Z książek Susan Hill czytałam i lubię „Ptaka nocy”, „Wiosną owego roku”, „Dziwne spotkanie”, „Jestem królem zamku” i „Albatrosa”. Powieści psychologiczne udają się jej o wiele lepiej niż kryminalne. Tych kryminalnych, zebranych w cykl, wydano w Polsce cztery, a pierwsza część nosi tytuł „W labiryncie ulubionych miejsc”. Akcja toczy się w spokojnym miasteczku o nazwie Lafferton, którego wizytówką jest porośnięte starymi dębami Wzgórze, ulubione miejsce spacerów. Ale ostatnio dzieje się tam coś złego – komuś ginie pies, ktoś idzie pobiegać i znika bez śladu. Ponieważ nie ma zwłok, policjanci długo nie chcą przyjąć do wiadomości, że tuż pod ich nosem grasuje morderca. Jedynie Freya zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji.
Freya przebywa w Lafferton od niedawna. Porzuciwszy męża, który ją tłamsił, chce być po prostu szczęśliwa. Z żadnym facetem wiązać się nie zamierza, ale jak na złość zakochuje się w inspektorze Simonie Serraillerze. Przeżywa tę miłość jak nastolatka – krąży pod jego domem, a na widok obiektu uczuć niemal mdleje. Ma przy tym świadomość, że jeżeli będzie mu się narzucać, straci szansę na spełnienie marzeń, gdyż skryty Simon nie lubi natrętnych i zbyt śmiałych kobiet. Jego siostra o imieniu Cat i matka są zupełnie inne – życzliwe, pogodne, chętne do zawarcia przyjaźni z Freyą. Dla odmiany ojciec Simona ciągle zrzędzi, zachowuje się ordynarnie i nie może pogodzić z tym, że syn został policjantem, a młodsza z córek, Marta, urodziła się z upośledzeniem fizycznym i psychicznym. Lubi tylko Cat, która kontynuuje rodzinną tradycję, pracując jako lekarka.
Akcja toczy się powoli. Autorka dokładnie opisuje poczynania kilkorga bohaterów – Frei, Cat, Debbie, a także pracującej w domu opieki Angeli, owdowiałej Iris i staruszka szukającego psa. Dużo miejsca zajmuje wątek alternatywnych metod leczenia. Medycyną niekonwencjonalną może zajmować się każdy, nie trzeba mieć odpowiedniego wykształcenia ani uprawnień. Można wyczuć, że to właśnie nie podoba się autorce, że według niej większość cudotwórców to szkodnicy żerujący na ludzkim nieszczęściu. Kilka postaci z książki, zamiast iść do Cat, szuka pomocy u tych szarlatanów. Debbie chce u nich leczyć trądzik, otyłość i depresję, a Karen raka. A ponieważ Karen rezygnuje z chemioterapii, traci tym samym szansę na przedłużenie życia.
Tworzenie intrygi kryminalnej nie jest najmocniejszą stroną Susan Hill. Dość powiedzieć, że na długo przed końcem książki można mieć pewność, kto jest mordercą, a motywy jego działań są bardzo wydumane. Na domiar złego Freya, przedstawiana przez autorkę jako błyskotliwa policjantka, w pewnym momencie zmienia się w idiotkę. Choć ma silne przeczucie, że wie, kto stoi za morderstwami, nikogo o tym nie informuje, a kiedy w nocy słyszy pukanie do drzwi, otwiera je bez sprawdzania, kim jest intruz. Powtórzę: choć mieszka sama i wie, że w Lafferton szaleje zbrodniarz, otwiera drzwi. Najlepsze partie „W labiryncie ulubionych miejsc” to te, które nie wiążą się z wątkiem kryminalnym, a więc opisy depresji Debbie, Cat odwiedzającej pacjentów, korzystania z usług szarlatanów, wywoływania duchów. W tych właśnie scenach widać kunszt autorki i tylko dla nich warto przeczytać tę książkę.
Freya przebywa w Lafferton od niedawna. Porzuciwszy męża, który ją tłamsił, chce być po prostu szczęśliwa. Z żadnym facetem wiązać się nie zamierza, ale jak na złość zakochuje się w inspektorze Simonie Serraillerze. Przeżywa tę miłość jak nastolatka – krąży pod jego domem, a na widok obiektu uczuć niemal mdleje. Ma przy tym świadomość, że jeżeli będzie mu się narzucać, straci szansę na spełnienie marzeń, gdyż skryty Simon nie lubi natrętnych i zbyt śmiałych kobiet. Jego siostra o imieniu Cat i matka są zupełnie inne – życzliwe, pogodne, chętne do zawarcia przyjaźni z Freyą. Dla odmiany ojciec Simona ciągle zrzędzi, zachowuje się ordynarnie i nie może pogodzić z tym, że syn został policjantem, a młodsza z córek, Marta, urodziła się z upośledzeniem fizycznym i psychicznym. Lubi tylko Cat, która kontynuuje rodzinną tradycję, pracując jako lekarka.
