Z posłowia do „Opowiastek” dowiedziałam się, że czwórka największych klasyków szwedzkich to Selma Lagerlöf, August Strindberg, Hjalmar Bergman i Hjalmar Söderberg. Tak się złożyło, że niedawno miałam okazję przeczytać po jednym opowiadaniu każdego z tych twórców. Znajdują się one w antologii „Losy ludzkie”.
Wigilijny wieczór. Podczas gdy gospodyni odczytuje przypowieści biblijne i rozmyśla o tym, że raz w roku ludzie i zwierzęta powinni zachowywać się wobec siebie jak bracia, jej mąż wyrusza do lasu. Jest mroźno, pada śnieg. W ciemnościach łatwo zgubić drogę... Tak zaczyna się „Pokój boży” Selmy Lagerlöf. Noblistka zauroczyła mnie nastrojowością opisów i połączeniem realizmu z baśniowością. Uczuć podczas czytania było co niemiara: lęk o życie wieśniaka, zdumienie rozwojem akcji, rozbawienie, zadowolenie, że jedna z postaci została słusznie ukarana. Miałam wrażenie, że przeczytałam długą powieść, a nie krótkie opowiadanie.
Profesor Blom z opowiadania „Musiał...” Strindberga uważa ludzi nisko urodzonych za hołotę, a kobiety za okropne gęsi. Na widok matki karmiącej piersią niemowlę aż skręca się z obrzydzenia. Nic mu się nie podoba, nie cierpi zmian, w kółko je i mówi to samo. Jest tak pozbawiony humoru i sztywny w zachowaniu, że kiedy pewnego razu kolega dla żartu wiesza na oparciu jego krzesła pewną rzecz (nie chcę spojlerować, więc nie zdradzę, jaką), nasz profesor reaguje w sposób dziwaczny. Bohatera z tyloma złymi cechami najłatwiej byłoby potępić, ale... No właśnie. Uważny czytelnik dostrzeże, że ten człowiek w głębi duszy jest nieszczęśliwy, a jego uczucia wcale nie są jednoznaczne. Pogarda i przekonanie o własnej wyższości mieszają się z zazdrością i bolesnym poczuciem wykluczenia. Strindberg umiał pokazać, jak przykra i trudna do zniesienia jest samotność. Opowiadanie dowodzi, że często nie możemy przewidzieć, jak zachowa się druga osoba, i że sami dla siebie jesteśmy zagadką.
Ze zdziwieniem zauważyłam, że Bergman, którego znałam już z wybornej komedii „Swedenhielmowie”, potrafił też pisać ponurym i poważnym tonem. Jego opowiadanie „Czy może mnie pan wyleczyć, doktorze?” zaczyna się tak: do cieszącego się powodzeniem lekarza zgłasza się tajemniczy mężczyzna. Nie chce on podać swojego nazwiska i zachowuje się dziwnie. Pielęgniarka, która wraz z nim siedzi w poczekalni, czuje się coraz bardziej nieswojo. I ten nastrój udziela się czytelnikowi: zaintrygowani czekamy na rozwiązanie zagadki. A kiedy już poznajemy tajemnicę pacjenta, wpadamy w wielkie przygnębienie.
Założę się, że nikt nie zgadnie, w jak dramatycznej, a zarazem komicznej sytuacji znalazł się wiejski pastor z „Krów duszpasterza”. Nie wiem, czy Söderberg tę historię sobie wymyślił, czy usłyszał od kogoś i „tylko” spisał. Jeżeli wymyślił, to znaczy, że miał niesamowicie bujną wyobraźnię. Jeśli spisał... Cóż, niejeden autor stara się odtworzyć prawdziwe wydarzenia, a potem czytelnicy mówią, że przesadził, bo tak być nie mogło. Söderbergowi się wierzy. Opowiadanie jest przekonujące, spójne. I jakże uroczo się kończy!
