Narratorem „Za krawędzią nocy” Cariny Rydberg jest... duch. Za życia duch ten był dość nieszczęśliwą kobietą o imieniu Marika. Popełniła ona samobójstwo i zamiast zniknąć w zaświatach, jak przystało na zmarłą, fruwa nad swoimi bliskimi, obserwując ich i podsłuchując. Wspomina też przeszłość. W jej wspomnieniach pojawiają się niemal same okropności – niesprawiedliwa matka, pedofil, zabójstwo, niewierny mąż...
Tyle tych nieszczęść, powinnam więc mocno przejmować się podczas czytania. Ale nic z tego, powieść nie wywołała we mnie żadnych emocji, ogromnie się przy niej wynudziłam. Myślę, że to dlatego, że autorka nie umie pisać w sposób poruszający. Skupia się na makabrycznych szczegółach, chce zaszokować czytelnika wciąż nowymi opisami różnych anomalii, a nie dba o głębię psychologiczną postaci i o prawdopodobieństwo wydarzeń. Podam przykład: mąż Mariki notorycznie zdradza ją z mężczyznami. Okej, mogło tak być. Ciotka Mariki, Greta, ma faceta Andreasa, który wciąż ją zdradza z mężczyznami. Hmm. W powieści pojawia się też Camilla, która ma chłopaka Markusa, a ten Markus zdradza ją z... zgadniecie, z kim? A jakże, z mężczyznami, bo przecież Carinie Rydberg nic innego nie mogło przyjść do głowy. Urozmaicenie wprowadziła jedynie podczas opisywania reakcji kobiet: Marika i Greta są zazdrosne, a Camilla przeciwnie, pozwala swojemu Markusowi umawiać się z chłopakami. Czy w tej powieści pojawia się choć jeden mężczyzna, który nie miał homoseksualnych przygód? Tak, jeden, ale dziwnym trafem gustuje on w małych dziewczynkach.
Żadna z postaci (nawet lekarz) nie boi się zarażenia wirusem HIV. Czyżby Rydberg nie słyszała o AIDS? Może i nie, bo ona nawet nie umie odróżnić poronienia od porodu. W książce napisano*, że Marika, będąc w siódmym miesiącu ciąży, miała poronienie. Z poronieniem mamy do czynienia do dwudziestego drugiego tygodnia ciąży, potem to już jest poród; w przypadku Mariki – martwy poród. Ale nie poronienie.
Nie tylko wątki homoseksualne się powtarzają, bo też kazirodcze. Bohaterka z bratem, Greta z siostrzeńcem... Wyjąwszy Amandę wszystkie postacie są odpychające i zdemoralizowane. Osoby, które lubią książki z wieloma scenami przemocy i z elementami pornografii gejowskiej, z pewnością będą czytały z zaciekawieniem. Ja jednak od literatury oczekuję czegoś więcej. Jedynie zakończenie mogę pochwalić, bo jest pomysłowe i zgrabnie zamyka historię z duchem.
Moja ocena: 3/6.
---
* Carina Rydberg, „Za krawędzią nocy” („Osalig ande”), przeł. Paweł Pollak, Książnica, 2001, str. 65, 96, 143.
Dopisek. Okazało się, że tłumacz tej książki, Paweł Pollak, nie zgadza się z moją recenzją i napisał polemikę. Zachęcam do jej przeczytania.
Dopisek. Okazało się, że tłumacz tej książki, Paweł Pollak, nie zgadza się z moją recenzją i napisał polemikę. Zachęcam do jej przeczytania.
Pomimo twoich niespełnionych oczekiwań, to jednak twój opis mnie zaintrygowana. Jestem dziwna i ciągnie mnie czasami do takich chorych książek. Żałuję, że nie można tu odnaleźć tej psychologicznej głębi i zdrowych reakcji, ale i tak chciałabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńAleż świetnie tę książkę określiłaś! To chora książka, właśnie tak, chora. Zastanawiałam się, jak ją opisać, i przymiotnik "chora" pasowałby idealnie :)
UsuńW takim razie zachęcam do czytania.
