17.02.2024

„Córka księdza” Marta Glanc

Marta Glanc, autorka reportażu „Córka księdza”, jest, jak wskazuje tytuł, córką księdza. Ale jak to możliwe, skoro polskich księży obowiązuje celibat? Cóż, tylko naiwniacy wierzą, że duchowni powstrzymują się od życia seksualnego. „Plebanie to miejsca, gdzie nocują dzieci księży, więzione są ich ofiary, organizowane są orgie”[1]. Tak więc i autorka niejeden raz spała na plebanii, ponadto była zapraszana przez ojca na wakacje, do kina, restauracji – ale zawsze musiała zwracać się do niego per wujku, a do jego rodziców przez pan i pani, co psuło jej całą przyjemność ze spotkań. Przez wiele lat godziła się ze swoim losem, bo wiadomo, dziecko różne dziwne sytuacje uznaje za naturalne, i dopiero kiedy dorosła, zaczęła się buntować. Dziś ma trzydzieści kilka lat, nie utrzymuje kontaktów z ojcem i próbuje odzyskać zniszczone zdrowie psychiczne, chodząc na psychoterapię. Za którą płaci z własnej kieszeni. 

Wielu polskich księży ma kochanki i dzieci. Kościół to akceptuje, o ile tylko jurny duszpasterz potrafi utrzymywać swoje wybryki w tajemnicy. A jeśli ktoś je nagłośni, to też nic wielkiego się nie dzieje – winowajca przenoszony jest do innej parafii i po sprawie. Kościół nie interesuje się tym niechcianym potomstwem, ich cierpieniem psychicznym, nieuregulowaną sytuacją prawną. Duchowni nie przyznają się publicznie do ojcostwa, ale jeśli mają jakieś resztki przyzwoitości, utrzymują po cichu kontakt z dzieckiem i pomagają mu finansowo. Tak właśnie zachowywał się ojciec Marty Glanc. Kupował jej ubrania, finansował studia. Obdarowywał żywnością, którą dostawał od parafianek. Ale nie pozwalał, by nazywała go tatą. 

Autorka dużo pisze o swoich zaburzeniach lękowych, o tym, że czuła się niechciana, zawstydzona, wyobcowana. Czytając te wynurzenia, z niechęcią myślałam o nieodpowiedzialności jej rodziców, o ojcu, który spłodził dziecko, nie mając mu nic do zaoferowania, i o matce, która nie pomyślała, jakie konsekwencje może przynieść seks z facetem w czarnej sukience. Jakież więc było potem moje zdziwienie, kiedy przejrzałam wywiady i dowiedziałam się, jak na tę sprawę patrzy Marta Glanc! Otóż ręce jej opadają, gdy słyszy, że i matka jest winna. Według niej kobiety romansujące z księżmi nie powinny być obwiniane, bo przecież one nie są w celibacie. 

Tylko co z tego, że matka autorki nie ślubowała celibatu? W jaki sposób to zmniejsza jej wkład w nieszczęście córki? A nie był to jedyny błąd, jaki popełniła. Moim zdaniem potem też dolewała oliwy do ognia, na którym spaliło się zdrowie psychiczne jej córki. Pozwalała wyjeżdżać jej z ojcem na wakacje, a podczas tych wyjazdów wrażliwa dziewczynka cierpiała katusze, widząc, że jest dla taty powodem wstydu, że dziadkowie traktują ją jak obcą. Wydaje mi się, że żadna rozsądna matka nie wysyłałaby dziecka w miejsce, gdzie doznaje ono mnóstwa przykrości. I jeszcze taki drobiazg: autorka wyznaje, że w czasie studiów próbowała popełnić samobójstwo. Rzekomo połknęła tyle tabletek nasennych, że przez trzy dni nie dała rady wstać. A mama przez te trzy długie dni nie wezwała żadnego lekarza. Nie wyobrażam sobie, by patrzeć na bliską osobę znajdującą się w tak ciężkim stanie i nie szukać pomocy. Ja rozumiem, że autorka kocha matkę i wybacza jej błędy (bo kto ich nie robi?), ale można było to uczciwie napisać, zamiast wmawiać czytelnikowi, że mama jest cudowna, a tylko ojciec zły. W wywiadzie nazwała nawet tego ojca oprawcą i przyznam, że nie rozumiem dlaczego, bo owszem, on był skąpy, wredny, ale przemocy fizycznej jednak nie stosował. 

Nazwisko księdza w książce nie pada, ale podane jest jego imię, a także nazwa parafii, w której był proboszczem, wystarczy więc minuta, by znaleźć to nazwisko przez Google. 

Podsumowując, jest to warta uwagi książka o hipokryzji Kościoła, zawierająca wiele opisów cierpienia skrzywdzonego dziecka. Widzimy autorkę jako małą dziewczynkę, odkrywającą, że jest dla swego taty i jego zwierzchników wstydliwą tajemnicą, a potem widzimy ją jako dorosłą kobietę, która zaczyna rozumieć, że to Kościół powinien się wstydzić, a nie ona. Obserwujemy, jak szuka spokoju, sprawiedliwości, jak chcąc zwrócić uwagę na sytuację takich dzieci jak ona, pisze list do prymasa Polski, a także do papieża. Prymas odpowiedział (w reportażu znajduje się ta odpowiedź), a papież nie. 


