17.09.2015

Maurice-Edgar Coindreau o swojej pracy tłumacza i o pisarzach, których tłumaczył


Pamiętnik tłumacza” to książka dla osób interesujących się ciekawostkami z życia pisarzy. Maurice-Edgar Coindreau, dzięki któremu Francuzi poznali wielu amerykańskich klasyków, dzieli się w niej swoimi wrażeniami z pracy tłumacza oraz opowiada o pisarzach, których tłumaczył, a byli to m.in. Faulkner, McCullers, Steinbeck, Capote, Hemingway, Caldwell, Styron – sami najwięksi. Wypowiada się o nich prawie zawsze z sympatią, jedynie o Hemingwayu, którego nie znosił i jako pisarza, i jako człowieka, z niechęcią. Hemingway to zresztą jedyny autor, którego tłumaczył na prośbę wydawcy, pozostałych wybierał sobie sam. O literaturze opowiada z tak wielką pasją, że chyba każdy czytelnik poczuje się zachęcony do sięgnięcia po którąś z wymienianych przez niego powieści. 

A czego dowiemy się o pracy tłumacza? W sumie niewiele, bo książka jest bardzo krótka, a większość miejsca zajmują opisy relacji z pisarzami i opowieści o ich książkach. Tylko ostatni esej poświęcony jest tajnikom warsztatu tłumacza. Francuz mówi w nim o tym, że tłumacz powinien umieć przekazać nie tylko to, co napisano w oryginale, ale też to, co zostało zaledwie zasugerowane, że powinien przekładać tylko te książki, które podziwia i które by chciał napisać, jeśliby potrafił, zwierza się też z kłopotów z dobraniem odpowiednich tytułów, bo tytuł powinien nie tylko być wierny oryginałowi, ale też dobrze brzmieć. Jeśli chodzi o współpracę z pisarzami, Coindreau najlepiej wspomina Faulknera, który nie tylko nie robił swojemu tłumaczowi awantur o dobór słów i o przecinki, ale nawet poradził, by akapity zbyt trudne do tłumaczenia po prostu pomijać. :-)

I dla zachęty fragment książki:
Tłumacz jest człowiekiem, który nie ma żadnych praw  ma tylko obowiązki. Musi mieć w stosunku do autora wierność psa, ale psa osobliwego, bo podobnego do małpy. (...) Małpuje autora. Musi stroić te same miny, czy mu się to podoba, czy nie*
---
* Maurice-Edgar Coindreau, „Pamiętnik tłumacza” („Mémoires d'un traducteur”), przeł. Elżbieta Jogałła, Książka i Wiedza, 1979, str. 116.

24 komentarze:

  1. Czytałam to nie tak dawno, z dużą przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tylko żałowałam, że książka jest bardzo krótka. Szczególnie ostatni rozdział, ten o tajemnicach warsztatu tłumacza, mógłby być dłuższy :)

      Usuń
  2. "Pamiętnika tłumacza" (jeszcze) nie znam, ale niedawno zachwyciłam się książką pt. "Pisane życia" Javiera Marias. Podobna tematyka - na "warsztat" wzięci sami najwięksi. Smaku dodaje fakt, że czytelnik nie wie, ile z biografii Conrada, Rimbaud, Faulknera i innych jest prawdą, a ile - zamierzoną przez Mariasa - literacką fikcją i anegdotą. Tak czy inaczej, wyborne, bardzo polecam! A "Pamiętnik..." wpisuję na listę 'must-read', niebezpiecznie się wydłużającą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bardzo Ci dziękuję za polecenie ciekawego tytułu! Ostatnio nie mam chęci na czytanie powieści, w ciągu ostatnich trzech miesięcy przeczytałam ich zadziwiająco niewiele w porównaniu do okresu wcześniejszego. Chce mi się czegoś innego, chyba właśnie esejów, wspomnień, tego typu rzeczy. A książkę serdecznie polecam :-)

      Usuń
    2. Myślę, że w takim razie spodobają Ci się "Pisane życia".
      Też tak mam - co jakiś czas przesyt danym gatunkiem (albo autorem, zbyt często czytanym) i literacki detoks. Na szczęście czytanie, jako takie, nie nudzi się nigdy.

      Usuń
    3. Sądząc z opisu, bardzo mi przypadną do gustu :)
      Aja czasem mam okresy, kiedy w ogóle nie chce mi się czytać. Na szczęście po kilku, kilkunastu dniach ten stan mija.

      Usuń
  3. Oooo, znalazłaś coś w sam raz dla mnie! Skoro tłumacz uwielbia Faulknera to ja tłumacza. :) Czytając Twój tekst wydaje mi się, że to książka warta uwagi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumacz ten uwielbiał Faulknera, choć wyznał, że trudno mu się tłumaczyło jego książki. Zawsze miał uczucie, że nie udaje mu się w pełni oddać myśli pisarza. Najbardziej lubił "Wściekłość i wrzask", nie podobały mu się "Punkt zwrotny" i "Przypowieść". I dla zachęty dodam jeszcze, że o Faulknerze są aż dwa rozdziały, podczas gdy innym pisarzom poświęcono tylko po jednym :-)
      Z tych autorów, o których pisał Coindreau, najbardziej znam Caldwella. Czytałam chyba z sześć jego książek. To autor dosyć kontrowersyjny, o specyficznym poczuciu humoru, który nie każdemu przypadnie do gustu. A mnie się ten humor bardzo podoba.

