo może Judasz nie powinien wzbudzać aż takiej odrazy, jaką wzbudza? Może jego zdrada wynikała z innych powodów, niż myślimy?...
Akcja książki rozpoczyna się na tydzień przed świętem Paschy, kiedy to grupka złożona z dwunastu apostołów i ich rabbiego podchodzi do Jerycha. Wszyscy są małomówni, zmęczeni upałem, przestraszeni. Uczniowie widzą zasmucone oczy Jezusa, zauważają jego zdenerwowanie, domyślają się, że czeka na coś złego; raz dał im nawet do zrozumienia, że „zostanie wydany przez bałwochwalczych pogan i wystawiony na nieludzkie cierpienie”[1]. Ale w takim razie dlaczego nie próbuje uniknąć niebezpieczeństwa, dlaczego tak się upiera, by wjechać do Jerozolimy? Czy uważa, że rosnące zastępy wyznawców zapewnią mu ochronę? A może wprost przeciwnie, nie chce już być traktowany jak łowna zwierzyna i woli doprowadzić do konfrontacji, niż żyć w niepewności? I wreszcie co oznaczają jego zagadkowe słowa „Ubogich zawsze macie pośród siebie, lecz mnie nie zawsze macie”[2]? Judasz obserwuje coraz dziwniejsze zachowanie mistrza, takie jak chociażby jazda na ośle, i podobnie jak inni apostołowie gubi się w domysłach. Im bliżej Paschy, tym mocniej czuje się zdezorientowany i przekonany, że wkrótce dojdzie do czegoś wielkiego, przełomowego.
Evander bardzo dokładnie opisuje te dni przed świętem, nakreśla sytuację społeczno-polityczną, informuje, co bohaterowie jedli, gdzie spędzali noce, z kim i o czym rozmawiali. Miejsca akcji to Jerycho, Betania i oczywiście Jerozolima. Wśród postaci drugoplanowych pojawiają się Maria Magdalena, Rachela, Łazarz ze swoimi siostrami, żydowski celnik, Rzymianie. A także niewidomy ojciec Judasza – bo Judasz w tej książce ma ojca, starego, okaleczonego, nasłuchującego wieści o cudach dokonywanych przez nauczyciela syna i chyba po cichu marzącego, że odzyska wzrok.
Ewangelie nie przekazały informacji o wyglądzie ani życiu osobistym zdrajcy. Na obrazach (nawet na tym zdobiącym okładkę polskiego wydania) przedstawiany bywa jako łysawy, rudy brzydal. Evander wyobraża go sobie inaczej: Iskariota z tej książki jest urodziwy, zadbany, ciemnowłosy i do tego bardzo młodziutki. Dowiadujemy się, którą z kobiet darzy sympatią, skąd wziął się jego przydomek i że ma dziwną przypadłość, a mianowicie źle się czuje, gdy przebywa w zamkniętym pomieszczeniu z tłumem ludzi. Jeśli chodzi o jego uczucia do rabbiego, według Evandera Judasz jest nim zafascynowany, niekiedy jednak ten podziw zostaje zmącony przez zdumienie bądź nieufność, wywołane zresztą przez samego mistrza. Jezus nie jest postacią wyidealizowaną, ma słabości i wady: lubi dużo jeść, potrafi prowokować albo zachowywać się niezgodnie ze swoimi naukami, co apostołów niepokoi, a nawet drażni.
Autor na ogół trzyma się informacji z Ewangelii, ale niekiedy im przeczy. Judasz z jego wyobrażeń nie jest złodziejem, nie z powodu srebrników staje się donosicielem. Czytając tę powieść, można pobawić się w wyłapywanie zgodności i niezgodności pomiędzy tekstem Evandera a Nowym Testamentem. Ciekawa rzecz, że szwedzki pisarz patrzy na apostołów i ich nauczyciela od strony historycznej i psychologicznej, sprawami wiary w ogóle się nie zajmując – nie opisuje zmartwychwstania ani innych cudów, żadnemu z bohaterów nie wkłada do ust nauk chrześcijańskich, nie zdradza nawet, czy według niego Jezus był synem Bożym. Tworzy po prostu barwną opowieść o słynnych wydarzeniach w Jerozolimie, wgłębiając się mocno w uczucia zdrajcy. Tylko tyle i aż tyle.
