22.02.2018

„Zamordować dziecko”. Za co Violetta Domagała dziękuje redaktorowi? Za niezauważenie mnóstwa błędów?!


„Zamordować dziecko” Violetty Domagały jest powieścią o dwóch dzieciobójczyniach, Giseli i Elżbiecie. Pierwsza przebywa w Auschwitz i zabija maleństwo w przekonaniu, że w ten sposób oszczędzi mu wielu cierpień. Potem ogromnie rozpacza. Druga, żyjąca w szesnastym wieku, ani przez chwilę nie żałuje swojego czynu i nawet po wielu dniach od śmierci dziecka nazywa je w myślach „szatańskim ścierwem” i „padliną”. Giseli można współczuć, Elżbieta budzi wyłącznie wstręt. Obie zostają ukarane, z tym że druga matka mocniej: pracownicy sądu poddają ją torturom. Autorka chyba lubuje się w opisywaniu przemocy, bo te tortury przedstawiła z zadziwiającą drobiazgowością. Do tego dodała szczegółowe opisy bicia i kopania umierającej położnicy, mordowania noworodków, a nawet odgryzania kawałka piersi bezbronnej kobiecie.

Str. 12. W „Zamordować dziecko” jest co niemiara błędów. Jak widać, są nawet ortograficzne.

Nie będę się rozwodzić nad postaciami i przesłaniem powieści, ponieważ została ona wydana wyjątkowo niechlujnie, bez minimalnego choćby szacunku do czytelnika. Co chwilę zauważałam najróżniejsze błędy: gramatyczne, stylistyczne, logiczne, leksykalne, interpunkcyjne, a nawet ortograficzne. Czytając, sądziłam, że tego koszmarnego tekstu nie widział żaden redaktor, jednak kiedy dobrnęłam do ostatniej strony, dowiedziałam się, że redaktor jednak był – i, o dziwo, otrzymał od autorki gorącą pochwałę:

Chciałabym również podziękować mojemu redaktorowi, Panu Pawłowi Pomiankowi, za jego niezaprzeczalny wkład w należyte wykończenie tej książki i wskazanie mi wielu trafnych rozwiązań, które okazały się konieczne i możliwie najbardziej wartościowe” (s. 431).

Str. 103. I co, nie wylało się piwo z położonego kubka? :-)

Cóż, będę się upierać, że „Zamordować dziecko” wcale nie zostało „należycie wykończone”. Można w nim zauważyć:
  • Błędy ortograficzne, np. „co nie miara” (s. 12), „w niebogłosy” (s. 351).
  • Bardzo kulawe zdania, np. „Kat przyłożył się najbardziej do kolejnego razu tortury i zakręcił wałem, aż mu dłonie zadrżały, a tambur głucho zaskrzypiał” (s. 352), „Potrafią wyzwolić w człowieku najgorsze instynkty, o istnieniu których nie przyszłoby mi nigdy do głowy” (s. 23).
  • „Mi nie pozwolił” (s. 124) – jak widać, redaktor nie wie, że na początku zdania zawsze trzeba pisać „mnie”.
  • Zdania typu „Przez całe swoje życie musiała Katarzyna pędzić żywot pełen trwogi przed donosem” (s. 408).
  • Zdania z  „póki co”, np. „Siedziała póki co, nic się nie odzywając” (s. 295) – gdyby pan Pomianek raczył zajrzeć do słownika, dowiedziałby się, że to błąd.
  • Źle dobrane synonimy: student nazywany jest „uczniakiem”, sala sądowa oraz piwnica do przechowywania narzędzi tortur – „komnatami” itd.
  • Zdania typu „Położyła mu obok misy następną dużą pajdę posmarowanego smalcem chleba i kubek piwa” (s. 103).
  • Zdania typu „Nie można się już było wydostać ani wjechać do miasta” (s. 190).
  • Idiotyzmy, np. narrator informuje, że Elżbieta przebywa w lochu w stuprocentowych ciemnościach, i po chwili twierdzi: „dojrzała krople krwi spływające z jej gryzionej przez szczura nogi” (s. 332). 
  • Błędy wynikające z nieznajomości historii, np. Niemcy mówią do więźniów Auschwitz czystą polszczyzną, a w szesnastowiecznej chłopskiej chacie stoi komoda (s. 145).
  • Nieprawidłowo użyty imiesłów: „Mając dziecko w Auschwitz, wyjście z tego gówna jest tylko jedno i najbardziej pewne – przez komin” (s. 25).
  • Mnóstwo ohydnych powtórzeń, np. „Skąd mogła znać odpowiedzi na interesujące ich pytania, które jej zdaniem były powrotem do okresu w życiu, którego nie chciała pamiętać i który był dla niej jak plugawe choróbsko, przed którym trzeba czmychać jak najdalej” (s. 312),  „Oczy dziewczyny zaszkliły się i drobniutkie łzy kapały z tych cudownie szmaragdowych oczu” (s. 292),  „Dużo złego przeszła w swoim życiu i teraz należało jej się to, co bezsprzecznie powinno być od dawna jej udziałem, a co nie było jej dane z powodu okrutnych ludzi stających jej na drodze do szczęścia i dobrobytu” (s. 232).
  • Niepoprawne używanie słowa „posiadać”, np. sąd posiada świadka, „Majętność posiadała z tyłu budynku spory ogród oraz spore zalesienie, a z frontu siedem rozgałęzionych topoli” (s. 202), „Nadzieję, jaką posiadła, gdy ujrzała Katarzynę, rozwiał wiatr zawiści i zdrady” (s. 391).
  • Nieprawidłowo odmieniane zaimki, np. „Właściwa jej odwaga pozwoliła wypchnąć z gardła potok zalewających go słów” (s. 282), „Wielki kłopot sprawiały jej w dalszym ciągu piersi, które puchły od nadmiernej ilości zalegającego w nich mleka. Próbowała go z nich usunąć” (s. 330).
  • „Ubrał grubszą koszulę, na to wełnianą roboczą sukmanę przepasaną brunatnym pasem” (s. 97).
  • Mylenie słów o podobnym brzmieniu, lecz różnym znaczeniu. W powieści nader często można spotkać wyraz „cedr”: „Nalała kubek mleka z cedru stojącego nieopodal wygaszonego z lekka paleniska” (s. 125), „Rozlej tę wodę z cedra na twarz” (s. 352), „W pobliskim kominku umieszczono pięć cedrów o sporych rozmiarach, pełnych wody do samego brzegu” (s. 200), „usiadła przy cedrach wypełnionych po brzegi wodą z rzeki”. Cóż, dawne naczynie na wodę nie nazywało się cedr, tylko ceber...
Str. 408. „Przez całe swoje życie musiała pędzić żywot”... 