Te miniatury są nie tylko pasjonujące i pomysłowe, ale też doskonale skomponowane. Każda ma wyrazisty temat i zaskakujące zakończenie. Ich autorzy stworzyli żywe, przekonujące postacie i wykazali się wyjątkową znajomością natury ludzkiej, przy tym Hjalmar Söderberg udowodnił, że rozumiał też naturę... krowią. Opowiadania powstały dawno temu, ale żadne nie trąci myszką, można je z zachwytem czytać i dziś.
Moja ocena: 6/6.
---
„Losy ludzkie. Opowiadania i nowele szwedzkie”, opr. Zygmunt Łanowski, Wydawnictwo Poznańskie, 1965. Strindberga przetłumaczył Łanowski, Bergmana – Maria Olszańska, Lagerlöf i Söderberga – Irena Wyszomirska.
Wigilijny wieczór. Podczas gdy gospodyni odczytuje przypowieści biblijne i rozmyśla o tym, że raz w roku ludzie i zwierzęta powinni zachowywać się wobec siebie jak bracia, jej mąż wyrusza do lasu. Jest mroźno, pada śnieg. W ciemnościach łatwo zgubić drogę... Tak zaczyna się „Pokój boży” Selmy Lagerlöf. Noblistka zauroczyła mnie nastrojowością opisów i połączeniem realizmu z baśniowością. Uczuć podczas czytania było co niemiara: lęk o życie wieśniaka, zdumienie rozwojem akcji, rozbawienie, zadowolenie, że jedna z postaci została słusznie ukarana. Miałam wrażenie, że przeczytałam długą powieść, a nie krótkie opowiadanie.
Profesor Blom z opowiadania „Musiał...” Strindberga uważa ludzi nisko urodzonych za hołotę, a kobiety za okropne gęsi. Na widok matki karmiącej piersią niemowlę aż skręca się z obrzydzenia. Nic mu się nie podoba, nie cierpi zmian, w kółko je i mówi to samo. Jest tak pozbawiony humoru i sztywny w zachowaniu, że kiedy pewnego razu kolega dla żartu wiesza na oparciu jego krzesła pewną rzecz (nie chcę spojlerować, więc nie zdradzę, jaką), nasz profesor reaguje w sposób dziwaczny. Bohatera z tyloma złymi cechami najłatwiej byłoby potępić, ale... No właśnie. Uważny czytelnik dostrzeże, że ten człowiek w głębi duszy jest nieszczęśliwy, a jego uczucia wcale nie są jednoznaczne. Pogarda i przekonanie o własnej wyższości mieszają się z zazdrością i bolesnym poczuciem wykluczenia. Strindberg umiał pokazać, jak przykra i trudna do zniesienia jest samotność. Opowiadanie dowodzi, że często nie możemy przewidzieć, jak zachowa się druga osoba, i że sami dla siebie jesteśmy zagadką.
Ze zdziwieniem zauważyłam, że Bergman, którego znałam już z wybornej komedii „Swedenhielmowie”, potrafił też pisać ponurym i poważnym tonem. Jego opowiadanie „Czy może mnie pan wyleczyć, doktorze?” zaczyna się tak: do cieszącego się powodzeniem lekarza zgłasza się tajemniczy mężczyzna. Nie chce on podać swojego nazwiska i zachowuje się dziwnie. Pielęgniarka, która wraz z nim siedzi w poczekalni, czuje się coraz bardziej nieswojo. I ten nastrój udziela się czytelnikowi: zaintrygowani czekamy na rozwiązanie zagadki. A kiedy już poznajemy tajemnicę pacjenta, wpadamy w wielkie przygnębienie.
Założę się, że nikt nie zgadnie, w jak dramatycznej, a zarazem komicznej sytuacji znalazł się wiejski pastor z „Krów duszpasterza”. Nie wiem, czy Söderberg tę historię sobie wymyślił, czy usłyszał od kogoś i „tylko” spisał. Jeżeli wymyślił, to znaczy, że miał niesamowicie bujną wyobraźnię. Jeśli spisał... Cóż, niejeden autor stara się odtworzyć prawdziwe wydarzenia, a potem czytelnicy mówią, że przesadził, bo tak być nie mogło. Söderbergowi się wierzy. Opowiadanie jest przekonujące, spójne. I jakże uroczo się kończy!