Kilka cytatów: 
„Gdy jestem już starsza, domaga się SMS-ów, w których pisałabym, że go kocham. (...) Czasami chciałam wierzyć, że naprawdę go kocham, ale nigdy mi się nie udało samej siebie do tego przekonać. Zawsze czułam wewnętrzny opór. Po ponad rocznej terapii przyznaję sama przed sobą, że ojciec budzi we mnie niechęć, a nawet wstręt. Nie lubię, jak na mnie patrzy, jak mnie dotyka: przytula czy zbliża się, żeby go pocałować w policzek”[2]. 
„Przez jakiś czas podejrzewałam nawet, że ojciec mógł mnie molestować, gdy byłam mała. Próbowałam tak sobie tłumaczyć te dziwne i trudne uczucia, które we mnie wzbudza. Czasami nawet śniło mi się, że zachowuje się wobec mnie niestosownie”[3]. 
„Moim zdaniem celibat w Kościele jest po pierwsze głupotą, a po drugie fikcją. Jestem tego najlepszym przykładem”[4]. 
---
[1] Marta Glanc, „Córka księdza”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2023, s. 179.
[2] Tamże, s. 52.
[3] Tamże, s. 56.
[4] Tamże, s. 55.

14 komentarzy:

  1. Od czasu do czasu lubię sięgać po tego typu reportaże, więc zapisuję sobie tytuł z nadzieją, że uda mi się sięgnąć po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam do przeczytania :) Autorka miała bardzo przykre dzieciństwo. I bardzo dobrze, że porusza temat dzieci księży, temat, który Kościół chce traktować jako tabu. Cieszę się, że w końcu zaczyna się o tym mówić.

      Usuń
  2. Zastanawiam się, na ile ta książka jest reportażem, a na ile autobiografią, bo z tego co widzę, chyba jednak nieco bardziej tym drugim. Genologia jest dla mnie bardzo ważna ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnictwo kwalifikuje tę książkę jako reportaż, ale masz rację, że bardzo dużo jest w niej autobiografii. To takie połączenie autobiografii z reportażem. :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Ważny i odważny, bo autorka występuje pod własnym nazwiskiem. Jest to pierwsza autobiograficzna książka opublikowana przez dziecko polskiego księdza. Może zaczną ukazywać się kolejne. :)

      Usuń
  4. Dobrze, że takie reportaże powstają. Przełamują zmowę milczenia wokół dzieci księży. Chciałam się spytać, czy rodzice księdza nie wiedzieli, że dziewczynka jest ich wnuczką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dobrze, bo te dzieci żyją w wielkim wstydzie, a przecież to nie one są winne, że mają ojca księdza. Dziadkowie ze strony biologicznego ojca udawali, że nie wiedzą, bo to raczej niemożliwe, by nie domyślali się prawdy. Musieli się domyślać, ale odsuwali tę wiedzę od siebie, bo tak było im łatwiej żyć. Ojciec autorki nie przyznał się, kim jest dziewczynka, którą zaprasza na wakacje, bo obawiał się, że matka dostanie zawału. O samopoczucie córki troszczył się mniej...

      Usuń
  5. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Zapowiada się ciekawie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba czytać, co pisze Marta Glanc, bo takie sytuacje jak ta opisana w książce nie powinny być ukrywane. Kościół w ogóle nie przejmuje się cierpieniem dzieci księży, nic z tym problemem nie robi, tylko próbuje go ukrywać.

      Usuń
  6. "kobiety romansujące z księżmi nie powinny być obwiniane, bo przecież one nie są w celibacie." - przypomniało mi się, czemu przestałam obserwować pewną babkę na FB. Nie mogłam dłużej znieść wmawiania przez nią fankom/czytelniczkom/obserwatorkom, że winny zdrady jest wyłącznie mąż (czy żona), nie kochanka (czy kochanek). Ta trzecia osoba nikomu nic nie ślubowała, ona nikogo nie oszukuje. A że romansuje z żonatym... Jej sprawa. Wiem, że nie na temat, ale mi się przypomniało i znowu zakłuło. No nie wiem, ja jednak myślę o innych i mój kompas moralny nie pozwala mi na pewne rzeczy, nawet jeśli nikomu niczego nie ślubowałam. Celibatu czy wierności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobne poglądy do Twoich. :) W książce Marta Glanc mocno się użala na swoje nieszczęśliwe dzieciństwo i obecne problemy, wyznaje, że czuła się bardzo samotna, że nie ma żadnych dobrych wspomnień z dzieciństwa. „Nie mogę się do żadnego dokopać. Może dlatego, że nie czuję się akceptowana ani kochana. Przez nikogo” (s.33). Dlatego tak się zdziwiłam, kiedy usłyszałam, jak ostro broni kobiet ściągających przed księżmi majtki. Jakie to ma dla niej znaczenie, że matka nie ślubowała celibatu? Przecież matka w tym samym stopniu przyczyniła się do nieszczęścia autorki, co i ojciec. Dla mnie jest to oczywiste, dla autorki najwidoczniej nie.

      Usuń
  7. Hmmmm... Nie chcę nikogo bronić, bo hipokryzja kościoła w tej kwestii jest oczywista. Natomiast widzę tu osobę bardzo skrzywdzoną przez rodziców i to jak zorganizowali jej dzieciństwo i to wydaje mi się głównym problemem, a nie profesja ojca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że masz rację. Sam fakt, że ojciec jest księdzem, nie mógłby aż tak destrukcyjnie wpłynąć na psychikę dziecka, musiało tu być coś więcej. À propos dzieci księży, starsza siostra wokalistki Justyny Steczkowskiej, Agata, też jest córką księdza. Ale ten ksiądz zachował się inaczej niż ojciec Marty Glanc – zrzucił sutannę, został przy matce Agaty. Urodziły im się kolejne dzieci.

      Usuń