Dwudziestodziewięcioletni Tsuneo, główny bohater „W pogoni za dalekim głosem” Taicho Yamady, wraz z kolegami bierze udział w akcji łapania imigrantów nielegalnie mieszkających w Tokio. W trakcie pracy przydarza mu się coś wstydliwego – otóż czuje podniecenie seksualne, i to tak ogromne, że właściwie udaremniające pogoń za Banglijczykiem. Policjant jest przerażony, nie wie, jak wytłumaczyć się przed przełożonym i kolegami: „Co ja im teraz powiem? Że spuściłem się w spodnie, klęcząc przed podejrzanym, którego miałem aresztować?”[1].
Wkrótce bohater zaczyna słyszeć głos niewidzialnej kobiety. Nie wie, co o tym sądzić – czy w ten niezwykły sposób daje o sobie znać duch mężczyzny, którego kiedyś bardzo skrzywdził? Czy to halucynacja, objaw choroby psychicznej? A może jakimś cudem wychwytuje wołanie kobiety, która istnieje w rzeczywistości? Niewidzialna istota ma ogromną moc, bo potrafi nie tylko mówić do policjanta, ale też wpływać na jego emocje i sprawiać, by zachowywał się w sposób dla siebie nietypowy, szokujący otoczenie. Biedny Tsuneo czuje więc podniecenie w nieodpowiednich chwilach, wybucha śmiechem, kiedy powinien być poważny...
Autor wykreował postać mężczyzny, którego nikt nie będzie podziwiał ani chciał naśladować. Tsuneo nie ma żadnych marzeń, tłumi emocje, jest tchórzliwy, unika konfrontacji. Nawiedzająca go kobieta mówi: „Niemożliwe, by ktoś szczęśliwy usłyszał mój głos”[2], tymczasem on wcale nie uważa się za nieszczęśliwego. Dopiero pod wpływem rozmów z nią zaczyna dostrzegać, jak bezbarwne i pozbawione treści jest jego życie. Czy na pewno powinien żenić się z Yosie, której nie kocha? Przecież takiej materialistce jak ona nie będzie mógł opowiedzieć o swoich udrękach i o Eriku. „Nawet po ślubie nie będzie mógł z nią o tym porozmawiać. Również historia z Portlandu będzie musiała zatonąć w mroku niepamięci”[3].
Ciekawym wątkiem jest praca bohatera. Tsuneo w młodości przebywał nielegalnie za granicą, z własnego doświadczenia zna więc wszelkie niedole imigrantów. Wie, w jak tragicznych warunkach mieszkają, z jakim trudem zarabiają pieniądze, jak silny jest ich lęk przed deportacją, jak niewiele osób im pomaga, a ci, którzy pomagają, nie zawsze kierują się czystymi pobudkami. Jako policjant imigracyjny Tsuneo często żałuje tych nieszczęśników, jednak dusi to uczucie, ma zresztą świadomość, że odsyłanie cudzoziemców to konieczność. „Ale co by się działo, gdyby całkiem otworzono granice? Straszne rzeczy”[4]. Zauważa, że jego kraj nie jest przyjazny dla obcych, że Japończycy nie chcą poznawać ich obyczajów i że „Świat wyobraźni Japończyków jest w gruncie rzeczy bardzo ciasny, przez co rozumienie kwestii wykraczających poza granice własnego państwa nie jest dla nich łatwe”[5].
Podsumowując, „W pogoni za dalekim głosem” to interesująca, melancholijna powieść z nutką humoru (czy może raczej tragikomizmu), widocznego chociażby w scenach pościgu za obcokrajowcem, ceremonii zaręczyn czy nieporozumienia ze sprzątaczką. Autor ukazuje człowieka ogromnie samotnego, zaczynającego zdawać sobie sprawę, że prowadzi bardzo tandetne życie i tęskni za zmianą. Tylko czy po zdobyciu tej wiedzy Tsuneo będzie szczęśliwszy, niż był wcześniej? Czy pozna kogoś, kto zafascynuje go równie mocno jak właścicielka głosu? Zakończenie powieści nie wyjaśnia tajemniczych wydarzeń dziejących się wokół policjanta. Czytelnik zostaje z uczuciem niepokoju oraz wrażeniem, że poza rzeczywistością, którą zna, istnieje coś jeszcze i że „ludzkie wnętrze wymyka się spod kontroli”[6].
---
[1] Taichi Yamada, „W pogodni za dalekim głosem”, przeł. Anna Horikoshi, Muza, 2008, s. 17.
[2] Tamże, s. 68.
[3] Tamże, s. 57.
[4] Tamże, s. 44.
[5] Tamże, s. 20.
[6] Tamże, s. 66.