Kwiatków zauważyłam o wiele więcej, ale myślę, że nawet te przykłady wystarczą do udowodnienia, że autorka wespół z redaktorem mordują język polski z równą bezwzględnością, co bohaterka powieści dziecko. Domagała nie potrafiła zadbać ani o tło historyczne, ani o wiarygodność dialogów, ani ładnie ubrać treści w słowa. Tworzone przez nią zdania są niezgrabne, obwieszone przymiotnikami jak choinka bombkami i często przesadnie długie. Osoba słaba z polskiego powinna jednak budować krótsze. Powieść zasługuje na ocenę najniższą z możliwych.

Na koniec jeszcze kilka cytatów:
„Topole za dnia dawały subtelny chłód, a w ponure dni chroniły przed nieprzyjemnym wiatrem, który wił się pomiędzy szeleszczącym listowiem. Rosłe topole szumiały i szeptały. Kto miał dobre serce, nietrwożliwe i ufne, wiedział, o czym rozprawiają w wysokich koronach drzew”. 
„Czas miał pokazać, jak tymczasem Elżbieta pogrążała się coraz bardziej w swych nieprzemyślanych poczynaniach” (s. 324).
„Wielkie łzy jak grochy toczyły się po suchych policzkach Katarzyny. Wspomnienia dotyczące matki nigdy po niej nie spływały” (s. 192).
---
Źródło cytatów: Violetta Domagała, „Zamordować dziecko”, Novae Res, 2017.

24 komentarze:

  1. O matulu. Ta książka to przecież idealny materiał do ćwiczeń dla redaktorów i korektorów. Ależ bym sobie radośnie pokreśliła i popoprawiała. Tylko że przecież tak nie wolno traktować czytelników. Większość z tych błędów powinna zostać wyeliminowana na etapie redakcji, reszta w korektach. Oczywiście wiem, że trudno jest wyczyścić tekst stuprocentowo, ale co innego pojedyncze literówki czy niedopatrzenia przy przenoszeniach (redaktorzy i korektorzy często mają naprawdę mało czasu), a co innego wydawać takich chłam. Wydawnictwo powinno przeprosić czytelników i zwrócić pieniądze za tę książkę. A czy korektor w tej książce w ogóle się pojawia? Dziwię się też, że redaktorowi nie było wstyd podpisać się swoim nazwiskiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, był korektor: Emilia Kapłan. Tekst na pewno był trudny do poprawienia, ale skoro redaktor i korektor podjęli się tej pracy, powinni ją dobrze wykonać. Też się dziwię, że Paweł Pomianek nie wstydzi się podpisać własnym nazwiskiem pod takim chłamem. Może nie zdaje sobie sprawy ze swojej niewiedzy? Zrobiło mi się szkoda autorki, która myśli, że jej tekst trafił w dobre ręce. Moim zdaniem wyrzuciła pieniądze w błoto...

      Usuń
    2. Czy tekst trudny, czy nie, jeśli ktoś się podejmuje zadania i bierze za to pieniądze, to powinien wykonać swoją pracę jak najlepiej. A z przytoczonych przez Ciebie cytatów wynika, że nie są to błędy, których redaktor nie mógłby wyłapać, bo aż boli, jak się to czyta. Autorki oczywiście szkoda, ale też mnie dziwi, że sama tych błędów nie dostrzegła, np. w korekcie autorskiej. Chyba że wydawnictwo nie ma czasu na takie "zabawy".

