W książce „Jestem, jestem, jestem” Maggie O'Farrell opowiada o najbardziej dramatycznych momentach swojego życia, czyli tych, w których jej lub jej córeczce groziła śmierć. Takich niebezpiecznych chwil autorka naliczyła aż siedemnaście. Rozdziały noszą tytuły „Płuca”, „Szyja”, „Móżdżek” itd. i nawiązują do części ciała i narządów, które z powodu czy to choroby, czy wypadku uległy lub mogły ulec uszkodzeniu i w efekcie doprowadzić do zgonu.
Najbardziej poruszającymi fragmentami książki są wyznania o macierzyństwie. Maggie najpierw miała problemy z zajściem w ciążę i jej donoszeniem, potem urodziła dziewczynkę, która kilka razy doznała wstrząsu anafilaktycznego, a w okresie niemowlęcym bezustannie czuła silny ból skóry i stres. Widok tego cierpienia i poczucie bezradności doprowadzały matkę do rozpaczy. O dziwo, zanim jeden z lekarzy zaproponował zrobienie testów na alergię, minęło wiele miesięcy. Autorka zareagowała niechęcią: „Jestem zszokowana. Omal nie odpowiedziałam: nie zawracajmy sobie tym głowy”[1]. Testy wykazały oczywiście silne uczulenie na mleko i mnóstwo innych rzeczy. Przyznam, że taka reakcja lekarzy i matki ogromnie mnie dziwi. W Polsce niemowlę zostałoby zdiagnozowane o wiele szybciej, poza tym matka sama by się dopominała o skierowanie do alergologa.
Wielkie emocje budzi również rozdział opowiadający o chamstwie brytyjskich położników. Neurolodzy ostrzegali autorkę, że ze względu na przebyte zapalenie mózgu i uszkodzone połączenia między nerwami a mięśniami nie będzie w stanie urodzić samodzielnie, bo skurcze nie będą na tyle silne, by wypchnąć dziecko. Jednak lekarz z londyńskiego szpitala uparł się, że nie wykona cesarskiego cięcia, a zszokowaną Maggie oskarżył o lenistwo. W Polsce opieka lekarska nad ciężarnymi i niemowlętami nie jest idealna, jednak to, co się dzieje w Wielkiej Brytanii, to jakiś koszmar.
„Czy nadal jesteś w ciąży, jeśli twoje dziecko nie żyje?”[2] – takie pytanie zadawała sobie autorka w dniach, kiedy z martwymi płodami w brzuchu czekała na poród. O dzieciach zmarłych przed swoim narodzeniem pisze tak: „To są ludzie, duchy, zjawy, które nigdy nie oddychały powietrzem, nigdy nie widziały światła. Są do tego stopnia niewidzialni i ulotni, że nasz język nie ma nawet słowa na ich określenie”[3]. Ale te ulotne duchy wywierają ogromny wpływ na psychikę matek. Choć mówienie o tym uchodzi za temat tabu, Maggie O'Farrell zdecydowała się go poruszyć.
W książce można znaleźć wiele informacji o życiu i charakterze autorki. Na przykład tę, że była dzieckiem nieposłusznym, istnym utrapieniem dla rodziców. Że w wieku osiemnastu lat uciekła z domu i pracowała jako kelnerka. Że od wczesnej młodości marzyła o zostaniu pisarką i konsekwentnie dążyła do celu. Że jej mąż ma na imię Will i jest dobrym człowiekiem. Że kiedy po rocznym chorowaniu na zapalenie mózgu wróciła do szkoły, osłabiona i ledwie stojąca na nogach, dzieci ją popychały, przewracały i wyzywały od kretynek. Że w tej szkole nauczyciele z pasją bili uczniów i panowała niewyobrażalna wprost przemoc. Że kiedy leżała w szpitalu, wizytę złożył jej słynny filantrop i pedofil Jimmy Savile.
Podsumowując, „Jestem, jestem, jestem” to bardzo ciekawa książka z silnym, nietypowym motywem przewodnim. Niektóre opowiadania trzymają w napięciu niczym najlepszy thriller. W historiach o badaniu tomografem komputerowym czy o spotkaniu z mężczyzną próbującym udusić Maggie jest mnóstwo grozy, a rozdział o cierpieniu małej alergiczki niesamowicie wzrusza. Autorka nie ucieka od tematów trudnych czy intymnych, z rozbrajającą szczerością wyznaje też, że pod wpływem licznych spotkań ze śmiercią nie zmieniła się w osobę lękliwą czy przesadnie dbającą o swoje bezpieczeństwo, wprost przeciwnie, nabrała przekonania, że jest niezniszczalna. Bała się tylko o życie dzieci.
---
[1] Maggie O'Farrell, przeł. Alina Siewior-Kuś, Sonia Draga, 2019, s. 267.
[2] Tamże, s. 111.
[3] Tamże, s. 109.
To jedna z moich ulubionych książek przeczytanych w tym roku. Cieszę się, że się podobała. :)
OdpowiedzUsuńPodobała się i to bardzo. Podczas czytania nie nudziłam się ani przez chwilę. :) Swoją drogą, mało komu śmierć zaglądała w oczy tak wiele razy jak autorce tej książki.
UsuńOwszem. Pewnie to kwestia przypadku: choroby własnej, a potem córki.
UsuńTak, jednym ludziom ciągle przytrafiają się jakieś nieszczęścia, drudzy w spokoju dożywają późnej starości. Dobrze chociaż, że pozostałe dzieci autorki urodziły się zdrowe.
