23.01.2020

„Karen W.” Gerti Tetzner


Tytułowa bohaterka „Karen W.” Gerti Tetzner ma dwadzieścia dziewięć lat. Tworzy na pozór szczęśliwy związek z Petersem, ale coraz częściej ma wrażenie, że marnuje swoje siły i młodość, że się dusi. Chce czegoś, ale nie wie czego... W końcu doznaje olśnienia: powinna opuścić miasto! Nie pożegnawszy się z mężem, wraz z kilkuletnią córeczką Bettiną przyjeżdża na wieś, na której spędzała dzieciństwo i której od dawna nie odwiedzała. Ma gdzie mieszkać, bo po ojcu odziedziczyła dom, potrzebuje tylko pieniędzy na utrzymanie, zatrudnia się więc w spółdzielni produkcyjnej. Wiejskie kobiety traktują ją z dystansem, lecz ona na to nie zważa:  chce zostać na wsi, więc zostanie. Dla odmiany jej  pogodna, śmiała córka zostaje przyjęta bardzo życzliwie i nawiązuje przyjaźnie z dziećmi z sąsiedztwa, a także z weterynarzem wynajmującym parter ich domu. I tak mijają miesiące.

Enerdowska wieś i przemiany zachodzące na niej w latach sześćdziesiątych to nie jedyny temat podejmowany w powieści. Autorka pisze też o związkach bohaterki z mężczyznami, o konflikcie z ojcem i ciotką, o pragnieniu samorealizacji, młodzieńczym buncie, a wreszcie o wstydzie, jaki czują dzieci nazistów. O tym, że jej ojciec był aktywnym działaczem NSDAP i że podlega denacyfikacji, Karen dowiedziała się dopiero wtedy, gdy podjęła naukę w gimnazjum. To był dla niej szok, jak większość rówieśników niewiele wiedziała o działalności Hitlera, o obozach, gettach. Tego tematu nie poruszano ani w szkole, ani w domu. Kiedy zapytała o wojenną przeszłość ojca, usłyszała jedynie wykręty „o szarym człowieku, który pod koniec musi wypić piwo nawarzone przez innych... o tym, że to wszystko nie takie proste...”, a ciotka Marta uznała ją za bezczelną i uderzyła w twarz. Dociekliwa Karen zaczęła czytać o wyczynach zwolenników Hitlera i czuła coraz większy wstyd. „Całego mojego życia nie starczy, by zmyć tę hańbę!” – pomyślała w końcu i z młodzieńczą bezwzględnością zerwała stosunki z rodziną, a także ze swoim chłopakiem, również dzieckiem nazisty.

Powrót na wieś sprawia, że bohaterka zaczyna wracać pamięcią do wydarzeń, których nigdy dotychczas nie wspominała. Uświadamia sobie, że właściwie nie lubiła tu mieszkać. Jako dziecko cierpiała, bo brakowało jej czułości, bo wokół toczyły się rozmowy wyłącznie na przyziemne tematy, bo nie chciała usługiwać w domu ojca, a potem męża, tak jak kobiety z sąsiedztwa. Chciała robić coś ważnego, być niezależna od mężczyzn. I dopięła swego: ukończyła studia prawnicze, poznała Petersa, który traktował ją jak partnerkę, a nie jak głupią kurę domową. Mogła się zachwycać: „W kraju działy się niesłychane rzeczy, a ja brałam w tym udział”. Po kilku latach ten zapał zmalał, Karen zaczęła rozumieć osoby, którym nie po drodze z nowymi porządkami. Autorka stworzyła bohaterkę silną, bezkompromisową, ale też mającą skłonność do gwałtownego zrywania znajomości z ludźmi. Karen porzuca Petersa, ojca, ciotkę Martę, Güntera i innych, nie myśląc, że sprawia im ból.

Powieść Gerti Tetzner trudno nazwać porywającą, ale jak każda wydana w Czarnej Serii PIW, trzyma dość wysoki poziom, więc czas poświęcony na czytanie nie będzie stracony. Co może nużyć, to charakterystyczne dla literatury krajów kontrolowanych przez Związek Radziecki rozległe opisy różnych prac. Autorka dokładnie omawia działalność bohaterki jako praktykantki kancelarii notarialnej, jako robotnicy spółdzielni produkcyjnej, pomocnicy weterynarza i hodowcy drobiu; rozwodzi się nawet nad epidemią wśród kur i problemami staruszka odpowiedzialnego za tę epidemię. Zalety powieści to niezły styl, pogłębiony portret psychologiczny głównej postaci oraz rzetelnie potraktowany temat przeprowadzki z miasta na wieś. Autorka bynajmniej nie forsuje poglądu, że zmiana miejsca zamieszkania rozwiązuje wszystkie problemy. Karen ucieka ze wsi, po latach wraca, potem znowu ucieka – a problemy biegną za nią. Losy tej młodej kobiety są dowodem na to, że kiedy życie się skomplikuje, człowiek zawsze wyobraża sobie, że w innym miejscu będzie sielankowo, że zmartwienia znikną. Tymczasem to tylko złudzenie.

---
Gerti Tetzner, „Karen W.”, przeł. Maria Gero-Rożniewicz, PIW, 1979

4 komentarze:

  1. U Ciebie zawsze jakieś nieoczywiste, mało znane książki. Miła odmiana od zalewu nowości wydawniczych, choć i te lubię śledzić. :) Ciekawi mnie to ciągle uciekanie bohaterki i nazistowska przeszłość ojca. Choć mam wrażenie, że książka może mnie znużyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię sięgać po mało znane, starsze książki. :) Mnie nieco znużył opis epidemii na kurzej fermie. Ale inne wątki wydały mi się całkiem ciekawe. Największe wrażenie robi opis uczuć Karen odkrywającej, że jej ojciec to ktoś, kogo trzeba się wstydzić.

      Usuń
  2. Ha, ta czarna seria PIW-owska zawsze mnie zaskoczy - wydawało mi się, że kojarzę wszystkie tytuły, jakie zostały w jej ramach wydane, a tymczasem okazuje się, że "Karen W." jakoś mi umknęła. Książka ciekawi mnie przede wszystkim z uwagi na te wspomnienia związane z II WŚ. Z tym nazistowskim piętnem musiał zmagać się niejeden młody Niemiec i niejedna młoda Niemka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych tytułów jest tyle, że trudno wszystkie kojarzyć. :) Wspomnień z wojny w tej książce właściwie nie ma, bo bohaterka była wtedy malutkim dzieckiem, są za to wspomnienia z okresu powojennego, kiedy to ojciec Karen ukrywał się w obawie przez procesem. Tak, z takim piętnem musiał się zmagać niejeden młody Niemiec. Odkrycie, że rodzic był zbrodniarzem, musiało być czymś strasznym.

      Usuń