Madeleine Hessérus fabułę swojej powieści osadziła w miejscu, o którym w kwietniu 1986 roku usłyszał cały świat i które do dziś budzi grozę, a mianowicie w Strefie Czarnobylskiej. W chwili, gdy zaczyna się akcja, od katastrofy minęło już kilkanaście lat (nie kilka, jak podano na okładce książki, lecz właśnie kilkanaście). Skażone tereny zdążyły się już zmienić w ogromny rezerwat, do którego tylko nieliczni mają wstęp. I właśnie do tych nielicznych należą bohaterowie książki, czyli naukowcy pracujący w stacji badawczej. Obserwują oni obszar wokół elektrowni, próbują ustalić, jak cez sto trzydzieści siedem przemieszcza się za pośrednictwem liści, czy trzeba te liście palić i co potem zrobić z popiołem, wykonują też doświadczenia na zwierzętach – zostawiają na przykład w Czerwonym Lesie klatkę z myszami, a po kilku dniach je zabierają, zabijają i przeprowadzają sekcje.
Laboratorium jest słabo wyposażone, brakuje ludzi i sprzętu, ukraińskie władze ani nie zajmują się katastrofą w zadowalający sposób, ani nawet nie zapoznają z wynikami badań, nic więc dziwnego, że naukowcy są rozgoryczeni. Część z nich pochodzi ze wschodu Europy, inni przyjechali z zachodu. Niektórzy uważają, że Ukraina już się skończyła i wcześniej czy później każdy tu zwariuje, niektórzy przejawiają podziw dla radzieckich naukowców. Do zespołu należą między innymi powolny, ostrożny Lew, wścibski, skłonny do intryg Joshua, pracowita Susan, ambitna Olga, która „Wygląda jak rusałka, ale w rzeczywistości to radziecki wóz opancerzony. Pokona każdą przeszkodę”[1], a także Grigorij z Ukrainy, wychowany w wierze, że jednostka musi pracować dla wspólnego dobra. Grigorij przebywa w Strefie już od wielu lat. Osobiście pomagał przy ewakuacji ludności. Jako zabezpieczenie przed skażeniem dano mu... pelerynę przeciwdeszczową. Ale wtedy był młody i nie doceniał zagrożenia, traktował to jako przygodę. Dopiero po latach zaczyna rozumieć, z czym tak naprawdę miał do czynienia. A mimo to wcale nie chce uciec, wprost przeciwnie, tkwi tutaj pomimo niskich zarobków i rozsądnych rad. Miedzy nim a Czarnobylem wytworzyła się dziwna, silna więź. Podobną więź czuje też Olga. Jej ojciec, fizyk atomowy, jako jeden z pierwszych wszedł do płonącego reaktora. „Przeżył dwa miesiące, ale to i tak długo. Ze zrozumiałych względów nikt nie mógł się do niego zbliżyć. Jego ciało dosłownie się rozpadło”[2]. Osiągnięcia naukowe Olgi są imponujące, zdolności społeczne zerowe, ale każdy ma przekonanie, że Czarnobyl jest jej przeznaczony, bo gdzie miałaby pracować, jak nie w miejscu, które zabrało członka jej rodziny?
Na początku książki do zespołu dołącza dwudziestoośmioletnia Szwedka Katarina. Trzeba jej wszystko wytłumaczyć, pokazać. I to własnie jej oczami obserwujemy Strefę, wraz z nią spacerujemy po Czerwonym Lesie, oglądamy sarkofag nałożony na elektrownię, wchodzimy nawet do Pałacu Kultury w Prypeci. Wkrótce bohaterka zwraca uwagę na kolegę z laboratorium. Romanse są źle widziane, bo wywołują konflikty między pracownikami, obniżają wydolność pracy. Jednak młoda pani biolog nie potrafi wyrzec się nadziei na miłość. Ani Szwedka, ani jej rywalka nie są prostaczkami, toteż nie walczą o mężczyznę w sposób jawny, tylko subtelny, niewidoczny dla reszty załogi. Obie kobiety starają się ukrywać emocje, przy tym Katarina dodatkowo próbuje zmienić wrogość w przyjaźń. Jej wybranek też nie jest prymitywem, ma wiele skrupułów związanych z porzuceniem poprzedniej kochanki, tym bardziej że jako jedyny zna jej tajemnice i wie, jak mocno zrani ją zdrada. Proporcje pomiędzy wątkiem czarnobylskim a uczuciowym zostały idealnie wyważone, żaden nie przytłacza, oba doskonale się przenikają.
