Po „Śmierć pszczelarza” Larsa Gustafssona sięgnęłam pod wpływem recenzji jednej z moich ulubionych blogerek, Jeżanny, która jakiś czas temu zniknęła z blogosfery, ale nie tracę nadziei, że znowu dołączy do grona osób piszących o książkach.
Nad jeziorem, w małym domku otoczonym zielonymi ulami, mieszka czterdziestoletni Lars Westin, były nauczyciel ludowy. Ta wiosna, która nadchodzi, będzie jego ostatnią, gdyż Lars ma nowotwór z licznymi przerzutami. Nie skarży się na cierpienie i samotność, wszystko znosi ze stoickim spokojem, nie szuka cudownych kuracji, stara się ignorować zmiany zachodzące w ciele i żyć tak, jak dotychczas. Ale choroba czyni szybkie postępy i coraz bardziej wyrzuca Larsa poza nawias życia. W przerwach pomiędzy atakami bólu zajmuje się on pasieką, spaceruje z psem i właściwie czuje się zbyt aktywny i silny na to, by umierać. W takich chwilach dziwi się: czy to na pewno już? Czy naprawdę zbliża się śmierć? Pszczelarz zrezygnował z leczenia, więc ból nowotworowy szaleje w jego organizmie, niełagodzony ani morfiną, ani żadnymi innymi środkami. W tych trudnych miesiącach nad chorym nie czuwa żadna bliska osoba, gdyż z żoną rozstał się on dawno temu, a dzieci nie miał. Jakby mało było tych nieszczęść, nawet pies go opuszcza...
Gustafsson analizuje wszelkie uczucia człowieka śmiertelnie chorego: zdziwienie, że nie wiadomo kiedy nadszedł ten moment, że trzeba żegnać się z życiem, bunt, godzenie się z losem i oddalanie od rzeczywistości. Im większe postępy czyni choroba, tym częściej bohater książki pogrąża się we wspomnieniach. Najmocniej w jego pamięci utkwiło dzieciństwo i właśnie do niego powraca myślami, umierając.
Powieść skomponowana jest w ten sposób, że na początku Gustafsson informuje, że niejaki Lars ma nowotwór i przeczuwając, że wkrótce umrze, poczynił zapiski. Owe zapiski to dalsza część powieści. Sprawiają one wrażenie, jakby naprawdę napisał je człowiek śmiertelnie chory. Cechą pisarstwa Gustafssona jest nie tylko wnikliwość, ale też piękny język; opisy västmanlandzkiej przyrody są po prostu zachwycające.
Moja ocena: 5/6.
---
Lars Gustafsson, „Śmierć pszczelarza” („En biodlares död”), przeł. Zygmunt Łanowski, Czytelnik, 1982.
Jestem bardzo zainteresowana tą powieścią, zapisuję tytuł i poszukam jej w bibliotece. O podobnej tematyce mogę polecić książkę Włodzimierza Odojewskiego ,,Oksana"-jeśli jeszcze nie czytałaś:)
OdpowiedzUsuń"Oksanę" czytałam! Ale nie pisałam o niej, bo jeszcze wtedy nie miałam bloga. Rzeczywiście, poruszają podobną tematykę. Tyle że inaczej się kończą :)
UsuńKsiążka z rodzaju tych cięższych lektur, ale Twoja recenzja mnie zafrasowała.
OdpowiedzUsuńPrzygnębiająca, ale warto przeczytać. Ja zaliczę ją chyba do pierwszej dziesiątki najlepszych powieści przeczytanych w tym roku.
UsuńHa, byłem wczoraj w antykwariacie, dość długo rozglądałem się po półkach nie mogąc zdecydować się na żadną z książek i ostatecznie skusiłem się na "Święto rodzinne" autorstwa... Larsa Gustafssona!
OdpowiedzUsuńTeraz widzę, że był to prawdopodobnie b. dobry wybór, bowiem "Śmierć pszczelarza" wydaje się być zachwycającą lekturą - trudna tematyka śmierci, samotności i opuszczenia, studium człowieka, który żegna się z życiem, oj, lubię takie dzieła.
No zobacz, co za telepatia czytelnicza! Jestem pewna, że "Święto rodzinne" to dobry wybór, bo taki pisarz jak Gustafsson nie mógłby napisać słabej powieści. No to czekam na recenzję :)
UsuńUrzekły mnie wnikliwe opisy uczuć człowieka, który ma tylko 40 lat i uświadamia sobie, że jego życie już dobiega kresu. Niczego nie dokonał, nikt nie będzie po nim płakał, nawet pies nie zawyje po jego śmierci. Piękna książka.
