1.05.2012

„Rzeźnia numer pięć” Kurt Vonnegut

Wiecie – powiedział jeszcze pułkownik – my tutaj musieliśmy wyobrażać sobie wojnę i wydawało nam się zawsze, że udział w niej biorą dojrzali mężczyźni, tacy jak my. Zapomnieliśmy, że wojny toczą dzieci. Kiedy ujrzałem te świeżo ogolone twarze, przeżyłem szok. „Mój Boże! – pomyślałem sobie – przecież to istna krucjata dzieci”[1].

Rzeźnia numer pięć Kurta Vonneguta to książka pokazująca bezsens i okrucieństwo wojny. Pisarz zwrócił uwagę na fakt, że na wojnę wysyłani  byli bardzo młodzi chłopcy oraz ludzie pozbawieni siły. Bohater „Rzeźni...”, Amerykanin Billy Pilgrim, wyglądał niepozornie, nie miał odporności psychicznej ani chęci do walki. Kiedy znalazł się pod ostrzałem, poczuł się zdezorientowany, przestał odróżniać sen od jawy, zapragnął położyć się i zasnąć na zawsze. Ale nie pozwolono mu umrzeć – jego rodak, sadysta Weary, zmuszał go do marszu i znęcał się nad nim. Weary dobrze się czuł na wojnie, bo mógł wyładowywać na słabszych swoją agresję: 
Ilekroć go odpędzono, znajdował sobie kogoś jeszcze bardziej pogardzanego i kręcił się przez jakiś czas przy koło tego kogoś, udając przyjaźń. A potem pod byle pretekstem katował go do nieprzytomności[2].
Przed okrutną śmiercią z rąk Weary'ego Pilgrima uratowali Niemcy, którzy pojawili się w lesie i wzięli obu Amerykanów do niewoli. Po jakimś czasie Pilgrim znalazł się w Dreznie, pięknym mieście, które uchodziło za oazę spokoju: Linia dachów była wymyślna i zmysłowa, czarująca i absurdalna. Billy'emu kojarzyło się to z obrazkiem raju, jaki widział w szkółce niedzielnej. Ktoś ze stojących za nim powiedział: „Kraina Oz”[3].

Po bombardowaniu Drezno już nie wyglądało jak Kraina Oz
Jeńców ulokowano w pomieszczeniu, które kiedyś służyło do przetrzymywania świń przeznaczonych na rzeź. W rzeźni tej mieszkali bezpiecznie aż do feralnego 13 lutego 1945 roku. Pilgrim ocalał jako jeden z niewielu. Kiedy wyszedł na zewnątrz, odniósł wrażenie, że znalazł się na Księżycu. Wszędzie leżały gruzy i rozbite szkło oraz niezliczone ilości zwęglonych trupów.

Potem Pilgrim przebywał w szpitalu dla weteranów. Po wojnie ożenił się z miłą dziewczyną, doczekał się dzieci – córki Barbary i syna Roberta. Jednak w roku 1968 znowu znalazł się o krok od śmierci – leciał samolotem, który uległ katastrofie.

Po wyjściu ze szpitala, w którym usiłowano wyleczyć go z rozległych obrażeń czaszki, zaczął zachowywać się dziwnie. Twierdził, że umie przemieszczać się w czasie i że latający talerz zawiózł go na planetę o nazwie Tralfamadoria. Kiedy mieszkańcy tej planety dowiadują się o czyjejś śmierci lub innej tragedii, wzruszają ramionami i mówią ze spokojem: „zdarza się”, bo uważają, że śmierć jest złudzeniem. Pilgrim sądził, że wiedza ta mogłaby udręczonym ludziom przynieść spokój: Tyle tych dusz było straconych i chorych, ponieważ nie widziały tego, co widzą jego mali, zieloni przyjaciele z Tralfamadorii[4]. Zapragnął opowiadać wszystkim o kosmitach...

Wydarzenia z życia Pilgrima nie zostały przedstawione chronologicznie. Epizody z dzieciństwa przeplatają się ze wspomnieniami ze szpitala, a wydarzenia z życia po wojnie ze wspomnieniami z lat wojny. Jeśli chodzi o kosmitów i podróże w czasie, ja interpretuję to jako rojenia człowieka, który od nadmiaru nieszczęść popadł w chorobę psychiczną.

