Akcja „Piosenki koguta” Krystyny Siesickiej toczy się w ciągu jednego letniego przedpołudnia, kiedy to trzydziestopięcioletnia Muszka, oczekując na wieczorne przyjęcie z okazji siedemdziesiątych urodzin ciotki Felicji, nakręca włosy na papiloty sporządzone ze starych notatek kuzynki Danieli. Te zapiski działają na nią tak, jak magdalenki na bohatera „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta. Muszka wraca pamięcią do wydarzeń sprzed lat i tylko jednej rzeczy przypomnieć sobie nie może: kim był Ludwik? A przecież musiał wiele dla niej znaczyć, skoro Daniela napisała w notatniku: „Muszka jest grubą, głupią idiotką. Kocha się w Ludwiku. Nie wie, że całowałam się z nim wczoraj wieczorem pod wierzbą nad jeziorem”[1]. Ciotka, sąsiadki oraz Anatol, zapytani o Ludwika, wykręcają się od odpowiedzi, tak jakby chcieli ukryć coś wstydliwego.
Bohaterkę poznajemy, kiedy nakłada na włosy papiloty, i w papilotach ją zostawiamy, bo Siesicka urywa akcję jeszcze przed imprezą urodzinową. Ale wiadomo, że przybędzie ktoś, kto nie został zaproszony i kogo nikt się nie spodziewa, czyli ojciec Muszki. Przed laty porzucił on żonę i wyjechał do Francji. Dorosła córka nie chowa do niego urazy, wprost przeciwnie, docenia, że z wiekiem zmądrzał i stara się być dobrym dziadkiem dla Soni.
Nie można powiedzieć, by członkowie przedstawionej w książce rodziny darzyli się miłością. Mieszkająca na wsi Felicja wprawdzie zapraszała krewnych na wakacje, ale też bez końca krytykowała i zrzędziła, przez co w jej domu trudno było wytrzymać. Na domiar złego Muszka musiała znosić szyderstwa swojej rówieśniczki Danieli. Dziś obie kuzynki mają piętnastoletnie córki. Daniela o swoją Blankę zupełnie nie dba, dziewczynka włóczy się bez opieki i, jak mówi, „rozpaczliwie pragnie miłości”. Z kolei Muszka jest wzorową matką (choć nie dostrzega, że Sonia przeżywa dramat), ale okropną ciocią. Nie znosi Blanki, widzi w niej tylko to, co złe. Na szczęście z pewnych przesłanek można wnioskować, że uczucia pomiędzy bohaterkami ulegną ociepleniu.
Na niewielu stronach autorka z sobie właściwym wdziękiem porusza mnóstwo tematów: mowa jest tu o życiu, niesnaskach rodzinnych, nienawiści, miłości, macierzyństwie oraz o zagadkowości pamięci, która jedne wydarzenia przechowuje bardzo starannie, ze wszystkimi szczegółami, a inne bezlitośnie wyrzuca, przez co człowiek pozostaje z uczuciem straty. Obok wątku przeszywająco smutnego, związanego z zarażeniem wirusem HIV i ostracyzmem, z jakim spotykają się bliscy chorego, pojawia się humorystyczny – trudno się nie uśmiechnąć, gdy dochodzi do wyjaśnienia sprawy Ludwika.
Na koniec dwa ciekawe cytaty:
„Mogłabym dożyć w tej kuchni końca moich dni, pomyślałam, bo kiedy człowiekowi przybywa lat, udręki dzieciństwa wydają się rozkoszą”[2].
„W końcu co my wiemy o swoich rodzicach? Nic. Oni nie mówią, my nie pytamy. Szkoda, czasami o obcych wiemy więcej”[3].
Moja ocena: 5/6.
---
[1] Krystyna Siesicka, „Piosenka koguta”, Akapit Press, 1999, s. 9.
[2] Tamże, s. 15.
[3] Tamże, s. 36.
Dawno już nie czytałam książek tej autorki. Chętne bym to zmieniła. :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo interesująca autorka. Rzadko sięgałam po jej książki, kiedy byłam nastolatką, polubiłam je dopiero teraz. :)
UsuńRegularnie wspominasz o książkach Siesickiej na łamach swojego bloga i przyznaję, że mam coraz większą ochotę, by poznać prozę tej pisarki. Bardzo ciekawy wydaje mi się wątek związany z funkcjonowaniem naszej pamięci, tym bardziej, że fenomen tego zjawiska wciąż nie został w pełni poznany i zrozumiany.
OdpowiedzUsuńTrafna uwaga. Wspominam i jeszcze będę wspominać o Siesickiej, gdyż ta autorka mnie fascynuje. Wypatruję recenzji jej książek, ale nadzwyczaj rzadko ktoś o nich pisze. Autorka ciekawie pokazuje, jakie figle płata nam pamięć – to, co kiedyś wydawało się ważne, zostaje całkowicie zapomniane. Trzeba pogodzić się z istnieniem czarnych dziur i nie łamać sobie głowy próbami wskrzeszenia przeszłości. :)
Usuń