Camus, Hemingway, Turgieniew, Malraux, Błok, Capote, Iwaszkiewicz... Pisarze ci fascynowali Eustachego Rylskiego. Czytał ich książki, poznawał ich życiorysy, a w końcu napisał eseje o nich.
Po tym krótkim wstępie muszę wyznać, że „Po śniadaniu” Eustachego Rylskiego to jedna z tych książek, które mnie trochę rozczarowały. Odniosłam wrażenie, że autor posłużył się zbyt wulgarnym słownictwem, pasującym raczej do sensacyjnych powieści dla mężczyzn niż do esejów o książkach. Podam kilka przykładów: „Bukszpan, skurwysyn, słyszałem, trzyma się jeszcze do dzisiaj” (s. 17), „nie terroryzuje nas żaden pieprzony Karamazow” (s. 136), „gdyby nosił inne nazwisko, tyle bachorów by mu się nie przytrafiło, nie miał jeszcze trzydziestki, a dzieci od cholery” (s. 21). James Joyce to według Rylskiego „irlandzka glista” (s. 29). Gdyby nie te nieprzyjemne słownictwo, czytałabym „Po śniadaniu” z większym zainteresowaniem.
Poglądy Rylskiego na literaturę różnią się od moich. Rylski twierdzi: „Nie zadaję sobie trudu, najmniejszego trudu, by tego, co opisuję, doświadczyć samemu, bo od tego mam wyobraźnię i intuicję i bardziej im wierzę niż doświadczeniu, gdybym, nie daj Bóg, został na nie skazany” (s. 33). A ja lubię, gdy pisarze czerpią z własnych przeżyć i obserwacji.
W „Po śniadaniu” znajdują się także fragmenty bardzo ciekawe i ładne. Najbardziej podobał mi się esej o Iwaszkiewiczu, a najmniej ten o uczuciach autora do Hemingwaya.
---
Rylski Eustachy, „Po śniadaniu”, Świat Książki, 2009.
Oj to mnie się nie podoba już ta książka z tych samych powodów, co tobie. Nie lubię słownictwa bulwarowego tam, gdzie nie ma to uzasadnienia; bohaterowie Zoli mogą sobie używać przekleństw i wulgaryzmów, ile wlezie, bo trudno, aby mówili językiem salonów, ale w takim przypadku nie rozumiem idei. I ja również lubię, jak autor pisze opierając się na doświadczeniach, wyobraźnia jest niezbędna, ale jądro wywodzi się jednak z doświadczenia, choć oczywiście są wyjątki (jak Remarque, który napisał wstrząsającą książkę o obozie zagłady Iskra życia nie mając obozowych doświadczeń). I sama też lubię przeżywać to czego doświadczam. Pisanie nawet najpiękniejsze i najmądrzejsze wyprane z emocji nigdy nie zdobywa mojego serca. A swoją drogą jakiś plus w tym jest- przynajmniej nie chcę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńW książce Rylskiego bulwarowe słownictwo nie ma najmniejszego uzasadnienia, ono bardzo razi. To nie jest powieść, tylko eseje o książkach. Autor chciał opowiedzieć o swoich fascynacjach literackich, zachęcić nas do czytania, więc dlaczego takie słownictwo? Dlaczego Joyce to "irlandzka glista"? Poza tym nie znoszę, gdy ktoś nazywa dzieci "bachorami".
UsuńRylski napisał jeszcze tak: Lubię kiedy o chorobach piszą zdrowi, o nieszczęściach – szczęśliwi, o słabościach – silni, a o przemijaniu – nieśmiertelni. A ja uważam, że najlepiej o chorobach piszą chorzy, bo zdrowy chorego nie rozumie, a o nieszczęściu - nieszczęśliwi.
W sumie nie wiedziałam, jak ocenić tę książkę. Może nie zrażaj się moją opinią, innym blogerom "Po śniadaniu" się podobało :)
Twoja opinia plus parę cytatów w zupełności mi wystarczy.
UsuńJa mam mieszane uczucia co do tego, czy lepiej pisać o własnym doświadczeniu czy odwołując się do cudzego. Bo z jednej strony oczywiście - nikt nie wie, jak to naprawdę jest, póki sam czegoś nie przeżyje. Z drugiej - próba zrozumienia innego to chyba jedno z najważniejszych zadań literatury, a do tego potrzebne jest właśnie wyjście poza własne doświadczenie. Poza tym owszem, książki o chorobie pisane przez chorych albo ich bliskich są prawdziwe, ale często po prostu średnie literacko: bo nie mogą nabrać odpowiedniego dystansu lub po prostu nie mają takich umiejętności, by odpowiednio ująć rzecz w słowa. I o ile nie można takiej książki ocenić jako "słabej" - bo przecież porusza, daje do myślenia, może nawet coś zmienia - to jednak arcydziełem też prawie nigdy nie jest. Zależy więc, czego akurat szukamy.
UsuńMoim zdaniem pisarz może pisać o tym, czego nie przeżył, ale tylko pod warunkiem, że dokładnie poznał temat. Jeżeli chce pisać o chorych, powinien przeprowadzić wywiady z chorymi, poczytać na temat choroby, bo jeśli tego nie zrobi, książka okaże się kłamliwa i nieprzekonująca.