      Usuń
    3. Całkowicie się z Tobą zgadzam. Ten redaktor albo nie rozpoznał błędów, albo doszedł do wniosku, że słaba autorka nie odróżni dobrze poprawionego tekstu od poprawionego byle jak, więc nie warto się starać. Gdybym była na miejscu Domagały, czułabym się oszukana i żądała zwrotu pieniędzy.

      Usuń
  2. Myślę, że to mogłaby być niezła pozycja dla uczniów na lekcji dot. złego stylu i błędów.;(
    "Ubrał koszulę" - jeden z moich "ulubionych błędów.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tu można znaleźć niemal wszystkie rodzaje błędów. Mnie najbardziej zszokowało zdanie „Przez całe swoje życie musiała Katarzyna pędzić żywot...”. :)

      Usuń
  3. O matko, jakiś koszmarek senny. Nie wiem czy się śmiać czy denerwować. Mój wielki podziw, że dałaś radę doczytać do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro już zaczęłam czytać, postanowiłam dobrnąć do końca. Nie wiem, jakim cudem pan redaktor skończył filologię polską. :(

      Usuń
  4. Agnieszko, podziwiam za wytrwalosc w czytaniu tej ksiazki. Ja niestety takie , to odkladam na bok, szkoda mi czasu. Ty, jednak nie poddalas sie i wszystko drobiazgowo przeanalizowalas, podziwiam:) Serdecznosci posylam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale już nie sięgnę po książki wydane ze współfinansowaniem. Zraziłam się. Całkowicie się z Tobą zgadzam, szkoda czasu na takie coś. Tylu jest dobrych autorów, którzy czekają na odkrycie. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Może wydawnictwo tak mocno skupiło się na redakcji tekstu, że zapomniano o jego korekcie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym powiedziała, że zapomniało i o korekcie, i o redakcji. Ale o wzięciu pieniędzy od autorki na pewno nie zapomniało. :)

      Usuń
  6. Koszmarna opowieść.....omijam dalekim łukiem takie powieści...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koszmarna. Przykro, że taki najeżony błędami utwór stoi na półce w bibliotece. Bo wypożyczyłam toto z biblioteki. Nigdy nie kupuję książek wydanych ze współfinansowaniem.

      Usuń
  7. Novae Res mocno weszło na rynek, ale niestety odbiło się to kosztem jakości książek. Ja mam też sporą wątpliwość co do rzeczywistej jakości tej prozy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Novae Res ma fatalną opinię. Po pierwsze wydaje słabiutkie utwory, po drugie zupełnie nie dba o redakcję i korektę.

      Usuń
  8. Szkoda, że książka ma tyle błędów. Jakoś nie mam ochoty po nią sięgać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem nie warto sięgać po coś, co jest przygotowane tak niechlujnie. Autorka musi się jeszcze dużo nauczyć.

      Usuń
  9. Faktycznie, to wygląda bardzo podobnie jak w przypadku mojej nie-perełki, „Maszynopisu z Kawonu”. I nawet, teraz sobie przypominam, też się w nim pojawiał jakiś położony kubek (albo kufel czy szklanka) :). Cóż, bardzo to przykre. Zastanawiam się, czy naprawdę nikt w tych wydawnictwach nie zwraca uwagi na efekty pracy korektorów i redaktorów. Są przecież setki ludzi, którzy zrobiliby to lepiej i dokładniej. Ale może faktycznie nie są świadomi, jaką fuszerkę na rynek wypuszczają - w Poligrafie wręcz się chwalą, jakich to mają wspaniałych korektorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej wiedzą, że wypuszczają na rynek fuszerkę, bo pisano o tym na wielu blogach. Czytałam, że właścicielom firm self-publishingowych nie zależy na jakości książki i wynikach sprzedaży, tylko na otrzymaniu pieniędzy od autora. A ci najsłabsi autorzy (bo dobrzy przecież nie wydają ze współfinansowaniem) często nie przywiązują wagi do poprawnego języka, uważają, że najważniejsza jest szybka akcja.

      Usuń
  10. Moze wypuścili to na rynek, zeby sobie korektorzy i redaktorzy trochę poćwiczyli? ;) To by miało jakiś sens. Podziwiam, że dobrnęłaś do końca. Ja bym chyba wysłała wrednego maila do wydawnictwa :p. Chociaż oni pewnie mają w nosie, że wydają takie babole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrnęłam do końca, ale nabrałam takiego wstrętu do książek wydawanych ze współfinansowaniem, że już nigdy po żadną nie sięgnę. :)

      Gdyby to było normalne wydawnictwo, wysłanie maila miałoby sens, ale Novae Res słynie z niedbałości o jakość książek. Kiedy cztery lata temu jedna blogerka zwróciła uwagę na błędy ortograficzne w wydanym przez nich „Pamiętniku diabła”, Novae Res w odpowiedzi postraszyło ją sądem i zażądało usunięcia recenzji. Wątpię, by przejęło się pretensjami czytelniczki. Najwidoczniej chodzi tylko o to, by wmówić autorowi, że robią dobrą redakcję i korektę. Cel osiągnęli – autorka jest zadowolona...

      Usuń