12.09.2022

„Kobiety z klasą” Steinunn Sigurðardóttir

Maria, narratorka „Kobiet z klasą” Steinunn Sigurðardóttir, osiąga sukces w dziedzinie zdominowanej przez mężczyzn, zostaje mianowicie sławną specjalistką od wulkanów. Lubi na własne oczy śledzić kształtowanie się powłoki ziemskiej. Któregoś razu spada z lodowca. Opisuje to tak: „Z całych sił przyciskałam ręce do ciała, słysząc, jak łamią się wraz z końcem żywota”[1]. Czytając te słowa, pomyślałam, że Maria umarła, jednak chwilę potem wyjaśnia się, że do żadnego końca żywota nie doszło, bo bohaterka nadal żyje, ma się dobrze – i leci do Paryża. 
 
W samolocie odnosi wrażenie, że obserwuje ją nieznajoma pasażerka – a według autorki jeśli jedna kobieta patrzy na drugą, to znaczy, że ma chęć na lesbijski seks. Biedna Maria drży ze strachu, kiedy Gemma, bo tak ma na imię owa gapiąca się dama, zaprasza ją do swego domu. Co będzie, jeśli „ona zwabi mnie do łóżka i zrobi ze mną coś, na co nie mam ochoty”[2] – panikuje, a mimo to przyjmuje zaproszenie. Dlaczego idzie w miejsce, gdzie może grozić jej niebezpieczeństwo? Nie mam pojęcia. Logika nie jest najmocniejszą stroną autorki tej książki, bo bohaterka częściej zachowuje się jak kompletna idiotka niż rozważny naukowiec. Nie sposób zrozumieć, dlaczego słucha całej tej Gemmy, podczas gdy każdy człowiek mający choć odrobinę rozsądku posłałby ją w diabły. Ale mniejsza o to. W trakcie wizyty wychodzi na jaw, że nowa znajoma czuje przeogromną nienawiść do płci męskiej, lubi jedynie homoseksualistów. „Teraz to kobiety, najchętniej z pedałami, mają rządzić światem przez nadchodzące wieki, a może i dłużej”[3] – mówi. „Kobietom i pedałom jest razem po drodze”[4]. W tym wymarzonym świecie kobiety będą spały tylko z kobietami i nie będą musiały rodzić dzieci, a „każdy pederasta będzie mógł za darmo zmienić płeć i otrzymać te swoje wymarzone piersi i tak dalej”[5].

Hmm, a od kiedy to pederaści marzą o piersiach? Jak widać, autorce lub tłumaczowi pomylili się oni z transseksualistami. Wśród bohaterów są geje, lesbijki, osoby po korekcie płci, niemało stron zajmują rozważania bohaterki, czy jest lesbijką, czy też nie jest, skoro wprawdzie sypia z kobietami, ale trzyma ten fakt w tajemnicy. Autorka chętnie porusza tematykę LGBT, ale traktuje ją bardzo powierzchownie, tworząc mało prawdopodobne scenki i wypisując takie głupoty, że „homoś to kobieta po przejściach”[6], homoseksualiści pragną mieć piersi i nikt nie uprawia tak brutalnego seksu jak oni. Ciągle nazywa ich pedałami, oczywiście nie wprost, ale wkładając to obraźliwe słowo w usta bohaterek, które rzekomo są wykształcone, tolerancyjne i bardzo postępowe. Jeśli chodzi o mało prawdopodobne scenki, to nie byłam w stanie uwierzyć, że Maria podczas uprawiania seksu z osobą, która chirurgicznie zmieniła płeć, niczego nie zauważa. Jak wiadomo z wiarygodniejszych źródeł niż powieść Steinunn Sigurðardóttir, te operacje nie są doskonałe. Jeszcze dziwniejsze, że owa postać po tranzycji nie umie się zdecydować, czy mówić jak kobieta, czy jak mężczyzna. Oto jej przykładowa wypowiedź: „Tak jak już ci mówiłam, właśnie zorientowałem się, że samiec z tym swoim aparatem to zjawisko okropne”[7]. Tak, tak, w tym samym zdaniu ta sama postać raz używa końcówek żeńskich, a raz męskich. Brzmi to nienaturalnie, okropnie.

Okropne są również dziwactwa w narracji. Jest to powieść z narracją pierwszoosobową prowadzoną przez Marię, tymczasem autorka co rusz o tym zapomina i przechodzi na trzecioosobową, nawet w obrębie tego samego zdania: „I faktycznie, kiedy się odwracam, stoi nade mną klientka łaźni i ogląda narząd Marii z tęsknym błyskiem w oczach”[8]. Na domiar złego bohaterowie często wyrażają się książkowo, jak na przykład tu: „Łazisz za mną, mając prawo czy nie, i tak mnie nachodzisz, że ponoszę niepowetowane straty i moje skromne życia wulkanologa także”[9]. 
 
