Ela ma 26 lat. Jest wrażliwa, skłonna do depresji, zagubiona, impulsywna. Czuje się zraniona przez rodziców, którzy przed kilkoma laty się rozwiedli. Mieszka samotnie, pracuje dorywczo i zachowuje się inaczej niż większość jej rówieśniczek, bo nie marzy o koncie bankowym, ślubie i dzieciach, tylko chce być „dzika, wolna, szalona”. Łatwo się domyślić, że za swoją inność jest mocno krytykowana przez rodzinę. I pewnego wieczoru ta Ela znajduje kilkuletnią bezdomną Klarę. Od tego wydarzenia zaczynają się wielkie zmiany w życiu obu dziewcząt.
Dramat porzuconego dziecka oraz wzajemne relacje pomiędzy nim a Elą to najważniejszy i najbardziej wzruszający wątek powieści. Johanna Nilsson pisze też o tym, jak trudno żyć wrażliwym osobom, o samotności, strachu przed dorosłością, budowaniu rodziny, bezduszności systemu opieki społecznej. Akcja toczy się w roku 2003 w Sztokholmie. Narratorką jest Ela. Bez zahamowań mówi ona o swoich uczuciach i potrzebach. Czasami wymyśla śmieszne słówka, niemowlaki na przykład nazywa „drzyjgardłami”[1]. „Siedzę ze snem Rasmusa w objęciach”[2] – w ten ładny i nietypowy sposób opisuje trzymanie śpiącego dziecka. A kiedy źle się czuje po wypiciu alkoholu, mówi o tym tak: „Idę szybkim krokiem. Kac towarzyszy mi jednak nadal jak mały piesek i od czasu do czasu muszę przystanąć, żeby się nim zająć”[3]. Tak więc język jest prosty, ale nie nudny, bo trafiają się dowcipne sformułowania i ciekawe gry słowne, które z pewnością były wyzwaniem dla tłumacza.
Długo zwlekałam z sięgnięciem po tę powieść, bo wyczytałam w recenzjach, że bohaterka jest bardzo egoistyczna i irytująca. I nie rozumiem, dlaczego irytująca. Czy dlatego, że nie naśladuje innych, chce żyć po swojemu? Jeżeli nie czuje powołania do tego, by pójść na studia lub dołączyć do „mafii wózkowej”, jak nazywa kobiety opętane macierzyństwem, to dlaczego miałaby to robić? Mnie w każdym razie nie denerwowała, o jej przeżyciach czytałam z dużym zaciekawieniem. Nie zaliczyłabym „Sztuki bycia Elą” do wybitnych dzieł, to czytadło, ale bardzo zajmujące, sympatyczne i warte polecenia.
---
[1] Johanna Nilsson „Sztuka bycia Elą” („Konsten att vara Ela”), przeł. Paweł Pollak, Replika, 2008, str. 20.
[2] Tamże, str. 240.
[3] Tamże, str. 248.
PS. Mała uwaga do redaktora: „nie mają własnych prysznicy” (str. 35). A proszę sobie sprawdzić, jak brzmi dopełniacz od wyrazu „prysznice”.
Dramat porzuconego dziecka oraz wzajemne relacje pomiędzy nim a Elą to najważniejszy i najbardziej wzruszający wątek powieści. Johanna Nilsson pisze też o tym, jak trudno żyć wrażliwym osobom, o samotności, strachu przed dorosłością, budowaniu rodziny, bezduszności systemu opieki społecznej. Akcja toczy się w roku 2003 w Sztokholmie. Narratorką jest Ela. Bez zahamowań mówi ona o swoich uczuciach i potrzebach. Czasami wymyśla śmieszne słówka, niemowlaki na przykład nazywa „drzyjgardłami”[1]. „Siedzę ze snem Rasmusa w objęciach”[2] – w ten ładny i nietypowy sposób opisuje trzymanie śpiącego dziecka. A kiedy źle się czuje po wypiciu alkoholu, mówi o tym tak: „Idę szybkim krokiem. Kac towarzyszy mi jednak nadal jak mały piesek i od czasu do czasu muszę przystanąć, żeby się nim zająć”[3]. Tak więc język jest prosty, ale nie nudny, bo trafiają się dowcipne sformułowania i ciekawe gry słowne, które z pewnością były wyzwaniem dla tłumacza.
Długo zwlekałam z sięgnięciem po tę powieść, bo wyczytałam w recenzjach, że bohaterka jest bardzo egoistyczna i irytująca. I nie rozumiem, dlaczego irytująca. Czy dlatego, że nie naśladuje innych, chce żyć po swojemu? Jeżeli nie czuje powołania do tego, by pójść na studia lub dołączyć do „mafii wózkowej”, jak nazywa kobiety opętane macierzyństwem, to dlaczego miałaby to robić? Mnie w każdym razie nie denerwowała, o jej przeżyciach czytałam z dużym zaciekawieniem. Nie zaliczyłabym „Sztuki bycia Elą” do wybitnych dzieł, to czytadło, ale bardzo zajmujące, sympatyczne i warte polecenia.
---
[1] Johanna Nilsson „Sztuka bycia Elą” („Konsten att vara Ela”), przeł. Paweł Pollak, Replika, 2008, str. 20.
[2] Tamże, str. 240.
[3] Tamże, str. 248.