      Usuń
    2. Dodatkowy punkt dla niego - ja, jak do tej pory, mimo uwielbiania Faulknera przez "Przypowieść" nie przebrnęłam. Ale "Wściekłość i wrzask" to jedna z najlepszych powieści w ogóle. Hemingway mnie interesuje - też za nim nie przepadam, Styrona znam, Steinbecka i Capote'a też. Jakoś opuścili mnie w czytaniu i Caldwell i McCullers (ale tu film widziałam!). Może po lekturze opowieści tłumacza też sięgnę. Dzięki za trop, zaraz ruszam na poszukiwania. ;)

      Usuń
    3. A ja Faulknera jeszcze nie znam, bo wydawał mi się on pisarzem zbyt trudnym, ale nabrałam chęci, by to zmienić. Zapamiętam, by nie zaczynać od "Przypowieści" :)

      Usuń
    4. Może akurat Tobie "Przypowieść" przypadłaby do serca? Kto wie, kto wie? ;) Faulkner nie jest łatwy, ale nie w każdym swoim dziele równie skomplikowany. Może na początek "Intruz" - maleństwo, kryminalna przypowiastka, ale wszystkie charakterystyczne cechy jego pisarstwa tam są.

      Usuń
    5. W takim razie będzie "Intruz". Dodatkową zachętą jest dla mnie to, że wydano go w mojej ulubionej serii Nike :-)

      Usuń
  4. Ha, kolejny literacki smakołyk, który udało Ci się odnaleźć. Prezentuje się bardzo zachęcająco. Praca tłumacza to niezwykle trudna robota - z pewnością wymaga nie mniejszego talentu literackiego niż w przypadku pisarzy. A na dokładkę należy jeszcze przełożyć cudze myśli, wypowiedzieć to, czego pragnie autor, naprawdę ciężka sprawa. Byłoby fantastycznie, gdyby powstała też podobna pozycja napisana przez polskiego translatora - marzy mi się szczególnie dzieło spłodzone przez Mikołaja Melanowicza, znakomitego polskiego japonistę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tłumacz musi perfekcyjnie znać i własny język, i obcy, musi mieć zdolności literackie, musi też uważać, by nie pisać swoim stylem, tylko jak najdokładniej oddać styl pisarza, którego tłumaczy... Trudna, trudna praca. Ale bardzo dobry tłumacz to rzadkość. Niestety, często dostajemy nieudolne przekłady, pełne dziwacznych błędów. Co do Mikołaja Melanowicza, to miejmy nadzieję, że jeszcze napisze wspomnienia :-)

      Usuń
  5. By the way: niedługo nakładem wydawnictwa Czarne ukaże się książka "Przejęzyczenie" w której wielu polskich tłumaczy zdradza tajniki swojej pracy. Ten temat interesuje mnie szczególnie, bo kiedyś bardzo widziałam siebie w tej roli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami zaglądam na blogi do wpisów o zapowiedziach, ale o tej zapowiedzi nikt nie informował. Świetna wiadomość, dzięki! :-)
      Zajrzałam na stronę wydawnictwa, bo byłam ciekawa, jacy to tłumacze będą współautorami książki. Niestety, ich nazwiska niewiele mi mówią, kojarzę tylko Michała Kłobukowskiego i Ryszarda Engelkinga.

      Usuń
    2. Jeśli czytałaś Marqueza, a widzę, że i owszem to na pewno znasz Carlosa Marrodán Casasa, jemu zawdzięczamy przekłady równie pięknej co trudnej prozy tego pisarza :)

      Usuń
    3. Rzeczywiście! Czytając Marqueza nie zwróciłam uwagi na nazwisko tłumacza. Kojarzę też Ireneusza Kanię, który przekłada aż z kilkunastu języków :-)

      Usuń
  6. Mam tę książkę i w końcu muszę ją w takim razie przeczytać.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie. Napisana przez człowieka z pasją, bardzo zachęcająca do czytania. Autor był wielkim znawcą literatury, ale wypowiadał się w bardzo przystępny sposób, książkę czyta się bez trudu :)

      Usuń
    2. Już nie raz ja miałam w rękach i odkładałam, ale zachęcona Twa opinią wyciągnę ją na wierzch.

      Usuń
    3. O, to jesteś szczęściarą, że posiadasz tę książkę. Ja też długo się namyślałam, zanim zaczęłam ją czytać, bo myślałam, że to książka tylko dla tłumaczy, ale nie - nie tylko, każdy, kto kocha książki, śmiało może ją czytać.

      Usuń
  7. Jestem zafascynowana pracą tłumaczy i doceniam ogromny wysiłek, jaki wkładają oni w przystosowanie tekstu do realiów, w których chcą go zaprezentować. Dawniej tłumaczenie kojarzyło mi się jedynie z przekładem tekstu, dopiero gdy usłyszałam o przekładzie kulturowym, całkowicie oddałam się temu tematowi. Planuję nawet zedytować wszystkie recenzje obcojęzycznych książek na moim blogu i umieścić gdzieś nazwisko tłumacza, a „Pamiętnik tłumacza” na pewno znajdzie się niedługo na mojej półce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Pamiętnik tłumacza" na pewno Cię zaciekawi :)
      Jeśli chodzi o mój stosunek do tłumaczy, powiem tak: od zupełnego ignorowania ich pracy doszłam do tego, że teraz uważam ich jakby za współautorów książki. Zawód tłumacza jest chyba przeznaczony dla skromnych osób. Tyle godzin pracy nad cudzą powieścią, a co w zamian? Nędzne wynagrodzenie i lekceważenie ze strony wielu czytelników oraz blogerów, którzy przy recenzji podają ISBN, liczbę stron książki i inne mało istotne informacje, a o wymienieniu nazwiska tłumacza zapominają.

      Usuń