15.09.2012

„Świnia w pałacu” Tessa de Loo


„Świnia w pałacu” – tytuł intrygujący, a zarazem odpychający. Bez przeczytania noty wydawcy trudno odgadnąć, że książka opowiada o życiu lorda Byrona oraz o Albanii – tej dziewiętnastowiecznej, ale także współczesnej, z roku 1996. Tessa de Loo, autorka książki, we wczesnej młodości zakochała się nie w gwieździe rocka, lecz właśnie w Byronie. Godzinami wpatrywała się w zdjęcie nieżyjącego poety. „Jako nastolatka poprzestawałam na ślepym uwielbieniu, teraz jednak chciałam pójść dalej i poznać cię lepiej”[1] – wyznaje. W roku 1996 zdecydowała się na odbycie podróży śladami Byrona poprzez Grecję i Albanię. Rezultatem tej podróży jest „Świnia w pałacu”.

Autorka wciąż zwraca się do Byrona, w jej książce roi się od stwierdzeń: „Drogi George”, „Mój najdroższy Byronie”, „Mój najdroższy George”. Przyznam, że na początku ta maniera nieco mnie denerwowała, jednak szybko się przyzwyczaiłam. Zresztą bywają osoby bardziej zwariowane na punkcie ulubionych pisarzy niż Tessa de Loo: „Pewna telefonistka z Kopenhagi zwierzyła mi się po paru szklaneczkach martini, że systematycznie ukazujesz się jej, udzielając dobrych rad. Powiedziała, że poprosiłeś ją nawet, żeby zrezygnowała ze swojego kochanka, aby mogła być dostępna wyłącznie dla ciebie”[2].

Podróż Holenderki była oczywiście mniej niebezpieczna i odkrywcza niż podróż Byrona – bo też co można odkryć w dzisiejszych czasach? Wszystko zostało opisane w dziesiątkach przewodników turystycznych. Pisarka musiała spać w hotelach, podczas gdy Byrona zaprosił do swego pałacu w Tepelenie sam Ali pasza, wielki władca Imperium Osmańskiego, nazywany mahometańskim Bonapartem. Był to człowiek gościnny, lecz bardzo okrutny. Z jego rozkazu buntowników obdzierano żywcem ze skóry, nabijano na pal.

W „Świni w pałacu” znajduje się mnóstwo informacji o Byronie i są one podane w sposób ciekawy, ciekawszy niż w Wikipedii czy w jakimś podręczniku. Nie wiedziałam na przykład, że Byron miał ogromne problemy żywieniowe. Był hipochondrykiem, nigdy nie podróżował bez lekarza i zawsze miał przy sobie mnóstwo pigułek i mikstur. W listach i pamiętnikach wciąż pisał szczegółowo o swoich dolegliwościach pokarmowych. Uzależniony był od landaum oraz od... drożdży, które codziennie spożywał w dużych ilościach. Stosował wielodniowe głodówki, bo bał się, że utyje. Mając 18 lat, ważył 92 kg (przy wzroście 170 cm). Bez końca chudł, tył i znowu chudł. W ciągu kilku miesięcy potrafił stracić aż 30 kg! Cierpiał na chroniczne problemy trawienne (i nic dziwnego). Po jego śmierci, a zginął w wieku 36 lat, lekarze stwierdzili, że miał kości 80-latka.

Z książki można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o historii Albanii, na przykład tego, że w niedostępnych albańskich górach żył lud Malisorów, który – jako jedyny z ludów Albanii – potrafił bronić się przed Turkami i zachować własną odrębność oraz prawa, zwane prawami Kanunu. Malisorowie mieli obowiązek dokonać krwawej zemsty na osobach, które splamiły honor ich rodziny lub plemienia. Z powodu tych zemst niewielu mężczyzn dożywało starości i umierało śmiercią naturalną; śmierć naturalna uchodziła zresztą za wstydliwą. Kiedy Albania uzyskała niepodległość, mieszkańcy albańskich gór nadal kierowali się prawami Kanunu. Kobieta w ich społeczności nic nie znaczyła, ale według prawa Kanunu mogła udawać mężczyznę. Musiała publicznie przysiąc, że nigdy nie wyjdzie za mąż i pozostanie dziewicą. Ubierała się w męski strój, otrzymywała broń i mogła nawet zostać żołnierzem.