Tak, telepatia czytelnicza istnieje.;) W ub. tygodniu robiłam porządki w szafie z książkami i na widok "Śmierci pszczelarza" zadałam sobie po raz kolejny pytanie, kiedy wreszcie zacznę ją czytać.;)))
UsuńCieszę się, że i Tobie się podobała, to dobrze rokuje.
O, co za przypadek :) Myślę, że książka na pewno Cię zainteresuje. Krótka, ale nadzwyczaj treściwa. Ja uważam ją za jedną z lepszych pozycji z serii Nike i będę do niej wracać.
UsuńTo musi być naprawdę ciężka lektura. Nieczęsto czytam takie książki, ale myślę, że gdybym znalazła ten tytuł w bibliotece to bym się zdecydowała. Choć, zadaję sobie sprawę, że czytanie o śmiertelnie chorym człowieku musi być trudne.
OdpowiedzUsuńWbrew pozorom, nie przygnębia aż tak bardzo jak inne książki o umieraniu, bo została napisana w sposób spokojny, bez histerii. Bohater godzi się z losem, nie narzeka, nie płacze. Wyjątkowo spokojny, opanowany, skromny człowiek...
UsuńTwój wpis przypomniał mi, że - wieki temu - czytałam "Wełnę" Gustafssona. Nie pamiętam szczegółów, ale ogólne wrażenie - prozy pięknej i poruszającej - zostało do dziś. Trzeba będzie wyruszyć na poszukiwanie innych jego powieści.
OdpowiedzUsuńWydano u nas trzy książki Gustafssona: Śmierć pszczelarza, Święto rodzinne i właśnie Wełnę. Wszystkie w świetnej serii Nike, tłumaczone przez Zygmunta Łanowskiego. Ja też kiedyś czytałam Wełnę i też odniosłam wrażenie, że to piękna i poruszająca proza. O tej można by powiedzieć to samo. Gustafsson zostaje jednym z moich ulubionych pisarzy ze Skandynawii.
UsuńBardzo lubię takie książki. Tym bardziej właśnie te starsze... najczęściej to one są najbardziej wartościowe :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że wśród starych książek można znaleźć wiele wartościowych :)
UsuńMelduję się, że byłam i przeczytałam.
UsuńKsiążka jednak nie dla mnie, teraz od takich tematów uciekam...
W złym miejscu napisałam, przepraszam :-)
UsuńAleż nie ma za co, każde miejsce jest dobre :) Na "Śmierć pszczelarza" trzeba mieć odpowiedni nastrój... Teraz z książek skandynawskich będę chyba czytała "Ja nie jestem Miriam" Axelsson.
UsuńTej książki nie znam, ale czytałam tej autorki " Lód i woda, woda i lód" - dałam wprawdzie ocenę 4, ale myślę, że Tobie się spodoba.
UsuńCzytałam kiedyś "Lód..." i też dałam średnią ocenę, o wiele bardziej podobał mi się "Dom Augusty" tej autorki. Z tego, co wiem, "Ja nie jestem Miriam" to powieść trochę inna od poprzednich, bo główna bohaterka wspomina swoją młodość spędzoną w obozach koncentracyjnych.
UsuńPrzeczytałam w zeszłym roku, kiedy ktoś się nią zachwycił na jednym forum, które podczytuję, a że książka krótka to stwierdziłam, że nie stracę dużo czasu, nawet jeżeli mi nie podejdzie. I zachwyciłam się. Jedna z lepszych lektur zeszłego roku. Od razu sięgnęłam po "Wełnę" (też świetna) i "Święto rodzinne" (słabsze, nie skończyłam nawet, ale chyba spróbuję ponownie). Kilka fragmentów zapadło mi w pamięć, na zawsze chyba. Opis przyjaciela narratora z lat dziecięcych i tego jak bawił się w czasie burzy, który przechodzi w mini rozprawę o tym, że tak naprawdę nie możemy poznać drugiego człowieka. "Na dnie każdego człowiek istnieje czarna jak noc zagadka." Piękne. Czytałam ten fragment wiele razy. Opis "przebudzenia się" Boga to też coś niespotykanego. Język jest rzeczywiście doszlifowany. Rzadko można coś takiego czytać.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że więcej jego rzeczy nie zostało przetłumaczonych. Choćby "Sigismund" o Polskim królu przecież.
