Na blogach, które odwiedzam, „Urocze wakacje” Natalii Rolleczek modne były rok temu – pisali o nich Anna, Naia, Panna od słów, Piotr Chojnacki, Pyza Wędrowniczka – ale ja je zdobyłam i przeczytałam dopiero teraz. Żałuję, że tak późno, bo to książka nadzwyczaj ciekawa. Jej akcja toczy się w roku 1970, kiedy to autorka wraz z mężem i dwoma synami – jedenastoletnim Hubertem i osiemnastoletnim Kubą – wybrała się na urlop do Bułgarii. W książce znalazło się miejsce nie tylko na opisy kłopotów z psującym się fiatem, przekroczeniem granicy i zdobyciem prowiantu, ale też na refleksje i retrospekcje. Mijane miasta – Lwów, Drohobycz, Tarnopol – stały się dla Rolleczek okazją do przypomnienia sobie, co wydarzyło się tu kilkadziesiąt lat temu. Autorka przywołuje różne momenty z życia swojego i swojej rodziny, doprowadzając czytelnika do istnej huśtawki nastrojów, od rozbawienia po przejmującą żałość.
Z licznych wątków najbardziej mnie poruszyły dwa: okoliczności aresztowania i śmierci jej starszej o dwa lata siostry Łucji oraz dzieje niewidomego ojca. Rolleczek, która o gorzkich faktach ze swojego życia opowiada niemal zawsze z humorem, nie użalając się, do tych dwóch spraw nie ma dystansu. Da się wyczuć, że wciąż ją bolą i gniewają. Łucja była piękna, ale niestety chorowita i nieodporna na trudy dnia codziennego. Podczas okupacji została aresztowana i wywieziona do Ravensbrück. W związku z jej śmiercią Natalia ma ogromne wyrzuty sumienia, choć czy istotnie się do niej przyczyniła, to sprawa dyskusyjna. Nieżyjąca Łucja wciąż pokazuje się młodszej siostrze, ale nie po to, by wprawiać ją w miły nastrój, tylko by straszyć i oskarżać.
Ojciec pochodził z rodziny zamożnej, ale tak podłej, że w domu nie mógł liczyć nawet na kromkę chleba. Jako małe dziecko stracił wzrok i od tamtej pory rodzice go nienawidzili. W ich oczach był zepsutą, nieprzydatną do pracy w gospodarstwie maszyną, którą trzeba po prostu wyrzucić. Nie wiadomo, co by się z nim stało, gdyby nie pomoc dobrych ludzi. Dzięki nim nauczył się samodzielności i zdobył wykształcenie muzyczne. Ale nawet kiedy mógł już sam na siebie zarabiać i znalazł żonę, nie został zaakceptowany przez rodziców. Niesamowite okrucieństwo!
Przed sięgnięciem po „Urocze wakacje” nie wiedziałam, że Rolleczek doświadczyła tak ogromnej nędzy i to nie tylko w czasie wojny, ale też przed jej wybuchem. Matka, mieszkająca wówczas w Zakopanem, nie umiała sobie poradzić z utrzymaniem dwóch córek i dziewczyny niemal głodowały. Łucja musiała przedwcześnie iść do pracy, a Natalia trafiła do sierocińca prowadzonego przez siostry felicjanki. Wspominając biedę i upokorzenia, sprawia wrażenie bardzo szczerej – przyznaje się nawet do tego, że czasami żebrała i kradła. To chyba jedna z najbardziej doświadczonych przez los polskich pisarek. Dobrze, że chociaż potem jej warunki bytowe się poprawiły – w końcu w czasach PRL-u nie każdy mógł podróżować do Rzymu i Sozopolu.
Czy warto było jechać za granicę i najpierw dusić się w ciasnym samochodzie, a potem na zatłoczonej plaży? Czy Natalia Rolleczek, mająca pod opieką dwóch synów i zmuszona do gotowania w warunkach polowych i stania w wielogodzinnych kolejkach po wodę, a w dodatku nękana straszliwymi wspomnieniami, naprawdę odpoczęła? Czy tytuł „Urocze wakacje” nie brzmi ironicznie, szczególnie w kontekście tego, co zostało opisane na ostatnich stronach książki? Zakończenie mnie rozbroiło, szczerze żałowałam autorki, którą po wielu trudach spotkała tak paskudna przygoda.
Moja ocena: 5/6.
Z licznych wątków najbardziej mnie poruszyły dwa: okoliczności aresztowania i śmierci jej starszej o dwa lata siostry Łucji oraz dzieje niewidomego ojca. Rolleczek, która o gorzkich faktach ze swojego życia opowiada niemal zawsze z humorem, nie użalając się, do tych dwóch spraw nie ma dystansu. Da się wyczuć, że wciąż ją bolą i gniewają. Łucja była piękna, ale niestety chorowita i nieodporna na trudy dnia codziennego. Podczas okupacji została aresztowana i wywieziona do Ravensbrück. W związku z jej śmiercią Natalia ma ogromne wyrzuty sumienia, choć czy istotnie się do niej przyczyniła, to sprawa dyskusyjna. Nieżyjąca Łucja wciąż pokazuje się młodszej siostrze, ale nie po to, by wprawiać ją w miły nastrój, tylko by straszyć i oskarżać.
