„Wyznania”, głośny thriller napisany przez Kanae Minato, zaczynają się od monologu pani Moriguchi, która rezygnuje z pracy w gimnazjum i żegna się z uczniami. Ale nie robi tego w typowy sposób – jest dziwnie ekstrawertyczna, opowiada (i to ze szczegółami) o sprawach, o których trzynastolatkom zazwyczaj się nie mówi, a więc o swoim samotnym macierzyństwie, o rozstaniu z ojcem dziecka, o problemach ze znalezieniem opieki dla czteroletniej Manami, o bólu po jej śmierci. Oświadcza też, że jej córeczka wcale nie wpadła przypadkowo do szkolnego basenu, jak głosi oficjalna wersja, lecz że jej śmierć była o wiele bardziej przerażająca: otóż dziewczynka została zamordowana. Z zimną krwią. Przez dwóch chłopaków, którzy siedzą teraz w klasie, udając niewiniątka. Nauczycielka nie zawiadomi policji, bo nie wierzy w sprawiedliwą karę. Czy to znaczy, że daruje zwyrodnialcom, czy też sama będzie próbowała się na nich zemścić?...
Kiedy pani Moriguchi kończy swoje szokujące wyznania, pojawiają się kolejni narratorzy, tacy jak na przykład przewodnicząca klasy, siostra jednego z morderców, a nawet sami mordercy. Każdy z tych narratorów wnosi coś nowego do tej historii, inny punkt widzenia i inne szczegóły, dzięki którym opowieść o zamordowaniu dziecka staje się coraz bogatsza i bardziej przerażająca. Dowiadujemy się, z jakich powodów nastolatkowie popełnili zbrodnię, jaka atmosfera panowała w ich szkole i w domach, jak zaczęli być traktowani po wyznaniach matki Manami. Czy poradzili sobie z wyrzutami sumienia, a może w ogóle ich nie mieli?
Pani Moriguchi wychowywała Manami samotnie, bo ojciec dziecka zachorował na AIDS i z obawy o zdrowie małej zdecydowali, że lepiej będzie, jak odsunie się na bok. Mając problemy ze znalezieniem opieki, nauczycielka raz w tygodniu musiała brać córkę ze sobą do pracy i zostawiać a to w towarzystwie pielęgniarki, a to uczennic, ale w sumie, jak się potem okazało, niezbyt dokładnie wiedziała, kto zajmuje się małą. Czterolatce udawało się wymykać ze szkoły i chodzić samej wzdłuż basenu, by karmić psa z sąsiedniej posesji.
Autorka porusza wiele tematów aktualnych we współczesnej Japonii, takich jak przemoc w szkołach, strach przed AIDS, bezradność nauczycieli, bezkarność nastoletnich zabójców, nagłaśnianie ich zbrodni i wynikające z tego naśladownictwo. Zostało tu nawet pokazane typowe dla Japonii zjawisko hikikomori. Jeden z bohaterów przestaje wychodzić ze swojego pokoju, nie myje się, coraz bardziej dziczeje. Kochająca, ale niesamowicie głupia matka nawet nie podejrzewa, jaką gehennę przeżywa syn.
Trudno mi się czytało tę książkę, kilka razy musiałam robić przerwy, bo tematyka – popełnione z zimną krwią zabójstwo malutkiego dziecka – przekraczała moją odporność, w dodatku historia została opisana w taki sposób, że mocno działała na wyobraźnię. Widać u autorki sprawne pióro, umiejętność budzenia emocji. Jednak kiedy doszłam do przedostatniego rozdziału, straciłam nagle serce do tej powieści. Pomyślałam, że Kanae Minato przedobrzyła; tak bardzo chciała utrzymać napięcie zbudowane na początku książki, że straciła umiar w wymyślaniu dramatycznych wydarzeń. Nie znaczy to, że żałuję czasu poświęconego na czytanie, absolutnie nie, po prostu gdyby zakończenie było inne, zwyczajniejsze, mniej przekombinowane, miałabym wrażenie, że ładnie domyka całość. Tymczasem takiego wrażenia nie mam. Szkoda.
Rozbawiło mnie takie zdanie: „Od początku był jedynym aktorem, a ja zaledwie widzką, który miał służyć za świadka żarliwości Wertera” (s. 80). Widzką, który. Dobre!
Moja ocena: 4/6.
---Kanae Minato, „Wyznania”, przeł. Patryk Skorupa, Tajfuny, 2024
Raczej nie dla mnie, ale przez okładkę pomyślałam o książkach Marie Kondo...
OdpowiedzUsuńZerknęłam na okładki książek Marie Kondo i rzeczywiście są dość podobne. :)
UsuńMimo że bardzo podoba mi się recenzja, na razie nie sięgnę po książkę. Wydaje mi się, że wydawnictwo, które wydało tę powieść, jest godne uwagi...