Te miniatury są nie tylko pasjonujące i pomysłowe, ale też doskonale skomponowane. Każda ma wyrazisty temat i zaskakujące zakończenie. Ich autorzy stworzyli żywe, przekonujące postacie i wykazali się wyjątkową znajomością natury ludzkiej, przy tym Hjalmar Söderberg udowodnił, że rozumiał też naturę... krowią. Opowiadania powstały dawno temu, ale żadne nie trąci myszką, można je z zachwytem czytać i dziś.
Moja ocena: 6/6.
---
„Losy ludzkie. Opowiadania i nowele szwedzkie”, opr. Zygmunt Łanowski, Wydawnictwo Poznańskie, 1965. Strindberga przetłumaczył Łanowski, Bergmana – Maria Olszańska, Lagerlöf i Söderberga – Irena Wyszomirska.
Też czytam teraz literaturę szwedzką - "Dzieci z Bullerbyn" :-)
OdpowiedzUsuńO, co za przypadek. U Ciebie piękna szwedzka klasyka i u mnie :) „Dzieci z Bullerbyn” dostałam jako nagrodę po ukończeniu pierwszej klasy. Mam je do dzisiaj.
UsuńW dzieciństwie jakoś mnie "Dzieci..." ominęły, za to teraz, ponieważ jest to lektura w III klasie, czytałem razem z synem :-)
UsuńJak to mówią, lepiej późno niż wcale :) Selmę Lagerlöf, o której niedawno rozmawialiśmy, już troszeczkę poznałam i bardzo polubiłam. Przeuroczy jest ten jej „Pokój boży”. Te opowiadania na pewno by Ci się spodobały. Cenisz przecież klasykę.
UsuńNie wszystko to co stare, to od razu klasyka :-)
UsuńZgoda. Ale ci autorzy to najprawdziwsza klasyka. Mogę się założyć, że nie znalazłbyś w tych opowiadaniach ani jednego słabego punktu :)
UsuńSelmę Lagerlöf kojarzę tylko z ,,Cudowną podróżą", twórczości pozostałych klasyków szwedzkich jeszcze nie znam.
OdpowiedzUsuńJa tę autorkę znałam tylko z nazwiska, to mój pierwszy kontakt z jej utworami.
UsuńWyrazisty temat i zaskakujące zakończenie - jak mi tego brakuje w wielu bardziej współczesnych opowiadaniach!Chętnie przeczytam, zwłaszcza, że z tych twórców kojarzę tylko Lagerlof, z "Cudownej podróży"...
OdpowiedzUsuńPolecam! Mam wrażenie, że wielu autorów uważa, że łatwo jest napisać opowiadanie. A przecież trzeba mieć dobry pomysł i umieć wykreślać to, co nie jest niezbędne.
UsuńJesteś prawdziwą kopalnią dobrych książek, zwłaszcza tych skandynawskich. Co chwilę zapisuje sobie jakieś nowe tytuły :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, kiedy uda mi się kogoś namówić :) Te opowiadania powstały dawno temu, ale nie widać tego po nich. I zaciekawiają od pierwszych zdań.
UsuńHa, przyznaję, że pod Twoim wpływem, goszcząc niedawno w swoich bibliotekach, zacząłem zatrzymywać się przy półkach z literaturą skandynawską. Na razie nie zdecydowałem się sięgnąć po żadną z tamtejszych pozycji, ale czuję, że następnym razem nie będę mógł się oprzeć :)
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo namawiam do sięgnięcia po którąś z niekryminalnych książek skandynawskich. Ja z kolei niemal nie znam kryminałów ze Skandynawii. I na razie mnie do nich nie ciągnie...
UsuńHa, jeśli chodzi o skandynawskie kryminały to moja wiedza również jest zerowa, chociaż przyznaję, że trochę mnie do nich ciągnie z uwagi na tło społeczne, które z reguły jest mocno interesujące. Ze skandynawskich "niekryminałów" czytałem tylko Svenda Aage Madsena (Dania), Pera Pettersona (Norwegia) i Mikę Waltariego (Finlandia). A, no i rzecz jasna "Muminki" Tove Jansson.
