Akcja „Szajki” Lajosa Grendela toczy się w czasach przed powstaniem Republiki Słowackiej, w miasteczku przy granicy słowacko-węgierskiej, które wielokrotnie zmieniało swoją przynależność państwową i którego mieszkańcy, ciężko doświadczeni przez los, myślą tak: „Historia nauczyła nas, że jeśli chcemy przeżyć, głowę musimy trzymać nisko”[1]. I trzymają nisko – bez szemrania godzą się na wszystko, bez trudu zmieniają poglądy polityczne i religijne, płyną bezwolnie z nurtem dziejów, a sztukę odpychania od siebie wstydu i wyrzutów sumienia opanowali do perfekcji. Jeden z bohaterów, pan Bohunicky, wspomina, jak pod oknem jego gabinetu powieszono niewinnych młodych mężczyzn. Co wtedy zrobił? Czy próbował ich ratować? A może choć zapłakał nad ich losem? Nie. Zamknął okno, wmawiając sobie, że postąpił przyzwoicie, bo obserwowanie czyjejś męki byłoby niegrzecznością.
W powieści nie ma jednej głównej postaci, autor przygląda się wielu osobom, takim jak chociażby pan EL, który w wyjątkowo zabawny sposób stracił dziewictwo, pan Sághy, który wżenił się w bogatą rodzinę i z wyższością patrzy na biedniejszych od siebie, czy pan Bohunicky, emerytowany kustosz muzeum. Tutejsi mężczyźni biją żony, a one bez skrupułów ich zdradzają. Nikt tu nie kocha swojego miejsca zamieszkania, każdy uważa, że „w tym przeklętym mieście nie ma tego dobrego, co by na gorsze nie wyszło”[2]. Postaciom brakuje marzeń, energii, nadziei.
Grendel pisze ze swadą, barwnym, gawędziarskim, językiem, używając wielu porównań i symboli. Przez książkę przewija się motyw dziwnego domu z dwiema wieżyczkami oraz wątek białych koni zachowujących się nietypowo, niczym najeźdźcy. Warto się zastanowić, co te zwierzęta symbolizują – bo na pewno nie spokój i czyste sumienie.
Podczas czytania „Szajki” można odnieść wrażenie, że każdy człowiek wcześniej czy później „się zeszmaci, takie są prawa natury”[3] i że w czasie trwania historycznych burz najlepiej jest zaszyć się w jakimś kąciku, nie narażać władzom, robić wszystko, by ocalić życie, i nie rozmyślać nad ceną tego ocalenia, honorem i moralnością. Autor raczej nie ma dobrego zdania o naturze ludzkiej. Gdyby o swoich postaciach napisał tonem śmiertelnie poważnym, powieść działałaby na czytelnika mocno depresyjnie. Na szczęście potraktował je z ironią, z humorem, który widać zarówno w opisach bohaterów i sytuacji, jak też w warstwie językowej.
---
[1] Lajos Grendel, „Szajka”, przeł. Miłosz Waligórski, Biblioteka Słów, 2020, s. 10.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 24.
Przekonana jestem, chcę przeczytać! Te cytaty mnie przekonują, to prawda że każdy człowiek się zeszmaci, trzeba tylko czasu.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nieprawda. Historia mówi o wielu osobach, które się nie zeszmaciły, wolały umrzeć, niż żyć w hańbie. A ciekawych cytatów jest w tej książce mnóstwo. Wpiszę jeszcze jeden, dla zachęty: „kiedy ważą się sprawy życia i śmierci, prawda i moralność okazują się martwą literą, a wszelkie rozważania na ich temat zakrawają na intelektualną perwersję”. Tak uważa pan Bohunicky, jedna z ważniejszych postaci powieści. :)
UsuńJa też mam nadzieję, że jednak nie jest to prawdą, choć bardzo nie chciałabym przekonywać się na własnej skórze, ile jesteśmy gotowi poświęcić za cenę spokoju, wygody, a czasami nawet życia. Z Twojej recenzji wynika, iż książka warta poznania.
UsuńTak, warta poznania, skłaniająca do niewesołych przemyśleń, o miasteczku, o którym dobrze jest poczytać, ale w którym raczej nikt nie chciałby mieszkać. :)
UsuńTen brak jednego głównego bohatera i styl kojarzący się gawędą przywodzą mi na myśl pisarstwo Olgi Tokarczuk - to prawidłowy trop, czy jednak proza Lajosa Grendela to coś zupełnie innego?
OdpowiedzUsuńDobre pytanie. :) Jeszcze można dodać, że u obojga pojawiają się elementy fantastyczne – w „Szajce” mamy na przykład zmarłych wstających z grobów, śnieg padający latem itd. Trochę podobieństw na pewno jest, ale różnic jeszcze więcej. Przede wszystkim noblistka patrzy na swoich bohaterów życzliwie, a węgierski pisarz ironicznie. Postacie Tokarczuk często mają wzniosłe cele i marzenia, a postacie Grendela są bardzo przyziemne i dążą przede wszystkim do tego, by napchać brzuchy, zaspokoić żądze i broń boże nikomu się nie narazić.
UsuńDzięki za doprecyzowanie! Książka wydaje się jeszcze ciekawsze :)
UsuńTo jeszcze dodam, że adresowana jest do osób lubiących intelektualne wyzwania i nawiązania do historii, więc Ciebie jak najbardziej mogłaby zainteresować. :)
UsuńZaciekawił mnie okres czasowy, w którym została osadzona fabuła. Ciekawią mnie komentarze o naturze ludzi.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Zachęcam więc do przeczytania książki. A fabuła osadzona jest w czasach, które dla mieszkańców Europy Środkowej były bardzo trudne.
UsuńBrzmi bardzo oryginalnie, chętnie dałabym jej szansę ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Myślę, że warto tę książkę przeczytać. :)
UsuńPrzymierzam się do tej książki, bo i opis, i okładka sugerują coś w stylu retro (choć po Twojej recenzji mam wrażenie, że się mylę;)). Grendela znam tylko z "Dzwonów Einsteina", które może nie są wiekopomnym dziełem, ale na pewno książką dobrą.
OdpowiedzUsuńBardzo możliwe, że moja recenzja nie oddaje dobrze ducha tej powieści. :) Bo też to powieść trudna do recenzji i inna od tych, które czytam na co dzień. Rzeczywiście jest trochę staromodna. Ciekawa jestem, czy uznasz, że tytuł pasuje do treści. W książce nie ma żadnej zorganizowanej grupy przestępczej, skąd więc taki tytuł?
UsuńHm, może lepiej dla mnie, że nie ma tam żadnej grupy przestępczej. Wystarczą mi bohaterowie ze słabościami.;)
Usuń
UsuńAno nie ma. W posłowiu tłumacz próbuje wyjaśnić, skąd taki tytuł, ale ja nie czuję się przekonana do tej interpretacji. Naprawdę jestem ciekawa, co o tym napiszesz. :)