14.11.2024

„Wyspa pajęczych lilii” Li Kotomi

Na brzegu zagubionej gdzieś na Pacyfiku Wyspy niespełna szesnastoletnia Yona znajduje obcą, zakrwawioną rówieśniczkę. Z pomocą „rodzicy” (tak tubylcy nazywają opiekunów dzieci) transportuje przybyszkę do swojego domu, pielęgnuje, zapoznaje z otoczeniem. Umi odzyskuje zdrowie fizyczne, ale pamięci niestety nie. Mijają tygodnie, a ona nadal nic nie wie o swojej przeszłości, pamięta jedynie niewyraźne obrazy – burzę, szalejące fale, przechylony pokład – ale to zbyt mało, by ułożyć spójną historię. Jak każda osoba pozbawiona wspomnień i niemająca dokąd wrócić, szybko zapuszcza korzenie w miejscu, w którym znalazła opiekę i przyjaźń. Tylko czy Wielka Noro, władczyni tego odizolowanego zakątka świata, pozwoli jej zostać?... 

„Wyspa pajęczych lilii” jest swoistym połączeniem utopii, powieści inicjacyjnej i feministycznej baśni. Ludzie zamieszkujący krainę, do której trafiła Umi, prowadzą dość proste życie – obywają się bez podróży, zegarów, pieniędzy – a mimo to nie narzekają. Ich dobre samopoczucie wynika z kilku powodów. Po pierwsze Wyspą rządzą wyłącznie kobiety, dzięki czemu panuje na niej pokój, ład i tolerancja (według autorki rządy mężczyzn oznaczałyby niszczenie i zabijanie). Po drugie Wielka Noro i skupione wokół niej kapłanki sądzą, że źródłem konfliktów są więzy krwi, i nakazały mieszkańcom nie zakładać rodzin, a oni grzecznie zastosowali się do polecenia. Każdy może tu utrzymywać kontakty seksualne, z kim chce, nikt nie potępia homoseksualizmu, żadna dziewczyna nie boi się zajść w ciążę, bo można legalnie ją usunąć, noworodki oddaje się do żłobka i wychowują je najpierw pielęgniarki, a potem „rodzica”, czyli ktoś, kto akurat ma chęć pobawić się w matkowanie. Po trzecie większość mieszkańców jest spokojna i posłuszna; jeśli ktoś się buntuje, to bardzo łagodnie. Nikt nie próbuje wykraść statku i wypłynąć w morze, by zobaczyć, co znajduje się za horyzontem, nikt nie walczy o władzę. Po czwarte na Wyspę nie docierają żadne wieści z zewnątrz. Nie ma internetu, prasy, telewizji, radia, ciekawskich gości; nikt i nic nie mąci spokoju mieszkańców. Po piąte kapłanki dbają o komfort psychiczny mieszkańców, nie straszą ich prawdziwymi bądź urojonymi zagrożeniami, jak to robią politycy w naszym zwyczajnym świecie.

Codzienność i tajemnice Wyspy poznajemy z perspektywy Umi, mającej początkowo spore problemy ze zrozumieniem mowy tubylców. W powieści znajduje się wiele dialogów zawierających obco brzmiące słowa, których znaczenia trzeba się domyślać. Polski tłumacz starał się, by czytelnik mógł poczuć takie samo zagubienie jak Umi, kiedy słyszała dziwne, nie do końca zrozumiałe wypowiedzi. Wątek lingwistyczny jest bardzo ważny, w posłowiu tłumacz nazywa język głównym bohaterem powieści. 

Nastolatka próbuje się więc zadomowić, poznaje kolejne osoby, zwyczaje, ale miewa też wątpliwości, czy na pewno wszystko jest tu sprawiedliwie urządzone. Bo dlaczego mężczyzn odsuwa się od wszystkiego, co ważne? Dlaczego nie mogą zostawać kapłanami, poznawać historii Wyspy, uczyć się języka kobiecego? Dlaczego w ogóle ludzi dzieli się według płci? „Skoro wszyscy mamy takie same serca, czemu musimy się dzielić na mężczyzn i kobiety?” (s. 59).

Jak widać na podstawie ostatniego cytatu, przemyślenia bohaterki nie są zbyt głębokie. Podobną naiwność widać w budowaniu fabuły i zakończeniu, do tego dochodzi irytująca skłonność autorki do idealizowania kobiet. Ale znalazłam w tej książce coś, co mi się bardzo podobało, a mianowicie język. Jest to język ładny, plastyczny, bogatszy niż treść. Oto dwa opisy plaży, na której znaleziono Umi: 

„Niezależnie od pory roku, pokryta była dywanem pajęczych lilii – teraz też żarzyła się czerwienią. Niezliczone, zmysłowe języki ognia wsparte na zielonych łodygach odbijały, pochylając się, pomarańczowe promienie zachodzącego słońca; wyglądały, jakby w każdej chwili mogły wypalić się i zniknąć” (s. 39-40).

„Zanurzona do połowy krwistoczerwona tarcza słońca kładła na wodzie ślad niczym ognisty ogon. Za ich plecami jak okiem sięgnąć kwitły uwodzicielsko oświetlone jej blaskiem pajęcze lilie” (s. 140).
---
Li Kotomi, „Wyspa pajęczych lilii”, przeł. Dariusz Latoś, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2024

14 komentarzy:

  1. Chyba lektura by mnie irytowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej sama sprawdź, bo powieść ma wiele dobrych recenzji, wielu osobom się podoba. :)

      Usuń
  2. Dziękuję za recenzję. Mam wrażenie, że książka by mnie nie urzekła, ale wzmianka o pięknym języku brzmi niebywale zachęcająco...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Język jest moim zdaniem największą zaletą tej książki. Powieść otrzymała prestiżową Nagrodę Akutagawy, więc może tylko ja nie umiem jej docenić? :)

      Usuń
    2. Czasami tak jest, a mam wrażenie, że wiele zależy też od tego, z jakim nastawieniem przystępujemy do lektury. Ja ostatnio nie umiałam docenić "Wegetarianki" H. Kang, choć książka dostała Bookera, a autorka nawet Nobla. ;)

      Usuń
    3. Przystępowałam do lektury z dobrym nastawieniem, bo regularnie sięgam po książki wydawane w Serii z Żurawiem i przedtem zawsze byłam zadowolona. Cóż, najwidoczniej Li Kotomi nie jest „moją” autorką. „Wegetariankę” zapewne za jakiś czas przeczytam, bo dopisana jestem do kolejki w bibliotece, ale nie będę nastawiać się na poruszającą, piękną lekturę. :)

      Usuń
  3. Ja jednak się nie skuszę, gdyż inne książki bardziej przykuły moja uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam w międzyczasie kolejną książkę wydaną w Serii z Żurawiem, „Mrok jest miejscem”, i tę dla odmiany bardzo polecam. :)

      Usuń
  4. Tak z opisu chwilami kusi, chwilami wręcz przeciwnie odrzuca. Może kiedyś sama się przekonam, ale to jeśli będę miała okazję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej samej się przekonać. Książka ma i zaletę, i wady. :)

      Usuń
  5. Zastanawiałam się nad tą książką, ale ostatecznie wybrałam inną. Też z wydawnictwa UJ. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że chodzi o „Mrok jest miejscem” Ariadny Castellarnau. :) Przeczytałam obie i „Mrok”, w przeciwieństwie do „Wyspy”, idealnie trafił w mój gust. W takim razie będę wypatrywać Twojej recenzji.

      Usuń