„Kominy: Oświęcim 1940-1945” z przedmową Tadeusza Hołuja to mniej znana książka poruszająca problematykę obozu Auschwitz-Birkenau. Składają się na nią relacje i opowiadania wielu autorów, m.in. Ryszarda Gerta, Józefa Kreta, Ireny Perkowskiej-Szczypiorskiej. W swojej opinii wspomnę tylko o kilku relacjach.
Za najlepsze opowiadanie z tego zbiorku uważam „Trzeba głęboko oddychać” Ryszarda Gerta. To opowieść blokowego z kwarantanny, człowieka niewątpliwie mającego większe możliwości niż zwykli więźniowie. Blokowy jest człowiekiem cynicznym, obeznanym z obozowym życiem, umie załatwić różne rzeczy. W październiku 1943 roku do obozu przybywa transport więźniów z Terezina. Więźniowie ci otrzymali specjalne przywileje, nie wolno ich bić, znęcać się nad nimi (co niesłychanie denerwuje niektórych blokowych). Mieszkają razem z rodzinami, nie rozdziela się ich. Więźniowie ci nie zdają sobie sprawy z tego, czym w istocie jest obóz koncentracyjny. Pewnego dnia narrator opowiadania dowiaduje się, że transport z Terezina zostanie skierowany do krematorium. Spanikowany, próbuje ocalić życie młodej Żydówki Wiery, bo tak się stało, że bardzo polubił Wierę. Mógłby ocalić od śmierci ją i jej siostrę, ale nie matkę, bo matka jest stara i schorowana. Jednak Wiera... W tym miejscu urwę, by nie zdradzić za wiele.
W „Biegunach” Józef Kret mówi o niezwykle odważnej i ofiarnej kobiecie, Marii Góreckiej. Kobieta ta mieszkała w wiosce w pobliżu Oświęcimia i nie umiała obojętnie przechodzić obok tragedii więźniów. Starała się pomagać im, podawać jedzenie i lekarstwa tym, którzy pracowali poza terenem obozu. Józef Kret wspomina, że kiedy był przeraźliwie wynędzniały i wygłodzony, skierowano go na na roboty melioracyjne. Wtedy do jego serca napłynęła ogromna nadzieja, że kobieta, o której dobroci tyle słyszał, znajdzie sposób, by mu pomóc. Może pod którymś z krzaków będzie czekał na niego posiłek? I Maria Górecka nie zawiodła. Przygotowała dla niego garnuszek z kaszą z mięsem.
W „Znałam ludzi dobrej woli” Janina Kajtoch opowiada, w jaki sposób pomagała więźniom, którzy pracowali poza drutami i jak starała się wciągnąć swoich sąsiadów w akcję pomagania. Widziała więźniów idących na roboty polne, do regulacji Soły, do burzenia domów, do prac melioracyjnych. Ten widok napełniał ją straszliwym smutkiem. Podrzucanie więźniom pożywienia było niebezpieczne, niejeden z pomagających za swoją działalność został zesłany do obozu...
Do postaci wspomnianych w „Kominach...” należy 5-letni chłopczyk, Miszka. Przybywszy do obozu, dzieciaczek ten odważnie powiedział do esesmanów: „Ja... bol-sze-wik”. O dziwo, esesmani polubili tego małego bolszewika. W książce pojawia się też doktor Mengele. Podobno wyglądał on na człowieka łagodnego i dobrodusznego. Pewna kobieta bardzo go wychwalała, bo głaskał jej dzieci-bliźnięta po główkach i przynosił im czekoladę i cukierki. A potem, gdy już przeprowadził swoje doświadczenia, osobiście zawiózł te dzieci do krematorium. Nieszczęsna matka dostała wówczas obłędu.
W tej książce często pojawiają się relacje przeczące tezie, iż w nieludzkich warunkach ludzie stają się nieludzcy, ulegają demoralizacji. Owszem, ulegają, ale nie wszyscy. Istnieją ludzie, do których zło jakby nie dociera, którzy zawsze, w każdym czasie i w każdych okolicznościach starają się pomagać innym.
Czuję wewnętrzny przymus czytania takich książek. Chociaż pamięć możemy dać tym ludziom.
OdpowiedzUsuńJa tak samo, przezywam lekturę, a czytam i tak.
OdpowiedzUsuńBardzo interesuje mnie tematyka drugiej wojny światowej, a szczególnie właśnie kwestia żydowska. Z wielką chęcią przeczytam tę książkę. Ciężkie to tematy, ale nie potrafię być obojętna wobec takich książek. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńTak jak napisała Książkowiec, chociaż pamięć możemy dać tym ludziom...
UsuńDziękuję za pozdrowienia i pozdrawiam również :-)
Brzmi strasznie, nie chce czytac.
OdpowiedzUsuń