Ojciec pochodził z rodziny zamożnej, ale tak podłej, że w domu nie mógł liczyć nawet na kromkę chleba. Jako małe dziecko stracił wzrok i od tamtej pory rodzice go nienawidzili. W ich oczach był zepsutą, nieprzydatną do pracy w gospodarstwie maszyną, którą trzeba po prostu wyrzucić. Nie wiadomo, co by się z nim stało, gdyby nie pomoc dobrych ludzi. Dzięki nim nauczył się samodzielności i zdobył wykształcenie muzyczne. Ale nawet kiedy mógł już sam na siebie zarabiać i znalazł żonę, nie został zaakceptowany przez rodziców. Niesamowite okrucieństwo!
Przed sięgnięciem po „Urocze wakacje” nie wiedziałam, że Rolleczek doświadczyła tak ogromnej nędzy i to nie tylko w czasie wojny, ale też przed jej wybuchem. Matka, mieszkająca wówczas w Zakopanem, nie umiała sobie poradzić z utrzymaniem dwóch córek i dziewczyny niemal głodowały. Łucja musiała przedwcześnie iść do pracy, a Natalia trafiła do sierocińca prowadzonego przez siostry felicjanki. Wspominając biedę i upokorzenia, sprawia wrażenie bardzo szczerej – przyznaje się nawet do tego, że czasami żebrała i kradła. To chyba jedna z najbardziej doświadczonych przez los polskich pisarek. Dobrze, że chociaż potem jej warunki bytowe się poprawiły – w końcu w czasach PRL-u nie każdy mógł podróżować do Rzymu i Sozopolu.
Czy warto było jechać za granicę i najpierw dusić się w ciasnym samochodzie, a potem na zatłoczonej plaży? Czy Natalia Rolleczek, mająca pod opieką dwóch synów i zmuszona do gotowania w warunkach polowych i stania w wielogodzinnych kolejkach po wodę, a w dodatku nękana straszliwymi wspomnieniami, naprawdę odpoczęła? Czy tytuł „Urocze wakacje” nie brzmi ironicznie, szczególnie w kontekście tego, co zostało opisane na ostatnich stronach książki? Zakończenie mnie rozbroiło, szczerze żałowałam autorki, którą po wielu trudach spotkała tak paskudna przygoda.
Moja ocena: 5/6.
Wątek ojca i jego rodziny jest faktycznie bardzo poruszający, całkowita atrofia uczuć wyższych :(
OdpowiedzUsuńNajgorsza była matka – istny potwór w ludzkiej skórze. Całe szczęście, że ojciec Rolleczek spotkał też dobrych ludzi. Ale i tak do końca życia pozostał nieprzystępny i nieufny. Po takim dzieciństwie trudno nie stracić zaufania do ludzi.
UsuńA ja właśnie odkryłam, że na półce, na którą rzadko zaglądam, mam „Kubę znad morza Emskiego” i „Kochaną rodzinkę”. Kiedyś kupiłam za grosze i zapomniałam o tym. Będę miała co czytać w najbliższym czasie. :)
O, to Ci zazdroszczę lektury, szczególnie "Kuby" :)
UsuńNiedługo się do niego zabiorę. :) Czytałam kiedyś „Bogatego księcia” – to mniej znana z książek Rolleczek – i byłam pod wielkim wrażeniem. Świetny język, humor.
UsuńA to z kolei jedna z tych, do których nie dotarłem. Jeszcze :)
UsuńNaprawdę warto. To taka dziwna książka: część akcji toczy się we Włoszech, a część w... zaświatach. :)
UsuńCiągle o niej zapominam przy zakupach na allegro :)
UsuńTo dla zachęty jeszcze dodam, że w „Bogatym księciu” jest przezabawny wątek z kotami. :) I są też bardzo smutne wspomnienia z lat wojny.
UsuńDzięki, wpiszę sobie na listę naprawdę dużymi literami :D
UsuńTa książka zaczyna się nieco dziwnie, ale po kilkunastu stronach zaczyna bardzo wciągać. :) Rolleczek miała taki talent, że w jednej książce potrafiła pomieścić mnóstwo wątków. W „Uroczych wakacjach” też jest ich dużo, a nie miałam wrażenia, że książka jest przeładowana czy ze autorka skacze z kwiatka na kwiatek.
UsuńZgadza się. No ale wakacje sprzyjają rozmyślaniom, wspomnieniom, więc autorka idelanie sobie wybrała czas akcji.
UsuńJa akurat więcej wspominam jesienią i zimą, wiosną i latem żyję tylko teraźniejszością. Ale każdy człowiek ma inne zwyczaje. W przypadku Rolleczek wspomnienia zostały wywołane przez podróż.
UsuńO proszę, można powiedzieć, że książka doczekała się czytelniczego renesansu - to bardzo budujące, że tak wiekowe pozycje cieszą się czytelniczą uwagę. Przyznaję, że sam poczułem się mocno zaintrygowany tym dziełem, które odrobinę kojarzy mi się z dziełem "Wakacje nad Adriatykiem" Zofii Posmysz.
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie wtrącić, że skojarzenie jest jedno - wakacje. Poza tym te dwie książki to zupełnie coś odmiennego pod każdym względem.
UsuńWakacje, i może też wspomnienia, bo bohaterki obu tych książek, zamiast w pełni korzystać z uroków lata, oddają się ponurym wspomnieniom. Ale „Urocze wakacje” nie są tak dołujące jak „Wakacje nad Adriatykiem”.
UsuńAmbrose, nie nazwałabym książki Rolleczek wiekową, ona ma przecież tylko 46 lat. :) Przeczytaj, naprawdę warto. Ja nie mogę odżałować, że sięgnęłam po nią dopiero teraz. Odstraszała mnie przesadnie kolorowa, niegustowna okładka.