UsuńKsiążka wydaje się naprawdę intrygująca. Zwłaszcza wspomniany przez Ciebie nietypowy motyw przewodni. Zapisuję tytuł i może w wolnym czasie sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńWszystkie rozdziały są podporządkowane motywowi przewodniemu. Maggie O'Farrell umie pisać w ciekawy sposób. :)
UsuńTematyka jako taka umiarkowanie mnie interesuje, ale dobrze opisana fabuła broni się bez względu na to, o czym opowiada. Sama koncepcja wydaje się oryginalna, a przynajmniej nie kojarzę, żeby którykolwiek znany mi autor zabrał się za taki motyw. Więc czemu pozostaję sceptyczna? W sumie to nie wiem.
OdpowiedzUsuńUważasz, że niedonoszone ciąże to tabu? Absolutnie nie wątpię, że strata wyczekiwanego dziecka to dla matki (rodziców) wielka tragedia. Pytam z ciekawości. Trochę się zdziwiłam, bo często spotykam się z tym tematem. Ale może/pewnie dlatego, że siedzę w specyficznych grupach na FB.
Autorka pisze, że nikt ją nigdy o utracone dzieci nie pyta, że na palcach jednej ręki może policzyć rozmowy z przyjaciółkami o poronieniach, że uważa ten temat za tabu. Ja też tak uważam. Owszem, na forach czy w grupach można zauważyć takie rozmowy, ale to chyba dlatego, że na niektóre tematy łatwiej rozmawia się z obcymi niż ze znajomymi. Jak często takie rozmowy toczą się w realnym życiu, w gronie znajomych? Kobiety po poronieniach spotykają się z niezrozumieniem, mało kto pojmuje, jak wielki wstrząs przeżyły. Dzieci zmarłe przed narodzeniem prawie nigdy nie mają grobów, ich zwłoki są utylizowane. Nie można powiedzieć, żeby nasze społeczeństwo podchodziło do takich dzieci i ich matek z empatią czy szacunkiem.
UsuńCiekawe pytanie o to tabu. Wg mnie w Polsce wśród niemałej rzeszy ludzi wciąż panuje mentalność, że ze związku dwojga ludzi powinny się zrodzić dzieci. Bezdzietne pary są w jakiś sposób gorsze, bo nie czynią tego, co do nich należy. Idąc tym tokiem myślenia, poronienie to swoisty "defekt", "przykry wypadek", czyli sprawa, o której lepiej milczeć, podczas gdy faktycznie rodzicom powinno się wówczas okazać ogromne wsparcie psychologiczne.
UsuńO tak, masz rację. Ja jeszcze dodam, że winą za brak dzieci obciąża się prawie zawsze kobietę i uważa się ją za niepełnowartościową, mało kobiecą, wygodnicką itd. Nic dziwnego, że kobieta robi się drażliwa i temat braku dzieci zaczyna uważać za tabu. A swoją drogą, jeśli któraś kobieta urodzi tych dzieci więcej niż troje, to też staje się obiektem plotek i niechęci.
UsuńZero dzieci - źle, za dużo (według krytykantów) - też źle. Zawsze jest się do czego przyczepić. Wychodzi na to, że kobieta może być winna na miliony sposobów.
UsuńJak ktoś chce uderzyć psa, kij znajdzie... Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że mężczyźni mający „nieprawidłową” liczbę dzieci też są obgadywani. Ale na pewno nie tak często jak kobiety.
UsuńCoś czuję, że ta książka wzbudzi we mnie sporo emocji i będzie dla mnie poruszająca. Nie słyszałam o niej wcześniej, ale tytuł już dopisany do mojej listy. ;)
OdpowiedzUsuńZ tego, co widzę, niewiele osób ją przeczytało. A warto. Ja nie mogłam się od niej oderwać. :)
UsuńWstrząsająca musi być ta książka. Bardzo ciekawa jestem tych historii. Chętnie poczytam coś niecoś o funkcjonowaniu zagranicznej służby zdrowia.
OdpowiedzUsuńFragmenty o brytyjskiej służbie zdrowia są bardzo ciekawe i zarazem przygnębiające, a opis porodu robi ogromne wrażenie. Przeczytaj, naprawdę warto. :)
UsuńCzasem najmocniejszych scenariuszy dostarcza samo życie. Pozdrawiam i zapraszam do wizyty na blogu :)
OdpowiedzUsuńhttps://bezksiazkiwtytule.blogspot.com/
Tak, książki na faktach są bardzo ciekawe. :) Niebawem zajrzę.
UsuńObawiam się, że fragmenty o macierzyństwie pewnie bym przeryczała. Tak działa na mnie ten temat, szczególnie od kiedy jestem mamą. Zaciekawiłaś mnie, więc będę miała tę książkę na uwadze.
OdpowiedzUsuńNo tak, tych fragmentów nie da się czytać z uśmiechem na ustach. Nie można powiedzieć, żeby macierzyństwo autorki było pasmem radości.
UsuńNie słyszałam o niej. Jednak bardzo mnie zaintrygowałaś.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto ją przeczytać.:)
UsuńMam wrażenie, że to taka książka, która potrafi "gryźć" w trakcie czytania - wywoływać jakiś taki wewnętrzny niepokój. Ale to tylko przeczucie, może kiedyś się przekonam czy tak na mnie podziała.
OdpowiedzUsuńWe mnie wywołała. :) Sprawdź koniecznie, autorka pisze ciekawie i o ciekawych sprawach.
Usuń