Listopad roku 1942. Siedemnastoletni Jeszajahu przyjeżdża do Lwowa, gdzie istnieje szansa, że nikt nie rozpozna w nim Żyda. Rodzice, zamknięci w krakowskim getcie, wydali mnóstwo pieniędzy na kupienie mu fałszywych dokumentów. Za kilka dni przyślą tu czternastoletnią córkę Anię, a jeśli syn znajdzie pokój do wynajęcia i pracę – resztę rodzeństwa. To ich jedyna szansa na przetrwanie. Tymczasem Lwów wcale nie jest bezpieczniejszym miejscem niż Kraków. Chłopak, w którym pokładają tak wielkie nadzieje, nie potrafi pomóc rodzinie. Całymi dniami błąka się po obcym mieście, usiłując unikać esesmanów oraz Polaków i Ukraińców urządzających polowania na Żydów. Wstydzi się swojej bezradności, ogarnia go coraz większe poczucie beznadziejności i przerażenie.
„Jesień młodości” Miriam Akivii opowiada o antysemityzmie, ukrywaniu tożsamości, próbach ocalenia życia, różnych postawach ludzi w tym trudnym okresie, a także o dwóch miastach – Krakowie i Lwowie. Kraków pojawia się w retrospekcjach. Lwów jest zimny, ponury i bardzo nieprzyjazny dla Żydów. Tutejsi mieszkańcy są albo zajadłymi antysemitami, albo – tak jak Katia czy właściciel stolarni – biernymi obserwatorami tragedii. Pomogliby, gdyby nie strach przed karą. Jeszajahu spotyka okrutnych donosicieli, ale też Niemca ukradkowo dającego mu cukierka. Ze zgrozą obserwuje tramwaje przewożące nieszczęsnych ludzi do obozu janowskiego. Widzi kobietę (Chanę) porzucającą własne trzyletnie dziecko i kobietę, która z litości przygarnia tego malca.
Jest to też książka o wielkiej miłości do rodziny. Wystarczy powiedzieć, że na początku wojny Jeszajahu z tatą pieszo uciekali na wschód (mama musiała zostać z resztą dzieci). Po kilku godzinach marszu zrozumieli, że nie potrafią zostawić bliskich, zrobili w tył zwrot i jako jedyni zaczęli iść pod prąd, z powrotem do Krakowa.
Miriam Akivia sprawnie zbudowała klimat klaustrofobii i rewelacyjnie przedstawiła uczucia młodziutkiego, z każdym dniem coraz bardziej zaszczutego Żyda, wokół którego zaciska się pętla. To właśnie Jeszajahu prowadzi narrację. W treść wplecione zostały listy od jego bliskich oraz opowieści znajomych; z tych opowieści dowiadujemy się na przykład, dlaczego Ani nie pozwolono pilnować dzieci i co jej groziło ze strony Hansa. „Jesień młodości” napisana jest językiem oszczędnym, prostym, a zarazem tak sugestywnym, że przy jej czytaniu trudno nie płakać. Trudno też nie wyobrażać sobie, co przeżyło to rodzeństwo. A nie jest to historia fikcyjna, losy głównego bohatera i Ani stanowią odbicie losów autorki i jej brata. Bardzo polecam!
Moja ocena: 5/6.
---
Miriam Akavia, „Jesień młodości”, przeł. Mosze Plessner, Wydawnictwo Literackie, 1989.
Książka może mi się spodobać, więc zapisuję jej tytuł. ;)
OdpowiedzUsuńTo wzruszająca, piękna książka. Bardzo polecam! :)
UsuńKilka razy słyszałam o tej autorce (tak pięknego nazwiska nie da się zapomnieć;)) i zawsze żałuję, że jej książki są słabo obecne w bibliotekach. Ta akurat jest, więc już się cieszę, bo Twój opis jest b. zachęcający. A ze historia jest autentyczna, tym chętniej przeczytam.
OdpowiedzUsuńWydawca utrzymuje, że to książka z pogranicza literatury faktu i beletrystyki. Ja zaliczę ją do dziesięciu najlepszych przeczytanych w tym roku. Znalazłam ją w bibliotece na półce ze wspomnieniami wojennymi i kiedy tylko spojrzałam na okładkę ze zdjęciem tych dzieci, wiedziałam, że muszę to przeczytać. Zgadzam się, że nazwisko piękne. Ale najpierw autorka nazywała się Matylda Weinfeld. :)
UsuńFaktycznie piękne nazwisko!