OdpowiedzUsuńPS Takie błędy jak ten, o którym wspominasz, potrafią zmącić radość czytania. A szkoda.
O tak, myślę, że wydawnictwo jest godne uwagi. Czytałam kilka książek wydanych przez Tajfuny i najbardziej podobały mi się „Grobowa cisza, żałobny zgiełk”, „Cytryna” i „Zarządca Sanshō”. Pierwsza powstała niedawno, dwie następne wiele, wiele lat temu i śmiało można zaliczyć je do klasyki. :)
UsuńBłędów jest dużo więcej, na przykład na str. 111 „wrzucił tę dziewczynkę dowody”, na str. 157 „żeby poinformować o wszystkim ojcu”. Korektorka (Karolina Bednarz) niezbyt się przyłożyła do pracy. Trochę mnie to zdziwiło, bo kiedyś czytałam wywiad z Karoliną Bednarz i mówiła ona, że Tajfuny bardzo dbają o redakcję i korektę.
O, proszę, ale się zgraliśmy. Ja też niedawno czytałem tę książkę. I mam bardzo podobne odczucia. Początkowo bardzo mi się podobała, ale w pewnym momencie poczułem się znużony natłokiem i nadmiarem tych wynaturzeń i podłości. Koncepcja wyjściowa ciekawa, ale pod koniec autorka faktycznie przedobrzyła.
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście się zgraliśmy. Czekam więc na Twoją recenzję. :) U mnie ten moment znużenia, zmiany nastawienia do książki pojawił się, gdy autorka zaczęła pisać o bombie. No i nie kupiłam wątku matki jednego z morderców, tej naukowczyni. W zakończeniu autorka poszła w kierunku mało wybrednego czytelnika, którego wciąż trzeba karmić zbrodniami i różnymi wynaturzeniami. Szkoda.
UsuńJak czytałam ten fragment twojej recenzji że córka nauczycielki została zamordowana przez dwóch chłopców którzy są w tej chwili w klasie to....wow! Włos zjeżył mi się na głowie. Bardzo mnie to zaintrygowało choć nie wiem czy to właściwe słowo bo tematyka, wiadomo ciężka. Bardzo mnie zachęciłas do lektury tej książki choć mój entuzjazm opadł gdy przeczytałam twoje wrażenia przy zakończeniu opowieści...mimo wszystko dalej jestem jej bardzo ciekawa... Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do mnie flowersblossominthewintertime.blogspot.com
OdpowiedzUsuńMimo że zakończenie nie zachwyca, moim zdaniem warto sięgnąć po tę powieść. Zbrodnia opisana w książce jest wyjątkowo straszna. W dodatku jest opisane ze szczegółami, jak mordercy czekają na pojawienie się tego dziecka, rozmawiają z nim, usiłują uśpić jego czujność. Dziewczynka miała zaledwie cztery latka, więc niestety łatwo było ją oszukać...
UsuńDzięki, niebawem zajrzę. :)
Szkoda, że końcówka rozczarowała, niektórzy niestety nie znają umiaru.
OdpowiedzUsuńZ inną końcówką książka byłaby jeszcze lepsza, ale i tak warta jest przeczytania. Jest to powieść, która budzi wiele emocji. Do tej pory nie mogę przestać myśleć o tej zamordowanej dziewczynce i jej matce, która nie dość, że straciła córkę, to jeszcze codziennie musiała patrzeć na gęby jej morderców...
Usuń"widzką, który" - Tajfuny to chyba wydawca bardzo, wręcz skrajnie lewicowy, pewnie tłumacz przełożył na polski (widzem, który), a w wydawnictwie ktoś nadgorliwy dorobił feminatyw, ale zapomniał poprawić dalej.
OdpowiedzUsuńMyślę, że masz rację. Bo już nie wiem, jak to inaczej wytłumaczyć. :)
UsuńTo lektura raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńJasne, książka jest specyficzna i nie każdego zainteresuje. :)
UsuńOd Tajfunów najbardziej uwielbiam "Grobową ciszę...". I choć czytałem kilka ich książek, to nie pamiętam takich byków redaktorsko-korektorskich. Jestem niemile zaskoczony. Ale koniec końców, i tak czuję się zachęcony do lektury :) Pozdro od Milczenia Liter :)
OdpowiedzUsuńI ja też uwielbiam „Grobową ciszę”. Ten właśnie zbiorek opowiadań oraz powieść „Muzeum ciszy” to moje ulubione książki Ogawy. :) Może korektorka była zmęczona, zajęta innymi sprawami?...
Usuń