– Spójrz na mnie, Kasiu. Kochasz mnie? – pyta. – Jeśli tak, to jak możesz chcieć umrzeć? Nie mogę cię stracić. – Głos mu się łamie i sam zalewa się łzami.– Nie kocham cię!!! – wrzeszczy tak głośno, że uginają się pod nią nogi. Upada na podłogę. – Daj mi nóż! Chcę się zabić! Zabiję się! – Krzyk rozdziera jej gardło, lament zniekształca wypowiadane słowa. Płacz ojca przy płaczu córki to subtelne chlipanie[1].
„Pyskuje ojcu prawie każdego dnia, ale w głębi serca szczerze kocha tego człowieka. Wie, że mają tylko siebie.– Tatusiu, nie daje już rady. Chciałabym już pójść do mamy. – Dwie łzy skapują na talerz z zimnym leczo”[2].
„Czy będzie jej się chciało żyć? A może miałaby więcej chęci, gdyby nie była przez niego ubezwłasnowolniona? Bzdura – odpowiada sam sobie”[3].
„Niestety radość nie trwała długo, bo kilka minut później usłyszał, ile kosztuje jeden turnus. Kąciki ust znów stały się ciężkie. Jakby ktoś doczepił im po bokach odważniki. Momentalnie wykrzywiły się w podkówkę, dodając mu ładnych kilka lat.– Skąd weźmiemy dwanaście tysięcy złotych? – zmartwiła się pani Janina, kładąc się do spania obok męża.– Pożyczymy w banku. Zdrowie dziecka jest najważniejsze. – Pan Józef nie wahał się ani minuty, po czym przekręcił się na swoją stronę i zgasił nocną lampkę”[4].
„Unikała wymiany spojrzeń z resztą osób, zwłaszcza z facetem sączącym kawę, który co chwilę posyłał jej pogardliwie spojrzenia, przewracał oczami i wzdychał, głośno dając do zrozumienia, że kiepska z niej matka”[5].
Pierwszy i drugi fragment są nieznośnie ckliwe. I skąd autorka wie, że na talerz spadły dwie łzy, a nie trzy? Policzyła je? Z kolei z trzecim i czwartym cytatem problem jest taki, że autorka nie rozmawiała ani z ojcem Pauliny, ani z matką, bo ta od dawna nie żyje, nie może więc wiedzieć, co mówił do siebie ojciec, jak wyglądała rozmowa rodziców ani kto zgasił lampkę. Piąty passus to opis podróżnych siedzących w wagonie restauracyjnym. Nasza autorka nie zamieniła z nimi ani słowa, a mimo to jest przekonana, że zna powód frustracji faceta przewracającego oczami. W jeszcze innym miejscu książki pisze, że jakiś lekarz w szpitalu, do którego trafiła anorektyczka, „nie jest świadomy swojego słowiańskiego akcentu, wydaje mu się, że brzmi jak wszyscy mówcy na TEDs”[6]. Aż chciałoby się zapytać: a skąd te informacje, autorko? Masz może dar wnikania w myśli ludzi, z którymi nie zamieniłaś ani słowa i których nigdy na oczy nie widziałaś? Przez tę skłonność Klaudii Stabach do wymyślania, dopowiadania i ubarwiania książka bardzo traci na wartości. Może zresztą nie byłabym aż tak mocno rozczarowana, gdyby tytuł nie sugerował, że dostanę pełnokrwiste reportaże.
Rozdział „W ukryciu” zaczyna się ciekawie, od relacji o ważącej 110 kilogramów Beacie, która nie umie zapanować nad napadami obżarstwa i czuje się bezradna, bo kiedy idzie do lekarza, słyszy, że powinna schudnąć. I tyle. Nie otrzymuje żadnej pomocy ani nawet skierowania na podstawowe badania. Jednak zamiast kontynuować reportaż, autorka ni stąd, ni zowąd zaczyna opisywać spotkanie Jedzenioholików, z którego nic ciekawego nie wynika, streszczać, co wyczytała na stronie internetowej tej organizacji, wkleja nawet listę Dwunastu Kroków. Do Beaty już nie wraca, a szkoda.
Mimo że z powodu stylu autorki reportaż wydał mi się dość niepoważny, nie skreślę go całkowicie, bo jednak porusza ważny, aktualny temat i pokazuje, jak wyglądają początki zaburzeń odżywiania, jak przedstawia się w Polsce sprawa leczenia, w jak beznadziejnym położeniu znajdują się chorzy i ich rodziny. Autorka uczula, by nie lekceważyć tych zaburzeń, bo ze wszystkich chorób psychicznych to właśnie anoreksja jest najbardziej śmiertelna.
---
[1] Klaudia Stabach, „Głodne. Reportaże o (nie)jedzeniu”, Wielka Litera, 2023, s. 141.
[4] Tamże, s. 175.
[5] Tamże, s. 90.
[6] Tamże, s. 139.
Temat owszem ważny, ale za tego typu reportaż powinien się zabrać ktoś sensowny a nie okraszać taką ckliwością jak w cytowanych przez Ciebie fragmentach. To zniechęca.