Zarówno Byron, jak i Tessa de Loo uznali Albanię za kraj bardzo piękny. Byron zachwycał się strojem Albańczyków, twierdził, że to najpiękniejszy strój na świecie, nie do końca natomiast podobały mu się pałace Ali paszy – określił je jako piękne, ale zbyt obficie ozdobione złotem i srebrem. A co sądził o Albańczykach? Napisał, że są niezdolni do zdrady, ale skłonni do okrucieństwa. Kobiety traktują jak niewolnice i juczne zwierzęta: Byron widział kobiety naprawiające szosę, dźwigające drzewo... Pewnego razu zauważył mężczyzn, którzy nieśli worek z żywą kobietą przeznaczoną do utopienia. Tylko dzięki wstawiennictwu Byrona odzyskała wolność.

Podróż angielskiego poety trwała 2 lata, Holenderki ponad tydzień. On zainspirowany krajami Orientu napisał poemat „Wędrówki Childe Harolda”, a ona – „Świnię w pałacu” – ciekawą książkę o dużych walorach poznawczych.

Moja ocena: 4/6.

---
[1] Tessa de Loo, „Świnia w pałacu”, przeł. Ewa Jusewicz-Kalter, Pracownia Słów, 2004, str. 10.
[2] Tamże, str. 11.

12 komentarzy:

  1. Zapowiada się bardzo ciekawie. Zawsze interesowały mnie informacje o znanych ludziach, ale nie te ze standardowych notek biograficznych, ale wszelkie smaczki i ciekawostki.

    Dodaję do b-netkowego schowka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo dziękuję za maila! :)

      O Byronie niewiele wiedziałam. Kiedyś w szkole były omawiane fragmenty "Giaura" i to cały mój kontakt z twórczością Byrona. Książka jest ciekawa, więc polecam serdecznie :) Mnóstwo w niej informacji nie tylko o Byronie, ale i o Albanii, o której Polacy na ogół niewiele wiedzą.

      Usuń
    2. Ależ proszę. ;)

      To podobnie jak u mnie. Moja wiedza o Byronie jest niemal żadna, a lektur w szkole nie czytałam. Teraz żałuję i powoli nadrabiam (no dobra, bardzo powoli), ale do "Giaura" jeszcze nie dotarłam.

      Usuń
    3. W "Świni w pałacu" są obszerne fragmenty "Wędrówek Childe Harolda", ale nie poczułam się na tyle zainteresowana, by sięgnąć po cały utwór.

      Usuń
  2. W swoim czasie miałam lekkie "zakręcenie" na punkcie lorda Byrona i trochę poznałam jego skomplikowane życie rodzinne. Szczegółów jego podróży po Albanii i Grecji jednak nie analizowałam, dlatego postaram się poszukać tej książki, gdyż zapowiada się intrygująco. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byron należy do tych twórców, którzy mieli bardzo ciekawą biografię i wiele przygód. Autorka najwięcej napisała o szczegółach jego podróży, ale też trochę o życiu rodzinnym, o sportach, jakie uprawiał (był np. dokonałym pływakiem) i po trochu o różnych innych sprawach.
      A Grecy do dziś kojarzą Byrona. Może nie wiedzą dokładnie, kim był, ale nazwisko znają :)

      Usuń
  3. Ale mnie ucieszyła Twoja recenzja! Nie dość, że Byron, to jeszcze w dodatku Albania.
    Na pewno przegapiłabym tę książkę. Dziwię się, że w formie podtytułu czy jakiejś notki na okładce nie zasugerowano tematyki związanej z Byronem. Tytuł sugeruje sowizdrzalskie opowiastki. :)
    Dzięki, będę mieć na uwadze książkę Tessy de Loo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istotnie, tytuł sugeruje sowizdrzalskie opowiastki :) Notka jest, ale z tyłu książki, a przecież powinna być na samym przodzie.
      A ja sięgnę jeszcze po "Kompromis", który polecałaś na blogu Momarty :) Bo nie czytałam jeszcze żadnej książki albańskiego pisarza.

      Usuń
  4. Uwielbiam intrygujące tytuły - ten z pewnością taki jest :) Ponadto nie odbyłam jeszcze literackiej podróży do Albanii i chętnie to zmienię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli o mnie chodzi, to była moja pierwsza literacka podróż do Albanii. Literackie podróże do Grecji zdarzały się całkiem często, ale do Albanii - nigdy.
      Nie będę zdradzać, dlaczego książka o podróży śladami Byrona nosi taki tytuł, by nie odebrać przyszłym czytelnikom przyjemności samodzielnego odkrywania :)

      Usuń
  5. Wprawdzie tej książki nie posiadam ( szkoda!) to jednak w zamian spróbuję poczytać "Pamiętniki lorda Byrona" autorstwa Roberta Nye. Oczywiście to zupełnie nie ta bajka, ale w końcu... bajka :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzisz, a ja o "Pamiętnikach lorda Byrona" nie słyszałam wcześniej. Poszukam tej książki :)

      Usuń