„Bez końca opłakuję utratę płodu”[10] – wyznaje Maria, tymczasem żadna zrozpaczona kobieta nie nazwałaby utraconego dziecka płodem.

„Kobieta ze zbyt długimi czarnymi włosami tak mnie – krótkowłosą niewiastę o upierzeniu, które zbyt długo pozostawało jasne – przytłacza, że czupryna mi niemal siwieje”[11] – ja rozumiem, że tłumacz Jacek Godek chce uniknąć powtórzeń, jednak nazywanie kobiety niewiastą, a włosów ludzkich upierzeniem to niezbyt dobry pomysł.
 
Długo zastanawiałam się, na czym polega zapowiadany przez wydawcę humor, bo nic mnie jakoś nie bawiło. Dopiero gdy wyczytałam, że Maria marzy, by „odłączyć ten swój przerażony łeb, który jedynie zawraca głowę”[12], wybuchnęłam śmiechem. Łeb, który zawraca głowę! Dobre. Humor w tej książce rzeczywiście jest. Językowy.

Powieść jest mało wiarygodna, płytka, chaotyczna, nieprzyjemna, a tłumacz dodatkowo dolewa oliwy do ognia, tworząc toporne zdania i pozwalając sobie na liczne wpadki językowe. Jedyne, co z tych nieszczęsnych „Kobiet z klasą” można wynieść pożytecznego, to trochę wiedzy o Islandii. Autorka podkreśla, że tamtejsze kobiety wywalczyły sobie lepszą pozycję niż mieszkanki innych państw, rozwiewa mit, że ta wyspa jest rajem, zwraca też uwagę na fakt, że Islandczycy za mało przejmują się groźbami ze strony wulkanów, zapominając najwidoczniej o licznych wybuchach, a także o klęskach żywiołowych i wieloletnim głodzie, bo przecież dopiero zyski z wojny uczyniły ich kraj bogatym.

Moja ocena: 2/6.

---
[1] Steinunn Sigurðardóttir, „Kobiety z klasą”, przeł. Jacek Godek, Mova, 2021, s. 6.
[2] Tamże, s. 52.
[3] Tamże, s. 43.
[4] Tamże, s. 159.
[5] Tamże, s. 56.
[6] Tamże, s. 56.
[7] Tamże, s. 82.
[8] Tamże, s. 29.
[9] Tamże, s. 166.
[10] Tamże, s. 60.
[11] Tamże, s. 171.
[12] Tamże, s. 32.

10 komentarzy:

  1. Jacek Godek... Nie znam chłopa, nie wiem, ile ma lat i jakie poglądy, ale wysłałabym go na emeryturę. Już kilkukrotnie natknęłam się na jego tłumaczenie i ledwo przebrnęłam. Raz była to książka Yrsy. Gdybym przeczytała ją jako pierwszą, nie miałabym teraz na półce praktycznie wszystkich tomów jej serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki pan nie pierwszej młodości. Tłumacz z wieloletnim doświadczeniem. Gdyby mi podpadł pierwszy raz, nawet bym o tym nie wspomniała, ale to już kolejny raz. Islandzkich książek przeczytałam zaledwie kilka, ale większość była właśnie w jego tłumaczeniu. :)

      Usuń
  2. Oj tak! Od dobrego tłumacza zależy życie każdej obcojęzycznej książki. Po to coś nie sięgnę, ale nawiązując do tytułu... zawsze gdy słyszę "kobieta z klasą" widzę świetny rysunek Andrzeja Mleczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zależy. :) W tej książce kobieta z klasą to po prostu kobieta, która żyje z innymi kobietami i nie potrzebuje mężczyzn do niczego, nienawidzi ich.

      Usuń
  3. Dzięki za ostrzeżenie. Będę omijać szerokim łukiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to powieść nieciekawa i nieprzyjemna. Z tego, co widzę, wiele osób oceniło ją nisko.

      Usuń
    2. Heh, do ja dołączę do grona tych, którzy na książkę w ogóle się nie skuszą. Więc również dziękuję za ostrzeżenie ;)

      Usuń
    3. Myślę, że ta książka by Cię nie zauroczyła. Jest jakaś taka głupkowata.

      Usuń
  4. Próbowałam czytać tę książkę, ale odpadłam po dwóch rozdziałach. Wydała mi się właśnie taka, jak napisałaś w komentarzu powyżej: głupkowata. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze zrobiłaś. :) Początek i tak jest lepszy niż rozwinięcie i zakończenie. Kiedy bohaterka trafia do domu Gemmy, robi się beznadziejnie. Słaba autorka. Jeśli wydadzą u nas kolejną jej książkę, to już nie będę się nią interesować.

      Usuń