Akcja toczy się powoli. Autorka dokładnie opisuje poczynania kilkorga bohaterów – Frei, Cat, Debbie, a także pracującej w domu opieki Angeli, owdowiałej Iris i staruszka szukającego psa. Dużo miejsca zajmuje wątek alternatywnych metod leczenia. Medycyną niekonwencjonalną może zajmować się każdy, nie trzeba mieć odpowiedniego wykształcenia ani uprawnień. Można wyczuć, że to właśnie nie podoba się autorce, że według niej większość cudotwórców to szkodnicy żerujący na ludzkim nieszczęściu. Kilka postaci z książki, zamiast iść do Cat, szuka pomocy u tych szarlatanów. Debbie chce u nich leczyć trądzik, otyłość i depresję, a Karen raka. A ponieważ Karen rezygnuje z chemioterapii, traci tym samym szansę na przedłużenie życia.
Tworzenie intrygi kryminalnej nie jest najmocniejszą stroną Susan Hill. Dość powiedzieć, że na długo przed końcem książki można mieć pewność, kto jest mordercą, a motywy jego działań są bardzo wydumane. Na domiar złego Freya, przedstawiana przez autorkę jako błyskotliwa policjantka, w pewnym momencie zmienia się w idiotkę. Choć ma silne przeczucie, że wie, kto stoi za morderstwami, nikogo o tym nie informuje, a kiedy w nocy słyszy pukanie do drzwi, otwiera je bez sprawdzania, kim jest intruz. Powtórzę: choć mieszka sama i wie, że w Lafferton szaleje zbrodniarz, otwiera drzwi. Najlepsze partie „W labiryncie ulubionych miejsc” to te, które nie wiążą się z wątkiem kryminalnym, a więc opisy depresji Debbie, Cat odwiedzającej pacjentów, korzystania z usług szarlatanów, wywoływania duchów. W tych właśnie scenach widać kunszt autorki i tylko dla nich warto przeczytać tę książkę.
Moja ocena: 4/6.
---
Susan Hill, „W labiryncie ulubionych miejsc” („The Various Haunts of Men”), przeł. Jan Kraśko, Amber, 2005
Ileż ja już razy zaczynałam tę książkę! Mam na nią ogromną ochotę, właśnie niekoniecznie dla tej kryminalnej strony :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest zła książka, ale trzeba po nią sięgać ze świadomością, że warstwa obyczajowo-psychologiczna dominuje nad kryminalną. Mnie się najbardziej podobał wątek wizyt u pani wywołującej duchy. :)
UsuńJak dotąd czytałem tylko "Wiosną, owego roku" i przyznaję, że książka wywarła na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Jakoś mi umknął fakt, że autorka zajmowała się również pisaniem kryminałów. Ale jak na razie poprzestanę chyba na jej powieściach psychologicznych - kusi mnie przede wszystkim "Ptak nocy".
OdpowiedzUsuńTrochę znam Twój gust i myślę, że „Ptak nocy” – piękna książka o męskiej przyjaźni – zaciekawiłby Cię bardziej niż „W labiryncie”. :)
UsuńJaka szkoda, że ta intryga kryminalna taka jest tutaj przewidywalna. To by mi zepsuło całą lekturę. No i ta bohaterka, która wykreowana na inteligentną i błyskotliwą, zachowuje się nagle jak idiotka... Strasznie mnie wkurzają takie "magiczne przemiany" bohaterów.
OdpowiedzUsuńTak, bohaterka zachowuje się jak idiotka. Inaczej nie można nazwać policjantki, która będąc sama w domu i wiedząc, że w pobliżu grasuje wielokrotny morderca, wpuszcza obcego, który puka do drzwi. Taka lekkomyślność nie pasuje do doświadczonej policjantki.
UsuńRaczej się nie skuszę. Niby lubię kryminały z innymi wątkami, ale nie lubię, gdy na głównych bohaterów spada nagle jakaś pomroczność... :)
OdpowiedzUsuńTo kryminał dość specyficzny. Nie do końca mnie zadowolił. :)
Usuń