O tak, też zwróciłam uwagę na ten fragment o przyjacielu. Nicke - tak on się nazywał. Te słowa o zagadce rzeczywiście piękne. Piękne i prawdziwe. Wiele fragmentów zwróciło moją uwagę. Na przykład ten o Ann, która raz jeden była jego kochanką, a potem zaprzyjaźniła się z jego żoną. I ten, w którym pszczelarz napisał, że nigdy w życiu nie odczuwał tak intensywnie jak teraz, że ma ciało. I jeszcze te wstrząsające opisy ataków bólu... O bólu pisze tak: "Jest w stanie wymazać wiadomości dnia, pogodę, zmiany w przyrodzie, nawet strach. Jest państwem, w którym włada ostateczna prawda". Niesamowite. A takich fragmentów jest wiele. Nie jestem jakąś wielką fanką opisów przyrody, ale te w wykonaniu Gustafssona - opisy bagnisk, rzeki, odchodzące zimy - mnie urzekły.
UsuńJeśli chodzi o książki wybierane do tłumaczeń - brak słów. Tłumaczą i wydają byle jakie kryminały, a dobrych pisarzy pomijają. Ile np. książek Vesaasa czeka na przetłumaczenie...
To bardzo gęsta książka. Założę się, że czytając drugi, trzeci, czwarty raz, zawsze znajdzie się coś nowego i coś innego przykuje uwagę, chociaż to taka mała objętościowa powieść.
UsuńZgadzam się z Tobą. Przeczytać taką książkę raz to za mało, trzeba do niej wracać. Przy pierwszym czytaniu na ogół największą uwagę zwraca się na fabułę, dopiero przy kolejnych na różne uwagi narratora. Książka krótka (zaledwie 140 stron, format malutki), a tyle w niej treści...
UsuńRekomendacja jeżanny to i dla mnie niemal pewniak, a do tego twoja życzliwa opinia sprawia, że książka będzie czytana. I choć temat przygnębiający, to twoja relacja sprawia wrażenie, iż nie przytłaczający, a raczej refleksyjny.
OdpowiedzUsuńTak, książka jest smutna, ale nie przytłaczająca. Temat nadchodzącej śmierci został ukazany spokojnie, bez histerii. Niewielu śmiertelnie chorych ludzi zachowuje się tak spokojnie jak bohater tej powieści. Najczęściej jest histeria, przeogromna rozpacz, szukanie cudownych kuracji albo też odpychanie myśli o śmierci...
UsuńMoja opinia jest nadzwyczaj życzliwa, bo to będzie jedna z książek roku. Takie właśnie książki lubię, a Gustafsson jako autor bardzo mi odpowiada :)
Jestem pod wrażeniem recenzji. Ta mieszanka surowego klimatu, pięknej prozy i trudnego tematu - z pewnością stanowi gwarancję niezapomnianej lektury...
OdpowiedzUsuńKsiążkę tę będę pamiętała długo i kiedyś chyba do niej wrócę. Może wtedy, gdy sama znajdę się w takiej sytuacji jak bohater... Piękna książka, polecam.
UsuńPięknie o niej napisałaś. Poszukam w bibliotece tej wielowymiarowej i mądrej powieści, w której można znaleźć tyle myśli i refleksji, o sobie i życiu. Lubię historie niosące ze sobą coś więcej, jakąś nostalgię.
OdpowiedzUsuńW tej nostalgii jest bardzo dużo... Warto, by ta piękna powieść nie popadła w zapomnienie :)
UsuńPrzypomniałaś mi, że ta książka leży u mnie na półce od paru lat... chyba niesłusznie zapomniana.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem niesłusznie. Ja muszę sobie tę książkę kupić, bo wypożyczyłam ją z biblioteki, a chciałabym mieć na własność :)
UsuńByłam pewna, że mam tę książkę, ale z Czytelnika znalazłam na półce "Śmierć Gulliwera" Andrejewa i "Śmierć Artemia Cruz " Fuentesa. Twoja książka brzmi intrygująco. Ciekawi mnie ten piękny język i te przemyślenia bohatera. Jakaż to musiała być przygnębiająca, ale niesamowicie bogata pod względem psychologicznych przemyśleń książka.
OdpowiedzUsuńTych tytułów, które wymieniłaś, nie czytałam, ale mam nadzieję, że kiedyś się z nimi zapoznam, bo w tej serii nie wydawano kiepskich książek. A "Śmierć pszczelarza" bardzo polecam. Przeczytałam ją już kilka tygodni temu i wciąż o niej myślę. Słabe książki szybko wylatują z pamięci, a dobre zostają na długo.
UsuńAbsolutnie muszę przeczytać. Dziękuję za ten wpis!
OdpowiedzUsuńZachęcam do przeczytania, naprawdę warto, i polecam też „Wełnę”. Pozdrawiam!
Usuń