UsuńMatylda Weinfeld a Miriam Akavia to jednak kolosalna różnica.;)
UsuńZgadzam się. :)
UsuńMnie dla odmiany zafascynowało imię głównego bohatera, ale tak samo jego historia przekazana przez Ciebie.
OdpowiedzUsuńPS. Będzie taka dziesiątka najlepszych książek tj. podsumowanie? Ja bym u siebie z trudem znalazła może pięć tytułów.
W zdrobnieniu to imię brzmiało Izio. A udając Polaka, bohater przybrał imię Jurek.
UsuńDziesięć chyba nie znalazłabym, ale siedem na pewno. Nie o wszystkich przeczytanych pisałam opinię. W tym roku zachwycałam się np. „Łaską” Anny Kańtoch i „Bogatym księciem” Natalii Rolleczek, a na blogu nie ma o nich ani słowa. Zdecydowanie łatwiej mi się pisze o gniotach niż o dobrej literaturze. Podsumowanie mam w planach. No i bardzo jestem ciekawa Twojego. :)
Dlatego warto zrobić takie podsumowanie, a kto wie, może właśnie mnie motywowałaś by zrobić swoje.
UsuńZrób, z chęcią bym przeczytała. :)
UsuńBardzo mnie zaciekawiłaś.
OdpowiedzUsuńKiedy po przeczytaniu zajrzałam na serwisy książkowe, przykro mi się zrobiło, że tak niewiele osób ją przeczytało. Ta książka nie powinna być zapomniana.
UsuńCiężka tematyka, ale takie są właśnie wojenne historie - dramatyczne wybory, nieustanny strach o życie swoje i bliskich, bestialstwo, do jakiego posuwają się ludzie. Książka wydaje się b. wartościowa, dlatego rozejrzę się za nią w bibliotece.
OdpowiedzUsuńTo na pozór prosta historia, ale bardzo dobrze są w niej ukazane uczucia osoby znajdującej się w straszliwym położeniu.
UsuńKsiążka podejmuje bardzo ważny i przede wszystkim trudny temat. Na pewno warto przeczytać, ale nie jestem pewna, czy to dobra lektura teraz dla mnie..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Caroline Livre
Warto ją przeczytać, ale cóż – przygnębia. Tak jak wszystkie książki o zbrodniach...
UsuńWartościowa książka, dużo czytałam podobnych tematycznie, ale zawsze ciągnie mnie do kolejnej.
OdpowiedzUsuńKażda jest inna. Zachęcam do przeczytania, naprawdę warto.
UsuńWidzę, że warto sięgnąć po tę książkę, chociaż emocje będą zapewne mocno napięte. Cieszę się, że znajduję blogi, które recenzują coś więcej niż tylko najnowsze bestsellery z gat. literatury kobiecej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja akurat nie przepadam za czytadłami dla pań. :) Książkę bardzo polecam. Jest wzruszająca, trudno nie płakać przy jej czytaniu.
UsuńPrzyniosłam sobie z biblioteki inne wspomnienia związane również z podobną tematyką i czekają na czytanie....ale i ta wydaje się być interesująco napisaną pozycją.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jakie wspomnienia przyniosłaś. :) Warto czytać takie wspomnienia, bo ich autorzy często okrutnie cierpieli i pocieszali się myślą, że kiedyś ktoś przeczyta napisane przez nich książki. Niestety, mało kto chce czytać. Współcześni czytelnicy raczej unikają smutnej tematyki.
UsuńDobrze - o ile można tak napisać - odnajduję się w takiej tematyce i bardzo mnie zachęciłaś do przeczytania tej książki.
OdpowiedzUsuńOstatnio czytałam "My mieliśmy szczęście" - Georgii Hunter - również o żydowskiej rodzinie, która musiała sobie radzić w czasie wojny. Polecam.
Książkę Georgii Hunter przeczytam na pewno, dzięki za polecenie. :)
Usuń