OdpowiedzUsuńNiektórzy lubią taką ckliwość, bo książka ma wiele dobrych ocen – ale ma też wiele bardzo niskich. Mnie ta ckliwość i ubarwianie niestety przeszkadzały.
UsuńMyślę, że też mogłoby mnie irytować "upiększanie" takich treści. Jeśli czytam reportaż, preferuję suchy styl, coś w rodzaju prac J. Kopińskiej. Nie lubię też fabularyzowania prawdziwych historii, bo wtedy odbieram je poniekąd jako niewystarczające (według twórczyni). Że trzeba je podkoloryzować, bo same w sobie nie zaciekawią, nie sprzedadzą się.
OdpowiedzUsuń"mierząca 170 cm i w najgorszym momencie ważąca 27 kg" - włos mi się zjeżył na karku, kiedy próbowałam sobie wyobrazić taką osobę. Zobaczyłam praktycznie szkielet obleczony kością.
A te 27 kg to wcale nie jest rekord, bo niejaka Kristina Karyagina z Rosji w najgorszym momencie ważyła 17 kg. Przy tym te osoby nadal nie rozumieją, że są za chude i wyniszczone, nie chcą jeść, lęk przed przytyciem jest silniejszy niż rozsądek.
UsuńJa też lubię w reportażach suchy, konkretny styl, trzymanie się faktów. Jeśli zaś reporterka chce trochę pozmyślać, powinna wyraźnie to zaznaczyć. W przypadku „Głodnych” czytelnik może odnieść wrażenie, że Klaudia Stabach rozmawiała z ojcem Pauliny. Ale w jednym z wywiadów na pytanie, czy rozmawiała, wyznaje: „Nie, myślałam o tym, ale nie chciałam, żeby to była kolejna historia rodzica, tylko żeby Paulina mówiła swoim głosem. Poczuła, że jest ważna, że jest osobą, a nie chorobą. W rozdziale poznajemy przede wszystkim jej perspektywę i uczucia, a tło zbudowałam, między innymi wspierając się programami telewizyjnymi i researchem”.
Temat na pewno jest ważny, ale nie każdy potrafi je dobrze i przekonująco przedstawić.
OdpowiedzUsuńTak, to bardzo ważny temat, bo coraz więcej osób ma nieprawidłowy stosunek do jedzenia, a na anoreksję chorują coraz młodsze dziewczynki, już nawet dziesięcioletnie.
UsuńNie wiem, może się mylę, ale dla mnie tak tworzony reportaż wydaje się nieco... niepoważny? Nie w kontekście tematu, ale tego, że nie widzę sensu w przedstawianiu emocji i punktu widzenia osób, z którymi się nie rozmawiało, przedstawianiu relacji z drugiej ręki albo w oparciu o programy telewizyjne. Ile w tym prawdy, ile wyobrażeń autorki?
OdpowiedzUsuńObawiam się, że wiele osób odbierze tę książkę jako nie do końca poważną, bo jednak od reportażu oczekujemy, by autor opisywał tylko to, co widział i słyszał, posiłkowanie się fantazjami uważamy za niedopuszczalne. Widać, że autorka się starała, ale dlaczego nie poprzestała na materiale, który udało jej się zebrać?...
UsuńNo właśnie!
UsuńPlanuję przeczytać tę książkę. Szkoda, że styl autorki jest jaki jest, bo pewnie przez to książka będzie różnie odbierana. Mimo tego jednak sprawdzę jak ja odbiorę ten reportaż.
OdpowiedzUsuńW takim razie ciekawa jestem Twoich wrażeń. :) Tak, opinie o książce są różne. Niektórym przeszkadza skłonność autorki do ubarwiania, innym nie. Mnie przeszkadzała, ale nie żałuję, że sięgnęłam po tę książkę, bo nie miałam zbyt dużej wiedzy o zaburzeniach odżywiania.
UsuńCiekawy reportaż..recenzja. A co do książki, bardzo lubię styl tej autorki. Jest naprawdę ciekawy i godny polecenia.
OdpowiedzUsuńMój blog: https://idealnysen.pl/pl/c/Posciel-Jedwabna/338
Mnie akurat ten styl nie zaciekawił, uważam, że autorka powinna czytać dobre reportaże i uczyć się od mistrzów, chociażby od Katarzyny Surmiak-Domańskiej. :)
UsuńEch, mądrość tkwi w umiarze, a gdy zaczyna się człowiek kierować w którąkolwiek skrajność, to na ogół robi się bardzo nieciekawie. Reportaż dotyczy bardzo ważnego zagadnienia i trochę szkoda, że styl nie do końca odpowiedni.
OdpowiedzUsuńSzkoda. Żałowałam, że Klaudia Stabach nie pisze tak dobrze jak Katarzyna Surmiak-Domańska czy Mariusz Szczygieł. A zagadnienie jest bardzo ważne, bo z powodu zaburzeń odżywiania cierpi coraz więcej ludzi. Teraz będę czytać „Moją drogę do nowego życia” Dominiki Gwit. Jest to aktorka, która kiedyś w ciągu roku schudła pięćdziesiąt kilogramów, po czym potężnie utyła i teraz, ważąc około 140 kg, twierdzi, że czuje się szczęśliwa i ma gdzieś, co ludzie o niej myślą. :)
Usuń