UsuńTak, czytelnicy mówią, że w tych kryminałach jest dużo tła społecznego. Ze skandynawskich niekryminałów, o których pisałeś na swoim blogu, mam w planach „Przeklinam rzekę czasu” :)
UsuńBardzo podobały mi się "Opowiastki" - te urocze drobiazgi, które zostały pieczołowicie zebrane, a nie wykorzystane w dłuższej formie. Cieszę się, że taki tomik się ukazał. Nie musisz mnie też specjalnie nakłaniać do lektury powyższego zbioru. Przekonująca recenzja:) Lubię literaturę skandynawską. Urzeka mnie jej klimat i znajomość ludzkiej natury - zwłaszcza w klasyce. Wspominasz także o wyobraźni i o humorze autorów, więc przeczytam z przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńTak, to urocze drobiazgi. „Krowy duszpasterza” są trochę inne: dłuższe i inaczej skonstruowane. Narrator spotyka pastora i ten zaczyna opowiadać o swojej przygodzie z krowami. Nigdy nie czytałam zabawniejszego i ciekawszego opowiadania z motywem krów. Jak ten Söderberg umiał połączyć komizm z powagą!
UsuńW tym zbiorze znajdują się też opowiadania innych autorów, ale ja na razie przeczytałam tylko te cztery. I im daję ocenę najwyższą. Jestem pewna, że by Ci się spodobały :)
„Losy ludzkie” zostały wydane dwa razy. Nowsza wersja zawiera więcej opowiadań. Ja akurat mam starszą.
Kupiłam na Allegro książkę, która ma przeszło 500 stron i ma inną okładkę. Pewnie to będzie to drugie wydanie, o którym wspominasz...
UsuńMoja ma 444 strony i zawiera 30 opowiadań, więc na pewno Twoja jest drugim, pełniejszym wydaniem. Co do okładek, to te książki z Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich miały grubą szarawą okładkę, na którą nałożona była charakterystyczna, kolorowa obwoluta z papieru (taka jak na zdjęciu). Ta obwoluta szybko się rwała.
UsuńJedyne, co mi nie podoba się w tej książce, to brak informacji o dacie powstania opowiadań.
Mam nadzieję, że czytanie sprawi Ci przyjemność :)
Ja do dziś z sentymentem wspominam swoje pierwsze spotkanie z literaturą skandynawską. Nie wiedzieć czemu, ale w domu mym na rodzicowych półkach wegetowała sobie powieść "A lasy wiecznie śpiewają" Trygve Gulbranssen. Pewnego razu, gdy inne lektury mi się skończyły, sięgnąłem i po nią.
OdpowiedzUsuńMimo tego, że byłem wtedy czytelnikiem młodym i mało wyrobionym, to powieść mnie oczarowała. Czytałem bardzo wolno, ale nie mogłem się oderwać. Chętnie bym to niej wrócił.
Tej książki jeszcze nie znam. „A lasy wiecznie śpiewają” – piękny tytuł, zachęcający do czytania :)
UsuńJa też z książkami skandynawskimi dla dorosłych zetknęłam się bardzo wcześnie. Miałam chyba ze czternaście lat, kiedy odkryłam powieści Tarjei Vesaasa. Niewiele z nich wtedy rozumiałam, ale czytałam z przejęciem.
Zaintrygowała mnie opisem, w tej chwili chciałabym przeczytać wszystkie opowiadania. Ja ze szwedzkiej literatury to chyba tylko Dzieci z Bulerbyn, które nawiasem mówiąc bardzo lubiłam i do dzis wspominam z nostalgia. No i jakiś szwedzki kryminał, który nie przypadł do gustu, ale po klasyke siegne chetnie.
OdpowiedzUsuńTe cztery opowiadania polecam z całego serca. Piękna klasyka i bardzo przystępna, taka, która się nie zestarzała. Umieli pisać ci dawni autorzy! :)
Usuń