PS. Mała uwaga do redaktora: „nie mają własnych prysznicy” (str. 35). A proszę sobie sprawdzić, jak brzmi dopełniacz od wyrazu „prysznice”.
Ha, ten specyficzny język kojarzy mi się trochę z Murakami, którego aktualnie czytam - japoński autor również posługuje się stosunkowo prostym i niewyszukanym słownictwem, ale komponuje naprawdę ciekawe sformułowania.
OdpowiedzUsuńA wspomniana pozycja bardzo mnie intryguje - lubię czytać o jednostkach, które mają odwagę żyć po swojemu, nie dostosowując się do schematu.
Nie znam Murakamiego, ale zaintrygowałeś mnie porównaniem jego języka do języka Nilsson :-)
UsuńNa pewno trzeba dużo odwagi, by otwarcie żyć po swojemu. Aby nie narażać się na krytykę, wielu ludzi na siłę stara się dopasować do innych, nie wyróżniać z tłumu. Inna sprawa, że taka zbuntowana osoba często nie czuje się szczęśliwa i po jakimś czasie z własnej woli zaczyna robić to, co wszyscy.
Tematyka bardzo interesująca.....lubię czytać o ludziach, którzy nie odnajdują się w tym konsumpcjonistycznym społeczeństwie wyzutym z empatii. A określenie niemowlaków "drzyjgardłami" mi się spodobało.......dla okazania uczuć sympatycznych również używamy czasem słów wydawałoby się na pozór negatywnymi.
OdpowiedzUsuńKsiążka do zapisania.....
„Drzyjgardła” to wyjątkowo trafna nazwa niemowląt, które są przesłodkie, ale potrafią dać się we znaki swoim wyciem. Bohaterka potrafi zachowywać się histerycznie, ale potrafi też zainteresować się ludźmi potrzebującymi pomocy, na przykład starym chorym sąsiadem. No i tylko ona zauważyła, że w piwnicy ich domu mieszka samotnie sześcioletnia dziewczynka, ci „porządni” ludzie jakoś to przeoczyli.
UsuńKsiążka ciekawa, siedziałam przy niej do czwartej w nocy :-)
Lubię nieszablonowych bohaterów, idących pod prąd, dziwaków:)
OdpowiedzUsuńEla z tej książki to outsiderka pełną gębą. Zapomniałam napisać w recenzji, że do bohaterów należą też dwa sympatyczne czworonogi, pies i kotka :-)
UsuńKiedyś miałam ochotę sięgnąć po tę lekturę, ale w końcu z niej zrezygnowałam, a szkoda. Bo jak czytam to była bardzo interesująca książka. Lubię takie powieści i lubię, kiedy ktoś żyć tak jak chce. Bez tej ciągłej krytyki i konieczności przypodobania się innym. Rozbawił mnie ten cytat o kacu, jako małym piesku. Muszę zapamiętać ;)
OdpowiedzUsuńTam jest jeszcze kilka zabawnych porównań i gier słownych, są też scenki tragikomiczne, na przykład kiedy Elę odwiedza w domu pracownica opieki społecznej i zostaje zaatakowana przez domowe zwierzęta :-)
UsuńWydaje mi się, że mogłabym się na nią skusić. Ma coś w sobie, co mnie do niej przyciąga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie ;)
http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/
Tak, ta książka ma coś w sobie :)
UsuńMyśle, że to coś dla mnie.
OdpowiedzUsuńA więc zachęcam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba :)
UsuńWpisałam już na listę "do biblioteki". Jest tam jeszcze "Kochający na marginesie" tej autorki, też chyba przeczytam :-)
OdpowiedzUsuńTo bardzo się cieszę, że zachęciłam :-) Ja też mam zamiar wypożyczyć jeszcze „Kochających na marginesie”.
UsuńA ja Ci powiem, że lubię czytadła :) mają w sobie to coś :)
OdpowiedzUsuńTak, „Sztuka bycia Elą” ma coś w sobie :)
UsuńOd czasu do czasu lubię przeczytać dobre czytadło i podobnie do przedmówczyń lubię bohaterów odmieńców. Zawsze miałam słabość do wyobcowanych, samotników, innych, idących pod prąd.
OdpowiedzUsuńTo tak jak i ja. Mam dużo sympatii dla odmieńców, ale tylko dla tych, którzy nie krzywdzą innych, a bohaterka tej książki nikomu nie robi nic złego. Lubię dobre czytadła, ale rzadko udaje mi się na takie trafić :-)
UsuńMam przeczucie, że znalazłabym trochę siebie w Eli - nie we wszystkich aspektach, ale w kilku na pewno ;-) Ciekawa jestem jakbym ją odebrała :)
OdpowiedzUsuńA więc zachęcam do czytania :)
UsuńDawno nie czytałam książki, której bohaterka jest znacznie ode mnie młodsza. Chętnie się nieco "odświeżę"... A tytuł jest wymowny i frapujący i jak dowodzisz - trafia w punkt...
OdpowiedzUsuńTytuł bardzo mi się podoba, jest intrygujący i pasuje do książki :)
UsuńRozumiem ten typ kobiet, bo... chyba chyba się do nich zaliczam, ale mam wrażenie, że wszystkie teksty o nich/nas są bardzo sztampowe i niesprawiedliwe (dla obu stron „konfliktu”).
OdpowiedzUsuńTen akurat sztampowy nie jest, śmiało można po niego sięgnąć :)
Usuń