Czasami pisząc komentarze w telefonie, słownik wybiera szybko za mnie nie to słowo, którego bym chciała użyć ;). Stąd to dziwne zdanie w mojej powyższej wypowiedzi :)
UsuńAha. Przy okazji zachęcam do przeczytania, co napisał o tej książce jej tłumacz (link u dołu mojej opinii). Odbyliśmy na jej temat miłą i ciekawą rozmowę :)
UsuńHa, ja też znam powieść, której narratorem jest duch, tyle, że prawdopodobnie jest to pozycja o niebo lepsza niż ta, którą czytałaś. Mam na myśli "Wzburzenie" Philipa Rotha.
OdpowiedzUsuńLubię książki, w której eksploracji zostają poddane mroczne zakątki ludzkiej duszy, ale „Za krawędzią nocy” chyba nie przypadłaby mi do gustu - po Twojej recenzji nie mam nawet ochoty, żeby przekonywać się o tym :)
Nie jest to wielka literatura. Rydberg ma chyba jakąś obsesję na punkcie kazirodztwa i gejów. Dziwiło mnie, że w jednej książce jest ich tak dużo. Sięgnęłam po tę powieść ze względu na osobę tłumacza, bo myślałam, że tłumaczy on tylko wyjątkowe książki ("Młodość Martina Bircka" i "Niebłahe igraszki" przeogromnie mi się podobały), ale tym razem się rozczarowałam. "Wzburzenie" na pewno jest lepsze. Roth to solidny pisarz :)
UsuńTrójka i tak wydaje mi się wysoką oceną przy takim opisie :)
UsuńDwóje i jedynki stawiam kompletnym gniotom, a ta książka w sumie napisana jest poprawnie, tyle że bez polotu i beznamiętnym tonem. Tak, dużo w niej dramatycznych wydarzeń, a ja czytałam ją bez emocji, ziewając i nie mogąc doczekać się końca...
UsuńBoże, co za koszmarna książka, podziwiam, że dotrwałaś do końca! A po trzech pierwszych zdaniach miałam nadzieję na coś w rodzaju "Nostalgii anioła".
OdpowiedzUsuńNajbardziej mnie zaskoczyło, że autorka nie odróżnia porodu od poronienia. Ona najwidoczniej uważa, że jeśli dziecko rodzi się żywe, jest to poród, a jeśli nieżywe, to poronienie... Żenada.
UsuńPo tym co przeczytałam w recenzji nie mam za bardzo ochoty czytać tej książki.
OdpowiedzUsuńNie podobała mi się, więc nie namawiam do czytania. Ale tłumacz uważa tę książkę za dobrą i wartościową :)
UsuńChyba raczej się nie skuszę. Skutecznie mnie zniechęciłaś. :)
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie mogę zachęcać do czytania książki, w której poród nazywany jest poronieniem... I tych gejów ciut za dużo. Jeden by wystarczył :)
UsuńZainteresowala mnie Pani ta ksiazka:-), wyglada (z opisu) na to, ze bohaterke spotkalo "7 plag kobiecych", a ksiazka stanowilaby katharsis (?). Nie omieszkam przekonac sie na wlasne oczy. W kwestii zas mezczyzn sypiajacych z innymi mezczyznami (nie koniecznie sa to geje per se) to, hmm, no coz, zycie panie; zycie
OdpowiedzUsuńIstotnie, tę biedaczkę spotkało siedem plag, cały worek nieszczęść się na nią wysypał. Nie jestem w stanie określić, czy bohaterowie zdradzający swoje kobiety z mężczyznami to geje, biseksualiści czy może męskie prostytutki, bo nieudolna autorka tak namieszała, że trudno się rozeznać. Poza tym jak zwał, tak zwał, najgorsze jest to, że ten typ mężczyzny pojawia się w powieści zdecydowanie za często.
UsuńProszę więc czytać i koniecznie podzielić się wrażeniami :)