Lektura tej książki była dla mnie całkiem ciekawym przeżyciem - przyznaję, że wątek tajemnicy związany z przeszłością głównego bohatera mocno mnie wciągnął. A zakończenie faktycznie jest intrygujące (chociaż dla czytelników nie przyzwyczajonych do otwartych zakończeń, charakterystycznych dla prozy japońskiej może okazać się irytujące).
OdpowiedzUsuńMnie takie zakończenie przypadło do gustu. Ze smutkiem stwierdzam, że przeczytałam już wszystkie wydane w Polsce książki tego autora. Szkoda. Taichi Yamada umie wplatać do powieści wątki nadnaturalne i znakomicie tworzyć nastrój tajemniczości, co bardzo mnie pociąga.
UsuńPrzeprosiłam się z Serią z Żurawiem i niedługo będę czytać „Perfekcyjny świat Miwako Sumidy”. Akcja tej powieści również dzieje się w Tokio i też jest w niej wątek nadnaturalny. :)
O, to będę wyczekiwać Twoich wrażeń po przeczytaniu "Perfekcyjnego świata Miwako Sumidy", bo mam tę książkę na liście potencjalnych lektur ;)
UsuńKilka stron już nawet przeczytałam. Książka wciąga, i to mocno. :)
UsuńWidzę, że ominął mnie interesujący autor.;( Przysłuchuję się Waszej rozmowie i nabieram smaku. A jeśli jest akurat w ww. powieści odrobina humoru, tym chętniej po nią sięgnę. W lit. japońskiej rzadko spotykam się z humorem.
UsuńNie wiem, jak Ambrose, ale ja się dopatrzyłam humoru w kilku scenach, w tej początkowej z nieudaną próbą aresztowania i potem jeszcze kilka razy. Ten humor jest słabo widoczny... ale niewątpliwie jest. :)
UsuńAutor interesujący, po mistrzowsku tworzy zagadkową atmosferę. Czytelnik się nie nudzi, bo może snuć mnóstwo domysłów dotyczących tytułowego głosu i stanu psychicznego bohatera.
Jak odetchnę po Yoshimoto Bananie, to rozejrzę się za Tawadą. Japończyków nie potrafię czytać ciągiem.;(
UsuńChyba Yamadą? :) Ja też nie potrafię ich czytać raz za razem. W planach mam „Stację Tokio Ueno”, o której niedawno pisał Ambrose, ale to za kilkanaście tygodni.
UsuńNie są to moje klimaty tym razem.
OdpowiedzUsuńTo dość specyficzna książka, nie każdemu się spodoba. :)
UsuńNie jestem przekonana czy książka mi się spodoba, ale nie dowiem się tego jeśli nie dam jej szansy. Tytuł już zapisany, sprawdzę jak ja ją odbiorę. ;)
OdpowiedzUsuńOtóż to, trzeba sięgnąć po książkę i samej się przekonać. :)
UsuńU Ciebie prawie zawsze trafiam na perełki, o których wcześniej nie słyszałam. Zapisuję tytuł!
OdpowiedzUsuńSłowo perełka bardzo pasuje do tej książki. :) Warto ją przeczytać. Niezły jest też „Obcy” tego autora.
UsuńJuż enty raz tu wchodzę i ciągle nie wiem, co napisać, żeby nie było banalnie. Albo żeby znów nie wyszło, że w sumie to nie wiem, czy chciałabym to przeczytać, czy raczej wolę coś bardziej komercyjnego. Japońskich książek mam na regale bodajże trzy sztuki, polowałam na nie zażarcie i nie oddam/sprzedam/wymienię, podczas gdy z innymi tak robię. Ale żeby miło mi się je czytało? Tego nie powiem. Ale czy zawsze chodzi o to, żeby było miło?
OdpowiedzUsuńAleż Twoje komentarze nigdy nie są banalne! Jeśli o mnie chodzi, uwielbiam japońskie książki, jednak nie chcę sięgać po nie zbyt często, bo mnie niepokoją. :)
UsuńTym razem jakoś nie poczułam, że chcę poznać historię głównego bohatera. A wiadomo - nic na siłę :)
OdpowiedzUsuńJasne, nic na siłę. :) Swoją drogą, wierzę w takie przeczucia. Przeczuwałam, że „Rówieśniczki” Tubylewicz mnie nie urzekną, jednak zignorowałam te przeczucia i w efekcie męczę się z nimi już od kilku tygodni. Jakoś mi nie po drodze z tą autorką.
UsuńHa, mam to zachomikowane od lat, czas chyba wyciągnąć z czwartego rzędu na regale i przynajmniej zajrzeć jak się czyta. Skoro Tobie czytało się dobrze ;)
OdpowiedzUsuńBuksy, mnie tę powieść czytało się bardzo dobrze, a jestem dość wybredna. Nabrałam nawet wielkiej chęci, by sięgnąć po kolejne japońskie powieści. W najbliższych planach mam „Stację Tokio Ueno” oraz „Kwiat wiśni i czerwoną fasolę”. :)
Usuń