„Rzeźnia numer pięć” to książka objętościowo krótka (zaledwie 170 stron), bardzo ciekawa, ale męcząca emocjonalnie. Mnóstwo w niej śmierci, tragedii, okrucieństwa. Vonnegut poruszył wiele kontrowersyjnych tematów, pokazał, że ci, którzy szczycą się tym, że walczą ze złem, potrafią skazać niewinnych ludzi na niewyobrażalne cierpienia. Postawił pytanie o celowość bombardowania Drezna, o to, dlaczego otaczano tę sprawę tajemnicą wojskową.
W Ameryce niewiele wiedziano o tym nalocie. Mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że było to dużo gorsze niż na przykład Hiroszima. Ja też tego nie wiedziałem. Sprawie nie nadawano rozgłosu[5].
Pokazał, że amerykańskie myśliwce ostrzelały rzeźnię, w której znajdowali się amerykańscy jeńcy, i według dowódców robiono to, aby przyspieszyć koniec wojny[6].

Powieść została wydana dopiero w roku 1969. Dlaczego nie od razu po wojnie? Vonnegut tłumaczy się w ten sposób: 
Kiedy dwadzieścia trzy lata temu wróciłem do domu z drugiej wojny światowej, wydawało mi się, że nic łatwiejszego niż napisać o zniszczeniu Drezna – wystarczy po prostu przedstawić to, co widziałem. Sądziłem też, że wyjdzie z tego ambitne dzieło albo że przynajmniej zarobię na nim kupę forsy ze względu na wagę tematu. Tymczasem nie potrafiłem jakoś znaleźć w sobie odpowiednich słów, w każdym razie było tego za mało na książkę[7].
---
[1] Kurt Vonnegut, „Rzeźnia numer pięć”, przeł. Lech Jęczmyk, PIW, 1989, str. 91.
[2] Tamże, str. 33.
[3] Tamże, str. 126.
[4] Tamże, str. 28.
[5] Tamże, str. 12.
[6] Tamże, str. 151.
[7] Tamże, str. 6.

11 komentarzy:

  1. Vonneguta "zaliczyłem" już jakiś czas temu - rzeczywiście "Rzeźnia" robi wrażenie i zasłużenie jest chyba jego najbardziej znaną książką. Jeśli chodzi o bombardowanie Drezna to chyba lepsze są Dzienniki Klemperera, może dlatego że autentyczne, a jeśli chodzi o zdjęcia polecam "Widok z wieży drezdeńskiego ratusza na południe" Richarda Petera sen., z niego zresztą też zostało prawdopodobnie zrobione Twoje zdjęcie :-). Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie skopiowałam z wikipedii, tam nie pisało, skąd pochodzi.
      Bombardowanie Drezna opisał jeszcze Fuks Ladislav w "Portrecie Marcina Blaskowitza", tylko że... no właśnie, opisał w tak przejmujący, straszny sposób, że przerwałam czytanie książki i odłożyłam ją "na potem". Książka Vonneguta też jest straszna, ale bohater podchodzi do tragicznych wydarzeń ze stoicyzmem, który udziela się też czytelnikowi.
      O dziennikach Klemperera nigdy nie słyszałam, dziękuję za informację.
      A ja po raz pierwszy zetknęłam się z Vonnegutem, bo myślałam, że książki tego pisarza przeznaczone są tylko dla mężczyzn. Okazuje się, że nie, kobiety też mogą czytać jego książki.
      Dziekuję za komentarz i pozdrawiam również:)

      Usuń
    2. Klemperer był niemieckim Żydem, który prowadził codzienne zapiski w okresie III Rzeszy a oprócz nich zasłynął Lingua Tertii Imperii, książką o języku w okresie rządów Hitlera.

      Usuń
    3. Może kiedyś uda mi się przeczytać te dzienniki. Przed chwilą zerknęłam na allegro i - uwaga - są, ale kosztują 580 zł! A w bibliotekach są chyba niedostępne; w mojej nie ma, sprawdzałam.

      Usuń
  2. Chętnie przeczytam, muszę tylko znaleźć w sobie siłę na tego rodzaju przeżycie. W tej chwili czuję tęsknotę za literaturą nieco lżejszego kalibru. Ja również nie czytałam nic tego autora, a tytuł niejednokrotnie obijał mi się o uszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę specjalnie zachęcać, bo to taka książka, która wprowadza czytelnika w zły stan psychiczny.

      Usuń
  3. Znasz "Paragraf 22" Hellera? To jakby siostra "Rzezni" ... pokazuje bezsens wojny ...

    OdpowiedzUsuń
  4. "Rzeźnię" czytałam, robi wrażenie. Potem była "Kocia kołyska" i "Losy gorsze od śmierci", które są również warte uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię książki o wojnie. Odnajduję w sobie jakiś wewnętrzny imperatyw do ich czytania. Z chęcią przeczytam i tę.

    OdpowiedzUsuń
  6. A wiesz, że Tralfamadorianie mają swoich fanów? Można kupić koszulki, kubki, torby na zakupy z wizerunkiem kosmitów i napisem "wierzymy". Czytałam też "Kocią kołyskę", a teraz czytam "Śniadanie mistrzów" ;)

    OdpowiedzUsuń