„Chłopak, który wkrótce miał umrzeć, zaśmiał się i wyzwolił z jej objęć”[1] – tak brzmi pierwsze zdanie „Karambolu”, siódmej części cyklu o policjantach z Maardam. Håkan Nesser swoim zwyczajem od początku wprowadza nastrój niepokoju i zmusza nas do uważnego czytania, bo przecież kiedy wiemy, że dana postać lada chwila zginie, czytamy uważnie, wyłapując różne szczegóły i czekając na scenę, która niewątpliwie dostarczy nam wiele emocji. No i rzeczywiście sympatyczny, zakochany nastolatek umiera. A potem giną kolejne postacie i do akcji wkraczają policjanci z komendy z fikcyjnego miasta Maardam. Tym razem z pewnych powodów na złapaniu mordercy zależy im tak mocno jak nigdy wcześniej.
Niestety, mają z tym problem. Mijają dni, a oni kręcą się w miejscu, ze świadomością, że jeżeli poszukiwany nie zamorduje kolejny raz, być może zbrodnia ujdzie mu na sucho. „Guz daje przerzuty, jeśli nie, często nie zostanie wykryty. Tak samo jest w niektórych śledztwach”[2] – stwierdza Reinhart. Ten policjant lepiej sobie radzi z filozofowaniem niż z pracą zawodową; któregoś razu zapomina wszcząć poszukiwania podejrzanego!