Powieść należy więc do tych, które ocieplają postać Judasza, dają do zrozumienia, że jego zachowanie mogło wynikać z innych pobudek, niż się powszechnie sądzi. Po przeczytaniu tej książki można nawet żałować tego apostoła, dostrzec w nim posłusznego ucznia, narzędzie, ofiarę kogoś, kto dysponował o wiele silniejszą wolą niż on. Czy Iskariota miał możliwość, by się sprzeciwić, czy miał czas, by się zastanowić, opamiętać? Co pomyślał, kiedy zdał sobie sprawę, do jakiej tragedii doprowadził i ile przez to stracił? Evander pisze bardzo sugestywnie i przekonująco, toteż książka, szczególnie w zakończeniu, wstrząsa.
---
[1] Per Gunnar Evander, „Zaciśnięte pięści Judasza Iskarioty”, przeł. Elżbieta Sadowska-Ptaszyńska, SAWW, 1994, s. 30.
[2] Tamże, s. 45.
Z ciekawości chętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńZachęcam do przeczytania, bo to bardzo ciekawa, niebanalna książka. :)
UsuńNiby lektura nie dla mnie, ale coś mnie do niej przyciąga.
OdpowiedzUsuńTeż myślałam, że ta książka nie jest dla mnie, ale kiedy zaczęłam czytać, od razu wciągnęła mnie treść. :)
UsuńSzczerze mówiąc, nie wiem, co mogłabym wynieść z lektury tej książki :) W mitologię chrześcijańską, łagodnie mówiąc, nie wierzę, choć lubię sobie ostatnimi czasy pogrzebać za informacjami na przeróżnych stronach. Ale to tak hobbistycznie ;)
OdpowiedzUsuńJa też nie wierzę, jestem i niemal zawsze byłam niewierząca, ale Jezus jest postacią historyczną i bardzo możliwe, że żył naprawdę (podobnie jak Judasz), z tym że oczywiście nie był żadnym synem Bożym, tylko zwykłym człowiekiem, który coś sobie uroił i próbował wmówić to innym. W tej książce nie ma ani jednej sceny, która pokazywałaby jakieś cuda – zmartwychwstanie, wskrzeszanie umarłych itd. Jest jedna scena uzdrawiania: spotkany po drodze niewidomy żebrak błaga o pomoc, Jezus mówi „Idź w pokoju! Twoja wiara cię uzdrowiła!”, podniecony żebrak krzyczy, że odzyskał wzrok, ale kiedy tylko Jezus się oddala i euforia opada, okazuje się, że ten starzec nadal nie widzi: idzie po omacku, nie mruży oczu przed ostrym słońcem.
UsuńCzyli pod wpływem emocji uwierzył w cud, tymczasem żadnego cudu nie było. :)
Mnie w sumie też ta teza przekonuje. Im więcej grzebię, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że kiedyś żył taki człowiek. Chciał stworzyć konkurencyjną do judaizmu religię, a potem zrobili z niego bóstwo, dozmyślali cuda etc. (plus skradli sporo z wcześniejszych wierzeń, w tym kultu solarnego).
UsuńJa niestety nie miałam takiego szczęścia. Byłam swego czasu taka pobożna, że myślałam nawet o zostaniu zakonnicą. Dziś mogę tylko kręcić ze zdumieniem głową nad swoim zamroczeniem. W pełni rozumiem, czemu klerowi tak zależy na religii w szkołach od najwcześniejszych lat.
Muszę przyznać, że bardzo mnie zaskoczyłaś. Nigdy bym nie przypuszczała, że właśnie Ty chciałaś być zakonnicą. Straszny pomysł. Dobrze, że z niego zrezygnowałaś. :)
UsuńCo do szczęścia, z jednej strony je miałam, bo nie dawałam się omamić i robiłam to, co uważałam za słuszne, z drugiej – nie, bo dorastałam w środowisku katolickim i paru osobom bardzo się nie podobało, że nie chciałam chodzić do kościoła.
Choć trochę mnie (chyba) usprawiedliwia, że to było bardzo dawno. Bodajże w podstawówce. W liceum zaczęłam się powoli zniechęcać - m.in. przez dennego księdza. Nawet nie pamiętam, jakie głupoty plótł, ale na pewno konkretne, bo zawsze na religię razem z koleżanką zakładałyśmy specjalne stroje. Tzn. normalne koszulki z zespołami, ale było wiadomo, że dziś religia ;)
UsuńU mnie było tak samo z, łagodnie mówiąc, dezaprobatą. W domu niezbyt akceptowali moją rezygnację z mszy, a później wygłaszane poglądy. Zresztą wtedy był to trochę taki nastoletni bunt bez wiedzy o katolicyzmie. Dziś ją mam i jestem baaardzo antyklerykalna.