Widzę, że powieść doczekała się mnóstwa negatywnych recenzji. Być może wynikają one z zawiedzionych oczekiwań, bo ktoś, kto został zwabiony podtytułem brzmiącym „o miłości w zakazanej strefie rozciągającej się wokół Czarnobyla”, na pewno poczuje rozczarowanie, że to nie prosty romans. Zarówno miłość, jak i tragedia ekologiczna zostały przedstawione w sposób spokojny, bez ckliwości i efekciarstwa, a opisy pracy naukowców zajmują na tyle dużo miejsca, by znudzić kogoś przyzwyczajonego jedynie do czytadeł. Mnie, szczerze mówiąc, ta powieść oczarowała. Doceniam jej skomplikowanych bohaterów, melancholijny klimat, wnikliwość w przedstawianiu historii Czarnobyla i zmian, jakie zaszły po wybuchu. Bardzo też przemawiają do mnie różne refleksje rozsiane po książce, na przykład ta: „Przyroda nawykła do różnego rodzaju katastrof, a człowiek jest jedną z nich”[3].
---[1] Madeleine Hessérus, „W cieniu Czarnobyla”, przeł. Wojciech Łygaś, Sonia Draga, 2018, s. 297.
[2] Tamże, s. 140.
[3] Tamże, s. 190.
Nawet powiedziałabym ,że to już kilkadziesiąt lat, mój syn miał niecałe 2 latka, mnie takie tematy ciekawią i chętnie przeczytałabym taką powieść.
OdpowiedzUsuńZachęcam więc do przeczytania książki. :) Tak, to prawda, od katastrofy minęło już kilkadziesiąt lat. Chciałabym kiedyś zwiedzić Prypeć i Czarnobyl, na własne oczy zobaczyć miejsca opisane w tej książce.
UsuńJa z chęcią sięgnę, a właściwie pożyczę od męża koleżanki ;)
OdpowiedzUsuńZachęcam do przeczytania. :) Recenzje ma raczej złe, ale moim zdaniem to świetna książka i naprawdę sporo jest w niej o Czarnobylu. Autorka zwiedzała Strefę, wiedziała, o czym pisze.
UsuńTa tematyka bardzo mnie interesuje, dlatego na pewno przeczytam. Ostatnio oglądałam filmy w wyprawy napromieniowani.pl i jestem w szoku, że tam ciągle żyją ludzie. Starsi, zapomniani, odchodzą cicho i bez echa.
OdpowiedzUsuńTo prawda, tam ciągle żyją ludzie. Niektórzy pomimo zakazów wydanych przez władze szybko powrócili na stare śmieci i mieszkają w strasznych warunkach, bez prądu, bez bieżącej wody, w samotności. Wysiedlenie wydawało się im gorsze niż promieniowanie.
UsuńCzytając twój opis pomyślałam sobie to bardzo interesująca książka i wtedy natrafiłam na zdanie o złych notowaniach, co mnie zadziwiło. Bo wynika, że i temat i sposób potraktowania są bardzo interesujące. Z chęcią bym przeczytała. I z chęcią bym zwiedziła, ale mając świadomość niebezpieczeństwa pobytu w Strefie skupię się na lekturze.
OdpowiedzUsuńMnie się podobała, ale faktem jest, że ma sporo negatywnych recenzji. W tej powieści są wspaniałe opisy zwiedzania Strefy. Jest tu na przykład opisana wizyta w Czerwonym Lesie, wędrówka po wyludnionej Prypeci... Te opisy są tak plastyczne, że podczas czytania można sobie wyobrażać, jak to wszystko wyglądało.
UsuńTemat Czarnobyla się dla mnie akurat świeży, bo jestem po obejrzeniu serialu. Przyznaję, że tematem się nigdy mocno nie interesowałam i być może gdyby nie serial, to bym nie myślała o lekturze książki, nawet mimo tego, że Twoja opinia brzmi zachęcająco. A tak to od razu jakoś mnie zainteresowała.
OdpowiedzUsuńA ja chciałabym przeczytać Krzyk Czarnobyla Swietłany Aleksijewicz, ale przyznam, że odkładam lekturę, bo się po prostu boję. Podobno w tej książce jest dużo okropności.
UsuńSłyszałam tylko o jej książce "Czarnobylska modlitwa" i pamiętam, że chciałam przeczytać.
UsuńZ tego, co widzę, jest to ta sama książka, tylko wydana raz jako „Czarnobylska modlitwa” (przeł. Jerzy Czech), a raz jako „Krzyk Czarnobyla” (przeł. Wołosiuk Leszek). Który przekład jest lepszy, nie mam pojęcia, a sięgnę po ten, który pierwszy wpadnie mi w ręce.
Usuń