Patrycja, główna bohaterka „To nie twoja wina” Kai Platowskiej, pochodzi z ubogiej, niepełnej rodziny. Nigdy nie miała własnego pokoju, bo najpierw dzieliła go z bratem, a potem z koleżankami z akademika. Teraz, zaczynając trzeci rok studiów w Warszawie, chce wreszcie mieszkać sama. Udaje jej się znaleźć niedrogą stancję. Radość dziewczyny nie trwa jednak długo, bo oto przychodzi właściciel, pan Dębski, i brutalnie ją gwałci, a także bije, okrada i zastrasza. Zamiast szukać pomocy, iść na policję czy choćby się wyprowadzić, Patrycja nie robi nic. Wieczorami wraca do feralnego mieszkania, dając Dębskiemu okazje do kolejnych napaści.
Wielu czytelników może pomyśleć, że bohaterka zachowuje się niezrozumiale, jednak ofiary przemocy często tak postępują: milczą, nie próbując się bronić. Dlaczego? Autorka powieści stara się odpowiedzieć na to trudne pytanie, pokazując, jakimi torami wędrują myśli krzywdzonej Patrycji. Dziewczyna czuje m.in. wstyd, paraliżujący lęk i chęć zemsty, przekonana jest też, że sprowokowała czymś gwałciciela i że nikt by jej nie uwierzył – Dębski ma przecież żonę, dzieci, nieposzlakowaną opinię i wiele znajomości. To ceniony adwokat, bardzo pewny siebie i wygadany.
Platowska podjęła tematy przykre i bardzo trudne. Czy sobie z nimi poradziła? Moim zdaniem nie do końca. Podczas czytania kilka razy miałam nieprzyjemne uczucie, że bohaterowie zachowują się w sposób niezbyt wiarygodny. Pierwsza wątpliwość pojawiła się już przy scenie oglądania pokoju. Kiedy Patrycja w towarzystwie koleżanki wysiada z windy, dostrzega emeryta w kapciach i ze śrubokrętem w kieszeni. „Malwina rzuciła jej przerażone spojrzenie, kurczowo ściskając ją za łokieć, prawdopodobnie w przeświadczeniu, że zaraz staną się ofiarami szalonego dziadka, grasującego po bloku ze śrubokrętem i polującego na młode studentki”[1]. Oglądając mieszkanie, dziewczyny przez cały czas czują ogromny lęk. Tylko dlaczego? Codziennie widuję mężczyzn ze śrubokrętami, a nawet z młotkami i wiertarkami, i jakoś nigdy nie zauważyłam, by ktoś się ich bał. Reakcja Patrycji i Malwiny wydaje mi się mocno wydumana.
Kolejna dziwna sprawa to skutki, a raczej brak skutków przemocy fizycznej. Jak mocno Dębski bije Patrycję, widać chociażby z tego opisu: „Zostali w kancelarii sami i tylko ściany były świadkiem rozgrywającej się tragedii. Skóra na głowie pękła pod wpływem uderzenia o szafę. Patrycja poczuła pod palcami krew, gdy sięgnęła ręką do włosów. Ostry ból przeszywał jej ciało z każdym kolejnym kopniakiem w plecy i brzuch. Rozcięta warga była jedynie drobnym skutkiem ubocznym tego, co się działo. Zaciskające się na jej szyi ręce uniemożliwiały zaczerpnięcie oddechu”[2].
Studentka najwidoczniej ma ciało z żelaza, bo pomimo wielokrotnie powtarzającego się bicia, pomimo mnóstwa kopniaków wymierzanych w nerki i brzuch żaden jej narząd ani żadna kość nie ulega pęknięciu. Jedyne dolegliwości, jakie ma po wielu miesiącach maltretowania, to refluks żołądkowy, niedobór magnezu i swędząca wysypka na skórze. Taka nadludzka wytrzymałość bohaterki nie przydaje książce wiarygodności. Gdyby chodziło o powieść sensacyjną, można by przymknąć na to oko, ale w psychologicznej mocno razi.
Coś też nie gra w konstrukcji postaci oprawcy. Facet jest cenionym adwokatem, umie sobie radzić z groźnymi przeciwnikami w sądzie. Takie osoby zazwyczaj są inteligentne i przebiegłe, tymczasem Dębski zachowuje się zadziwiająco nieostrożnie. Kiedy przychodzi gwałcić Patrycję, nawet nie sprawdza, czy w sąsiednich pokojach przebywają pozostałe lokatorki. Katuje też Patrycję w kancelarii adwokackiej, gdzie pracuje wiele innych osób. Dlaczego nie bierze pod uwagę, że ktoś coś usłyszy, zauważy? I dlaczego wysyła matce Patrycji obsceniczne SMS-y? Skąd pewność, że czterdziestoletnia kobieta da się zastraszyć tak łatwo jak jej córka i nie pójdzie na policję?
Na plus trzeba autorce policzyć ładnie poprowadzony wątek przyjaźni. Główna bohaterka ma dwie koleżanki, Malwinę i Beatę. Pierwsza jest bogata, wścibska i zawsze chętna do pomocy, druga nieśmiała, na pozór zajęta tylko nauką, ale – jak się potem okaże – ma ogromne problemy rodzinne. Dziewczyny się lubią, jednak nie do końca sobie ufają i o niektórych sprawach wolą milczeć.
Ciekawa rzecz, że swoje pierwsze dwie powieści, „Po prostu mnie przytul” i „O tym się nie mówi”, Kaja Platowska opublikowała w Novae Res, firmie każącej sobie płacić za wydanie książki. Kolejną powieść, omawianą tu „To nie twoja wina”, wydało już W.A.B. Czyli jest możliwe przejście od vanity press do dobrego wydawnictwa, choć to raczej rzadkie przypadki. Mniejsza o to. Podsumowując moje wrażenia z lektury, mogę powiedzieć, że pomimo kilku zastrzeżeń przeczytałam ją z ciekawością, a Platowską uznałam za dobrze zapowiadającą się autorkę i będę obserwować jej twórczość.
Moja ocena: 4/6.
---
[1] Kaja Platowska, „To nie twoja wina”, W.A.B., 2016, s. 15.
[2] Tamże, s. 184.
Zawsze mnie zastanawiało, ile pisarzy daje rady przejść z wydawnictw płatnych, na te poważne i cenione. Tu mamy przykład sukcesu, który buduje poczucie sensu dla inwestowania w swoją pasję!
OdpowiedzUsuńBardzo rzadko słyszy się o podobnych przypadkach. :) Najczęściej autor, który wydał za pieniądze, pozostaje przy takiej formie wydawania. Wynika to chyba z tego, że ci autorzy niemal zawsze są bardzo słabi i nie chcą lub nie umieją się uczyć.
UsuńChoć ma pewne mankamenty, to mogłabym sięgnąć po książkę ze względu na poruszane w niej trudne tematy.
OdpowiedzUsuńTa autorka lubi podejmować trudne tematy. Moim zdaniem po „To nie twoja wina” śmiało można sięgnąć, a co do mankamentów, niemal każda książka je ma. :)
UsuńLubię czytać książki, które poruszają trudne tematy i tę również przeczytam. Mogę przymknąć oko na te kilka zastrzeżeń i dam jej szansę. ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że Kaja Platowska pozytywnie się wyróżnia z gromady autorek piszących dla pań. Ciekawa jestem Twoich wrażeń. :)
Usuń