O tej, jak to łagodnie nazwałaś, dezaprobacie mogłabym książkę napisać. Dziś się z tego śmieję, ale kiedyś nie było mi do śmiechu, jak na przykład mama nie odzywała się do mnie przez pół roku. :) Czyli Kościół popełnił błąd, wysyłając do Twojej szkoły nieodpowiedniego księdza. Ja kilka miesięcy temu widziałam, jak na boisku jednej ze szkół ksiądz grał w piłkę z dzieciakami. Biegał, pokrzykiwał, śmiał się, wyglądał sympatycznie. Taki to na pewno pozyska wiele „dusz” dzieci i młodzieży...
UsuńJestem ciekawa spojrzenia na Judasza w tej powieści.
OdpowiedzUsuńJudasz w wersji przedstawionej przez Evandera jest bardzo ciekawy i oczywiście nie tak podły, jak się powszechnie sądzi. Zachęcam do przeczytania książki. Nie jest długa. :)
UsuńKsiążka rzeczywiście wydaje się bardzo ciekawa. Chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńW takim razie zachęcam do przeczytania. Evander pisze bardzo ciekawie. :)
UsuńZawsze bardzo interesowała mnie postać Judasza i nigdy nie uważałam go za zdrajcę, który zrobił to co zrobił z chęci zysku. Raczej za idealistę, czy ślepe narzędzie w ręku wyższej siły (Boga, jeśli kto wierzy). Może na moje widzenie wpłynęło przedstawienie Judasza w musicalu Jezus Christ Superstar. Dlatego chętnie zapoznam się z kolejnym spojrzeniem na tego nieszczęśnika. Zawsze był dla mnie tragicznym bohaterem, a nie osobą godną potępienia. Oczywiście nie pochwalam zdrady, ale osoby wierzące powinny chyba wziąć pod uwagę, że taką rolę wyznaczył mu Stwórca, skoro Jezus od początku wiedział, że zostanie wydany przez kogoś ze swego otoczenia, to ktoś musiał to zrobić.
OdpowiedzUsuńDla mnie zawsze był on najciekawszym, najbardziej niejednoznacznym z apostołów. W zdradę dla zysku trudno mi uwierzyć, bo przecież gdyby Judasz przejawiał takie cechy jak chciwość, nielojalność czy podłość, Jezus musiałby je wcześniej zauważyć – ale w takim razie dlaczego miałby przyjmować kogoś takiego do grona swoich najbliższych towarzyszy?
UsuńZachęcam do sięgnięcia po „Zaciśnięte pięści Judasza Iskarioty”, bo to dobra, wciągająca literatura. W tej książce bardzo dobrze jest pokazane, że zdrada niszczy nie tylko życie zdradzonego, ale i zdrajcy. I choć wszyscy wiemy, jak się ta historia skończyła, to jednak Evander opisał wszystko tak świeżo, tak sugestywnie, że zakończenie bardzo porusza.
Polubiłam Evandera i cieszę się, że mam jeszcze dwie jego książki – „Poniedziałki z Fanny” oraz „Ostatni dzień w życiu Vallego Hedmana”. :)
Judasz to jedna z najtragiczniejszych postaci Nowego Testamentu - człowiek, którego łatwo jest nazwać zdrajcą, ale tylko na podstawie powierzchownych i raczej płytkich osądów. Bo, jeśli zawierzyć wszystkiemu, co jest napisane w Piśmie (a chyba do tego zobligowani są chrześcijanie), to gdyby nie Judasz, nie było zmartwychwstania, itd. :) Mówiąc kolokwialnie, chłop odwalił najbrudniejszą robotę.
OdpowiedzUsuńEvander bardzo ciekawie i przekonująco wyjaśnia, dlaczego do tej brudnej roboty został wyznaczony akurat Judasz, a nie ktoś inny. Otóż on jako jedyny z apostołów urodził się w pobliżu Jerozolimy i najlepiej ze wszystkich znał miasto, a więc jemu najłatwiej byłoby dotrzeć do osób, które zorganizowałyby ukrzyżowanie Jezusa. Czy Jezus nie zostałby ukrzyżowany, gdyby nie zdrada Judasza? Myślę, że tak czy siak zostałby pojmany i ukrzyżowany, bo wielu ludzi widziało go w Jerozolimie i na pewno wcześniej czy później ktoś by na niego doniósł.
Usuń