UsuńMasz rację, że książki napisane przez chorych bardzo często okazują się słabe pod względem literackim. Np. "Życie po skoku" Mariusza Rokickiego to z jednej strony poruszająca relacja pełna szczegółów, które znać może tylko człowiek niepełnosprawny, z drugiej - książka napisana językiem średniej jakości. W dodatku autor jest bardzo dumny ze swoich wierszy, które są kiczowate i słabe. Zależy więc, czy czytelnik szuka piękna, czy prawdy :)
No właśnie, dokładnie o to mi chodziło. Ja lubię, jeśli literatura zaspokaja obydwie moje potrzeby (i piękna, i prawdy). I dlatego też zwykle nie oceniam punktowo tego typu książek na blogu. Bo jak dać 6/10, kiedy ktoś szczerze opisuje swoje cierpienie? A jak dać 9/10, jak język przyprawia nieraz o dreszcze i zgrzytanie zębów?
UsuńKsiążek, które zaspokajają zarówno potrzebę piękna, jak i potrzebę prawdy, nie ma zbyt wiele. Szkoda.
UsuńZ przyznawaniem książkom ocen nieraz mam wielki problem. Najłatwiej oceniać gnioty - najniższa ocena i tyle :)
U mnie nie ma najniższych ocen, bo nie mam tyle cierpliwości - książki, które mnie za bardzo drażnią, lądują z powrotem na półce :p
UsuńWłaśnie przeżyłam przykrą, krótką przygodę z "Obok Julii". Też przeszkadzało mi słownictwo, ale w całkiem inny sposób - autor budował skomplikowane konstrukcje słowne, w który całkowicie gubiła się treść i sens.
OdpowiedzUsuń...to mnie zmartwiłaś, a ja się tyle spodziewam po Julii.
UsuńAle moze Ci się spodoba. Moze to ja jestem marudna ;D
Usuń"Obok Julii" przyniosłam z biblioteki kilka dni temu. Jeśli i ta książka mi się nie spodoba, na jakiś czas dam sobie spokój z poznawaniem twórczości Rylskiego. Za skomplikowanymi konstrukcjami słownymi też nie przepadam :)
UsuńCóż, słownictwo jak na eseje co najmniej oryginalne :) Mnie taki język strasznie drażni i kompletnie zraża do lektury, więc nie będę nawet próbować.
OdpowiedzUsuńKsiążkozaurze, nie cała książka napisana jest takim językiem, Rylskiemu tylko od czasu do czasu wymyka się rynsztokowe słowo, więc może spróbuj :)
UsuńMam wrażenie, że Rylski lubi od czasu do czasu mącić wodę swoimi opiniami.;) Mnie przeszkadza głównie koturnowość i nadmierna kwiecistość jego języka. Tego zbioru nie byłam w stanie doczytać nawet do połowy, drażnił mnie. Ale mam nadzieję, że w "Obok Julii" wreszcie pozytywnie mnie zaskoczy.
OdpowiedzUsuńNajwidoczniej lubi...
Usuń"Inną powieścią byłby Proces, gdyby Franz Kafka był niski i krępy, Rozmowa w katedrze czym innym, gdyby Llosa nie był efektowniejszą wersją Rocka Hudsona, Leśmian w życiu nie napisałby Łąki, gdyby mu dołożyć trzydzieści centymetrów wzrostu" - to kolejna kontrowersyjna opinia Rylskiego. Nie wiem, czy się z nią zgodzić, czy nie. Raczej chyba nie :)
Są tacy, którzy twierdzą, że mężczyzna niski ma kompleksy i przez to często knuje.;) Nie ma pojęcia, jak to się przekłada na literaturę.;(
UsuńTrzeba by kiedy wypisać pisarzy o niskim wzroście i o wysokim i porównać ich utwory :)
UsuńWarunek mnie zachwycił, ale czytałam tylko tę jedną pozycję. Ze zdumieniem czytam opis "Po śniadaniu", nawet nie chodzi mi o wtręty językowe, ale o kontrowersyjne wypowiedzi... Przecieram oczy ze zdumienia...według tej logiki o książkach - recenzje - powinni pisać Ci, co ich nie czytają...no bo przecież nie Ci, którzy lubią...
OdpowiedzUsuńNiektórzy blogerzy tak właśnie czynią - piszą recenzje o książce, której nie przeczytali do końca :)
UsuńW "Po śniadaniu" znajdują się zarówno wypowiedzi kontrowersyjne, jak i takie, z którymi chyba każdy się zgodzi. Podoba mi się to, że Rylski ceni niemodnego dziś Iwaszkiewicza i że "Panny z Wilka" uważa za jedno z najpiękniejszych opowiadań na świecie.
..i tak się zdarza. Mam świeżutko nabytą książkę "Obok Julii" i jeśli się zaprzyjaźnimy, poszukam resztę książek:)
Usuń"Obok Julii" wypożyczyłam z biblioteki, ale jeszcze nie zaczęłam czytać :)
Usuńteż wolę, kiedy autor pisze z doświadczenia a nie z wyobraźni. historie oparte na faktach już we wstępie mają u mnie przewagę i łatwo da się je poznać, bardziej emocjonalnym stylem.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym, że historie oparte na faktach napisane są bardziej emocjonalnym stylem i zawierają o wiele więcej szczegółów niż te, których autor posługiwał się tylko wyobraźnią :)
Usuń